- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- Zbyszek
Zezem. W Kalejdoskopie odc. 8
Zawsze marzyłem, aby napisać coś w rodzaju rozprawy o trenerach w piłce nożnej. Na tyle ogólnie, żeby rzecz była w miarę uniwersalna i na tyle konkretnie, by można było rozpoznać szkoleniowców po owocach ich pracy. Oczywiście, tworząc ich typologię i różnicując ich pod różnymi względami.
Temat rzeka, ktoś powie i będzie miał rację, gdyż na jego opracowanie potrzeba czasu. Może więc kiedyś. A na razie zdań kilka charakterystyki trenerów Legii w ostatnich pięciu latach. Bez zadęcia, ale i bez owijania w bawełnę. A na dobry początek cytat ze wstępu do "Psychologii sportu" prof. P.A.Rudika autorstwa dr Stefana Suchonia: "Rozwijając różne formy działalności ludzkość stworzyła swoistą jej dziedzinę zwaną kultura fizyczną. Nie ulega wątpliwości, że dla jej rozbudowy i rozwoju najważniejszym czynnikiem jest człowiek, myślący i działający w myśl praw rządzących rzeczywistością biologiczna i społeczną". Nie ulega wątpliwości, iż jednymi ze sprawców tego co nazywamy w skrócie sukcesem lub porażką w sporcie, a w piłce nożnej w szczególności, są trenerzy.
Kiedy Maciej Skorża w połowie 2010 roku obejmował funkcje trenera w Legii był powszechnie uważany za najzdolniejszego polskiego szkoleniowca. Stosunkowo młody, bo 38-letni, a już z poważnymi osiągnięciami. Poprzedzała go aura najlepszego absolwenta studiów na AWF. Mottem trenera Skorży było powiedzenie: "Łatwe do osiągnięcia są tylko małe cele".Mankamentem zaś brak gry w piłkę nożną na poziomie zawodowym. Nadzieje związane z zatrudnieniem nowego szkoleniowca były duże, gdyż w tym samym czasie Legia dorobiła się nowego stadionu. I liczono na nowe otwarcie wśród kibiców i osiągnięcia wynikowe. Maciej Skorża od początku pokazał, że jest pragmatykiem, który okoliczności zewnętrzne potrafi wykorzystać. Przekonał włodarzy Legii, że sukces sportowy w piłce jest w ogromnej części udziałem zawodników i skoro ci którzy byli w klubie dotychczas tego sukcesu nie osiągnęli to znaczy, że nie są w stanie tego zrobić i ażeby to zmienić, należy ich wymienić. Tak jak to w 1975 roku powiedział Jan Pietrzak: "Nie można z pierwszą żoną zbudować drugiej Polski. Wziąłem więc rozwód". Właściciele sięgnęli do kabzy i ściągnięto kilkunastu różnego autoramentu grojków. Chyba ten eksperyment przerósł możliwości ledwo utworzonego działu skautingu, gdyż kilka z nich mogło grać w piłkę co najwyżej na poziomie A klasy. No, ale byli z zagranicy. Trener Skorża stał się tej sytuacji niejako zakładnikiem, gdyż nie mógł po prostu powiedzieć, że ten i ten się nie nadaje. I dawał im szansę na wykazanie się. Jak sam później w przypływie szczerości przyznał: "Za długo ten okres trwał i za dużo punktów straciliśmy".Przytrafił mu się też konflikt z dobrymi polskimi zawodnikami, którzy mieli pretensje do tych ściągniętych, że lekceważą grę i domagali się ich odsunięcia od drużyny. Trener uznał to za zamach na jego prerogatywy. Ale, aby osiągać wyniki musiał, chciał nie chciał, stawiać na tych, co w piłkę grać umieją, niekoniecznie zakupionych i ciężko opłacanych. Tu naraził się z kolei członkom pionu sportowego, twierdzącym, że celowo utrąca tych, których oni sprowadzili. W ten oto sposób trener wpadł w pułapkę rozgrywek personalnych, z których wyplatać się nie do końca potrafił, zamiast koncentrować się na pracy czysto sportowej.
A w niej, jak go zapewniał prezes klubu, mógł liczyć na pełne wsparcie. Trener Skorża za co mu chwała, starał się połączyć bieżąca grę drużyny i osiąganie dobrych wyników ze stworzeniem podwalin pod grę zespołu umożliwiającą osiągnięcie celu sportowego w postaci awansu do Ligi Mistrzów. Jego idee fixe było nauczenie drużyny gry pozycyjnej. Widać było, że zespół może nie gra ataku pozycyjnego na poziomie europejskim, ale postęp w jakości i kulturze gry był wyraźny. Ułatwieniem dla eksperymentowania było sprowadzenie do drużyny znanego internacjonała Daniela Ljuboji oraz znalezienie nowej pozycji na środku pola dla jego rodaka Radovicia.Przy nich ogrywał młodych zdolnych zawodników potencjalnie mogących być przyszłością Legii. Tyle tylko, że aby grać w LM najpierw należało zdobyć mistrzostwo Polski.A drużyna, która była na pierwszym miejscu w tabeli, po zdobyciu pod koniec sezonu pucharu Polski się rozłożyła, a mówiąc precyzyjnie popłynęła. I nagromadzone wokół trenera niechęci i animozje z nową mocą ujrzały światło dzienne i pomimo że Skorża miał podpisane przedłużenie umowy, przez zmienionego prezesa został zwolniony po dwóch latach pracy. Był to chyba najbardziej pod względem osobowościowym kontrowersyjny trener i to po nim będzie najbardziej zapamiętane, gdyż śladu w postaci odrębnego stylu gry nie pozostawił. Wielu pamięta wygraną ze Spartakiem Moskwa. Nie umniejszając sukcesu, nie był to zespół poza zasięgiem Legii. Natomiast media zrobiły ze Spartaka drużynę wielką. Nie każde co rosyjskie od razu ogromne. Ja również zapamiętałem jego słowne bon moty o powtarzalności, o automatyzmie, o elastyczności itp. Jednak w gruncie rzeczy zespół nasz grał po akademicku, ledwie poprawnie.
Miejsce trenera Skorży zajął nowy, stary szkoleniowiec Jan Urban. Ten w przeciwieństwie do kłótliwego, zarozumiałego, aroganckiego i zupełnie nieodpornego na krytykę poprzednika był miły, spokojny i koncyliacyjny. Jak obejmował Legię miał 50 lat. Na jego sposób patrzenia na budowę zespołu niewątpliwy wpływ miał fakt, że był jako zawodnik świetnym napastnikiem. W pracy wykorzystywał te swoje doświadczenia z gry na tej pozycji. Przy tym był również pragmatyczny. Wiedział, że konstrukcją na któej opiera się drużyna, jej szkieletem, kręgosłupem są: bramkarz, środkowy obrońca, rozgrywający i bramkostrzelny napastnik. I chciał, aby dobrych zawodników na te pozycje mu ściągnięto. Ponieważ w międzyczasie w klubie zmieniono prezesa i przyszedł człowiek spoza układu ITI, to hojne rozdawnictwo grosza się skończyło. Trener Urban zaczął od rozluźnienia gorsetu założeń taktycznych, zwłaszcza w ataku. Stawiał w tej formacji na dużą dawkę improwizacji. Aby ułatwić atakującym zadanie ustalił, że ofensywę zespól rozpoczyna od wyprowadzenia piłki przez obrońców. Miało to dwojakie cele: jak rywale atakowali obrońców to automatycznie zmniejszali ilość graczy w swojej defensywie, a jak pozwalali rozgrywać piłkę to obrońcy dochodzili z piłką aż do połowy boiska i skracali maksymalnie pole gry uniemożliwiając przeciwnikom kontratak i dusząc ich na ich połowie. Na drużyny w Polsce był to wystarczający sposób grania. Aczkolwiek zbyt często obrońcy i defensywni pomocnicy tracili piłkę na własnej połowie i drużyna traciła punkty. Ale mistrzostwo Polski stało się faktem. Tak jak faktem było, że zespół nie poradził sobie z awansem do LM, a w LE zanotował fatalne wyniki. Uznano,że jego warsztat trenerski jest zbyt ubogi na takie podniesienie poziomu gry drużyny, aby awans do LM był realny. Ale jak nie patrzeć, to po drużynie Skorży Legia Urbana grała piłkę nieschematyczną, efektowna i przyjemną do oglądania. Sam trener był przystępny i opinii publicznej nie lekceważył. Jednocześnie w klubie nabrano przekonania, że Urban jest najlepszym polskim trenerem i skoro on nie daje rady to konieczny jest trener zagraniczny. Wybór padł na norweskiego szkoleniowca Solskjaera. Ten odmówił, ale wskazał swego rodaka, też swego czasu grającego w MU pod okiem genialnego sir Alexa Fergusona, 46-letniego Henninga Berga.
Trener Berg z kolei był obrońcą i na defensywie skupił całą swą uwagę. Szlifował ustawienia w obronie, wzajemną asekurację i taktykę formacji. Ale nawet jeżeli zaniedbał warianty gry w ataku, to miał w formacji ofensywnej dwóch znakomitych graczy: Dudę i Radovicia, którzy rozbijali formacje obronne rywali. Kiedy jeden wyjechał, a drugi doznał kontuzji, ubóstwo taktyczne zespołu wyszło jak szydło z worka. Wszyscy zawodnicy po stracie piłki mieli obowiązek wracać na własną połowę i dopiero po odzyskaniu piłki z niej wychodzić. Aby nie dopuszczać do strat piłek na własnej połowie obrońcy mieli obowiązek szybkiego przerzucania piłki na połowę rywali. To było to co Berg zmienił w taktyce Urbana. Przy tym skrzydłowi grali na "odwróconą nogę", schodząc na linii pola karnego do środka i oddając strzały na bramkę rywali. Póki to było nowe i przez rywali nierozpracowane, drużyna w większości mecze wygrywała. Niestety przeciwnicy znaleźli wreszcie antidotum, a trener nie potrafił zmienić taktyki na bardzie skuteczną. Lecz chyba największym zaniedbaniem trenera Berga było nieprzygotowanie zawodników pod względem fizycznym. Jednocześnie w epoce rozwiniętego PR i związanego z nim procesu marketingu trener Berg był całkowitym zaprzeczeniem ulubieńca mediów. Wiele jego tekstów miało swoje źródło wzamknięciu się w sobie, co brano za przejaw arogancji. Również w klubie dominowała opinia, że z nim się nie pogada, gdyż uważa on, że tylko sam zna się na piłce. Doszedł do tego, skąd my to znamy, konflikt o charakterze personalnym na tle oceny przydatności do drużyny graczy sprowadzonych przez dział skautingu oraz sekowanie młodzieży. Ale też gołym okiem było widać, że proces rozwoju zespołu i poszczególnych graczy został zahamowany. W takim stanie fizycznym i psychicznym drużyna dalej funkcjonować nie mogła. Rozstanie było obowiązkiem kierownictwa klubu.
Niestety zwolnienie trenera Berga nastąpiło zbyt nagle, aby w sposób profesjonalny poszukać następcy. Sprowadzając trenera Czerczesowa dysponowano tylko opiniami jego byłych graczy, będących byłymi zawodnikami Legii oraz skauta byłego bramkarza klubu znającego dobrze rynek rosyjski. Wedle nich trener Czerczesow to zwolennik ciężkiej pracy, a przy tym jako przełożony wymagający, ale sprawiedliwy i wobec graczy uczciwy. Po kilku meczach nie sposób trafnie ocenić trenera, ani poznać jego warsztatu. Niemniej już widać tendencję i kierunek w jaki on i drużyna idą. Jest to trener rozumny i realnie patrzący na rzeczywistość. Nie będzie on szukał gwiazdek na niebie, ani liczył na dziki fart. Musi poprawić formę graczy, bowiem wie, że wykonywanie założeń taktycznych jet uwarunkowane stopniem przygotowania motorycznego. Musi możliwie z jak najmniejszymi stratami dotrwać do przerwy zimowej, w której dopiero nastąpią poważne zmiany. Oducza też zawodników bojaźliwego grania na alibi i wiecznej asekuracji. Zabrania wykopywania piłki z obrony byle dalej od własnej bramki, nakazuje atakowanie rywali już na ich połowie, natychmiast po stracie piłki. I z tym na razie jest największy kłopot. Większość graczy Legii nauczona była gry w strefie i pressing polegający na kryciu najbliższego jest im obcy. Gubią się, robią to z opóźnieniem, co sprawia wrażenie chaosu. Przyznam, że ja też tego rozwiązania w grze defensywnej zwolennikiem nie jestem. Ale lepsze ono od tego uciekania na własną połowę i oczekiwania na ataki, a następnie tracenie sił, których nie ma na powroty na wraże pole karne. Widać też wyraźnie, że założenia taktyczne nie będą sztywne, ale elastyczne. Wymaga tego współczesny futbol, gdyż gra na skróconym polu gry to podejmowanie szybkich i zdecydowanych decyzji oraz stałego ruchu.
Na razie zmiany wyglądają obiecująco. Zobaczymy wiosną, w którą stronę zespół nowy trener powiedzie: czy w grę kto szybszy, silniejszy i bardziej wytrzymały, co moim zdaniem przyszłości nie ma, czy też motoryka będzie tylko bazą do takiej organizacji gry, która umożliwi wykorzystanie w pełni umiejętności piłkarzy, a taktyka dostosowana będzie do ich możliwości. Bo tego nas naucza ogląd współczesnej piłki w wydaniu najlepszych.