A+ A A-
  • Zbyszek
Znanym przysłowiem,że "Na bezrybiu i rak rybą" można by skwitować chwalenie ponad wszelką miarę piłkarzy Lecha za to jakie wyniki osiągają w LE. Niczego im nie ujmując wypada zauważyć,że to co robi Lech, to jest zabawa, a właściwie rodzaj castingu dla ich młodych piłkarzy. Osiągnięte wyniki są efektem wypracowania kilku schematów w sposobie atakowania, które okazały się skuteczne, gdyż rywale nie szukali chyba na nie antidotum,a do tego młodzi zawodnicy grają bezkompromisowo, bez strachu i tą bezczelnością zaskakują rywali. Widać,że trener Żuraw nie pozbawia ich inwencji i zezwala na popełnianie błędów, bo bez nich nie ma rozwoju.Lecz w dłuższej perspektywie w taki sposób silnej drużyny się nie zbuduje, gdyż to zadanie wymaga stabilizacji, głównie personalnej. .A to co robią to jest pomysł na butik albo kramik z łakociami na bazarze. Oczywiście trzeba trenera Lecha pochwalić ,że śmiało wprowadził młodzież do drużyny,ale zauważmy,że od roku nowych nazwisk nie przybywa, mimo,że dużo mówi się,że na zapleczu czeka jeszcze ho, ho. Może być tak jak w Legii z rocznikiem 1992 , było , ale się rozmyło. Nie wolno także pominąć faktu,że kilku zawodników, raczej nie mlodych ( Tiba,Ramirez, Czerwiński ) poczyniło niebywałe postępy . Tylko,że przy takim sposobie gry nastawionym na pokazy i promocję następuje przechył na ofensywę, kosztem obrony , która kuleje. Gdyby nie buta i arogancja w ich wykonaniu to można by, rzec,że Lech stał się oknem wystawowym naszej piłki. Zajął miejsce zarezerwowane dla Legii, która od kilku lat marnuje swój potencjał przez takich cymbałów udających nieudolnie trenerów jak Magiera, Klafuricz czy Vukovicz. Oczywiście oni sami się nie zatrudnili i śmiesznie brzmią w tym kontekście wynurzenia Mioduskiego,że on o tym wiedział, ale koniecznych zmian nie robił ,bo liczył ,że będzie lepiej. Niestety wychwalany Lech pokazuje bezczelność , tak jak by już samego "Pana Boga za nogi złapał". W istocie jest zespołem zaściankowym, prowincjonalnym i zakompleksionym o czym świadczy próba deprecjonowania naszego klubu , przy pomocy niecnych metod. W niedorzecznych atakach hien pisamczych na Legię po niefortunnej wypowiedzi Michniewicza ogromny udział miał prof. nefrologii Pawlaczyk. Jest on szefem lekarzy w Lechu i przewodniczącym Komisji Medycznej PZPN. To on zarzucił Legii oszustwo i niestosowanie się do tzw. wytycznych PZPN w zakresie postępowania sanitarnego w związku z pandemią koronawirusa. Trudno pojąć dlaczego PZPN nie przyjął rozwiązań UEFA wypracowanych przez fachowców ,a nakazuje stosować idiotyczne zasady opracowane przez ignorantów. Ja powiadam,że zaraza to zbyt poważna sprawa,aby pozwalać na panoszenie się laików, którzy mając pozory władzy narzucają kretyńskie i szkodliwe zasady. UEFA ustaliła,że zespoły przed każdym meczem muszą dokonywać badań na obecność COVID i jeżeli co najmniej 13 zawodników z pola jest niezakażonych + bramkarz to gramy. Jakie środki ostrożności stosują kluby to UEFY nie interesuje, bo klub nie jest od zwalczania pandemii.To stanowisko UEFY oparte jest na badaniach empirycznych,a mianowicie ( podam tylko dane w kontekście ludzi młodych) w wieku pomiędzy 15 a 30 rokiem życia zachorowalność czyli choroba wymagająca leczenia, czego nie wolno mylić z zakażeniami , wynosi nieco poniżej 1%,a śmiertelność poniżej promila. Więc zagrożenia zdrowia i życia ludzi młodych jest bliskie zeru i zamykanie ich w klatkach oraz traktowanie ich tak samo jak rzeczywiście zagrożonych zdrowotnie i śmiertelnie ludzi powyżej 65 roku życia jest absurdalne. Mało tego rzeczywistym problemem nie jest sam fakt zakażeń,ale to,że choroba ma ciężki przebieg wymagający hospitalizacji u ludzi starszych i to ta ilość powoduje niewydolność służby zdrowia. Więc zasranym obowiązkiem państwa jest nie uprawianie taniej propagandy i zarządzanie paniką,ale ratowanie służby zdrowia . W tym kontekście trzeba ocenić wypowiedzi przedstawicieli Lecha jako perfidne, w których rzeczywisty problem pandemiczny wykorzystywany jest jak kij bejsbolowy, którym chce się uderzyć każdego kto się im nie podoba. A celem tych podłych cwaniaczków było wyeliminowanie z wczorajszego meczu Pekharta. Każdy może , nawet w Wiki , przeczytać,że przyczyn chwilowej utraty smaku jest kilkadziesiąt,a wśród nich jest SARS COV 2,ale nie na pierwszym miejscu,i nie jedyny. Pekhart nie zagrał czyli demagogia pozornie zwyciężyła. Ale,że oszustwo ma krótkie nogi to kanciarze i tak dostali po dupie. Wszyscy widzimy,że od ponad 3 lat Legia mając wielu piłkarzy o wysokich umiejętnościach nie posiada lidera drużyny, który by kierował grą na boisku jako tzw. rozgrywający . Ostatnim ,który tak poloneza wodził był Vadis Odijdja Ofoe. I w tym momencie sięgnąłem do swojej pamięci i przypomniałem sobie innych zawodników wypełniających tę newralgiczną funkcję. Pierwszym ,którego pamiętam był niewysoki ,niezbyt ciemny blondyn , o dziecięcej twarzy Wiesław Korzeniowski. Warszawiak z Czerniakowa, wychowanek Legii Zaczął grać w I drużynie Legii od sezonu 1963/64 w wieku 19 lat ,tak jak ja zacząłem chodzić na Legię w wieku 14 lat. Smile. Od razu został rozgrywającym. Jego fenomenalne wyszkolenie techniczne można by porównać tylko z Mistrzem Brychczym,ale pan Lucjan nigdy za kierowanie grą drużyny się nie brał. "Korzeń" miał ogrom zalet piłkarskich,ale jedną poważną wadę,a mianowicie małą wydolność organizmu, której nie poprawiało nałogowe palenie przez niego papierosów. Kiedy trenerem Legii został Vejvoda,a do klubu przyszedł Kazik Deyna, którego Czech przerobił z napastnika na rozgrywającego to Wiesiek poszedł w odstawkę, z czego wielu kolegów z drużyny było niezadowolonych. Vejvoda osiągnął wielkie sukcesy z Legią dzięki rozwijaniu młodych graczy niższych klas,ale i poprzez morderczy , jak na owe czasy, trening biegowy,. Korzeniowski nie był w stanie wytrzymać nawet biegu rozgrzewkowego. Jeszcze tylko czterech trenerów stosowało samoistny trening biegowy o charakterze wytrzymałościowym , bez piłek , a byli to Janusz Wójcik, Dragomir Okuka , Dariusz Wdowczyk i Stanisław Czerczesow. Deyna był rozgrywającym w naszej drużynie przez 12 lat.Podaje się,że Kazio zadebiutował w Legii 20 .11 .1966 roku jako 19 latek z Ruchem Chorzów,ale grał w tym meczu jako napastnik , natomiast jako rozgrywający na boisku wystąpił tydzień później w wyjazdowym meczu z Wisłą w Krakowie,a na naszym boisku pokazał się w tej roli na początku marca 1967 roku z tą samą Wisłą. Mam dobrego kolegę, który występu Deyny z Ruchem nie zauważył i jest święcie przekonany,że on po raz pierwszy na boisko wyszedł z Wisłą. O Deynie napisano tysiące stron i ja też na tej stronie popełniłem felietonik pt. " Mała rzecz o wielkim piłkarzu", więc rozpisywał się więcej nie będę. I wymienię tylko w telegraficznym skrócie kolejnych szefów środka pola. Byli nimi : Lesław Ćmikiewicz. Henryk Miłoszewicz,Andrzej Buncol, Zbigniew Kaczmarek wraz z Jankiem Karasiem, Krzysztof Iwanicki,następnie mały wzrostem,ale wielki duchem Leszek Pisz , który panował do 1997 roku, Ryszard Staniek ( źle przyjęty przez drużynę),Marcin Mięciel , który upierał się,że jest napastnikiem, Maciej Murawski, Sylwester Czereszewski, też udający z niezłymi efektami łowcę bramek,Mariusz Piekarski, Aleksandar Vukovicz. Vukovicz był nietypowym rozgrywającym, bowiem trener Okuka stawiał przed nim w ofensywie tylko jedno zadanie,a mianowicie obsługę napastnika Stanko Svitlicy co zdało egzamin. "Vuko" podawał.,a Stanko strzelał i ustrzelili Tytuł. Po nim byli Łukasz Surma, Roger Guerreiro, Maciej Iwański,Ivica Vrdoljak, kierujący grą z głębi pola , Dominik Furman, Ondriej Duda i odgrywający podobną rolę w drużynie co Deyna VOO. I skończyło się i nie ma do dziś. Z zawodników niewymienionych ogromny potencjał miał Rafał Wolski,ale podłe cechy charakteru oraz kontuzjogenność nie pozwoliły mu rozwinąć swego wielkiego talentu. Z obecnej kadry ogromne możliwości ma Karbownik ( o jego zaletach wiele już napisałem),ale ma jeszcze strasznie dużo do poprawy, począwszy od sylwetki na boisku. Każdy z rozgrywających miał postać wyprostowaną i głowę uniesioną ku górze, zaś Michał jest stale taki jakiś przykurczony, a do tego brakuje mu pewności siebie, graniczacej z bezczelnością. Tylko,że czasu na udowodnienie,że ma się rzeczywisty talent,a nie jego wieczne zadatki ma coraz mniej, bo w jego wieku ( 19 lat) jak to opisałem Korzeniowski i Deyna byli autentycznymi liderami zespołu. Ulubieniec niektórych z tego powodu,że najpierw chciał młodemu rywalowi złamać nogę, a następnie poskakał sobie na koszulkowym symbolu Legii czyli Kante dostał powołanie do reprezentacji Gwinei. Co jako wielki sukces obwieściły serwisy Legijne ( na szczęście poza C-L). Ja tej radochy nie rozumiem, ba, uważam,że nie ma się z czego cieszyć.Facet bowiem od miesięcy dla nas nie gra, a podróżuje sobie do Afryki. Nawet jak znowu nie złapie jakiejś kontuzji to czeka go kwarantanna i dłuższy rozbrat z treningiem. Czyli znowu o rychłym powrocie na boisko mowy nie ma.A pieniążki i to niemałe bierze. Pisałem o tym,żeby wykorzystać pretekst i się go pozbyć,ale znalazło się grono obrońców, którzy twierdzili,że bez niego Legii nie ma. Teraz wychodzimy na nim jak Zabłocki na mydle. Z nudów i dla odsunięcia depresyjnych myśli oglądam w ilościach większych niż dotychczas sport,a osobliwie mecze w ligach wielu . I tak zauważam,że większośc meczów można śmiało porównać do widowiska w czym , w dobie obecnej wyraża się szacunek dla piłki i dla widzów oglądających ich popisy , nie na stadionie, ale przed telewizorami. Prawdziwi profesjonaliści rozumieją,że ich podstawowym zadaniem , na tym łez padole, jest dać i wlać w serca trochę radości, trochę otuchy i trochę nadziei. Wczorajszy mecz pomiędzy Legią i Lechem do takich należał. Bo jeżeli zawodnicy mają wychodzić na boiska,aby odwalać pańszczyznę to kontynuowanie takich rozgrywek w czasie zarazy mija się z celem. Przed meczem nie tylko ja nie kryłem obaw czy Czesio czegoś nie wykombinuje i trafi jak kulą w płot. Czasami bowiem wydaje się jak by miał jakąś barierę, która mu utrudnia kontakt z realnością i pozostawia jego umysł w stanie dziwów przedziwnych jak np. z Qarabagem.Natomiast Lecha potarktował super poważnie.Z analiz wynikało,że Lech najwięcej czasu spędza w ataku pozycyjnym, dzięki czemu zdobywa przy takim graniu najwięcej bramek i postanowił zneutralizować ten sposób gry. I zmusił Lecha do gry szybkim atakiem w czym jest znacznie słabszy. Organizację gry Michniewicz oparł na utrzymywaniu się zawodników Legii z piłką jak najdalej od własnej bramki , szybkiej wymianie celnych podań zmuszających graczy lecha do biegania bez piłki, w tym wymuszenia przegrupowania ich formacji bliżej własnej bramki. Natomiast po stracie piłki kilku naszych graczy kryło indywidualnie kluczowych zawodników przeciwnika. I tak Puchacza krył skutecznie Wszołek, który przy okazji zadusił Kamińskiego, po zmianie strony znacznie gorzej radził sobie z Puchaczem Rosołek,ale sytuacja wróciła do normy kiedy na boisko z przytupem wkroczył Skibicki. Martins z Gwilią pilnowali Tiby przy czym Marins robiło to bliżej naszej bramki. Kapustka( bardzo dobry występ) prawie wyłączył z gry Modera. Z kolei w rejonie naszego pola karnego Ishaka krył Jędrzejczyk, lecz gdy w pobliżu pojawiał się jeszcze Ramirez to Artur jego blokował.,a krycie Ishaka przejmował Lewczuk .Schematy Lecha polegające na wrzucaniu piłki za plecy obrońców w polu karnym stały się nieskuteczne, bo Lewczuk dobrze trzymał głębię obrony.Abyśmy przejęli na stałe pełną kontrolę nad meczem zabrakło Pekharta, który nie tylko wykorzystuje stworzone sytuacje,ale musi być pilnowany w pobliżu bramki przez 3 rywali. Dobrze o tym wiedzieli wrogowie i poprzez zmasowaną nagonką propagandową nie pozwolili mu wystąpić. Założenia taktyczne gry naszej drużyny były trafne,ale ich wykonanie przez niektórych zawodników było niechlujne. Przez brak dyscypliny taktycznej padła pierwsza i jedyna bramka dla Lecha. Za nią nie można winić Jędrzejczyka. Co prawda pozwolił Czerwińskiemu na dośrodkowanie,ale był nie w swojej strefie i został zaskoczony tym,że ich obrońca bez asysty przedarł się tak blisko naszej bramki. Tylko,że błąd Artura i złamanie ustawienia oraz ustalonej taktyki obronnej ( o czym wyżej) spowodowane było tym,że Mladenovicz nie wrócił ,a Valencia odpuścił krycie bocznego obrońcy , które było jego obowiązkiem. Moja generalna uwaga jest taka,że Valencia był 12 zawodnikiem Lecha i w takim miejscu ( na skrzydle) i w takiej formie nie ma prawa wyjść na boisku, w takiej drużynie jak Legia. Chciałbym zrozumieć Michniewicza,który wierzy w jego potencjał,ale chyba lepiej by było,aby się odbudowywał w meczach ze słabszymi rywalami. Nie rozumiem natomiast słusznej skąd inąd krytyki trenera , bowiem powinien ją skierować pod swoim adresem, gdyż jak by nie patrzeć to Valencia sam się na mecz nie wystawił. Mówiąc jeszcze dobitniej Valencia zajął miejsce na boisku zawodnikowi na dziś bardziej przydatnemu drużynie i to w meczu o tak prestiżowej stawce. I tu można przywołać dobry wzór Lecha, którego trener odważnie stawia na młodzież. Na szczęście i Michniewicz zaryzykował i wpuścił na boisko młodego ( 19 lat) Skibickiego. Chłopak zarabia co najmniej 10 razy ,mniej niż Valencia, a zagrał z 10 razy lepiej czyli 100 na jego korzyść do 1.Stał się bohaterem meczu , bo to nie tylko gol i asysta drugiego stopnia była jego udziałem,ale i wyśmienita gra. Grając defensywnie praktycznie odłączył Puchacza i obnażył Sykorę ,a w ofensywie był tam gdzie powinien, podawał, wychodził na pozycje , współpracował. Wymarzony debiut. Niestety z ekranu w wykonaniu Majdana słychać było jakieś bzdury nie mające nic wspólnego z wydarzeniami na boisku. Chyba padł ofiarą COVIDa. Jak bowiem zbadali uczeni wielu niby wyleczonych ma zmiany w mózgu czyli po patogenie nikt nie staje się mądrzejszy,a że Majdan nigdy do myślicieli nie należał, ba, chyba częściej posługiwał się inną częścią ciała - to szkody jakie on poczynił są pokaźne. Ponieważ różnych głupków bredzących ,aby tylko wydawać z siebie jakieś dźwięki dośc się w życiu nasłuchałem to głosu się pozbyłem czyli pilot się przydaje. Z drugiej strony zacząłem oglądać i słuchać Ligi + Ekstra czego wcześniej nie czyniłem. Do ekranu przyciąga mnie nowy prowadzący Bartosz Gleń. Jestem pod ogromnym wrażeniem fachowości, dociekliwości, odwagi intelektualnej połączonej z wysoką kulturą tego dziennikarza. Nawet Michniewicz, który stara się zadawane mu pytanie zbyć byle pustosłowiem,albo żarcikiem odpowiadał poważnie i widac było,że ma szacunek do pytającego. Razem z dobrze przygotowanym teoretycznie Filipem Surmą ( trener II klasy po AWF) tworzą znakomity i świetnie się uzupełniający duet. Sędzia Marciniak po brawurowym koncercie sędziowania meczu PSG vs Lipsk wczoraj pokazał,że bardzo wysoką formą czasami dysponuje, ale jej za długo nie utrzymuje.