A+ A A-
  • Zbyszek
Powiem otwarcie ,że ucieszyłem się, że Widzew wrócił na najwyższy poziom rozgrywkowy, gdyż mecze Legii z Łodzianami z wielu względów mają duże znaczenie emocjonalne , a jeszcze bardziej symboliczne. Szczególnie na przykładzie Widzewa jaskrawo widać mitotwórcze znaczenie mediów, a osobliwie telewizji. Pisałem o tym fenomenie w felietonie "Szklana pogoda....". Z perspektywy czasu możemy ocenić zmiany jakie zaszły w postrzeganiu rzeczywistości naszej piłki i nie tylko. Gdyby wyłącznie brać pod uwagę to co nazywamy złudnie tradycją mierzoną długością jej trwania to nadal największym powodzeniem powinien cieszyć się w Łodzi ŁKS, w Poznaniu Warta, w Warszawie Polonia, a w Krakowie Cracovia. Era rewolucji telewizyjnej , która zaistniała na przełomie lat 60 i 70-tych XX wieku, a której rozkwit nastąpił w drugiej połowie lat 70-tych diametralnie odmieniła wartości. Na czele "rankingu" popularności stanęły te kluby, które w czasach ogromnego wzrostu oglądalności stały się rozpoznawalne dzięki swym sukcesom w kraju i w Europie. Nieobecni na ekranach nie wzięli udziału w podziale tortu , wypadając z obiegu publicznego. Ten oczywisty fakt dowodzi wartości symbolu jako mitu popkultury , ale też jako kryterium identyfikacji. Te kluby, które w czasach rewolucji medialnej stały się symbolami sukcesu przetrwały jako mity, jako wyraz tęsknoty i dążenia do wielkości. To co nazywamy tradycją dziś nie przetrwa bez stałej obecności w mediach. To media kreują rzeczywistość, a nie odwrotnie. Tej magii ekranu i monitora oraz pamięci o zaprzeszłych sukcesach ulegli kibice Widzewa. Gdyby ich stadion liczył 60 tys. miejsc to i tak na spotkanie ze starym wrogiem Legią wszystkich chętnych by nie pomieścił. Pozazdrościć ! Niestety w czasie transmisji przed samym spotkaniem puszczono straszliwie smrodliwego bąka w postaci uznawania za cud wygranej Widzewa z Legią w 1997 roku i zdobycia przezeń Tytułu. Otóż ten cud kosztował Pawelca i Grajewskiego 200tys. DM ( marek niemieckich). Można powiedzieć ,że Widzew kupił wygraną ,ale można też powiedzieć ,że Legia sprzedała Tytuł. Nie po raz pierwszy ,ani drugi czy trzeci zresztą. Trzeba przyznać, że piłkarze Legii mieli żyłkę handlową , bo zdołali podwoić stawkę. Taki był w tamtych czasach klimat. Mnie przestaje dziwić ,że pismactwo w owym czasie udawało ,że nie dostrzega korupcji ,a obecnie udaje ,że jej nie było. Na podstawie oglądu m.innymi wczorajszego meczu można rzec ,iż atak nie może być dodatkiem do gry obronnej, tak jak i obrona nie może być tylko dodatkiem do funkcji ofensywnej. Niezależnie czy mamy do czynienia z nastawieniem ofensywnym , defensywnym czy zrównoważonym to każda funkcja musi być spełniana autonomicznie. Wielu trenerów zapomina o tych zależnościach i koniecznościach. Każdy zawodnik bowiem zajmuje określoną pozycję na boisku i ma swoją rolę do odegrania . Wynik zależy od stopnia wywiązania się z zadań. Współzależność elementów tej samej przecież gry, można porównać do monety . Moneta ma awers i rewers, co, od biedy, można przyrównać do ofensywy i defensywy. Oczywiście można monetę też ustawić na sztorc ,ale będzie to dziwaczne i pokraczne. Jednak tylko na jednej stronie monety oznaczona jest jej wartość i tylko na tej podstawie trenerzy powinni uznawać w grze swych drużyn prymat ataku lub obrony. Wczoraj dokładnie dostrzegliśmy ,że Legia będąca w ofensywie jest inną , lepszą drużyną, niż ta będąca w defensywie. Obie zasady teoretycznie mają tę samą wartość ,ale o ich wartości realnej zaświadcza wynik : do przerwy 2:0, po przerwie 0:1.Smile. Tę różnicę widać było wczoraj na boisku ,ale też dostrzegamy w przypadku Lecha. Ten ostatni jest symptomatyczny i dlatego jemu słów kilka poświęcę. Trener Lecha został przeflancowany z innej piłkarskiej rzeczywistości i chce żywcem i to natychmiast przenieść tamtejszą organizację gry do naszej piłki. Tacy jak on natrafiają na barierę materiałową ( kadry) , który to materiał ludzki ma inne nawyki i związane z nimi wady. Podobnie jest ze wszystkimi naszymi piłkarzami , którzy trafiając do mocniejszych lig wykazują cechy niedoszkolenia i mają błędne nawyki. To ta bariera uniemożliwia nawet bardzo utalentowanym graczom osiągnąć dużą klasę. Te zasadnicze różnice wyszkolenia wynikają z wyciągania lub nie wniosków szkoleniowych z dowiedzionego faktu ,że mecz rozstrzyga się w obronie lub ataku. A to oznacza znaczący wzrost intensywności gry , konieczność przemieszczania się na dużej szybkości z własnej połowy na połowę rywali, nieprzetrzymywanie piłki, tylko jej błyskawiczne podawanie oraz natychmiastowe przeszkadzanie w ataku rywalom. Na naszych boiskach biega się co najmniej tyle samo co w topowych ligach, ale za to wolno i często bez sensu. Wczoraj w I połowie nasi zawodnicy za dużo się nie nabiegali, a wynik był jak się patrzy, a w drugiej nabiegali się , chyba tylko po to ,aby o mały włos nie przegrać. Smile. Media uznały za sensacyjny temat politykę ograniczania wydatków przez Legię. Otóż podawane oficjalnie budżety klubów nie zawsze oddają realia ,co dotyczy szczególnie trzech klubów funkcjonujących jako filie głównych firm czyli Rakowa, Cracovii oraz Pogoni. Nadmienić wypada, że firmy ich właścicieli sytuują się w branży informatycznej , która w dobie pandemii osiągnęła nienotowane wcześniej zyski. Obecnie bez utraty płynności są one w stanie kupić dobrych graczy lub utrzymać tych podstawowych , nie posiłkując się "kredytami" . Inne kluby , nawet tak znaczące jak Legia czy Lech takich możliwości nie mają. Na papierze to Legia ma budżet ponad 3,5 razy wyższy niż Cracovia, ponad 2,5 razy wyższy niż Raków oraz o 60% wyższy niż Pogoń .Ale to ich stać na sprowadzanie lub posiadanie graczy dla Legii obecnie niedostępnych. Legia ma mocno ograniczony margines do generowania dodatkowych środków i w praktyce sprowadza się on do sprzedawania zawodników. Tylko, że ostanie wpadki, słaba gra i niska lokata nie sprzyjają zainteresowaniu, o czym świadczy śmieszna kwota uzyskana za Wieteskę i brak ofert na kogokolwiek innego. Co nie oznacza, że ta faryzejska "troska" o finanse Legii ma pokrycie w faktach , bo Legia ma nadal budżet (110 mln zł) o wysokości drugiej za Lechem ( 117 mln zł) . Ja w związku z tą sytuacją mam tylko taką malutką nadzieję, że może wreszcie w Legii przestanie się szastać pieniędzmi i zacznie się uważnie przyglądać każdej wydawanej złotówce. Kolejna refleksja związana z wczorajszym spotkaniem jest taka, że drużyna faworyzowana czyli ogólnie mówiąc lepsza musi wygrywać albo przekonywująco, albo umieć grać na wynik. Nie sięgając zbyt głęboko do Legijnej pamięci to nauczyć gry na wynik naszą drużynę starał się Maciej Skorża, co jest jego znakiem rozpoznawczym .Czynił on tak w każdej drużynie , którą prowadził. Skorża uważa przy tym, że jest w stanie wraz z fizjologiem niejako zaprogramować w mikrocyklu i przerwach na reprezentację, tak formę fizyczną, aby była ona wyższa na silniejszych rywali i nieco niższa na słabszych. Natomiast udanie nasza drużyna potrafiła grać na wynik za kadencji Czerczesowa oraz Michniewicza, do czasu jesiennej katastrofy. Obecnie tę cechę posiadł Raków i jest to niewątpliwa zasługa trenera Papszuna. Nasz zespół niestety od prawie roku gra niestabilnie. Dość łatwo przewidzieć, że będziemy mieli przewagę w posiadaniu piłki ,że wymienimy więcej podań , ale to czy to przełoży się na wynik ma charakter loteryjny. Aby bowiem grać na wynik to trzeba dysponować zespołem o wyrównanym poziomie umiejętności i właściwie przygotowanym motorycznie. Wczoraj założenia i zadania były trafnie ułożone ,ale w II połowie utraciliśmy kontrolę nad wydarzeniami, nasi piłkarze przestali być aktywnymi, a stali się biernymi uczestnikami wydarzeń. Trener Runjaicz przyzwyczaja nas konsekwentnie do ustawienia 5-5 i do tych samych wyborów personalnych oraz do zbalansowanej organizacji gry. Trener jest przekonany, że powtarzalność ma same zalety. Są tacy, którzy mają odrębne opinie , ale wobec wygranych spotkań one się nie liczą. Ja muszę tylko zauważyć tę prawidłowość jaką za zasadę uważają eksperci, a mianowicie ,że drużyna dysponująca dobrymi obrońcami powinna grać ofensywnie , a ta , która posiada słabszych obrońców powinna grać defensywnie. Legia ma obecnie stosunkowo silną linię obrony wzmocnioną dodatkowo forstoperem ( Kharatin lub Augustyniak). Wniosek wydaje się jednoznaczny, co potwierdziło się wczoraj na boisku czyli Legia musi wykorzystywać siłę obrony do gry ofensywnej. Tak jak się można było spodziewać zespół Widzewa wyszedł na Legię w ustawieniu 3-2-5 ,ale tym razem z nastawieniem na aktywną defensywę. Bowiem tak naprawdę to wszyscy w lidze wiedzą ,że Legii nie należy zbytnio przeszkadzać w utrzymywaniu się przy piłce i wymianie podań ,zwłaszcza za własnej połowie i w środku boiska. Natomiast nie wolno nam oddawać przestrzeni do konstruowania i rozwinięcia ataku. Trener Niedźwiedź odstąpił więc od dotychczasowej taktyki i w I połowie postawił na zastopowanie Legii poprzez aktywną grę obronną i kontrataki. Dopiero po niekorzystnym wyniki I polowy zmienił nastawienie drużyny i pewno pluł i pluje sobie w brodę ,że podszedł do Legii od początku jak do jeża, niepewnie i bojaźliwie. Nasz trener i zawodnicy wyciągnęli wnioski z niepotrzebnej i zbyt wysokiej porażki z Cracovią i słusznie doszli do wniosku ,że wymiana ciosów Legii za dobrze nie służy. Owszem teoretycznie taka chaotyczna gra powinna być korzystna dla zespołu mającego więcej indywidualności i ogólnie lepiej wyszkolonego ,ale praktyka boiskowa negatywnie zweryfikował takie pomysły. Już drugi mecz nasz zespół stara się grać spokojnie, ogólnie mówiąc mądrze. Pierwsza połowa była przykładem takiej rozsądnej , cierpliwej gry, minimalizującej ryzyko. Wykorzystywaliśmy wiedzę, że w naszej mizernej lidze nie ma ani drużyn, ani zawodników grających bezbłędnie, każdy błądzi , a niektóre nawet bardziej. Widzew pogubił się w I połowie, a my w drugiej - dobrze ,że bilans nie wyszedł na zero Smile. Choć moim zdaniem jest czymś silnie niepokojącym ,iż nie potrafiliśmy przeciwstawiać się chaotycznym atakom rywali ,a przede wszystkim, że nie potrafiliśmy wykorzystać ich otwarcia i osłabienia siły obrony do przeprowadzania szybkich ataków. Wczoraj moim zdaniem kluczowymi zawodnikami w naszym zespole byli : Wszołek i Kapustka. Wszołek był aktywny, wszędobylski, rozważny, nieustępliwy , znakomity taktycznie, przydatny tak w obronie jak i w ataku. Z kolei Kapustka spełnia tę rolę, którą Francuzi nazwali "nosiwoda', a więc zawodnika z jednej strony łatającego dziury, a z drugiej będącego stale pod grą i umożliwiającego tym samym rozwijanie ataków. Tacy jak Luiz Fernandez w 1984 roku czy Deschamps w 1998 i 2000 zostali uznani za głównych autorów sukcesów reprezentacji Francji w ME i MŚ. Po Wszołku i Kapustce doskonale widać jak bardzo im służy rytm meczowy. Przebieg II połowy meczu z Widzewem udowodnił, że nasza drużyna nie jest w stanie przez całe spotkanie zrealizować racjonalnych i trafnych założeń, co wynika z tego, że mamy za dużo słabych ogniw w składzie. Nie jesteśmy w stanie kontrolować w pełni wydarzeń na boisku i nad nimi panować. Można zapytać : o co chodzi z tą kontrolą?. Generalnie chodzi o to czy gramy to co zaplanowaliśmy czy gramy to co na nas wymusza swą postawą przeciwnik. Możemy chcieć grać defensywnie i jest to dopuszczalny i akceptowany sposób gry ,ale przestaje być takim kiedy to nie chcemy ,ale się cofamy i to na dodatek bezładnie , chaotycznie, dopuszczając do wytwarzania groźnych dla nas sytuacji w bezpośredniej bliskości naszej bramki. Czyli wygraliśmy ,ale mecz pozostawił niedosyt i obawy co do świetlanej Smile przyszłości. Co do oceny sędziego Szymona Marciniaka to daleko mi do obiektywizmu, bo bez tortur wyznaję ,że jestem wielkim fanem jego sposobu i metod prowadzenia zawodów. Od czasu jak poprawił przygotowanie fizyczne i jest blisko każdej akcji oraz owocnie współpracuje z VAR nie ma on żadnego słabego punktu. Wczoraj dał popis sędziowania jak silnie utalentowany aktor charakterystyczny Smile.
This is a comment on "Widzew - Legia 1-2: Klasyk dla Legii"