A+ A A-
  • Zbyszek
O tym, że w piłce nożnej tak naprawdę liczą się tylko bramki. Ta część wstępna komentarza poświęcona zdobywaniu bramek wynika z prostego fakt, że Legia kiedy zagrała na "0 z tyłu" to zdobyła w dwóch meczach 2 punkciki, a jak zagrała na "1 z przodu" to w następnych dwu zdobyła tych punktów 6. Opracowałem ją na podstawie rozdziałów 8 i 9 książki Simona Kupera i Stefana Szymańskiego "Futbonomia" oraz rozdziału 2 książki Chrisa Andersona i Davida Sally " Futbol i statystyki". Z najstarszych zachowanych relacji i wspomnień jasno wynika, że w początkowym okresie futbolu w meczach strzelano nawet po kilkadziesiąt bramek. Jednego dnia 12.09.1885 roku w Szkocji dwie zwycięskie drużyny strzeliły łącznie 71 goli , a więc 35,5 na mecz. W 130 lat później średnia strzelonych bramek w lidze szkockiej w całym sezonie to 34. To zjawisko posuchy bramkowej nie tyczy oczywiście tylko Szkocji, bowiem bardzo rzadko słyszy się obecnie o wynikach dwucyfrowych w meczach. Wystarczy przejrzeć annały, aby uświadomić sobie ,ze rekordowe wygrane/przegrane pochodzą sprzed kilku dekad np. Legii nad Wisłą 12:0 z 1956 roku. Bramki stały się rzadkością i dlatego są wysoko cenione. Np. pierwszy piłkarz wart powyżej 1 mln funtów Alan Shearer był napastnikiem. Kiedy patrzymy na listy rekordowych transferów znajdujemy na czele graczy bramkostrzelnych lub najlepiej wypracowujących bramki. Podobnie wygląda sprawa ze zdobywcami Złotej Piłki. Od czasu jej zdobycia w 1976 roku przez Franza Beckenbauera tylko 3 razy laureatami byli gracze nominalnie defensywni - Lothar Mattheus, Matthias Sammer i Fabio Cannavaro ,a w jej historii tylko raz bramkarz dostąpił tego zaszczytu ( rok 1963 i legendarny Lew Jaszyn). Poza nimi Złota Piłka wydaję się być zarezerwowana dla dla napastników. Bramka jest czymś więcej niż tylko podstawowym produktem futbolu, sensem 90 minutowego wysiłki . Czymś więcej niż powodem dla którego jedne kluby kupują wspaniałych napastników, a inne opracowują przeciw nim skomplikowane strategie obronne. Bramka jest kwintesencją piłki nożnej. Rzadkością na którą ciężko pracują piłkarze ,a godzinami czekają kibice. Futbol jest grą nie tylko piękną, ale jest najbardziej światowym językiem używanym powszechnie we wszystkich krajach i przez wszystkie ludy. Tym czynnikiem, który to sprawia są bramki, są one i solą i magią. To co sprawia tę wyjątkowość futbolu to nie tylko same bramki, ale ich rzadkość. Kiedy porównamy mówiąc naukowo "gry inwazyjne zależne od czasu" , a więc koszykówkę, piłkę ręczną , hokej na lodzie i trawie, rugby, futbol amerykański to okaże się w piłce nożnej liczba trafień w meczu niewiele przekracza 1 ,a w innych sportach jest kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt razy wyższa. Podobnie jest z porównaniem okresu czasu jaki trzeba wyczekiwać na trafienie. W futbolu następuje ono średnio raz na 69 minut. Podobnie w piłce w porównaniu z innymi sportami "inwazyjnymi" podejmuje się najmniej prób strzałów , bo tylko średnio 12 na spotkanie. Ewidentnie piłka kopna jest to sport, który zwleka z daniem nam powodu do radości Smile. Jest to również sport cudownie nieskuteczny. Jak wyliczono podczas finału Ligi Mistrzów w 2010roku pomiędzy Interem Mediolan a Bayernem Monachium zanotowano 2842 zdarzenia, wśród których były tylko 2 bramki, a więc jedna na 1421 wydarzeń meczowych. Dlatego też tylko w piłce nożnej bramka jedna bramka strzelona w dowolnym momencie może decydować o zwycięstwie lub porażce, radości lub rozpaczy. Dzięki znanemu statystykowi Baskowi Ignacio Palacios-Huerta wiemy jak zmieniała się ilość strzelonych bramek w poszczególnych latach i okresach. Do 1925 roku malała, a po zmianie przepisu o spalonym wzrosłą, podobnie było po wprowadzeniu 3 punktów za wygraną w 1981 roku i zakazie podawania do bramkarza z 1992 roku. Ale były to krótkookresowe zrywy , które nie zahamowały spadkowej tendencji. Palacios Huerta zbadał również ilości bramek jakie padają w poszczególnych ligach i klasach rozgrywkowych i wszędzie było tak samo spadek ilości goli w meczach. doszedł on do wniosku, że nie mają na to wpływu ani zmieniane zasady ,ani kataklizmy czy rosnące umiejętności zawodników ,a zwłaszcza ich przygotowanie fizyczne. Przyczyna tkwi w samej dyscyplinie, to ona się zmieniła. Nie istnieje bowiem jedna historia futbolu ,ale dwie. Jedna to opowieść o wspaniałych graczach, ich geniuszu, sprycie, wirtuozerii i ciągłym wynajdowaniu coraz to nowych sposobów na zdobywanie bramek. Ta historia oparta na danych i poparta teorią osobliwości Halla Colvina ( znakomita książka o tym samym tytule) wyjaśnia dlaczego legendami piłki stali się wielcy zawodnicy jak Di Stefano, Pele, Maradona . Zidane , Messi czy u nas Deyna. druga historia to to historia ludzi , którzy robili wszystko, aby ich powstrzymać. Nie obrońców ,ale tych trenerów, którzy wymyślili "szwajcarski rygiel" , catenaccio, pressing, krycie strefowe , stoperów, wymiataczy, krycie indywidualne i całą resztę sztuczek ,aby nie dać pograć wirtuozom ataku. ba, nawet wycyzelowana w Hiszpanii tiki-taka postrzegana jest jako taktyka wybitnie defensywna ( passenaccio), gdyż kładzie nacisk na pozbawienie przeciwnika dostępu do piłki. W miarę rozwoju futbolu zawodnicy stają się coraz lepsi pod każdym względem, ale jak by nie patrzeć to postęp w grze obronnej jest jednak większy. Tylko pobieżny rzut oka na ilość obrońców w systemach gry potwierdza ten trend , od 1 przed 150 laty do 4-5 obecnie. Jednocześnie wzrosła aktywność obrońców. Jeżeli obecnie( dane z 2015 roku) pomocnicy dotykają piłki w meczu średnio 73 razy, to obrońcy 63 razy, a napastnicy tylko 51 razy .Gdyby potraktować poważnie statystyki Palaciosa to można by dojść do wniosku, że kiedyś przyjdzie moment zaniku bramek. Lecz współczesna nauka dostarcza nowych narzędzi badawczych w postaci statystyki odpornej regresją lokalnie ważoną co pozwala na stwierdzenie ,że gole nie wymierają ,że ich ilość od 30 lat jest stabilna. Oznacza to ,że nastąpiło dynamiczne wyważenie pomiędzy ofensywnymi innowacjami a technikami obronnymi. To powoduje, że głównie poprzez eliminowanie błędów i słabości gra drużyn upodabnia się do siebie. Skutkuje to oczywistym faktem, że obecnie potrzeba mniej bramek niż kiedyś ,aby zapewnić sobie wygraną. ponadto zaobserwowane trendy sugerują, że techniki "produkcyjne czyli najlepsze sposoby gry stale się rozprzestrzeniają i upowszechniają. To tak jak w motoryzacji w której kiedyś każdy model produkowany w innej firmie był odmieńcem a dziś prawie wszystkie mają te same komponenty. To z kolei oznacza, że w poszczególnych ligach twierdzenie jakoby władza i bogactwo naruszyły drastycznie równowagę jest nieprawdziwe. Obecnie futbol ligowy, co obserwujemy na co dzień w Polsce jest znacznie bardziej wyrównany niż przed laty i proces ten postępuje. Ta prosta konstatacja oznacza, że kibice maja prawo marzyć, że ich klub pokona teoretycznie lepszego i taka SL z tego punku widzenia jest bez szans. Podobnie zmiany przepisów , aby preferować strzelanie bramek są bez sensu, bo kibic piłkarski ogląda mecze nie względu na ilość bramek, ale chce oglądać mecze w których każdy gol jest ważny i potencjalnie decydujący. To ta nikła liczba bramek i malejąca różnica goli pomiędzy wygranymi, a przegranymi jest tak fascynująca i ekscytująca. Ciąg dalszy "Niekończącej się opowieści" w następnych odcinkach. O tym, że Stokowiec to odmieniec. Przed laty na tej stronie pisałem o mojej fascynacji Stokowcem kiedy był trenerem Polonii po jej wydaleniu krainy niebytu przez J. Wojciechowskiego. Nowy właściciel co prawda graczom nie płacił, bo nie zgodzili się na obniżkę wynagrodzeń ,ale warunki bytowo-treningowe zapewnił takie, że w innych klubach mogli tylko pomarzyć. A do tego trener miał pełną swobodę działania. I Stokowiec z tej jedynej szansy korzystał, co nie znaczy, że ją wykorzystał. Powstał film o jego pracy w Polonii , który ukazuje jak zawodnicy są cały dzień do dyspozycji trenera i jak ich dzień jest starannie zaplanowany i wypełniony zajęciami. Miałem możliwość obejrzenia dziennika treningowego prowadzonego przez Stokowca, który był w Bibliotece AWF i jestem pełen podziwu jak on wiedział co chce zrobić , co chce osiągnąć i jakimi metodami. Praca szkoleniowo -treningowa była skorelowana z odpowiednim wyżywieniem i pomocą psychologa. On to jako pierwszy zatrudnił dietetyka, ale sprawował nad nim nadzór. Ten sam dietetyk został pozyskany przez Legię, ale bez nadzoru zamiast serwować graczom białko zwierzęce raczył ich litrami jogurtu z miodem co spowodowało, że większość graczy miała ponadrywane mięśnie nóg . Psycholog z kolei nie był swego rodzaju akuszerem lub spowiednikiem, ale specjalistą od współpracy w tym sensie, żeby poprzez grupowe "zabawy" wskazać, że nawet kiedy robi się coś indywidualnie to zawsze trzeba mieć na uwadze, żeby to było korzystne dla drużyny i że wzajemna życzliwość jest korzystniejsza od niechęci. W tym czasie w Legii zawarto umowę z firmą psychologiczna, która uczyła zawodników zabiegów socjotechnicznych jak namówić klienta sklep[u ,że jak przyjdzie kupić haczyk to wyszedł z wędką, ubraniem rybackim i łodzią. W Polonii zakupiono aparaturę badawczą poziomu wytrenowania z Australii , która generowała wyniki mogące mieć praktyczne zastosowanie. W Legii w tym czasie kupiono aparaturę z Hiszpanii, której znaczenie wyników mogło w Polsce odczytać tylko kilku ludzi , żaden z Legii.Te przykłady ukazują różnice z poziomie przygotowania zawodowego i profesjonalnego Stokowca i amatorów z ówczesnej Legii. Wydawało by się, że tak świetnie przygotowany fachowiec powinien w lepszym otoczeniu z lepszymi zawodnikami osiągać sukcesy na miarę profesjonalizmu. Nic takiego nie nastąpiło. O sukcesach ani widu, ani słychu. Trudno dociec co jest przyczyną. Moim zdaniem sprawia to jego podły charakter. Nie wystarczy mieć studia, kursy, staże, warsztat - trzeba jeszcze umieć porwać za sobą innych. O tym traktują wszystkie badania socjologiczne polskie ( Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu ) i obce . Zawodowi zawodnicy trenera oceniają przede wszystkim pod kątem cech porządnego człowieka, a więc ,aby był sprawiedliwy, uczciwy, szczery, empatyczny , opiekuńczy, a dopiero na dalszym planie oceniają jego przygotowania fachowe. Jednocześnie ja nie przykładam wagi do wynurzeń tych, którzy są krytykantami , gdyż z własnego doświadczenia ponad 40 lat pracy na różnych stanowiskach kierowniczych wiem, że "jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził". Nie da się kierować ludźmi nie wchodząc w konflikt z leniami, obibokami, sobkami, roszczeniowcami i innymi tego typu typami. Właściwie biorę pod uwagę uwagi tylko tych , którzy doświadczyli obrzydliwego mobbingu. Dlatego brednie takich Marc Paixao czy Peszków odrzucam . Lecz nie sposób nie zauważyć czegoś niepokojącego a mianowicie ,ze coś w postawie Stokowca jest nie do przyjęcia bo żaden z jego podopiecznych go nie pochwalił. Nigdy , za nic. Nawet Mladenovicz który ze Stokowcem rozstał się w zgodzie, co jest rzadkością - w tym temacie milczy. Podobnie ma inny trener uchodzący za chodzący talent Maciej Skorża. Znamy z Legii z ostatnich lat,że byli trenerzy na których pojedynczy gracze psy wieszali jak Urban, Czerczesow czy Vukovicz, ale większość ich z przekonaniem nie tylko broniła, ale wychwalała pod niebiosa. Kosz na pochwały Stokowca stoi pusty. O tym, że piłka nożna jest jak piekło dobrymi chęciami wybrukowane. Ta cześć poświęcona zostanie króciutkiej analizie metodzie pracy Stokowca,a to z tego powodu ,że jest ona czytelna i w zasadzie oparta na nowoczesnym widzeniu futbolu. Otóż tak jak na początku tej pisaniny zauważyłem w futbolu ścierają i ucierają się dwie tendencje do doskonalenia obrony i ataku tak w strategicznym planie gry można wyróżnić dwie metody ; analityczną i syntetyczną. Syntetyczna to dochodzenie od szczegółu do ogółu, a analityczna to wychodzenie od ogółu na szczegół. Z grubsza odpowiada to stawianiu w grze na indywidualizm , którego suma umiejętności i stopień realizacji zadań ma przełożyć się na efekt końcowy, albo na kolektywizm , gdzie wzajemne zgranie , zrozumienie, pomocniczość ma dać wynik pozytywny. W futbolu te dwie postawy wzajemnie się przenikają, a historycznie to najpierw był indywidualizm, potem ,gdzieś od końca lat 50-tych (Helenio Herera) dominowała zespołowość jako nadrzędna kategoria, a od kilku lat znowu stawia się na eksponowanie umiejętności zawodników. Ta różnica w podejściu przejawia się w samej organizacji gry ,a mianowicie gra strefowa jest nakierowana na indywidualną odpowiedzialność ,a tzw. futbol totalny to odpowiedzialność grupowa. W pewnym sensie ,a le tylko w pewnym pewnikiem wynika to z konieczności i możliwości. Mianowicie bogatych stać na wielkie indywidualności ,a biedota musi swoje ubóstwo uważać za cnotę i twierdzić, że w zespołowości tkwi największa moc. Dostrzeżenie różnic nie jest trudne, a mianowicie zawodnicy grający zadaniowo są rozczłonkowani , natomiast kolektywiści są zgrupowani maksymalnie blisko siebie . U to podejście zespołowe widać najbardziej np.w Rakowie i w Warcie ,a to drugie to domena Lechii, Piasta , Lecha i Pogoni. Legia stara się od przyjścia do naszego klubu Małeckiego godzić te dwie płaszczyzny. Mówiąc pod innym kątem to różnica pomiędzy tymi typami gry polega na trochę innym rozłożeniu akcentów na ryzyko i bezpieczeństwo. Wczoraj Lecha zagrała w ustawieniu 4-1-4-1 kładąc nacisk na grę strefową , w tym w ataku zagrał tzw. przesuniętą strefą preferując atakowanie głównie lewym skrzydłem na Mladnovicza i Hołownię. W środku pola starali się odebrać nam piłkę, ale w nim ataków nie inicjowali, ani nie prowadzili. Grając zdyscyplinowanie taktycznie ograniczali pole naszej aktywności zamykając wolne przestrzenie ( obrona strefy) i zwalniając grę. to nie był pomysł na wygranie meczu , chyba ,że nasi popełnili by katastrofalny błąd, ale na jego zremisowanie. I trzeba przyznać, że gdyby nie po dwakroć wykazana indolencja strzałowa to mogli cel zrealizować, nawet z nadwyżką. ten fakt wskazuje na to, że Stokowiec gdyby miał do dyspozycji materiał ludzki wyższej jakości, zdolny do skutecznej realizacji jego wizji gry, pewnikiem miałby większe sukcesy. O tym, że w Legii sztab szkoleniowy jest wartością dodaną. W kolejnym trudnym meczu nasz sztab powrócił w I połowie do "tradycyjnego" ustawienia taktycznego 3-4-2-1,które co prawda kaleczy system,ale które obiektywnie odpowiada charakterystyce naszych najlepszych zawodników. Atutem tego ustawienia jest to,że zawodnicy je tworzący są już dość dobrze zgrani i wykazują zrozumienie wymogów samej gry w nim. Niestety efektywność gry ofensywnej systemu w naszym wykonaniu jest żadna, gdyż rywale dość łatwo nasze poczynania neutralizują. wynika to po części z faktu, że nasza drużyna jest dopiero na wstępnym etapie reorganizacji gry i na razie obserwujemy oparcie poczynań w strefach na systemie dwójkowym, co we współczesnym futbolu już staje się anachronizmem. Widzimy jak taka gra dójkami wygląda : Kapustka- Slisz, Kapustka - Luquinhas, Martins- Luquinhas, Juranovicz- Jędrzejczyk , Juranovicz - Pekhart, Mladenovicz - Pekhart czy Wieteska-Slisz. W silnych klubach akcje w strefach boiska i w fazach meczu przeprowadza się przez 3 ,a nawet 4 zawodników. Tej organizacji gry trójkowej nie należy mylić z grą w tzw. trójkącie. Sądzę ,że Legia stabilizując skład personalny zmierza właśnie w tym kierunku. Z pewnością zatrudnienie włoskiego doświadczonego szkoleniowca Petrillo wzmocniło sztab nowym podejściem do gry obronnej ,ale moim zdaniem przechwycenie takiego talentu jak Przemysław Małecki było strzałem w dychę. To też świadczy bardzo dobrze o Michniewiczu ,że nie dobiera sobie głupszych od siebie ,ale jak Małecki chyba lepiej przygotowanych do nowoczesnego grania. Michniewicz poznał Małecki jako trener U-21 kiedy ten prowadził U-17. ,a wyrwał go do Legii z Lecha, gdzie ten utalentowany trener był 3 pomocnikiem pomocnika w II drużynie Lecha.To tak jak kiedyś Bereszyński .Małecki ma świetne przygotowanie teoretyczne, a ponadto jest współautorem oficjalnego opracowania szkoleniowego PZPN , wraz z Marcinem Dorną pt' Narodowy Trening Formacyjny" . Zachęcam do zapoznania się na stronie PZPN. Jest oparty na uznanym za najbardziej efektywnym systemie gry 4-3-3,ale rozbija pojęcie formacji i tworzy formacje celowe zależnie od fazy gry. Jest to znakomity materiał szkoleniowy , chyba nawet bardzie twórczy od podobnych opracowań zagranicznych. Tylko,że doskonalenie taktyczne i poprawa organizacji gry muszą mieć fundament w wysokich umiejętnościach i wydolności zawodników. Już na tym wstępnym etapie selekcyjnym widać, że kilku zawodników do niedawna uchodzących za podstawowych w kadrze I zespołu mówiąc kolokwialnie z różnych względów odstaje ,że wymienimy Cierzniaka, Muzyka, Lewczuka, Astiza, Cholewiaka czy Valencię. Niestety podobny proces zaczyna dotykać młodych , którzy co prawda się rozwijają ,ale dystans pomiędzy nimi ,a wymaganiami gry w I zespole ulega powiększeniu, a nie zmniejszeniu takich jak :Miszta, Macenko. Mosór, Konik, Niski, Cielemęcki, Ciepiela. Włodarczyk, Muci, czy z innego powodu Rusyn. Nie mogą stanowić wzmocnienia drużyny o aspiracjach europejskich gracze , którzy dostają po beznadziejnej grze z kuper od rezerw Jagi czy innych tego typu mocarzy z III ligi. Mnie dodatkowo irytuje fakt, że I drużyna gra w ustawieniu 3-4-3. ew.3-5-2 ,a rezerwy w ustawieniu 4-4-2. Niemniej be wzmocnień o grze w LM nie ma co marzyć. Potrzeba jest bramkarza, bo Boruc ma ochotę zawiesić buty na kołku, dwóch, a może nawet 3 środkowych obrońców, w tym jednego lewonożnego, rozgrywającego , dwóch skrzydłowych i szybkiego, dobrze dryblującego napastnika. O tym, że aby wygrać to trzeba przejąć inicjatywę. Nie da się wygrać meczu z silnym rywalem, jeżeli się nie zaryzykuje i nie przejmie inicjatywy czyli nie narzuci mu się swego stylu i warunków gry. Ma to niewiele wspólnego z takimi parametrami jak posiadanie piłki, ilością podań, ich celnością czy czasem przebywania na połowie przeciwnika. Dal wygrania meczu to za mało, bo kiedy rywal oddaje pole to nam trudno jest przegrać. We wczorajszym meczu taką próbą przechwycenia inicjatywy było wystawienie po przerwie drugiego napastnika i zmiana ustawienia na 3-5-2 co zdało egzamin z Gliwicach. Te zmiany niewiele pozytywnego do gry naszej drużyny wniosły. A wystarczyło powielić pomysł Lecha na mecz z Lechią i postawić przez 15 minut wszystko na jedną szalę. Lech usypiał Lechię przez 75 minut , sam też będąc usypianym ale się raptownie obudził , ruszył z impetem skrzydłami, wprowadzał do strefy obrony rywali 7-8 swoich zawodników i ich rozbił. Nie trzeba za każdym razem odkrywać Ameryki, czasami wystarcza adaptacja pomysłów tych, którym się udało. Ponieważ niczego nie wymyśliliśmy ,ani nie zaadaptowaliśmy to za nas uczynił to ich zawodnik niejaki Malocza. On to dokładnie tak samo jak w Poznaniu z niczego sprokurował bezsporny rzut karny . I pomyśleć ,że Stokowiec odesłał Chorwata do rezerw, ale go do I zespołu przywrócił. Na nasze szczęście Smile.