- a-c10
@ Iocosus:
Odpowiadając najpierw na wątpliwości Dalkuba: tak, summa summarum Probierzowi w Cracovii nie wyszło. OK., pierwsze od długich dekad trofeum i pierwszy w ogóle Puchar Polski to niewątpliwie osiągnięcia, których nikt mu nie zabierze. Trudno jednak zaprzeczyć, że oczekiwania były znacznie większe. Nie po to wymienia się szkoleniowca (zwłaszcza tak cenionego, jak przy K1 był i jest nadal Jacek Zieliński), żeby w gruncie rzeczy wszystko zostało po staremu. Pod wodzą długo wyczekiwanego, upragnionego przez Profesora Probierza Pasy miały ugruntować swoją pozycję w ligowej czołówce. Pozycje 9., 4., 7. i 14. (! – tylko reorganizacja rozgrywek uratowała nas przed spadkiem) czarno na białym pokazują, że to się zwyczajnie nie udało.
Dlaczego? Prosta, telegraficzna odpowiedź brzmi: bo Profesor – podobnie zresztą, jak niestety przytłaczająca większość polskich (ekhem…) włodarzy piłkarskich – wierzy w magię.
Odpowiedź bardziej złożona będzie momentami łudząco podobna do genezy Waszych problemów (przynajmniej tak, jak osobiście ją postrzegam). Zacząć ją wypadałoby chyba od skontrowania rzuconego tu gdzieś niedawno przez Zbyszka stwierdzenia, jakoby Profesor wkładał w Cracovię tylko tyle pieniędzy, aby wystarczyło na utrzymanie w Ekstraklasie. Nieprawda. Budżet Pasów być może nikogo na kolana nie rzuca, na pewno zaś nie pozwala na regularną walkę o tytuł. Spokojnie jednak powinien starczyć do realizacji wizji Profesora: rokroczne trzymanie się tej piątki-szóstki czołowych drużyn ligi, a od czasu do czasu, przy sprzyjających wiatrach, ataki na coś więcej i skład oparty o mieszankę jakościowego importu i zdolnych wychowanków.
Najpierw może o tych ostatnich. Od początku bieżącego roku funkcjonuje nasz hipernowoczesny kompleks treningowy. Trudno po tak – mimo wszystko – krótkim okresie oceniać efekty pracy jego personelu. Łatwo jednak zauważyć, że jego wysiłki spełzną na niczym, jeśli struktury młodzieżowe klubu nie będą regularnie zasilane zdolnym narybkiem. Od GOP poprzez Be-Be, Nowy Targ, Nowy Sącz, Tarnów, Busko, Jędrzejów… W całym tym okręgu – a czasem i szerzej, bo dlaczego nie – powinni szperać nasi ludzie i ściągać stamtąd do Rącznej utalentowane dzieciaki, oferując im możliwości rozwoju we wspomnianym kompleksie i ścieżkę kariery w klubie, który chce i potrafi stawiać na młodzież. My tymczasem kontentujemy się współpracą z SMS Kraków (w połowie im. Henryka R., a tfu…!), czyli szkołą, która równie dobrze może wyprodukować nowego Mateusza Klicha, jak i nowego Pawła Brożka. Gdzie tu sens, gdzie logika?
Co się tyczy drugiej części profesorskiego miksu, skautingu nie mamy także, rzecz jasna, na poziomie międzynarodowym. Opieramy się na rekomendacjach – uwaga, cytat! – „zaprzyjaźnionych menedżerów”. Droga to przyjaźń, Iocosusie. W pizdu droga. Co jeszcze dałoby się pewnie jakoś znieść, gdyby nie była to droga donikąd. Jak można marzyć o sukcesach pod wodzą tego, czy innego trenera, skoro potężna część budżetu płacowego przepalana jest na uposażenia jakichś kompletnie anonimowych piłkarskich turystów i ich agentów…?
Dwie strukturalne nogi Cracovii. Obie się, delikatnie rzecz ujmując, chwieją. A przecież to właśnie na strukturze opiera się powaga każdej organizacji, nie zaś na tym, że od czasu do czasu uda się zatrudnić jakąś (w domniemaniu) wybitną jednostkę*. Niestety, zamiast tę strukturę wzmacniać, a dopiero potem dopasować do niej trenera na podstawie merytorycznych argumentów, nie własnego chciejstwa, Profesor poszedł w myślenie magiczne i zakontraktował swojego wyśnionego szkoleniowca. Pomysł był, ekhem, prosty – przyjdzie Probierz i nastanie Belle Epoque.
I cholera wie, może nawet jakimś cudem by nastała. W końcu w Ekstraklasie niemożliwe jest wyłącznie określenie niemożliwego. Tu zresztą warto wspomnieć jedną ciekawostkę. Otóż gdy latem’17 Filipiak pożegnał już Jacka Zielińskiego, a zatrudnienie Michała Probierza nie było jeszcze pewne, do Pasów przymierzano Waldemara Fornalika. Ostatecznie Waldek King trafił do Gliwic. A półtora roku później Piast świętował Mistrzostwo Polski. Piast, kuźwa…
Wracając do Probierza, zanim facet na dobre roztasował się przy K1, skończyła mu się pewna bardzo istotna rzecz – wymówki. Stabilny budżet? Jest. Boiska treningowe? Budujemy, zaraz będą/już są. Cierpliwość i zaufanie zarządu? W niezwyczajnym nadmiarze. Wpływ na personalia? (Prawie) pełny. Lotnisko…? A proszę bardzo, kawałek stąd, na północny zachód. Zresztą, z Krakowa na wyjazdy jest zazwyczaj znacznie bliżej, niż z Białegostoku. Słowem: nic, tylko działać i osiągać sukcesy.
Niestety, szybciuteńko okazało się, że w komfortowych warunkach Probierz zwyczajnie nie umie istnieć. Sam zaczął wywoływać konflikty. Odstawiać szopki. W pewnym momencie wdał się nawet w ordynarną pyskówkę internetową z kibicami. No ludzie… Żeby to się jeszcze przekładało na wyniki. Ale nie. Kolejna wymiana połowy (trzech czwartych?) składu. Kolejny pociąg z futbolowymi anonimami, którzy mieli trząść Ekstraklasą, a powodowali jedynie trzęsiawkę ze złości u kibiców Pasów. I dalej nic. Dalej średniawka, w najlepszym wypadku. OK., capnęliśmy ten Puchar. I nawet, he he, Superpuchar. Dwa spośród bardzo niewielu słonecznych dni w czterech z okładem latach szarzyzny. Trochę niewiele jak na trenera, na którego Profesor wyczekiwał latami, a który rzekomo miał należeć do najściślejszej krajowej czołówki.
Myślę sobie, Iocosusie, że długimi momentami Probierz za bardzo chciał. Przede wszystkim chciał zedrzeć z siebie opinię trenera, który tym się różni od książki, że każda książka ma tytuł. Gdy nie wychodziło, to zamiast okazywać cierpliwość, ulegał frustracji. Następnie przelewał tę frustrację na zawodników, którym ponownie nie wychodziło. I tak kółko ulegało zamknięciu.
Uważajcie na tego Papszuna. On ma takie same inicjały
I też nie ma tytułu. I też wygląda na gościa, który łatwo ulega frustracji.
* skoro już jesteśmy przy jednostkach, nie sposób nie wspomnieć o Jakubie T. Typ chamowatego bieznesmena z wczesnych lat dziewięćdziesiątych, brak mu chyba tylko wypchanej dojczmarkami saszety na brzuchu. Dobry jest wyłącznie w ostentacyjnym okazywaniu braku szacunku wszystkim pracownikom klubu (łącznie/na czele z piłkarzami) i „uświadamianiu” im jakąż to wielką, niczym niezasłużoną łaskę on, Teletabisz, im wyrządza pozwalając w ogóle być w Cracovii.

This is a comment on "Dyskusja W Stylu Wolnym"