- Zbyszek
O tym,że Jagiellonia jest pieszczochem mediów.
Czytam sporo o piłce nożnej i właściwie w ciągu kilku ostatnich lat nie znalazłem żadnego artykułu negatywnie opisującego Jagiellonię lub to co się w niej dzieje.Ba, bez echa przeszły takie chamskie zachowania jak przeszkadzanie piłkarzom Legii w śnie w jednym z podlaskich moteli,celowe przerywanie meczu w walce o tytuł, namawianie bramkarza do symulacji czy poniżanie i niewpuszczanie na ich stadion kibiców Legii.Mamy natomiast do czynienia z istnym festiwalem pochwał.Kiedy Mamrot zmienił Probierza pisano,że drugi zmienił Jagę z drewnianej w murowaną,a pierwszy będzie kontynuował dzieło.Gdy Jaga zdobyła II miejsce pisano,że jest pierwszą przegraną. Gdyby sędziowie nie mylili się na jej niekorzyść i popełnili o jeden błąd mniej, gdyby jeden strzał więcej trafił do siatki, gdyby wszyscy zawodnicy byli zdrowi i w pełni formy to zdystansowałaby znienawidzoną Legię.Przed obecnym sezonem pisano już bez ogródek,że Jaga jest faworytem do Tytułu.Zdaniem autorów to dzięki Jadze finisze rozgrywek były emocjonujące.Przypominano jak to rok temu wygrała bezapelacyjnie w stolicy 2:0. Podkreślano,że potrafi ona grać kilkoma systemami i jest bardzo trudna do pokonania.W ostatniej przerwie zimowej wszystkie kluby , poza Jagą , powstrzymywały się od podkradania zawodników kryzysowej Wiśle.Lecz kiedy Jaga to uczyniła napisano:" Prezes Kulesza , od dawna uchodzący za wytrawnego gracza na rynku transferowym , podtrzymał opinie o swojej skuteczności i trio opuszczające Kraków w nawigacji GPS jako cel podróży wystukało Białystok".Stwierdzono nawet,że prezes przestał być Duchem Puszczy ( nazwa bimbru) , a stał się Jagermeistrem". Z kolei Mamrot , który potwierdził,że chce Tytułu zyskał miano mężczyzny z krwi i kości.Z całą pewnością Duch Puszczy, podobnie jak tradycyjna gościnność podlasian ma w takich peanach swój udział. Ale nie tylko one.Jaga jest klubem stabilnym finansowo , corocznie zwiększającym swój budżet, który obecnie przekracza 30 mln zł. Prezes nie daje się szantażować piłkarzom i ich menedżerom, starannie dobiera trenerów i zawodników. To czy Jagiellonia się wzmacnia czy osłabia zależy od zamysłu prezesa i trenera oraz od wyników,a nie od ocen pismactwa.Np. dwa lata temu do klubu przybył tylko Wójcicki,a odeszli tacy gracze jak Czernych, Chomczenowski czy Tomasik,a Jaga grała lepiej nie gorzej. Od tamtego czasu z I składu ubyli : Vassiljew, Bezjak, Burliga, Frankowski, Machaj, Sheridan i Świderski. Zaś przybyli : Guilherme, Pospiszil,Sandomierski, Imaz, Kadlec, Kosztal i Arsenicz. Mimo tych zmian drużyna Jagiellonii przechodzi coś na kształt zmęczenia materiału. Drużyna osiąga wyniki gorsze od oczekiwanych.Kierownictwo klubu zachowuje spokój i nie pokazuje,że robi w pory.Może wierzą,że to chwilowy kryzysik, który lada moment zostanie opanowany.Albo też popadli w syndrom wszechmocy i wydaje im się,że pozjadali wszystkie rozumy, a więc,że nie mogą się mylić np. co do trenera. W takim stanie nie są w stanie przyznać się do błędu. I za to też pismactwo ich pochwali..
O tym,że kozioł ofiarny jest zawsze przydatny.
Antropolodzy uważają,że mechanizm polegający na tym,że jakaś grupa społeczna w momencie kryzysu czy zagrożenia , by powrócić do utraconej równowagi, obiera sobie ofiarę , jest tak stary jak ludzkość.Ludzie w momencie niepowodzeń odrzucają swoją winę za nie i bardzo chętnie obarczają nią kogoś innego.Najlepiej na taką ofiarę nadają się ci co mają np. obce pochodzenie, etniczne, rasowe,religijne itp., są odmienni fizycznie jak też ci, którzy zajmowali wysoką pozycję w hierarchii. Mimo,że ten syndrom ma podłoże psychologiczne to jest obiektywny w tym sensie,iż równowaga i bezpieczeństwo są podstawowym spoiwem grupy społecznej.Jednocześnie to zjawisko świadczy nie tylko o samym kryzysie czy zagrożeniu,ale o ich głębokości oraz bezradności przejawiającej się ,że nie widzi się innego rozwiązania narastających problemów.To co spotkało Sa Pinto nie jest więc czymś unikalnym,ale wręcz naturalnym.Przez chwilę zastanówmy się jak do konieczności zastosowania tego mechanizmu doszło. Podstawową przyczyną jest brak profesjonalizmu kierownictwa klubu zatrudniającego w Legii przypadkowych, pochodzących wręcz z jakiejś łapanki trenerów i sprowadzanych przez nich zawodników. Ograniczając się tylko do Pa, Pinto to ja , mały żuczek, dzięki koledze z Francji znałem jego wizerunek nakreślony przez belgijską prasę i był on zwyczajnie negatywny.Nie chodzi tu o inwektywy jakich używała np. Iza Koprowniak. Każdy kto czytał jej sentymentalne brednie wyrobiłby sobie o Sa Pinto pozytywną opinię.No, bo usunięcie bramkarza mającego 40 lat i zerową skuteczność było obowiązkiem trenera,wyrzucenie zawodnika , który bez zgody trenera opuszcza na 3 dni kraj jest normą,a nie wybzdyczeniem, podobnie zesłanie do rezerw zawodnika, który odmawia treningu z pełnym obciążeniem czy graczy nieprzestrzegających sportowego trybu życia. Natomiast dziennikarze belgijscy wypunktowali Sa Pinto merytorycznie. Zarzucili mu faworyzowani sprowadzanych graczy portugalskich kosztem innych nacji,absurdalną konfliktowość i robienie sobie wrogów ze wszystkich dookoła,ograniczenie arsenału środków taktycznych do kurczowej obrony i niestabilność emocjonalną.Podejrzewać należy, że prezes tej wiedzy nie posiadał, bo gdyby ją miał to albo by Sa Pinto nie zatrudnił, albo uprzedził ,że takiej postawy w Legii tolerować nie będzie. Równocześnie pozwalano trenerowi na sprowadzanie zawodników, głównie portugalskich, którzy z reguły nawet w marnych klubach nie grali.Owszem tak czynią np. w Miedzi,ale czy to ma być wzór dla Legii ?.Ja w ogóle nie rozumiem tej metody i jej nie popieram.Jak Legia ma odnosić sukcesy w Polsce i w Europie skoro opiera swój skład w dużej części na piłkarzach z gorszych niż Legia klubów.Oczywiście raz na milion zdarzy się taki VOO. Tylko,że z wyjątków nie należy czynić reguły.Natomiast kiedy ściąga się zawodników , którzy potrzebują odbudowy to do niej potrzebny jest warsztatowiec, który spraktykował jak to się robi i pracował w jednym klubie co najmniej 2-3 lata. Sa Pinto do takich nie należał i nie miał w sztabie trenera od przygotowywania indywidualnego.Jedynym który ten mechanizm w ostatnich latach stosował był Henning Berg.Dlatego też przez 7 miesięcy pracy Sa Pinto żaden z naszych piłkarzy znaczących postępów nie zanotował, a wielu jak by cofnęło się w rozwoju.Nie chcę przypominać prezesowi i dyrektorowi sportowemu ich pochlebnych wypowiedzi o Sa Pinto , bo każdy może się mylić.Legia jednak nie może być klubem w którym zawodu uczyć się będą nieprzygotowani trenerzy, nie może być poligonem doświadczalnym sprawdzającym czy zawodnik z trybun słabego klubu pokaże lwi pazur w Legii.Póki się tego nie pojmie i nie zastosuje będziemy skazani na różnego rodzaju nieudaczników, którzy traktowani będą na końcu jak kozły ofiarne.Dobrze,że ich się tylko wyrzuca,a nie pali na stosie .
Nie może również być tak,że pisamki uzurpują sobie prawo do ustalania składu , określają kto jest dobry,a kto niesmaczny. kto się nadaje i do czego a kto do niczego. Mają prawo pisać co chcą,ale kierowanie się ich wymocinami to droga wiodąca wprost na manowce.A w drużynie musi być większa dyscyplina i wymagalność, większa świadomość odpowiedzialności za wynik, ustalona hierarchia, stale dokonywana selekcja pozytywna i oczywiste skrócenie smyczy.Bowiem w Legii gracze-partacze mieli i mają stanowczo za dużo do powiedzenia ,a za mało oferują drużynie i klubowi.Wreszcie Legia musi odzyskać autorytet na zewnątrz i sterowność wewnątrz. I to natychmiast.
O tym,że Jaga gra od lat to samo i tak samo.
Oczywiście okazała wygrana naszego zespołu cieszy,ale jak by nie patrzeć to przeciwnik wybitnie się nam przysłużył.Sposób gry Jagiellonii zapoczątkowany przez Probierza z niewielkimi modyfikacjami praktykowany jest do dziś. Opiera się on o system 4-2-3-1 z kluczowymi rolami defensywnych pomocników i skrzydłowych. Jagiellonia broni wysunięta strefą . Po stracie piłki nie odbudowuje ustawienia lecz cofając pod naporem przeciwnika przeszkadza i opóźnia jego akcje.Defensywni pomocnicy grają wąsko, wchodząc w końcowej fazie obrony w jej środek. W ofensywie główne role grają skrzydłowi wspomagani do linii pola karnego rywala przez szeroko grających defensywnych pomocników,a następnie przez ofensywnego pomocnika. Ten system jeszcze rok temu sprawdzał się co najmniej dobrze,ale zdołano znaleźć na niego antidotum. W zasadzie wystarcza zerwanie komunikacji pomiędzy skrzydłowymi a bocznymi obrońcami oraz asekurującymi ich defensywnymi pomocnikami. Wczoraj ten piach w tryby machiny rywali sypali najlepiej Kucharczyk , Antolicz i Vesovicz. Jednocześnie trener Mamrot niezależnie od materiału ludzkiego jakim dysponuje forsuje ten sam schemat gry, który niegdyś się sprawdził.Tylko,że wówczas na skrzydłach grali Frankowski i Novikovas. Liczenie,że udanie zastąpią ich Wójcicki i Imaz graniczy z obłędem. " Z piasku bicza się nie ukręci". Na szczęście dla nas.
O tym,że trzeba jakoś wyglądać.
Przed meczem rozmawiałem z kilkoma kibicami zastanawiąjąc się czy Vukovicz wystąpi w stroju dorosłego faceta czy znowu uraczy nas zmiętym podkoszulkiem i opadającym dresikiem. Tak jak się "prezentował" zastępując Magierę i Klafuricza. Powiada się,że nie suknia zdobi człowieka. I pewno w relacjach z osobami, które znamy , z którymi rozmawiamy , które cenimy na ich ubiór mało zwracamy uwagi. Zgoła inaczej jest gdy człowieka nie znamy i możemy ocenić go tylko po wyglądzie i zewnętrznym zachowaniu .Wówczas zastosowanie ma inne powiedzenie :" Jak cię widzą tak cię piszą" Ma to oczywisty związek z teorią ról społecznych. Głosi ona,że np. uczeń ma niejako zakodowane co jest od niego wymagane,ale równocześnie on wie jakie ma oczekiwania od nauczyciela. Identycznie nauczyciel wie niejako naturalnie co ma robić, jak się zachowywać , czego wymagać od ucznia,ale też musi wiedzieć czego od niego uczniowie oczekują.Piłkarze w licznych wypowiedziach, ankietach nie życzyli sobie,a by ich trener wyglądał jak łajza , jak również nie aprobowali furiackich zachowań trenera podczas meczu. Kiedy wczoraj zobaczyłem 40-letniego młodzieńca ubranego z wyszukaną elegancją i pod krawatem, zachowującego spokój, stonowanego ,wręcz lekko zblazowanego rzekłem do siebie "Musi być dobrze" .
O tym,że warto postawić na sprawdzone rozwiązania.
Podczas rodaków rozmów o Legii często trafia się taki wątek,że oto Carlitos nie strzela tylu bramek co w Wiśle oraz jak ta Legia jest słabsza od Wisły. I taka jest narracja wielu kibiców. Ja na to odpowiadam,że owszem Carlitos był w Wiśle królem strzelców tylko pytam na którym miejscu była Wisłą w tabeli ?. Czy więc wolimy Carlitosa Kinga ,a Legię na 6 miejscu w tabeli czy Legię jako Kinga,a Carlitosa niżej na liście strzeleckiej? To takie są wybory,a nie dziecinne kaprysy,że chciałoby się gwiazdkę z nieba. Podobnie po ostatnim meczu my nadal jesteśmy na 2 miejscu w tabeli,a Wisłą dopiero aspiruje do miejsca 8. Przegraliśmy mecz ,ale jak by nie patrzeć jesteśmy od nich lepsi. Chyba,że ktoś oślepł ze szczętem i tabeli za cholerę nie widzi. Nie możemy na wszystko patrzeć pod kątem ostatniego wyniku meczu i reagować od euforii do depresji.Doktory psychiatrii nazwali takie odchylenie afektywną chorobą dwubiegunowości. Nie wolno dopuścić,aby ona nas dopadła.Przede wszystkim zawodnicy muszą zachowywać spokój i opanowanie. Taki sposób reakcji w trudnych momentach świetnie sprawdza w się np. w siatkówce. Siatkarze grają wówczas mało ryzykownie, przede wszystkim to co najlepiej umieją, to co najlepiej mają opanowane.Szaleni ryzykanci rzadko osiągają sukcesy. W piłce poważni trenerzy rzadko stawiają na tych zawodników, którzy są w stanie zagrać raz na światowym poziomie,a potem męczą bułę. Preferują tych, którzy trzymają równy wysoki poziom i dysponują duża odpornością psychiczną.
Wczoraj Vukovicz wprowadzając do gry Hamalainena, Kucharczyka i Remyego postawił na doświadczenie, stabilizację i dojrzałość.I patrzcie Państwo wyszło mu..
O tym,że było dobrze,ale nie bardzo dobrze.
Mam osobistą satysfakcję,że pisząc po meczu z Wisłą,że robienie z Szymańskiego lidera jest robieniem jemu i drużynie krzywdy , natomiast danie mu wolnej nogi w grze pozwoli mu na pokazanie pełni umiejętności. Pewno Vukovicz nie czytał,ale widział to samo co ja i wyciągnął takie same wnioski. Wczoraj Szymański dopóki miał pełnię sił grał wyśmienicie. Zdjęcie z niego presji podziałało na niego ożywczo.Cieszy,że z danej mu szansy na wykazanie się skorzystał. Drugim bohaterem meczu był dla mnie Cierzniak, nie tylko z racji obrony karnego,ale przede wszystkim z postawy.Od początku meczu wręcz biła od niego pozytywna energia, pewność siebie , optymizm i mobilizacja. W szatni jest tym któremu obce jest malkontenctwo, niezadowolenie i negatywne emocje. Dobrze ,że zaczął swoje podejście do obowiązków prezentować i na boisku.Wreszcie odkurzony Hamalainen . Nie gra on efektownie,ale jest zawsze tam gdzie jest najbardziej potrzebny. To taki trybik w maszynie, który powoduje,że ona pracuje i się nie psuje. Oczywiście gołym okiem widoczne były i poważne mankamenty.Za dużo w naszej grze było żywiołowości ,a za mało rozwagi i pilnowania założeń taktycznych.Zbyt często nasi piłkarze gubili strefę , zdarzało się,że było ich 3 w jednym miejscu boiska i sami między sobą walczyli o piłkę lub o miejsce do gry.Podobnie w obronie niekiedy zapominali ,że bronić należy nie tylko w strefie,ale i strefy. Stąd dawanie rywalom możliwości na realne zagrażanie naszej bramce.
Równocześnie wypada podzielić się taką oto refleksją. Można zaryzykować twierdzenie,że poprzedni trener nakładał na zawodników za dużo szczegółowych obowiązków , a za mało zostawiał im swobody. Byli oni jako te konie nadmiernie obciążone, marzące tylko,aby ten wysiłek się wreszcie skończył, nie mający żadnej radości z jego wypełniania. Wczoraj chyba Vukovicz obdarzył zawodników zaufaniem, pozwolił im na granie tego co umieją najlepiej czyli zezwolił na popełnianie błędów. Bo nic tak nie pęta nóg zawodnikom jak oczekiwanie od nich bezbłędnej gry.
Zacząłem od Ducha Puszczy i duchem zakończę. Chyba tworzy się Duch Legii.
This is a comment on "Legia - Jagiellonia 3-0: Podano tlen"