- a-c10
@ Iocosus:
nie oglądałem Meksykanów ze Szwedami
No to sobie wyobraź, że po zakończeniu spotkania na Łazienkowskiej ktoś teleportował obie ekipy na stadion w Gironie (pustawy, ale za to płyta lepsza), przebrał dla niepoznaki Polaków w żółte, a Chilijczyków w zielone koszulki i kazał im (za karę?) grać od nowa. Obraz gry był w zasadzie bliźniaczy. Jedni bezproduktywnie klepali. I klepali. I klepali. Jeśli wychodziły im z tego jakieś strzały, to albo niecelne, albo aż nazbyt celne, znaczy takie, z którymi golkiper rywali radził sobie bez zauważalnych kłopotów. Drudzy zaś przesuwali i przesuwali oraz – tak dla odmiany – przesuwali, a jakiekolwiek próby zawiązywania akcji zaczepnych w ich wykonaniu kończyły się jakąś tragikomiczną pomyłką. Potem, co prawda, dało się wychwycić pewne drobne różnice, ale o nich to jeszcze za moment, ok?
Co się tyczy futbolisty Krychowiaka: ani on mi brat, ani swat, przyznam jednak, że ilość pomyj spadających mu na głowę wywołuje we mnie pewien dyskomfort. Swego czasu był to jeden z najsilniejszych punktów naszej kadry i zupełnie bez ściemy jeden z najlepszych defensywnych pomocników na świecie. Szkoda, że przegapiono okazję, by to uszanować. Szkoda, bo w pewnym momencie boiskowa przydatność Krychy zaczęła ostro pikować i błyskawicznie osiągnęła poziom, gdzie kwestią jest nie to, czy on coś nawywija, a w jakim momencie to zrobi i czy ewentualnie damy radę zniwelować tego skutki. Szkoda, że np. obecny selekcjoner nie wziął go odpowiednio wcześnie na stronę i nie powiedział czegoś w stylu: Słuchaj, Grzesiu, jesteś zasłużonym zawodnikiem dla reprezentacji, wiele dla niej zrobiłeś i moim zdaniem zapracowałeś na specjalne traktowanie. Dlatego nie zamierzam tak po prostu przestać wysyłać ci powołań. Proponuję abyś sam zrezygnował z reprezentacyjnej kariery. Będzie honorowo. Przed jakimś meczem zrobimy ci pożegnanie, dostaniesz owacje na stojąco, kwiatki i pamiątkową koszulkę. Gdybyś natomiast wciąż chciał walczyć o miejsce w kadrze, no to wybacz, ale na żadne względy liczyć nie możesz. Nie, nie zamykam przed tobą drzwi, jak i zresztą przed nikim innym. Oczekuję jednak radykalnej poprawy. A, no i dobrze by też było, gdybyś grał. I to w możliwie poważnej lidze, nie w jakichś rekreacyjno-emeryckich rozgrywkach, które w dodatku kończą się na miesiąc przed Mundialem. Niestety, zamiast tego Czesław Michniewicz postanowił pójść drogą niekonsekwencji. Taki Dąbrowski nie dostaje powołań, bo słabo wypadł z Brøndby, więc nie rokuje. No… OK. Można się z takim tokiem rozumowania zgadzać, można nie, ale niewątpliwie jest to jakaś argumentacja. Tylko w takim razie dlaczego pewne miejsce w składzie ma Krychowiak, który nie tyle nie rokuje, co jest tykającą bombą? Gwoli pełnej jasności: ani nie zamierzam rejtanować w obronie Bizona, ani utrzymywać, że C.M. i jego kiepskie powołania to jedyna przeszkoda na drodze reprezentacji Polski do medalu MŚ. Po prostu widzę tu spory dysonans.
Jeśli jednak chodzi o słowa futbolisty Krychowiaka, to obawiam się, Iocosusie, że on po prostu ma rację. Najprawdopodobniej nie jest to żadna tam maskirowka, tylko tak właśnie będziemy grać. Typowy Czesioball: podwójna garda, przesuwanie, asekuracja, konterka i sfg. I wiadomo to tak naprawdę od 31. stycznia br. Gdy tylko szpetna rejterada siwego bajeranta stała się faktem, Cezary Kulesza mógł iść odważnie. Mógł zatrudnić młodego (duchem) szkoleniowca i powiedzieć mu +/- tak: Widzisz, ziomuś, interesuje nas, owszem, Mundial, ale dopiero ten następny. Na ten w Katarze jeśli pojedziesz – super. Jak nie pojedziesz, też się nic złego nie stanie. To samo tyczy się Euro w Niemczech. Dostajesz kontrakt do końca eliminacji MŚ’26. Oczywiście z opcją automatycznej prolongaty w razie awansu. Do tego czasu średnia wieku kadry ma zostać radykalnie obniżona, zaś efektowność jej gry radykalnie podniesiona. Rozumiemy się? Genialnie, do dzieła! Niestety, zamiast tego prezes PZPN postanowił pójść drogą asekuranctwa i sięgnął po skrajnego zadaniowca, faceta na tu i teraz. Wspominasz, Iocosusie, Legię Michniewicza. Trochę, jak na moje, bez sensu. Zwłaszcza jeśli chodzi o Legię w lidze. Wy w Ekstraklasie byliście wówczas hegemonem, dla którego (kolejne) mistrzostwo to nie żadne tam osiągnięcie, zwykły obowiązek. W takich warunkach zwyczajnie musieliście grać choć trochę ofensywnie.
Co zaś się tyczy Waszych występów w Europie, ani Sparta, ani Spartak, ani Leicester to nie byli jacyś super techniczni rywale. Meksyk jest. Owszem, jest to ekipa w głębokim kryzysie, w ich grze brakuje koncepcji, finalizacja akcji idzie im kiepsko, a na domiar złego mają dziury w obronie. Syćko piknie. Na pewno nie jest to przeciwnik, przed którym powinniśmy truchleć. Niemniej, daj im chociaż trochę miejsca i czasu, a oni wciąż mają środki, żeby to wykorzystać. Jedyny wczorajszy gol dla El Tri padł wcale nie po koronkowej akcji pieczołowicie wydzierganej z pięćdziesięciu sześciu podań. Wystarczył jeden defensywny lapsus Szwedów. Kapitalne zagranie Herrery do Vegi, rajd tego drugiego, potem mogło być jeszcze podanie do Lozano, ale był strzał, gol i muchas gracias. Owszem, Szwedom ostatecznie i tak udało się wygrać, ale takich sytuacji Michniewicz na pewno wolałby się ustrzec.
I jeszcze jedno: Meksyk i Polska to różne półki oczekiwań. Oni chcieliby wreszcie przełamać klątwę czwartego meczu. My bylibyśmy super szczęśliwi mogąc w ogóle ten czwarty mecz rozegrać. My jeśli wrócimy po kolejnych trzech meczach „o” – w sumie normalka. Oni jeśli nie wyjdą z grupy – linchamiento con machetes. Kurczę, na miejscu Michniewicza też bym się chyba skusił na to, by przynajmniej początkowo się zamurować. Niech Meksykanie walą z dyńki w ten mur. Niech buzuje w nich frustracja. Niech tracą nerwy. A my? Cyk-myk, konterka i może się uda.
A że to wszystko jakieś takie niepiękne i mało romantyczne? No cóż, pisz: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
;p
This is a comment on "Zakatarzeni"