A+ A A-
  • Zbyszek
Dzisiaj pogawędzimy nieco szerzej i trochę głębiej. Jak się można było spodziewać po spotkaniu z Rakowem chętnych do chwalenia się czego to oni nie dokonali nagle zbrakło, a ci którzy dali głos, jak trener ,wręcz dziękowali Rakowowi za lekcję obiecując wyciągnięcie wniosków. Szkoda ,że trener nie powiedział kiedy te wnioski wyciągnie , bo wczoraj nie za bardzo było te zabiegi widać. Zresztą ja nie wiem czego można się z klęsk nauczyć, ale chyba taki durny od urodzenia jestem. Lecz przy omawianiu tej klinicznej przypadłości dotykamy starego jak świat sporu, co ważniejsze kura czy jajko czyli czy teoria czy praktyka , a mówiąc uczenie czy racjonalizm czy empiryzm. Od razu rozwiewam wątpliwości ,że jest to dychotomia pozorna , bowiem nie ma prawdziwej wiedzy bez tych dwóch składników : teorii i doświadczenia. Przy czym w przypadku doświadczenie musimy zdefiniować o czym mówimy. Już Arystoteles 2400 lat temu w "Metafizyce" objaśnił, że nauka powstaje z wiedzy spostrzeżeniowej i doświadczenia. Doświadczenie zaś nie jest tylko przypomnieniem. Chodzi o to ,aby wyciągać wnioski z tego co doświadczyliśmy ,a w tym wypadku idzie o właściciela, kierownictwo klubu, dyrektora sportowego , trenera i sztab oraz zawodników. Być człowiekiem doświadczonym to wedle Arystotelesa widzieć wiele rzeczy, wyrobić sobie o nich sąd, pamiętać te sądy, umieć je połączyć ze sobą mając na celu coraz skuteczniejsze działanie. Nie chodzi więc tylko o takie prostackie unikanie błędów. Doświadczenie pozwala zrozumieć dlaczego określone działanie jest poprawne w każdej podobnej okoliczności. W aspekcie praktycznym nie ma sprzeczności pomiędzy nauką ( teorią) , doświadczeniem , bo jedno bez drugiego nie funkcjonuje ,a ten nierozerwalny związek u trenera nazywany jest warsztatem. Jako ciekawostkę dodam ,że nauka antropologii uważa, iż zdolność homo sapiens do tworzenia i rozwoju cywilizacji wynika z twórczej adaptacji przebytych doświadczeń. W piłce nożnej na samym doświadczeniu w dłuższej perspektywie bazować się nie da. Znacznie efektywniejsi są ci trenerzy , którzy łączą wiedzę zdobytą na studiach z praktyką. Oczywiście są dziedziny futbolu , w których obecnie bez teorii ani rusz, jak w przypadku przygotowania fizycznego , które stało się wielce wyspecjalizowane . Z drugiej strony wiedza teoretyczna nie nauczy trenera wychodzenia z kryzysu, bo on musi przez ten dół przejść sam. Z tych powodów przed 56 laty PZPN podjął uchwałę na mocy której w klubach I ligi mogą pracować tylko ci, którzy mają ukończone kierunkowe studia wyższe, roczny kurs trenerski przy AWF w Warszawie oraz co najmniej 3 lata pracy w klubach niższych klas. Do mnie nie dociera ten prymitywny woluntarystyczny anarchizm z jakim mamy do czynienia w dzisiejszej naszej piłce. W tamtych latach studia wyższe były bardzo trudno dostępne, a dziś każdy kto tylko chce może studiować, a mimo to preferuje się nieuctwo . Efekty widać. Nie chcę wyjść na faceta oderwanego od rzeczywistości i wiem ,że mogą zdarzyć się samorodne trenerskie talenty, ale jakoś ich nie widać. Do tego trzeba dodać, że mamy wśród trenerów do czynienia z krótkodystansowcami i długodystansowcami. Nie chcę przywoływać wyłącznie trenerów Legii, tym bardziej ,że w naszej historii okres korupcji pomiędzy latami 1979 a 2000 staram się pomijać. Takimi znanymi krótkodystansowcami byli np. Orest Lenczyk , Henning Berg a obecnie jest Jacek Zieliński ( Cracovia). Najbardziej znanym długodystansowcem jest Waldemar Fornalik ,a jego śladami podąża Marek Papszun. Jednych od drugich różni głębokość i skala wiedzy oraz perspektywiczne myślenie. Jedni mają pomysł, a drudzy pomysły i warsztat. Zauważmy jednak ,że i Fornalik i Papszun długotrwałe osiągnięcia zawdzięczają doskonaleniu takiego samego systemu taktycznego oraz organizacji gry. U nich zawodnicy się zmieniają ,a systemy pozostają i dlatego też nowi zawodnicy sprowadzani są na konkretne pozycje ,a nie do klubu. Wydaje się, że można by do tego wąskiego grona zaliczyć też trenera Runjaicza , który też hołduje jednemu systemowi, aczkolwiek wczoraj w przerwie go zmienił na pokrewny. Nasz trener ma w Legii poważny problem , bowiem do naszego klubu zawodnicy byli dobierani przez biurokratów ignorujących potrzeby kompatybilności zespołu . Przełożeni ( chyba z kieszeni do kieszeni) uważali ,że oni są od kupowania, a zadaniem trenera jest zrobienie z każdego gwiazdy ,a co najmniej nauczenia porządnego rzemiosła. To tej skrajnie nieodpowiedzialnej polityki kadrowej zbieramy efekty. Jak wczorajszy mecz pokazał w Legii są nazwiska ,a nie ma drużyny. Moje wieloletnie doświadczenie kierownicze nauczyło mnie, że od każdego należy wymagać, aby pracował na miarę swoich możliwości i umiejętności. Lecz jest to porównanie z drużyną piłkarską marne i mylące. W futbolu tak naprawdę jedynym sprawdzalnym kryterium ocennym jest wynik. Oczywiście , można tak jak wczoraj utyskiwać, że jest za niski . Owszem to co nazywamy jakością, wnoszeniem wkładu , stylem ma znaczenie ,ale krótkotrwałe, bo już po paru dniach wrażenia zanikają. Zostaje goła statystyka . Na obecnym etapie rozgrywek nie ma mowy o podsumowywaniu, ale już zauważamy tendencję postawy drużyny, a mianowicie następuje stabilizacja gry Legii ,ale na niebezpiecznie niskim poziomie. Tak jak wczoraj to trudno było dostrzec , zwłaszcza w I połowie, który zespól jest w czubie ,a który bliżej końca tabeli. W moim przekonaniu mówienie o wyrównanym poziomie naszej ESy to wierutna bzdura. Jest ścisła czołówka czyli Lech, Raków i Pogoń oraz reszta goniąca własny ogon. Biorąc pod uwagę takie parametry jak wielkość budżetu, wielkość ośrodka miejskiego, infrastrukturę, kibiców, tradycję ,ale też trenera i zawodników to Legia ma obowiązek był wśród liderów. Niestety wygrywamy i to tak jak wczoraj nieprzekonywująco z marnym zespołem ,a dostaliśmy straszne baty tydzień temu. Okazja do wykazania, czy drużyna dorosła do skutecznej walki z najlepszymi nadarzy się już pierwszego października. Po meczach Legii i napisaniu swojego komentarza czytam prasę, portale internetowe, oglądam programy telewizyjne ,a jest ich multum i zaczyna zastanawiać się czy ja żyję na tym samym świecie co ci objaśniacze czy też może ze szczętem oślepłem i rozum mi całkiem wysechł. Otóż nagle okazuje się, że w Legii są same łamagi, jakieś ofiary pękniętego kondoma, które nie potrafią piłki kopnąć, nie mówiąc już o sprawnym posługiwaniu się nią. Z moich obserwacji wynika ,że ponad poziom naszych ligowców wyrasta wyłącznie dwóch graczy : Ivan Lopez z Rakowa i Mikael Ishak z Lecha. Tym samym jest niepojętym, że można poniżać, wyśmiewać i deprecjonować drużynę Legii ,a tym samym takich zawodników jak : bramkarze Kacper Tobiasz i Cezary Miszta ( obaj reprezentanci U-21); obrońcy : Artur Jędrzejczyk (b. reprezentant Polski i kandydat do gry w niej), Mathias Johansson (b. niedawny reprezentant Szwecji) , Filip Mladenvicz ( b. najlepszy gracz ESy, reprezentant Serbii), Maik Nawrocki ( U-21), Lindsay Rose ( reprezentant Mauritiusu), Rafał Augustyniak (b. reprezentant) : pomocnicy : Jurgen Celhaka ( U-21 Albanii) , Bartosz Kapustka ( b. reprezentant), Ernest Musi ( U-21 Albanii, rezerwowy do I drużyny), Bartosz Slisz ( b. reprezentant U-21), Pesqueira Josue ( b. najlepszy gracz ligi Izraela) , Paweł Wszołek ( b. reprezentant ), Makana Baku ( b. reprezentant UI-21 Niemiec) : czy napastnicy : Carlitos ( b. król strzelców ligi), Blaz Kramer ( b. reprezentant Słowenii) , Maciej Rosołek ( b. reprezentant U-21). Moim zdaniem trzeba być głupcem albo osobnikiem o wyjątkowo złej woli ,aby tym zawodnikom zarzucić brak umiejętności. Oni do tych reprezentacji sami się nie wybierali. Ale też ten zestaw dowodzi, że w Legii brakuje czegoś bardzo istotnego ,aby oni grali na miarę swoich możliwości i aby tworzyli zgrany zespół. Wczorajszy mecz przełomu ,ani wyjścia z przeciętności przez większość nie stanowił. Może teraz nastała taka moda ,żeby zawodnicy nie okazywali na boisku emocji, bo ja poza umiarkowaną radością po zdobyciu bramek nie dostrzegam spontaniczności, takiego pozytywnego zbiorowego szaleństwa. Z boiska aż wali w dekiel chłód, bierność, obojętność. Można powiedzieć, że następuje odrabianie pańszczyzny ,a pojedyncze reakcje jak Mladenovicza są odosobnione i wynikają z temperamentu zawodnika. Owszem piłka nożna to rodzaj pracy ,ale jednocześnie ta praca polega na zabawie. Doskonale tę prawidłowość rozumie np. holenderski trener Lecha.( Pewno akapit poświęcę mu po meczu z Lechem). W tym kontekście zastanawiam się czy nasi zawodnicy, poza nielicznymi wyjątkami, zostali wybrani z tych smutasów, czy nie odczuwają powodów ,ani potrzeby do okazywania wysokich emocji. Do mnie trafia wiedza antropologów ,że nasze zachowania społeczne i osobnicze są determinowane m. innymi przez szeroko rozumiane środowisko. Podejrzewam ,że tak jak ja mam gdzieś tam w sobie obawę graniczącą z lękiem tak i ich sukcesy nie rozpieszczały. W przypadku seryjnych porażek, bezradności , bezsilności w wielu meczach trudno o entuzjazm w następnych . Jednocześnie jak by nie patrzeć to prawie wszyscy nasi zawodnicy mają korzenie w zespołach raczej słabych i grali w reprezentacjach będącymi dostarczycielami punktów dla innych. Czyżby nawykli ? Smile. Piszę o tym zjawisku , bowiem nie akceptuję takiej postawy marazmu , braku adekwatnej reakcji do straty bramek widocznego i w meczu z Rakowem pod koniec spotkania i wczoraj z Miedzią w początkowej fazie. Od klasowej drużyny trzeba oczekiwać złości , chęci odrobienia strat ,a nie położenia uszu po sobie. Z wyjątkowo dziurawym zespołem Miedzi sobie poradziliśmy ,ale taka postaw wycofania z drużynami mocniejszymi dobrze nie rokuje. Współczesna nauka psychologii powiada, że trenując ciało trenujemy " głowę", w tym cechy wolicjonalne. Ta teza jest zgodna z najnowszymi odkryciami w dziedzinie dziedziczenia oraz kształtowania osobowości. Od "zawsze" wiemy, że człowiek ma dwa układy nerwowe , a mianowicie autonomiczny i centralny. Oba są od siebie niezależne ,ale współzależne. Ten autonomiczny działa bez impulsu z mózgu i odpowiada za działanie podstawowych funkcji życiowych organizmu ( oddychanie, układ krwionośny, trawienny, odruchy itd). Natomiast centralny to świadomość i reakcja na bodźce, w tym decydowanie o rodzaju wysiłku. Trening wpływa na poprawę funkcjonowania układu autonomicznego ( zwiększony przepływ krwi i tym samym ilości tlenu oraz glukozy) i dopiero na tej bazie nasza wola może niejako żądać zwiększonego wysiłku w postaci np. dynamiki czy intensywności. Niewytrenowany organizm nie zareaguje właściwie na wezwanie woli. Czyli hasło ,że "Trening czyni mistrza" jest prawomocne a to z kolei oznacza, że trening musi być tak mocny ,aby zawodnik miał i czuł moc. Doskonale tę zależność rozumiał np. Czerczesow. Ten opis funkcji biochemicznych nie sugeruje ,że człowiek jest bezwolny. Wygrana tak samo jak przegrana są wpisane do świadomości ,ale u sportowca priorytetem musi być dążenie do wygranej. Przegrane mogą się zdarzyć ,ale nie jest czymś normalnym przegrana bez walki o zwycięstwo. W tym sensie wczoraj dostrzegliśmy symptomy poprawy w stosunku do spotkania z Rakowem, ale tylko włącznie w aspekcie wyniku , bo po utracie przez nas bramek Miedziowi mogli ich strzelić jeszcze kilka. To ich nieudolność dała nam wygraną. Mówiąc o tym dlaczego jeden zespół wygrał ,a drugi przegrał możemy ten problem rozpatrywać w wielu aspektach , mając wiele punktów odniesienia. Ja zwrócę uwagę tylko na trzy z nich ,a mianowicie : taktykę, przygotowanie fizyczne oraz indywidualności. Legia wyszła w ustawieniu taktycznym 4-1-4-1 , które można porównać do wyżyłowanego silnika samochodu. Aby ten system spełniał oczekiwane funkcje defensywne i ofensywne , to w środku pola musi dysponować wysokiej klasy trzema zawodnikami ( jednym defensywnym pomocnikiem i dwoma ofensywnymi ) ustawionymi w odwróconym trójkącie ( wierzchołek ku własnej bramce) . Z tego też względu jest bardziej przydatny w utrzymaniu inicjatywy w grze ofensywnej. To ustawienie może być siłą, ale też słabością zespołu. W I połowie stało się jedną z przyczyn dominacji Miedzi. Nasi zawodnicy nie potrafili uporać się z wymogami obrony strefowej, w której trzeba kryć rywala w strefie ,ale też kryć samą strefę . Nie czyniąc zadość regułom pozostawialiśmy rywalom za dużo wolnej przestrzeni w rejonie naszego pola karnego. Trener w znacznym stopniu zniwelował ten mankament ustawiając drużynę w II połowie 4-2-3-1. Drużyna Miedzi zagrała ustawieniem 4-2-3-1, który stał się klasyczny, a jest elastyczny. Opiera się na dwóch filarach ,a mianowicie kręgosłup stanowią zawodnicy z pionowego przekroju boiska ,zaś strefę bazową trzej graczy środka pola ( dwaj defensywni pomocnicy oraz jeden ofensywny ) ustawieni w trójkącie , którego wierzchołek jest skierowany w kierunku bramki rywali. Mniejsza liczba atakujących oznacza mniejszy tłok , większą przejrzystość akcji oraz daje możliwości wykorzystania luk w bronie strefowej rywali . Na nasze szczęście dobrze w ofensywie grająca drużyna Miedzi ma bardzo duże luki ,bowiem kilku graczy odstaje wyraźnie od ligowego poziomu co szczególnie dotyczy podstawy kręgosłupa czyli obu środkowych obrońców. Drużyna Miedzi jest dobrze przygotowana szybkościowo, co pozwala jej na aktywną grę w ofensywie i tym samym absorbowanie jej rywali konicznością zabezpieczenia własnej bramki . Jednocześnie z uwagi na kiepskie umiejętności kilku graczy drużyna Miedzi musi wkładać mnóstwo wysiłku w grę bez piłki niejako nadrabiając wybieganiem te niedostatki. Z kolei zawodnicy Legii chcąc wyzwolić się spod "opieki" rywali muszą preferować szybkość startową oraz zwrotność. Do tego ,aby zmęczyć rywali to trzeba grać szybko piłką , zmuszając ich do biegania. Niestety od początku spotkania nasi zawodnicy grali odwrotnie, wolno , niedokładnie. Zostawialiśmy im za dużo pustego miejsca. Przestrzeń zamyka się nie tylko ilością ,ale i rozstawieniem oraz ruchliwością. Na szczęście dla nas najlepsi gracze zespołu rywali nie wytrzymali fizycznie trudów spotkania. Zespół rywali dysonował trzema wysokiej klasy zawodnikami , którzy stanowili o sile gry Miedzi Byli to : napastnik Angelo Henriquez ( reprezentant Chile), pomocnik Maxime Dominquez ( b. reprezentant U-19 Szwajcarii ) oraz prawy obrońca Carlos Martinez ( 20 krotny reprezentant Dominikany) . Nie mieli oni zbyt dużego wsparcia ze strony pozostałych członków drużyny. Na negatywną ocenę zasłużyli obaj środkowi obrońcy : Levent Gulen oraz Nemanja Muuskovicz. W drużynie Legi klasą dla siebie byli Filip Mladenovicz - nominalny lewy obrońca oraz prawoskrzydłowy Paweł Wszołek. Serb biegał, walczył , przenosił ciężar gry pod bramkę rywali i zdobył dwie bramki , natomiast Wszołek imponował pracowitością, energią i tym, że był stale pod grą. Niestety mieliśmy sporo słabości w osobach: Kapustki, który był nieskoncentrowany, rozkojarzony i wyraźnie niedysponowany, w I połowie Rafała Augustyniaka ,który po bezmyślnej stracie piłki nie mógł się odnaleźć , na co zaradził trener zmieniając mu pozycję na boisku , Slisza tracącego za dużo piłek, mającego za mało odbiorów i przechwytów, Nawrockiego spóźnionego w reakcjach oraz Johanssona, któremu animuszu starczyło na 10 minut. Jak widać z tego przeglądu nasze boki były naszą ogromną siłą , natomiast środek był naszą słabością - co również chluby Josuemu nie przynosi. Wszyscy obserwatorzy dostrzegają spadający poziom sędziowania w naszej piłce. Na fali atakowania Przesmyckiego pisałem, że jeszcze za nim zatęsknimy. Bo oto za tego faceta, który pismactwu się nie kłaniał przyszedł człek łagodny jako ten baranek, a w Kanale wzięli do komentowania faceta , który robi wszystko, aby tylko panów z gwizdkiem nie urazić. Legia miała i ma fart, że poza Musiałem w meczu z Koroną na sędziów nie ma prawa narzekać. Zresztą przypadek Musiała jest symptomatyczny dla tej atmosfery kolesiostwa i poklepywania się po ramieniu, bowiem zawalił mecz Legii z Koroną, a wszyscy zaniechali krytyki , bo Musiał wyszedł z depresji i nie wolno go dołować. Tylko nie wiem czy nasz zespół ma się chwalić tym, że nam poprawnie sędziują, bo po Polsce idzie fama ,że sędziowie wybryki naszych tolerują czyli nam sprzyjają. Natomiast co do spraw ogólnych to są trzy powody do alarmu: - pierwszy to taki ,że brak reakcji sędziów na brutalną grę powoduje dalszą eskalację brutalności. Niedługo mówienie o tym ,że wygra lepszy straci sens , bo wygrywał będzie ten kto brutalniejszy ,a zamiast piłkarzy zatrudniać się będzie rzeźników, - drugi sprowadza się do tolerowani udawaczy, nie karania ich za udawanie ,że zostali sfaulowani, zwłaszcza w polu karnym , a nawet nagradzaniem ich, dyktowaniem za pozoranctwo rzutów wolnych czy karnych, - trzecim powodem jest lekceważenie przepisów i przypisywanie sobie wyłącznie przez niektórych sędziów mocy sprawczej na zasadzie "pana i władcy". W efekcie trenerzy i piłkarze "grają " pod sędziego. Takim przykładem jest Korona, której piłkarze nie żałują razów rywalom kiedy ich mecze prowadzą sędziowie znani z tego ,że nie odróżniają sportowej walki od chamskiej brutalności. Młody sędzia wczorajszego meczu Damian Kos był niewidoczny co stanowi duży komplement. Mnie zaimponował tym, że nie robił nic więcej ponad to do czego został zmuszony wymaganiami meczowymi i okolicznościami. Podkreślić także wypada wzorową współpracę sędziego głównego z asystentami. Pomijam uwagi nie znającego i nie rozumiejącego przepisów Majdana co w przekazie ,że sędziowie pomagają Legi trafia do obiegu. W I połowie kwestionował on kartkę w 35 'dla Domingueza, mimo, że było oczywiste ,że dostał ją za prowokowanie Josuego ,a legionista dostał karę za próbę zastąpienia sędziego. W 79 ' zaś Henriquez wręcz błagał o wyrzucenie go z boiska i sędzia uległ jego namowom ,a zwłaszcza gestom. Przyznam ,że to co się dzieje na odcinku sędziowskim przypomina jako żywo chorobę afektywną dwubiegunową, albo sędziują tak ,że nie ma się do czego przyczepić, albo szorują gwizdkiem i chorągiewkami po dnie. Refleksja końcowa jest tak, że chyba się piłkarzykom Miedziowych we łbach poprzewracało, jak by uwierzyli ,że są w stanie wygrać z Legią i to w Warszawie. Zachowywali się jak byli gwiazdami, które nie godzą się z tym, że przegrywają. Jest w dopuszczeniu do takiej postawy , nie tylko graczy Miedzi , duża część winy Legii , bowiem dopuszczamy rywali zbyt blisko "cyca" i dajemy im realną nadzieję na zdobycze punktowe. Tylko kara jaką Miedzi została wymierzona była stanowczo zbyt niska .