A+ A A-
  • Zbyszek
Michniewiczowi można w jego życiu zawodowym wiele zarzucić, a chyba najbardziej to,że zbyt często odlatuje w wirtualną rzeczywistość ,że miewa wizje jak to jego drużyna ma grać,aby jak najmocniej szkodzić rywalom - nie biorąc pod uwagę,że jego zawodników do geniuszy futbolu trudno zaliczyć.Ale jedno co ma, to na pewno ma pewne i celne oko i potrafi odróżnić grajka od gnojka , zawodnika od podawacza piłek. Mało tego on jest na tyle pokornego serca,że nie uważa się za fenomena, który z byle drewniaka uczyni piłkarza. Dlatego wie,że musi do obróbki trenerskiej dostać zawodników z potencjałem ,ale takich którzy już dużo potrafią.Można tym samym żywić się nadzieją,że zanim nam jakiegoś supera znowu podrzucą to najpierw zapytają trenera o jego zdanie w tym temacie. Bowiem za dużo w ostatnich latach w Legii było ewidentnych pomyłek transferowych, tak jak by sprowadzającym przyświecały inne cele niż te związane ze wzmocnieniem drużyny. Każdy może sobie zadać pytanie ilu z ponad 40 zawodników kadry I zespołu nadaje się do gry na wymaganym od piłkarzy Legii poziomie. Oczywiście sytuacja w porównaniu z wieloma poprzednimi laty ulega poprawie,ale nadal mamy takie babole jak wyciągnięcie z ŁKS Pyrdoła,i pozwolenie Lechowi na zabranie Ramireza. O skutkach takiego woluntaryzmu transferowego mówił swego czasu Maciej Skorża, którego łączyła szorstka niechęć z dyrektorem sportowym Markiem Jóźwiakiem. Skorża zeznał,że słabe wyniki Legii były pochodną tego,że sprowadzano mu masowo jakiś zawodników i on podlegał stałemu naciskowi kierownictwa klubu na ich sprawdzanie w meczach , bo byli to rzekomo gracze, którzy mieli dawać Legii przewagę nad innymi. Zamiast budować drużynę to on dawał szansę,aby sprowadzeni udowodnili,że nie potrafią grać,albo nie nadają się do gry zespołowej. Podobnie chyba było i z Vukoviczem i można mieć nadzieję ,że tym razem brak pieniędzy nie pozwoli na szastanie nimi.Więc sytuacja kadrowa Legii pod względem ilościowym jest imponująca,ale pod względem jakościowym jest uboga. Co wydatnie ogranicza stosowanie różnych wariantów taktycznych gry drużyny.I ten fakt przy ocenie gry i wyników musi być uwzględniany. We wczorajszym meczu Pogoń postawiła Legii trudne warunki. Trener Runjaicz ustawił zespół Pogoni dokładnie tak jak Legia czyli 4-1-4-1,ale w istocie podzielił ją funkcjonalnie na dwie części 5-5. Ta piątka , która grała w ofensywie , oprócz ostrożnego atakowania, miała za zadnie przeszkadzanie w wyprowadzaniu akcji,ale w głębszych działaniach obronnych ( poza rzutami rożnymi) udziału nie brała. Podobnie postępowała piątka defensorów, która z kolei w atakach była niewidoczna i ograniczała się do asekuracji. Tym samym w żadnej fazie ataku rywale nie mieli szans na przewagę liczebną nad naszymi broniącymi. Do tego kiedy Legia atakowała to 8 zawodników Pogoni broniło strefowo,a 2 z nich pilnowało indywidualnie Pekharta ( Triantafullopoulos) i Karbownika ( Dąbrowski). O ile rolę Karbownika z dwóch poprzednich meczów usiłował przejąć Gwilia, to Czecha nikt , ani nie wspomagał,ani go nie dublował. Mimo indywidualnego krycia Pekhart miał 3 okazje bramkowe i do chluby nie zaliczy faktu,że żadnej nie wykorzystał. Rozczłonkowanie drużyny Pogoni spowodowało,że nasza obrona w pełni panowała pod naszą bramką i zawodnicy rywali w istocie tylko markowali ataki,a tak naprawdę to starali się utrzymać piłkę jak najdalej i jak najdłużej od własnej bramki. Można czuć niedosyt zarówno z wyniku, jak i z gry Legii. Nasi zawodnicy generalnie nie potrafili poradzić sobie z silnie destrukcyjną organizacją gry rywali.Ten widoczny w ostatnich 2 meczach marsz ku górze naszej drużyny odbywa się zygzakiem. Dobrze,że nie dwa kroki do przodu i jeden to tyłu.Trener Michniewicz opowiada,że chciałby aby zespół potrafił grać zmiennym ustawieniem tak z meczu na mecz , jak i w trakcie spotkania, aby grał z wymiennymi pozycjami i zastępowaniem strefowym - lecz na razie są to pobożne życzenia.Wczoraj te wizje uległy negatywnej weryfikacji. Gdyż te pomysły z Karbownikem inicjującym akcje z głębi pola i wchodzącym na piłki zagrywane w pole karne Pekharta zostały rozszyfrowane i zostaliśmy pozbawieni nie tylko kłów,ale i zębów i tym samym o skutecznym ukąszeniu rywali mowy być nie mogło. Czech chyba fizycznie nie był w pełni gotowy do walki ,ale też chyba pogłoski o jego mocy są mocno przesadzone. gdyż niezbyt rezolutny Grek klasowego gracza,aż tak by nie uziemnił.Natomiast Karbownik boleśnie przekonał się,że czymś zgoła odmiennym jest kierowanie grą w zespołach juniorskich i młodzieżowych ,a czym innym w dorosłej piłce. Widocznie łatwiej było mu grać na boku boiska, gdzie nikt go indywidualnie nie krył. Można wyrazić zdziwienie,że Michniewicz tak długo trzymał na boisku wczoraj bezproduktywnego Michała, gdyż Antolicz zagrał dużo lepiej.Można domniemywać,ze Karbownik fizycznie obciążeń grą meczową w ostatnim czasie nie wytrzymał.Zastanawia również wystawienie i niezmienienie w przerwie Pekharta. Czyżby Kante i Lopes był słabsi od okulałego i obitego Czecha ?.Narzekam z lekka, na tych dwóch, gdyż nie mogę niczego napisać o Valenci, bo nie zwykłem obgadywać nieobecnych. Po meczu ze Śląskiem zwróciłem uwagę na to,że z dwóch opcji budowy drużyny Michniewicz wybrał tę opartą o stabilizację kadrową.Bo miał wybór. Natomiast organizacja gry w ataku, nieważne jakimi metodami prowadzona, musi mieć za fundament,aby była skuteczna,albo w kreatywności uczestników,albo w wypracowanych schematach. Szybkość zawodników,ale i szybkość samej gry wymusza stosowanie wyuczonych,wytrenowanych sposobów atakowania, bowiem na zastanawianie się, mówiąc trywialnie , jak grać, czasu wrogowie nie dadzą. Oczywiście łatwiej jest trenerowi, który ma kilku zawodników kreatywnych i to najlepiej takich, którzy stworzą coś z niczego, bowiem to oni na boisku przejmują kierowane grą i wystarczy,że ich partnerzy robią to co niejako ci twórcy im nakazują. I nie muszą to od razu być gracze wybitni, jak Messi, czy tak dobrzy jak VOO,ale i tacy jak np. Ramirez w Lechu czy Starzyński w Zagłębiu wystarczą.Kiedy pod tym kątem popatrzymy na skład Legii to na kadrę liczącą ponad 40 graczy to tych zdolnych do kreatywnej gry możemy wymienić ledwie kilku. a więc są to : pomysłowy Juranovicz, świetny technicznie, dobrze antycypujący i dużo widzący Karbownik, bardzo aktywny i wszędobylski Luquinhas i to na dziś wszystko. Podobno potencjał w tym kierunku mają Valencia i Kapustka,ale obaj fizycznie są zapuszczeni i chyba zostali zdruzgotani psychicznie, bo na boisku wyglądali jak by bali się własnego cienia. W tej sytuacji trener nie ma wyjścia, lecz musi wziąć się za mozolne wypracowywanie schematów czyli najpierw ich wymyślenie w czym pomaga mu wiedza i doświadczenie, następnie omówienie z zawodnikami,aby potem je wypracować w procesie treningowym i zweryfikować ich skuteczność w trakcie gry meczowej.Tego nie da się zrobić z wtorku na środę, na to trzeba miesięcy i lat , bo stale te schematy trzeba modyfikować. Stąd tak ważna jest stabilizacja na stanowisku trenerskim co doskonale widać po Rakowie i Papszunie. Najlepszy na boisku wczoraj był Szymon Marciniak. Osobiście szalenie się cieszę,że w dobie zamykania wszystkiego, oprócz siebie, nie zwinięto sportu i nie złożono go w ofierze tej żarłocznej bestii ,pandemii.Okazało się ,że do istnienia sportu nie trzeba publiczności ,że nie jest ona warunkiem sine qua non bytu imprezy czy widowiska sportowego. W tych traumatycznych czasach kiedy walą się na nas nieszczęścia jak bomby niszczące tkankę społeczną i psychiczną to sport pozwala zachować jakąś równowagę emocjonalną i resztki nadziei na powrót normalności. Rozumiejąc,że restrykcje i ograniczenia są konieczne nie sposób nie czuć,że świat jaki znaliśmy do niedawna się kończy,że kurtyna jest coraz niżej. Więc doceńmy to,że choć miejsca na widowni puste to na scenie jeszcze coś się dzieje,jeszcze aktorzy jakiś spektakl dla nas odgrywają. Nie wybrzydzajmy zbytnio, cieszmy się,że jeszcze życie się toczy,że jeszcze się nie poddaliśmy.