A+ A A-
  • Zbyszek
Prof. Filipiak od kilkunastu lat jak został właścicielem Cracovii chętnie udziela wywiadów, w których prezentuje swoje stanowisko w przeróżnych sprawach , także piłki nożnej i Cracovii. Przed laty wywiady te służyły bardziej promocji jego firmy niż klubu ,ale sukcesy na niwie biznesowej odwróciły te proporcje. W wywiadach dostrzec można zdrowy dystans ,ale i ewoluującą pewność siebie. W tegorocznym wywiadzie Janusz Filipiak pokazuje się w nowym świetle jako przedstawiciel tego neofickiego nowobogactwa , które uważa, że porządek świata korzystny dla nich jest korzystny dla całej reszty. Widzi on świat swoimi oczami i oczekuje od całej reszty, że podzieli jego punkt widzenia. Chyba odchodzi od rzeczywistości - tej reszty w ogóle nie dostrzegając. Ta niekorzystna ewolucja sprawia ,że Filipiak zaczyna przypominać kacyka partyjnego z prowincji w epoce Gierka co znamy jako syndrom propagandy sukcesu. Jednocześnie w czynach to nadal rozsądny i zdystansowany facet, który ustala od kilkunastu lat budżet Cracovii na poziomie 30 mln zł i obecnie zatrudnia ludzi z którymi pracował przez lata i przed laty, a o których wydawało się, że należy zapomnieć jak trener Jacek Zieliński czy poprzedni trenerzy Stefan Majewski i Wojciech Stawowy. Niskiej pozycji naszych klubów na arenie Europejskiej upatruje w niskich dochodach z praw telewizyjnych . Jest to argument tyleż prawdziwy ileż demagogiczny , bo tak naprawdę to tylko w pięciu krajach te wpłaty są ogromne , a są to Premier League ( 2 mld 266 mln Funtów rocznie ), La Liga ( 2 mld 750 mln Euro rocznie ), Serie A ( 945 mln Euro rocznie ) , Bundesliga ( 1 mld 535 mln Euro rocznie ), Ligue 1 ( 1. 450 mln Euro rocznie). Polska z wpłatami ok. 70 mln Euro rocznie jest na 8-10 miejscu zależnie od kursu Euro i wyprzedzają nas nieznacznie jeszcze Holandia i Belgia . Tylko ,że nasza pozycja w ligowej Europie to 29 miejsce. Nasze kluby są ubogie , bowiem status klubów nie uległ zasadniczej zmianie od czasów PRL i nadal nie są to samodzielne Spółki Akcyjne ,ale spółki zależne od Firm matek czy to jak w wielu przypadkach od przedsiębiorstw czy od samorządów. To czy właścicielami są osoby prywatne czy państwo czy samorząd ma znaczenie formalnie ,ale nie strukturalnie. Generalnie firmy prywatne łożą na kluby pieniądze pochodzące z podatków czyli zamiast płacić Skarbówce utrzymują kluby, a dodatkowo jeszcze zadłużają kluby wobec siebie fikcyjnymi dotacjami. Przypomina to zabawę w piaskownicy . Bez zainwestowania prawdziwych pieniędzy sukcesy w Europie są poza naszym zasięgiem. We wczorajszym spotkaniu Cracovia zademonstrowała te same walory co w poprzednich meczach, które wynikają wprost z bardzo dobrej formy fizycznej opartej o wysoki poziom szybkości wytrzymałościowej. To dzięki przygotowaniu fizycznemu zawodnicy Cracovii stosują arytmię gry, bardzo szybko przenoszą grę z obrony do ataku, potrafią bronić w 9 i za kilka sekund mieć pod polem karnym rywali 6-7 swoich zawodników . A do tego oddają strzały na bramkę z każdej dogodnej pozycji. Oczywiście na takiej intensywności nie da się grać całą rundę i za jakiś czas prądu zbraknie i wyniki siądą. Legia nie ma fartu , bowiem zagrała z Cracovią w najlepszym dla niej okresie i pewno za miesiąc wynik byłby odwrotny. Mecz z Cracovią potwierdził ,że nasza liga jest zdominowana fizycznością, głównie wybieganiem i że te walory decydują o wyniku. Niestety kluby mające wyższe budżety niż taka Cracovia jak np. Legia nie potrafią ich wykorzystać na posiadanie klasowych zawodników o takich umiejętnościach ,aby to one decydowały ,a nie ganianie po boisku. Kiedy takich graczy nie ma to nie pozostaje nic innego jak iść w ślady "biegaczy". W tym kontekście trudno zrozumieć ,że w Legii pomimo zmian fizjologów zawodnicy tak bardzo , jak wczoraj odstają od rywali walorami fizycznymi, głównie szybkością. Doceniam osiągnięcia dyrektora Legii Jacka Zielińskiego ,ale zaczynam niepokoić się jego samotnością i apodyktycznością. Rozumem, że jest wynik ambicji Jacka sprostania zadaniu jakie przed nim postawił Mioduski ,ale w dzisiejszym czasach czasy samotnych geniuszy należą do przeszłości. Nikt nie jest alfą i omegą i złożone problemy rozwiązuje się grupowo. Jedną z takich metod jest brainstorming. Jacek jest w moim przekonaniu więźniem schematu powielania tego co było, jego zdaniem, dobre w przeszłości. Otóż nowym wyzwaniom można sprostać tylko dzięki odwadze i dyscyplinie intelektualnej. I nie chodzi tylko o pieniądze, ale o nowatorskie spojrzenie na szkolenie młodzieży , selekcję ,ścieżki rozwoju. Legii nie stać i nie będzie stać na kupowanie zawodników chociaż o średniej klasie europejskiej i musi , nawet przejściowym spadkiem wyników wdrażać do występów młodych zawodników. W tym wypadku to dyrektor sportowy musi niejako wymuszać na trenerze takie podejście do spotkań. Tymczasem na ławie młodych jest tyle co na lekarstwo. Wczoraj nie było czego ratować i aż się prosiło ,aby np. wpuścić na plac Strzałka . Starość nie jest przyszłością. Trudno zrozumieć jak może taki zespół jak Legia nie umieć utrzymać równowagi na boisku zachowując się jak by był dotknięty chorobą afektywną dwubiegunową. Po stracie piłki nasi zawodnicy cofają się za głęboko i bronimy zbyt dużymi siłami, często gubiąc strefę. Taka bliskość swojego pola karnego sprawia ,że odległość od pola karnego rywali jest za duża. Owszem piłkę można przenieść szybko na przedpole rywali .ale bez zawodników sama piłka nic nie zdziała. Nim kilku naszych graczy przebiegnie te kilkadziesiąt metrów to już rywale ustawią szyki obronne. Wbrew powielanym bajeczkom już żaden zespół nie ustawia przeciwko Legii autobusu co oznacza ,że nasza drużyna musi się spieszyć z przemieszczaniem równolegle piłki i zawodników do przodu. Taka jest potrzeba chwili ,a obserwujemy proces odwrotny - spowalniania wychodzenia z atakiem. W defensywie było jeszcze gorzej i nieporadniej, bowiem kontratakujący zawodnicy Cracovii wchodzili w naszą przestrzeń jak nóż w masło. Nie tylko cofaliśmy się w panice ,ale nasi zawodnicy gubili strefę tak jak by nie wiedzieli kto za jaki obszar boiska odpowiada. Przy takim chaosie organizacyjnym o dobry wynik szalenie trudno. Może jestem za bardzo krytyczny, ale tego zamieszania z kapitanami drużyny nie akceptuję. Pamiętamy jak Vukovicz zrobił kapitanem Luquinhasa, tak obecnie Runjaicz zrobił nim Wieteskę. Obaj wyfrunęli. Wyznaczony na kapitana Josue nie ukrywa, że jak dostanie korzystną ofertę to odejdzie. Takie obwłoływanie jętek jednodniówek kapitanami deprecjonuje tę funkcję. Kapitan to pierwszy namiestnik trenera na boisku . Taki chaos uderza w autorytet trenera. Legia od kilku lat jest systematycznie osłabiana i nie tyle chodzi o odejścia tych najlepszych, ale o niski poziom tych niezbędnych wyrobników . Nie wyciągamy wniosku ze znanej prawdy ,że łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniowo. O sile drużyny przesądza wyrównany skład zawodników o wyrównanych umiejętnościach, poziomie gry i klasie. To gwarantuje solidność. Jedno, dwa słabe ogniwa niweczą szanse na sukces. Ponadto destrukcyjne wpływają na partnerów. Co z tego bowiem jak dobry piłkarz ogra rywali, pójdzie do przodu jak poda do ofermy, który straci piłkę ,albo strzeli panu Bogu w okno. W Legii nie trzeba na siłę poszukiwać gwiazd, ale eliminować zawalidrogi. Odejście Wieteski stworzyło problem na środku obrony, co z kolei wywołało potrzebę ściągnięcia zawodnika na tę newralgiczna pozycję. Nie wiedzieć czemu Runjaicz nie widzi na środku obrony Jędrzejczyka , mimo ,że Johansson jest prawie gotowy do gry. Z enuncjacji prasowych wynika, że Legia nie jest zainteresowana inwestowaniem w młodzież ,ale chce zakpić gotowca. Jednak mnie przeraziło zainteresowanie takimi nazwiskami jak Aleksander Radovanovicz czy David Bates. Mówiąc wprost ich CV na kolana nie powalało,a wręcz przeciwpołożnie. Trafiali oni nawet do niezłych zespołów, ale sobie w nich nie radzili. Jak można chcieć kupować do drużyny z aspiracjami zawodników na poziomie naszej I ligi. Teraz na tapecie jest Rafał Augustyniak , który jest przyszywanym środkowym obrońcą. Czy my mamy jeszcze skauting ?. W Legii obserwujemy stabilizację personalną składu I zespołu co jest znakiem rozpoznawczym tzw. szkoły niemieckiej. Trenerzy niemieccy wystawiając zawodników do gry meczowej czynią to niejako w nagrodę za postawę i zaangażowanie na treningach. Głównym mechanizmem selekcyjnym jest trening. Takie podejście sprawia ,że zawodnicy mający ambicje gry w I składzie angażują się silnie w proces treningowy i to on jest poligonem rywalizacji. Ma to swoje plusy , bo jest na swój sposób sprawiedliwe, pozwala na zgrywanie zawodników w warunkach meczowych oraz na tworzenie kolektywu. Lecz musimy zauważyć, że taka hermetyczność nie sprzyja konkurencji. Są trenerzy, którzy preferują graczy rozwojowych o największym potencjale, jeszcze inni starają się zachowywać równość w dostępie do minut meczowych, tak ,by każdy zawodnik czuł się potrzebny i gotowy do występu. Tak jak każdą metodę tak i tę weryfikuje wynik . Chyba ,że trener bije głową w mur i ma przekonanie ,że im gorzej, tym ma więcej racji. Mecz do 40' był mocno letni, wręcz senny i nasi obrońcy dali się uśpić i nie zapobiegli utracie bramki. Co prawda akcję dla Cracovii napoczął Slisz, któremu przyjmowana piłka odskoczyła na 5 metrów ,ale nasz lewy obrońca i środkowi obrońcy zachowali się jak amatorzy. Owszem akcja Cracovii była szybka, ale schematyczna i przewidywalna i wystarczyło tylko dobrze się ustawić, aby ja rozbić. Klasowy zespół takich bramek tracić nie ma prawa. Przy drugim golu Wszołek zachował się jak chłopaczek , który postanowił sobie pomachać łokciami w polu karnym. Doświadczonemu zawodnikowi takie zachowanie nie przystoi. Z kolei trzecia bramka to efekt dekoncentracji Artura oraz lenistwa środkowych obrońców. Z tak nieudolną obroną nie mamy czego szukać nawet z ligowymi średniakami. Obaj trenerzy i Zieliński i Runjaicz zalecili swoim zawodnikom spokojne granie na boisku i sami zachowywali stoicki spokój. O ile u Zielińskiego ta konieczność przyniosła dobre efekty , to w przypadku naszego trenera pozostanie w blokach startowych nie było wskazane. Taktyka musi być dostosowana do sytuacji boiskowej , głównie do wyniku i kiedy nie daje się zmienić taktyki to trzeba wymienić wykonawców. Mówiąc wprost : nie wolno biernie godzić się z porażką licząc bezpodstawnie ,że coś samo się zmieni. W wyrównanym spotkaniu takim jak wczorajsze podstawą sukcesu jest skuteczność. Cracovia wykazała tę cechę ,a Legia nie. Mało tego nasi zawodnicy nawet niezłe akcje nie potrafili zakończyć celnymi strzałami na bramkę. Oddaliśmy tylko jeden celny i do tego leciutki strzał. Zabrakło naszemu zespołowi wymuszenia na przeciwniku błędów w defensywie. Naszą grę cechował brak agresji czyli marazm. Młody sędzia ( 33 lata) Damian Kos nie miał trudnego zadania i bardzo dobrze poprowadził zawody. Nie dał się nabierać na krzyki, pady i inne gesty niby świadczące o faulach. Przy decyzjach brał pod uwagę trudne warunki spowodowane śliską murawą i nasiąkniętym wodą boiskiem co sprawiało ,że zawodnicy mieli kłopoty z utrzymaniem się w pionie ,a przy wślizgach jechali dalej niż chcieli. Z przyjemnością obserwuje się sędziego, który jest opanowany i panuje nad wydarzeniami .
This is a comment on "Cracovia - Legia 3-0: Statyści"