- iocosus
Zbyszek: „grałem w juniorach i B i A Klasie jako obrońca, najczęściej środkowy.” – o przyznaję, że mnie zadziwiłeś. My żeśmy się na moment spotkali, dosłownie na kilka sekund, ale zapamiętałem Ciebie jako robiącego sympatyczne wrażenie, miłego starszego Pana. Może dlatego wydaje mi się, że w realu jesteś kimś w rodzaju dr Jekyll’a, a w necie czasem przeistaczasz się w mr. Hyde’a.
Ale nie o tym. Ponieważ Cię widziałem, to gdy teraz piszesz, że grałeś na środku obrony i to w kwalifikowanych meczach, to zakładam że Twoimi idolami winni być kiedyś Daniel Passarella, a w późniejszych czasach Fabio Cannavaro lub Carles Puyol.
U nas Stanisław Oślizło jak na środkowego obrońcę raczej nie imponował warunkami fizycznymi, ale w latach ’70 to już było raczej regułą, że parę środkowych winni stanowić tacy na wzór Żmudy z Gorgoniem. Zbyszku u Piechniczka na środku defensywy byś raczej nie pograł pamiętając jego skład defensywy w Odrze Opole!
Dlatego szacun, że w A i B klasie byłeś naszym polskim Cannavaro.
Jeszcze w didaskaliach, napisałeś: „tzw. program minimum , który wprowadził Wydział Szkolenia PZPN do wszystkich klubów, dzięki któremu w latach 70-tych nasza piłka odnosiła tak wielkie sukcesy międzynarodowe.” – otóż, zapamiętałem gdy kiedyś stwierdziłeś, że sukcesy polskiej piłki były pochodną demografii i pod tym się absolutnie podpisuję. Popularnośc piłki i te tysiące, setki tysięcy chłopaków uganiających się za piłką bo innej rozrywki nie było stanowiło fundament sukcesów polskiej kopanej. Niech notable z PZPN sobie ten sukces przypisują, we mnie jest przekonanie, że gdyby nie masowość, powszechność uprawiania futbolu to jakiekolwiek programy szkoleniowe psu na budę by się zdały. Nie grałem w piłkę w żadnym ligowym klubie, ale jako nastolatek w średniej kopałem gałę z tymi którzy trenowali na Polonii, Gwardii lub w Agrykolii. Grywałem z chłopakiem, który zaliczył kilka występów w jedynce Legii. Byłem w średniej na boisku raczej dla nich już „kijkiem slalomowym” ale pocieszałem się, że na korcie by nie mieli do mnie podejścia.
Mam swoją perspektywę i wiem że ci którzy trenowali a nawet załapał się jeden z nich na Ekstraklasę, to nie były największe talenty do piłki spośród moich rówieśników z którymi miałem okazję wymienic kilka podań. W mojej podstawówce było kilku smerków w poszczególnych rocznikach, którzy „ekstraklasowca” schowaliby do kieszeni pod względem kiwki, panowania nad piłką, dynamiki. Nigdy do klubu nie trafili, nikt ich nie wypatrzył, nikt się nimi nie zainteresował.
Andrzej Iwan opisywał, że gdy już regularnie trenował, to i tak grywał „na podwórku” i bywało że nygusy umawiali się „na kasę” dla zwycięzcy i jak samemu przyznawał nie zawsze „klubowi” w takich meczykach byli górą. I mnie to absolutnie nie dziwi, o ile to były małe gierki po góra 6-7 na mniejszym boisku.
Mam bratanka w podstawówce, biega za piłką oczywiście w klubie, małym podwarszawskim. Czasem wyręczam rodziców i podwożę go na treningi, jest jeszcze szkrabem, ale miałem okazję zerknąc przy okazji na mecze 12-14 latków trenujących regularnie na równoległych boiskach. Kilka meczów widziałem i miałem taką konstatację, że moją klasę z podstawówki lub szkolną reprę obecne pokolenie trenujące regularnie rozklepało by bez problemu. Rozjechaliby nas podaniami. Ale w grze 1 na 1 to te dzisiejsze dzieciaki nie miałyby z nami szans.
Pod koniec lat ’70 do jednego z klubów zgłosił się 17-latek, który nigdy wcześniej regularnie nie trenował, mając lat 22 został królem strzelców Ekstraklasy, a ten Grześ jakiegoś super talentu do piłki wcale nie miał, technicznie był dość surowy, taki „chudy dryblas na szczudłach”. Tyle tylko, że na śląskich familokach piłkę kopał od małego, jak każdy z jego rówieśników. A pokażcie mi dziś chłopaka, który zgłosi się do klubu i powie, że nigdy wcześniej w jakiejkolwiek akademii, w jakiejkolwiek szkółce piłkarskiej lub w najmniejszym klubiku nie trenował. I go przyjmą bo będą wiedzieli, że podstawy panowania nad piłką od małego brzdąca ma jednak już wpojone? Dziś bez systemowego szkolenia to abstrakcja!
I tym sposobem „didaskalia” przywłaszczyły sobie zawartośc mojego pitolenia. Zbyszku nasz „spór” o to czy warto sprowadzic Nawrockiego i tak rozstrzygnie czas. Za dwa, trzy lata będzie można powiedziec i co z tego iocosusie że widziałeś w Nawrockim odpowiedni mental dla obrońcy, skoro nic z tego pozytywnego się nie potwierdziło, umiejętności zabrakło. Albo za dwa, trzy lata okaże się jeszcze, że mimo wszystkich przeciwności będziemy mieli najcichszą parę milczków na środku reprezentacyjnej defensywy, czyli Kiwiora z Nawrockim!




This is a comment on "Dyskusja W Stylu Wolnym"