- Zbyszek
Po wczorajszym meczu i tym co się wydarzyło pod stadionem,aż nie chce się piórem do kałamarza sięgać,ale tatuś musi.
O tym,że rodacy stają naprzeciw siebie w meczu polskich klubów.
Niestety nie są to nasi krajanie.Gdyż na ławkach trenerskich w dwóch największych polskich klubach zasiadają dwaj Chorwaci.We wczorajszym meczu jeden faktycznie,a drugi teoretycznie.Pewno poza meczem porozmawiali ze sobą, chociaż spotykali się w ostatnich 10 latach na różnych kursach szkoleniowych, gdzie na ogół Jozak był wykładowcą,a Bijelica słuchaczem.Można bez przesady powiedzieć,że trener Lecha jest wychowankiem Jozaka, który go szkolił na kursie i oceniał jego pracę dyplomową kończącą szkołę trenerów traktującą o grze z kontrataku. Bijelica darzy Jozaka ogromnym szacunkiem i uważa,że ma on ogromną wiedzę o futbolu i jeżeli zdoła przekuć ją w konkret to Legia stanie się piłkarsko bardzo mocna.Tylko,że jak by nie patrzeć dobrego świadectwa taka sytuacja polskim trenerom nie wystawia. Ale tak po prawdzie to chyba tylko Probierz i Strejlau jakoś tam wierzą w tzw. polską myśl szkoleniową.W Legii i Lechu pracował uważany powszechnie za najlepiej przygotowanego do zawodu trenerskiego Maciej Skorża i w obu sobie nie poradził.Przy czym w Legii ignoranci z ITI za wcześnie go pożegnali.Więc w zasadzie po Skorży nie ma nikogo lepszego.W te piórka chciałby się ustroić Probierz,ale jego ocena własnej osoby drastycznie rozmija się z ocenami prezesów największych polskich klubów.Natomiast to on dokonuje ocen kolegów po fachu i ostatnio na cenzurowanym u niego znalazł się Bijelica. Czyżby chciał zająć jego miejsce?. W każdym razie nie jest tak,że prezesi złośliwie nie chcą zatrudniać polskich trenerów,ale mają ku temu poważne powody.Jeden jest taki,że w większości przypadków mają oni słaby , jednostronny warsztat i nie radzą sobie w interakcjach z zawodnikami, zwłaszcza w dłuższym okresie czasu.Owszem mają pomysł na prowadzenie zespołu,ale szybko się on wyczerpuje, tak jak i formuła współpracy.I niewiele czasu potrzeba,aby nastąpiło obustronne zmęczenie materiału zwiastujące nieuchronny koniec męczarni. Zresztą zawodnicy szybko wyczuwają czym nowy szkoleniowiec pachnie, wiedzą czy narcyzmem i tak jak na to zasługuje tak go traktują.Dziś to i tak jest pełna kultura i rewerencja, bo chodzą do prezesa, usiłują dyskutować, a jeszcze nie tak dawno zamykali przed takim delikwentem szatnię i kapitan dawał mu kartkę ze składem,żeby mógł przed mediami szpanu zadawać, że on trenerem jest.Bo to nie jest tak,że zawodnicy nie szanują trenerów,ale jest tak,że w tym zawodzie na szacunek trzeba zapracować, jako fachowiec i jako człowiek.
O tym,że Legii nikt się nie boi.
W jednym z pism z programem telewizyjnym jako reklamę meczu Lech-Legia zapodano tytuł,że "Lech się Legii nie boi". Ja chciałbym zapytać tego mędrka,żeby mi wskazał chociaż jeden klub,który w dobie obecnej boi się Legii.W sensie piłkarskim, bo jeżeli idzie o kibiców to trochę by się znalazło.A jak wspominamy z nostalgią były czasy, kiedy większość naszej drużyny się bała.W zasadzie z góry można było przewidzieć prostą swej wymowie ich "taktykę" polegającą na obronie wszystkimi siłami i gry z tzw. kuntry. Czasami im się udawało urwać nam jakieś punkty.Czasami.Dziś o takim graniu już wszyscy pozapominali.Pozostała jeszcze, jak długo? ,większa mobilizacja. Bo piłkarsko Legia dziś to słabizna. Tylko marka i nazwa pozostała. Dobre i to.
O tym,że trener chce z zawodników Legii zrobić zespół.
Nie chodzi o samo pojęcie zespołu,ale o to co w piłce najważniejsze - o grę zespołową.Takie podejście do piłki nożnej jest stosunkowo młode, bo liczy sobie trochę ponad 55 lat, bowiem wcześniej gra była oparta na indywidualnych popisach, które w sumie składały się na wynik drużyny. Ten nowy model wprowadzał z niemałymi oporami w Interze Mediolan na początku lat 60-tych legendarny Helenio Herrera. On to w szatni wywieszał hasła w rodzaju : " Grając dla drużyny, grasz dla siebie". Aby zaszczepić ducha zespołowości koszarował zawodników odcinając ich od świata i skazując na siebie. To stało się najpierw przyczyną sukcesów,a potem porażki.Bo chyba z tym przesadził, gdyż duch może być tak samo dobry jak i zły.I często tak się dzieje,że to ten zły dominuje.Ale od tamtego czasu te dwa podejścia do istoty futbolu, często antagonistyczne są stale w nim obecne. Indywidualizm zawodników, ich chęć pokazania się na scenie piłkarskiej staje w opozycji do zamierzeń trenera, który wie,że zespolone indywidualności stanowią większą wartość niż pojedyncze jednostki.Taką zespołowość udało się osiągnąć Czerczesowowi, ale w bieżącym roku ten dorobek został roztrwoniony. Legia stanowi zlepek nie rozumiejących się autonomicznych osobników.Trener Jozak metodycznie stara się,aby nasi gracze zrozumieli,że razem są silniejsi i aby następnie w meczu grali ze sobą przeciw wspólnemu wrogowi.Zadanie trudne i należy obawiać ,że z tym zestawem graczy niewykonalne.
O tym,że trener Jozak postępuje racjonalnie.
Piłka nożna jak każdy rodzaj działalności człowieka podlega w ogromnym stopniu takim samym procesom rozpoznania i reakcji na bodźce i zjawiska zewnętrzne jak cała okalająca rzeczywistość.Przyznam się bez bicia,że nigdy nie rozumiałem tych trenerów, którzy w sytuacji kryzysowej zmieniali ustawienie taktyczne i mieszali składem.Toż to stare przysłowie powiada,że podczas przeprawy przez rzekę nie zmienia się koni.Szukali oni odmiany losu w czynnikach irracjonalnych, gdyż dawali tą zmiennością dowód,że uprzednio dokonywali złych wyborów czyli ci co grali byli gorsi od tych co nie grali.Czysty idiotyzm. Ci co wpadli w dołek muszą z niego przecież wyjść.Nikt za nich tego nie zrobi. Albo inny przykład.Kiedy ktoś wpadnie w jakieś bagno i tylko łepek mu wystaje nie może się miotać bez sensu na wszystkie strony, bo się z kretesem utopi,ale musi myśleć,że może jakiś ratunek się znajdzie i z całą pewnością nie może pogarszać swojego położenia. I Jozak tak stara się postępować. To co dotychczas robił to stawka na przeczekanie kryzysu z jak najmniejszymi stratami.Niestety chyba w tym myśleniu jest osamotniony.
O tym,że dobra seria kiedyś się kończy.
Legia wygrała z Lechem ostatnie 5 meczów w lidze.Wczoraj ta seria zakończona została nokautującą porażką.I teraz musimy sobie postawić pytanie czy Lech dotychczas był tak słaby,a my mocni, a więc czy teraz to my jesteśmy słabi,a Lech mocny?.Lech jak widać z innymi zespołami radzi sobie średnio,a więc mocarzem to on nie jest.Ale wczoraj był dla nas za mocny.Dlatego,że to nasza drużyna jest niewyobrażalnie słaba. Zmiana trenera niczego na lepsze nie odmieniła.Obserwujemy w wielu drużynach,że zmiana trenera często stanowi impuls dla graczy,aby pokazać się z jak najlepszej strony,aby przekonać trenera do siebie, do tego,że zasługuje się na miejsce w składzie.Tylko,że na taki zryw trzeba dysponować zasobem rezerw fizycznych i mentalnych,a nasza drużyna takowych nie posiada.Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele,ale chyba główną jest to,że kryzys w zespole pogłębiał się z każdym meczem, aż osiągnął dno.Od niego można się odbić, bo już nie ma dokąd spadać, lecz to musi być proces.Im głębszy kryzys tym dłużej trwać musi wychodzenie z niego.Nowy trener chce zakląć rzeczywistość twierdząc,że w szatni Legii zapanował lepszy duch. Być może, tylko,że w sporcie wymagającym wysiłki fizycznego żadne zaklęcia, wezwania do zaangażowania nie zastąpią formy.
O tym,że kobietą nasz zespół nie jest.
O kobiecie można powiedzieć,że pokazuje co ma i ma co pokazać. A o naszych piłkarzach,że pokazują co mają ,lecz nie mają czego pokazać. Inaczej mówiąc żal serce ściska oglądając to co prezentują nasi piłkarze.Tym razem byliśmy słabsi od przeciwnika w każdej formacji i w każdym miejscu boiska.Nasi piłkarze nie podjęli walki, którą narzucili piłkarze Lecha, grali za daleko od rywali, pozwalali im na rozgrywanie piłki , wytwarzanie sytuacji i oddawanie strzałów na naszą bramkę.W sumie Lech oddał we wczorajszym meczu więcej strzałów na bramkę Legii niż we wszystkich dotychczasowych meczach tej rundy.Można się było zastanawiać, gdzie byli nasi zawodnicy, bo na boisku to chyba nie.I na tym krytykę zakończę i nie będę oceniał indywidualnie zawodników. To nie oni bowiem są sprawcami kryzysu.Po meczu w Canal + Ekstra nareszcie Maciej Murawski pokazał kilka akcji z meczu w szerszej perspektywie i wyraźnie było widać różnicę szybkości poruszania się pomiędzy zawodnikami Lecha i Legii.To ona zadecydowała o grze i o wyniku.
O tym,że tylko głupiec uczy się na własnych błędach, mądry uczy się na cudzych błędach.
Taka postawa powinna być racjonalna i całkiem zrozumiała.Popełnianie błędów niejako po to, aby się na nich uczyć ma coś z masochizmu i jest z gruntu bezsensowne.Najgorsze jednak następuje wówczas, kiedy ktoś błądzi nie zdając sobie z tego sprawy.Ma tak mało wiedzy, doświadczenia, umiejętności,że robiąc źle ma przekonanie ,że czyni dobrze.A z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w tym roku, a już dowodnie od początku tej rundy.I dobitnie widać,że własne błędy kosztują najdrożej.W tym kontekście nie sposób nie odnieść się do przepychanek słownych kilku naszych piłkarzy,że nie donosili na trenera Magierę do prezesa. Już pomińmy,że prezes w tym rozumowaniu jawi się nie jako swój,ale jako obcy,ale sama sytuacja byłaby z gatunku bardziej śmiesznych niż przykrych. Gdyby nie to,że zawodnicy wypierają się,że to akurat byli ci wymienieni w GW,ale nie zaprzeczają,że jacyś delegaci piłkarzy jednak byli. Ale również ich słowa jakich używają brzmią tak naprawdę następująco : " To nie my donieśliśmy,że Magiera był najgorzej przygotowanym warsztatowo trenerem z jakim kiedykolwiek pracowaliśmy". Dzisiaj zbieramy tego dyletanctwa, tego braku odwagi, tego braku lojalności wobec klubu gorzkie owoce. Jak by nie patrzeć lepiej uczyć się na cudzych błędach.
Odnośnie wczorajszego kolejnego bandyckiego wybryku nie będę strzępił języka po próżnicy. Czekam kiedy prokuratura da głos.
This is a comment on "Lech - Legia 3-0: Blamaż "