A+ A A-
  • Zbyszek
O tym,że każdy trener chciałby pracować w Legii,a tylko Ojrzyński mówi o tym głośno. Trener Arki jest absolwentem warszawskiej AWF z tego samego rocznika co Maciej Skorża. Obaj grali w drużynie AZS AWF , pierwszy na bramce,a drugi na środku obrony.Ale to Skorża był prymusem i jeszcze podczas studiowania za rekomendacją b. trenera Legii i szefa kierunku piłki nożnej uczelni Rudolfa Kapery podjął pracę szkoleniowca trampkarzy w naszym klubie.Tą drogą po ukończeniu studiów podążył i Leszek Ojrzyński.Lecz to Skorży szczęście sprzyjało, gdyż w Legii został nieoficjalnym asystentem trenera Janasa i ten pociągnął go za sobą jako asystenta w I reprezentacji oraz Amice Wronki.Kto zna Janasa ten wie,że jego lenistwo przekracza wszelkie granice i to Skorża wykonywał faktycznie obowiązki trenera.Po odejściu Janasa na leczenie przejął jego funkcję co otworzyło mu drzwi do kariery i do bycia trenerem Legii. Z tej szansy korzystał niegdyś dobrze,a dziś raczej kiepsko.Natomiast Ojrzyński nie mając protektora wdrapywał się po kolejnych szczeblach własnymi siłami rozpoczynając pracę od klubów niższych lig.Piłkarska polska usłyszała o nim jako trenerze Znicza Pruszków, który w sezonie 2006/2007 o mały włos,a właściwie o brak chęci działaczy,a wprowadziłby ten klub do najwyższej klasy rozgrywkowej.Ale też dysponował nielichym składem,że wspomnę Lewczuka, Kokosińskiego, Bogusza, Jędrzejczyka, Radosława Majewskiego,Zawistowskiego, Chałasa no i Roberta Lewandowskiego.To on ujawnił prawdziwe kulisy przejścia Lewandowskiego nie do Legii,ale do Lecha.Jako kibic Legii nie mógł zrozumieć głupoty ówczesnych władz Legii i trenera,że do tego dopuścili.Potem poszedł pracować do Korony Kielce i w krótkim czasie stworzył zespół walczaków , groźnych dla każdego określanego barwnie jako "bandę świrów".W Koronie na tle oszustw dokonywanych przez ówczesnego dyrektora sportowego i prezesa skonfliktował się z nimi do tego stopnia,że poinformował o tym Prezydenta Kielc. Ten jednak był głuchy na fakty,żadnych działań nie podjął,ale sama sprawa wyciekłą do władz klubu i Ojrzyńskiego zwolniono.Dopiero po jego odejściu potwierdzono przekręty i sam Prezydent złożył doniesienie do Prokuratury. W kolejnym klubie w Podbeskidziu radził sobie jak zwykle na początku pracy dobrze,ale kiedy przyszły gorsze dni nie chciał być posłusznym b. trenerowi , ówczesnemu prezesowi Boreckiemu, który rościł sobie prawo do bycia nadtrenerem i znowu musiał odejść. A Boreckiego obwiniono o spadek i też to był jego koniec jako działacza.Teraz widzimy jak świetnie radzi sobie Arce.Powiada,że już "bandy świrów" tworzył nie będzie, bo będzie stawiał na walory piłkarskie, a nie li tylko wolicjonalne.I trzeba przyznać,że mu się to udaje.Nie tylko utrzymał Arkę w elicie,ale z nią wywalczył PP i po pokonaniu Legii SP. A Arka bodaj najlepiej ze wszystkich polskich drużyn zaprezentowała się w eliminacjach europejskich pucharów. W jego wielu wypowiedziach można było dopatrzyć się żalu,że do tej pory nie dostał szansy pracy w Legii, mimo,że dwa razy był w kręgu zainteresowań i uważa,że od kilku jej trenerów ostatniego okresu nie byłby gorszy.Co z kolei oznacza,że jako trener drużyn grających przeciwko Legii chce wykazać,że nie zatrudniając go popełniono błąd.Na szczęście chcieć, nie znaczy od razu móc. O tym,że jazda na gapę kiedyś się kończy. W piłce nożnej jako grze zespołowej jazda na gapę jest możliwa i często praktykowana.Podobnie jak w pociągu, nie płaci się za bilet i się jedzie czyli nie wkłada się wysiłku na treningu, nie wykazuje się zaangażowania podczas meczu,a się jest i jeszcze się gra,ale najważniejsze,że się dobrze na tym zarabia.Mówiąc teoretycznie takie bycie wiezionym czyli nic nierobienie bywa mimo wszystko korzystniejsze od robienia wszystkiego na opak. W tych przypadkach tacy zawodnicy przypominali rentierów , a więc tych , którzy żyją z procentu od złożonego w banku kapitału, tylko,że oni odcinali kupony od niedawnej sławy lub od talentu.Trenerem , który wierzył,że te wyleniałe lwy się obudzą był poprzednik Jozaka. Przypominamy sobie jego słowa,że drużyna jeszcze zaskoczy, jeszcze się ogień zapału zatli i wszystko powróci nie tylko na stare, dobre tory,ale będzie jeszcze piękniej.Nie było, bo nie mogło być.I nie w osłabieniu zespołu leżał klucz do przebudzenia,ale w tym,że trener nie znał sygnału pobudki, nie wiedział na jakim instrumencie zagrać,aby być usłyszanym. Teraz to całe rozlazłe bractwo zaczyna z powrotem rozumieć,że realne życie nie jest snem i wymaga aktywności, zaangażowania, posiadania jakiegoś celu i poświęcenia w dążeniu do niego.Wchodząc na najwyższy diapazon co przy okazji bliskich Zaduszek jest do przyjęcia można rzec,że najgorsza jest nie sama śmierć,ale śmierć za życia, która następuje wówczas kiedy człowiek uświadamia sobie,że nie ma już po co żyć. O tymże naszedł czas łapania równowagi w grze. W dwóch poprzednich meczach nasz zespół zagrał defensywnie, z Lechią w sposób wymuszony,a z Wisłą świadomy.Trener, podobnie jak my, wie,że posiada w drużynie lepszych obrońców i defensywnych pomocników niż graczy ofensywnych i rozkłada akcenty taktyczne tak,ażeby to co dobre wyeksponować.Dotychczas te wybory broniły zdobycze punktowe.Tyle tylko ,że takie granie jest usprawiedliwione aktualnym stanem wytrenowania zawodników i jakoś skuteczne, lecz wyłącznie w konfrontacji z zespołami o zbliżonej do naszej klasie graczy. Ale z zespołami słabszymi pod względem kadrowym tak grać się nie powinno.Stąd konieczność zbalansowania poczynań. Przy czym po słowach Jozaka jaka ta Arka mocna jest poczułem zaniepokojenie czy prowadzi swoją grę na koncentrację zawodników czy wchodzi w kapcie Berga, który uważał,że każdy rywal jest bardzo trudny ze skutkami znanymi.Bo nie jest.Czym innym jest nielekceważenie żadnego rywala,a czym innym jest traktowanie słabego jako faworyta i podstosowywanie taktyki i organizacji gry pod tak spaczoną wizję możliwości dwu drużyn.Wczoraj Jozak pokazał po raz kolejny,że jest bardzo pragmatyczny i chce, aby drużyna grała w sposób wyrachowany, ekonomicznie i na wynik.Jest to też duża umiejętność.Bo zatrzymanie się na głębokiej defensywie i kontrataku przyszłościowym rozwiązaniem dla Legii nie jest. O tym,że Jozak zaskakuje wyborami. Jeszcze nie tak dawno wydawało się,że hierarchia w drużynie Legii jest ukształtowana.Kapitanami drużyny spośród grających byli w kolejności : Jędrzejczyk,Pazdan, Hamalainen. A trener wskazał na Malarza. Generalnie rzadko kapitanem drużyny jest bramkarz, gdyż jego wpływ na poczynania boiskowe kolegów jest znikomy,ale Malarz swymi publicznymi wypowiedziami opowiadał się za tak potrzebnymi do wygrywania wartościami jak : zaangażowanie, zespołowość , poświęcenie. Nie wymieniał nazwisk ,ale każdy wiedział kogo krytykował. W ten sposób wspierał trenera. Podobnie pozycja Jędrzejczyka wydawała się niepodważalna,a tu po zabiegu nie ma śladu, a trener wystawia Brozia.Być może czeka na wzrost formy Jedrzejczyka i jego poprawę gry tak w defensywie i ofensywie,ale na dziś Broź jest bardziej zdyscyplinowany taktycznie.Jako wysunięty napastnik gra kupiony za grosze Niezgoda,a ławę grzeje najdroższy zakup Legii Sadiku. Oczywiście w ogromnym stopniu wynika to z koncepcji gry ,ale też bardzo źle świadczy o poprzednikach, którzy Niezgody w ogóle w Legii nie widzieli. Podobnie było z wystawianiem Kopczyńskiego kosztem Jodłowca czy forsowaniem wolnego Dąbrowskiego. Te przykłady świadczą o tym,iż dla Jozaka dobro drużyny jest najważniejsze i wybory personalne mają temu celowi służyć, nie żadnym innym. O tym,że nasi zawodnicy popełniali za dużo niewymuszonych błędów. Od początku wczorajszego meczu zawodnicy Arki pokazywali,że zostali dobrze taktycznie nastawieni przez ich trenera.Wyciągnął on z meczów Legii z Lechią i Wisłą wniosek,że nasz zespół mocno atakuje od początku i jak zdobywa bramkę to się zamyka i broni wyniku.Postanowił tedy zagrać agresywnie przeciwko naszym graczom,aby im taki scenariusz uniemożliwić. I kiedy Arka przez ok. pół godziny tak grała ujawniła aktualne słabości naszej gry .Notowaliśmy za dużo strat piłek wskutek niecelnych podań , najczęściej i rzadziej, złego przyjęcia piłki.Wynikało to nie nieporadności,ale bojaźni.Nasi zawodnicy nie wychodzili agresywnie i ryzykownie do przodu, lecz woleli niejako zabezpieczać własne tyłki i grać asekuracyjnie.Skutek był taki,że wydawało się jak by w polu graczy rywali było więcej, bo to oni przechwytywali tzw. bezpańskie piłki. Więc gra do płynnych nie należała, z naszej strony, bo w rozegraniu było za dużo błędów i niecelnych podań ,a z ich, gdyż ich umiejętności piłkarskie na prowadzenie uporządkowanej gry nie pozwalają. O tym,że im dalej w mecz tym przewaga naszej drużyny rosła. A sprawcami niepodzielnego opanowania przez Legię, zwłaszcza w II połowie, środkowej strefy boiska byli znakomity Jodłowiec,niewiele gorszy Guilherme i bardzo dobry Mączyński.To oni ustabilizowali grę naszej drużyny i rozerwali zespół Arki na dwie rozłączne połowy odcinając ich atakujących od piłek. Na pokaźniejsze zdobycze bramkowe przyjdzie jeszcze czas. Na dziś odnotujmy,że wraca pewność siebie i widać więcej radości z samej gry.Idzie ku lepszemu.
This is a comment on "Legia - Arka 2-0: Dobry zwyczaj"