- a-c10
@ Iocosus:
Gdyby to ode mnie zależało, personalia i pomysł na grę reprezentacji Polski wyglądałyby mniej/więcej tak: z tyłu płaska czwórka z odważnie grającymi bocznymi. Na ten moment Cash, Glik, Kiwior, Bereszyński. Nie, nie jest to formacja, która siałaby trwogę w sercach ofensywnych graczy przeciwnika, ale cóż, tym się gra, co się ma. Przed nimi któryś z Damianów (Dąbrowski/Szymański) w roli klasycznego Anchor Mana, znaczy głównie defensywka, a wypady do przodu wyłącznie wtedy, gdy zaistnieje naprawdę korzystna sposobność. Wyżej podwójny mózg drużyny, czyli Sebastian Szymański i Piotr Zieliński. Jeszcze wyżej dwóch z czwórki Kamiński/Milik/Świderski/Zalewski na pozycjach „Owsiaków”. Znaczy róbta co chceta. Chłopaki mieliby wręcz zakaz przywiązywania się do konkretnego fragmentu boiska. Wreszcie najwyżej, jako centralny punkt działań ofensywnych, Lewandowski. Co też nie oznaczałoby, że RL9 miałby tkwić w polu karnym i czekać na piłki. Wręcz odwrotnie, śmiało mógłby/powinien wyciągać obrońców z szesnastki i robić tam miejsce dla któregoś z „Owsiaków” i/albo rozgrywających.
W ataku gramy szybko i odważnie. Nie tiki-taka, raczej „przypierdol i odskocz”, a przede wszystkim permanentne robienie rywalowi wody z mózgu i bezwzględne żerowanie na jego pomyłkach. Nadzorowaniem tych działań musieliby się zająć, jako się rzekło, Zielu i Sebek Szymański. To od nich zależałoby tempo (szybkie, szybsze, błyskawiczne) i kierunek rozgrywania akcji. Z kolei w roli kierownika działań obronnych widziałbym… Lewandowskiego. To on miałby decydować, czy bronimy w domyślnym, średnim pressingu, czy też może rzucamy się rywalowi do gardła, względnie cofamy się i przez kilka minut uprawiamy wybijankę, by troszeczkę odzipnąć i móc za chwilę z nowym impetem ruszyć do ataków.
Czy to by wyglądało bardziej atrakcyjnie od Czesioballa? Niewykluczone. Czy jednak przynosiłoby lepsze wymierne efekty? Oj, tu już sprawa robi się bardzo śliska. Mam dość bujną wyobraźnię, więc jestem w stanie w niej zmieścić, że grając w ten sposób Biało-Czerwoni pogoniliby Meksyk 4:2, KSA 7:2, potem jeszcze zremisowali z Argentyną 4:4, by wreszcie w 1/8 stworzyć wraz z Duńczykami niezapomniany koncert futbolu, o którym jeszcze przez dekady rozprawiałyby kolejne pokolenia kibiców. Dalej to się może jednak nie będę rozpędzał, co? ;p Niestety, co najmniej równie prawdopodobny wydaje mi się wariant, w którym po serii wyników typu 2:4, 2:2 i 2:6 pakujemy zbitą dupę w troki i wracamy do domu.
Przede wszystkim jednak dostrzegam tu minimum dwa bardzo poważne problemy. Otóż po pierwsze, w moim wieku Czesław Michniewicz prowadził już swój piąty klub jako główny trener. I choć w Białymstoku furory nie zrobił, to przecież szedł tam mając w swym resume Mistrzostwo, Puchar i dwa Superpuchary Polski. Ja jak na razie nie wysadziłem nosa poza Football Managera
Siedzę sobie w domowym zaciszu i wypisuję swe mundrości mając pełną świadomość, że moja zawodowa odpowiedzialność za nie jest absolutnie żadna. Ewentualna klęska Biało-Czerwonych w Katarze nie wywali mnie z roboty i nijak nie wpłynie na mą profesjonalną reputację. Czy byłbym równie hop do przodu, gdybym naprawdę spacerował w butach C.M.? Uhmmm… nie mam pojęcia.
Po drugie, nawet gdybym pod koniec stycznia br jakimś cudem faktycznie został selekcjonerem, musiałbym przekonać Cezarego Kuleszę, by dał mi kompletnie wolną rękę i zielone światło na potraktowanie Pasztetowa Open vel Ligi Narodów jak poletka doświadczalnego i serii sparringów, w których wprowadzałbym w życie swe wywrotowe idee i uczył ich swoich podopiecznych. To by się dało zrobić? Nooo… powiedzmy, że tak. Ale to jeszcze nie koniec. Przede wszystkim bowiem dziewięć i pół miesiąca temu musiałbym zgadnąć, że właśnie teraz w formie będą akurat gracze ofensywni. Jak…? Skąd miałbym to wiedzieć? Kryształowej kuli nie posiadam (i nigdy nie byłem fanem hopsania na długich nartach;p), tarot gdzieś mi się zapodział, a herbaty nie pijam, więc wróżenie z fusów też nie bardzo wchodzi w rachubę…
Podsumowując: tak, bądźmy pragmatyczni. Czyli m.in. zdajmy sobie sprawę, że selekcjoner ma pewne ograniczenia, których żadną miarą nie przeskoczy. A że wyjdzie z tego meczycho? No ba, pisałem przecież – kulawy contra jednoręki. Bardziej freak fight, niż porządna piłka nożna, ale jak się nie ma, co się lubi…


This is a comment on "Zakatarzeni"