- Kategoria: Wokół boiska
- gawin76
Legia - Jagiellonia 0-1: Niemoc
Legia jest nadal bezradna w rywalizacji z drużynami z ligowej czołówki. Kilka dni po meczach Ligi Konferencji polscy pucharowicze zmierzyli się na Łazienkowskiej. Górą była Jagiellonia, która nadal jest w grze o mistrzostwo Polski. Goście nie byli wyraźnie lepsi piłkarsko, ale na pewno byli bardziej zdeterminowani. Legia jest w tym momencie drużyną zmęczoną, sfrustrowaną i fatalnie punktującą na boiskach Ekstraklasy.
Do grona kontuzjowanych legionistów dołączył Wszołek. Skład naszej drużyny wyglądał następująco: Tobiasz – Pankov, Ziółkowski, Kapuadi, Vinagre – Oyedele – Chodyna, Elitim, Morishita, Luquinhas – Szkurin. Goście rozpoczęli w składzie: Abramowicz - Wojtuszek, Skrzypczak, Ebosse, Moutinho - Hansen, Romanczuk, Imaz, Flach, Churlinov – Pululu.
Legia zaatakowała w pierwszych minutach. W 2. minucie Ziółkowski w dobrej sytuacji chybił po rzucie rożnym. Goście po tej akcji musieli dokonać zmiany. Boisko opuścił Flach, a pojawił się na nim Silva. W kolejnych minutach gra nie kleiła się Legii. Naszym zawodnikom zdarzały się nieporozumienia i straty, po których następowały szybkie ataki gości. W 19. minucie żółtą kartkę za faul ujrzał Pankov. W 23. minucie Romanczuk uderzył zza pola karnego. Piłka minęła bramkę. W 26. minucie minimalnie niecelny strzał na bramką Legii oddał Hansen. W 29. minucie Szkurin przejął piłkę w polu karnym gości, ale nie trafił dobrze w piłkę. W 31. minucie niecelnie uderzył Luquinhas. W 37. minucie Szkurin umieścił piłkę w bramce, niestety podający Oyedele znajdował się na spalonym. W 41. minucie goście objęli prowadzenie. Wojtuszek minął Luquinhasa i oddał strzał, który zablokował ciałem Kapuadi. Odbita piłka trafiła do Churlinova, który pokonał Tobiasza. W doliczonym czasie gry Vinagre dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Oyedele. Piłka minęła bramkę.
Do przerwy było 0:1. Mecz był wyrównany, ale legioniści popełniali zbyt wiele błędów. Naszej drużynie brakowało płynności i nie była w stanie zepchnąć Jagiellonii do obrony.
W pierwszej akcji po przerwie Szkurin pokonał Abramowicza, ale sędziowie nie uznali gola z powodu nieprawidłowego wybicia piłki z autu przez Pankova. W 52. minucie Vinagre uderzył nad bramką. W 56. minucie sytuacyjne uderzenie Wojtuszka poszybowało nad bramką Tobiasza. W 60. minucie Pululu uderzył zza pola karnego. Tobiasz odbił piłkę na głowę Imaza, jednak z interwencją zdążył Kapuadi. W 63. minucie Chodyna otrzymał prostopadłe podanie w polu karnym, ale przegrał pojedynek z Abramowiczem. W 64. minucie Kun i Gonçalves zastąpili Pankova i Elitima. W 66. minucie legioniści stracili piłkę po rzucie rożnym. Goście wyszli z kontrą, którą niecelnym strzałem zakończył Imaz. W 67. minucie Szkrzypczak zablokował Szkurina w polu karnym. W 72. minucie Abramowicz złapał piłkę po kolejnym strzale Szkurina. W 76. minucie Biczachczjan i Urbański zmienili Chodynę i Luquinhasa. W 85. minucie Gonçalves trafił głową w słupek po dośrodkowaniu Morishity. W 87. minucie strzał Oyedele minął bramkę gości.
Gołym okiem widać, że gra w piłkę nie sprawia w tym momencie legionistom satysfakcji. Kilku zawodników jest kontuzjowanych, kilku innych jest w bardzo słabej formie, drużyna nie funkcjonuje prawidłowo jako całość. Nie ma jakości, nie ma płynności, nie ma swobody i polotu.
W tym momencie liczy się już tylko finał Pucharu Polski 2 maja, ale oczekiwaniu na ten mecz towarzyszy chyba więcej obawy niż ekscytacji.
Gawin wówczas napisał: "mam taką roboczą tezę, że to przede wszystkim rdzeń zespołu nie dojeżdża do gry o tytuł. Zmieniają się trenerzy, jest rotacja w szatni, a tacy na przykład Kapustka, Wszołek czy Augustyniak cały czas tam są i ich poziom jest jaki jest. I ja o każdym z nich mam pozytywną opinię, szanuję jako legionistów ze stażem i z osiągnięciami na koncie, nie mam pretensji do nich personalnie, tylko że przypomina mi to lata 1998-2001, kiedy kilku kolejnych trenerów próbowało coś zrobić z tej samej grupy zawodników i zupełnie to nie wychodziło, mimo głośnych transferów (Piekarski, Śrutwa, cały widzewski zaciąg Smudy). Dopiero wkroczenie Okuki z serbskim pakietem, zmiana taktyki i treningu, to przyniosło skutki. Niepowodzenie Feio rozumiem lepiej, pamiętając oba sezony Runjaicia i jestem bliski wniosku, że nasi zawodnicy po prostu nie są w stanie ustabilizować formy na poziomie gwarantującym seryjne wygrane. Dwa lata temu była szansa postraszyć Raków, i co, nagle przestaliśmy grać od meczu z Miedzią. W poprzednim sezonie była pamiętna zapaść na jesieni i drobienie wiosną (np. mecz przeciw Koronie bliźniaczo podobny do tego przeciw Motorowi plus porażka z Widzewem). Żaden transfer Alfareli czy Szkurina niestety nie odmieni tego kto ma jaki staż i jakie poważanie w szatni."
Przedłużyliśmy kontrakt z Jędzą, co podważył Dalkub, z kolei Gawin również sugeruje jak mi się zdaje (?), że Kapustka, Wszołek, Augustyniak prochu już nie wymyślą i jeżeli oni stanowią rdzeń zespołu to tym samym na wyższy level nie wskoczymy obojętnie jakich nowych grajków sprowadzimy? To mi spokoju nie daje, bo być może Gawin ma rację, ale samemu się zastanawiam czy gdybyśmy obok Kapustki, Wszołka, Augustyniaka mieli grajków na miarę Ofoe, Nikolica, Guilherme plus stabilną, w miarę pewną obronę i bramkarza, czyli mielibyśmy trzy gwiazdy "robiące różnicę" plus "żółnierzy" na nich pracujących, to czy w takim układzie, właśnie Kapustka z Augustyniakiem by się nie odnaleźli?
Moim zdaniem wiosną my dołujemy również i dlatego, bo nie ma kogoś, kto umiejętnościami, formą, indywidualną dyspozycją pociągnąlby ten wózek. Vinagre zdawało się że może być kimś takim, ale w formie z jesieni a nie tej obecnej. Samemu miałem nadzieję, że również Elitim może się rozwinąć w piłkarza o dużo większym wpływie na poczynania ofensywne ale i tu kontuzja zniweczyła póki co takie plany. Niestety nie mamy kogoś takiego jak Pululu i Imaz w Jadze. Ivi Lopez w Rakowie.
Luquinhas, Morishita, Chodyna, Biczachczjan - najbliżej miana piłkarza robiącego różnicę był ten pierwszy, ale za swojej pierwszej kadencji pobytu w Legii. W chwili obecnej żaden z nich nie spełnia nadziei, a ponieważ wyniki i tak są kiepskie to wolałbym widzieć w wyjściowym składzie Urbańskiego z Szczepaniakiem, gorzej by nie wypadli, a przynajmniej by się ogrywali i byłaby jakaś z nich perspektywa na przyszłość.
Dla Szkurina Legia to za wysokie progi, a czy Gual jest zawodnikiem na "mistrzostwo Polski"? Przyznaję, nie wiem!
Przewietrzył bym szatnię zdecydowanie, ale ... na kogo i za ile w zamian, no i czy "nie dowożą" Kapustka z Augustyniakiem, czy Chodyna z Biczachczjanem i Szkurinem? Moim zdaniem ci ostatni.
Tylko że Iocosusie obwinianie Biczachczjana czy Szkurina o to co Legia gra tej wiosny to jest wręcz kuriozum, podobnie jak i wyciąganie na tej podstawie jakichś wniosków odnośnie ich przyszłości (zresztą mam nadzieję, że nikt stojący za transferem Biczachczjana nie ściągał go jako przyszłego filaru zespołu). Chodyna to podobny przypadek, tzn. sam uważam go za zawodnika dość ograniczonego piłkarsko, jednak czy poniżej poziomu jednego z tych, którzy mieliby być do noszenia pianina, otóż niekoniecznie. I teraz pytanie, dlaczego to u Kapustki i Augustyniaka obecność tych przysłowiowych Vadisów miałaby zrobić różnicę, a u Chodyny i Szkurina już nie?
Według mnie fakty są brutalne i nieubłagane dla aktualnego rdzenia zespołu. W walce o mistrzostwo kraju niezwykle ważne (najważniejsze?) jest to ile drużyna jest w stanie dać z siebie na autopilocie, ile meczów przepycha jedną bramką, nie grając niczego szczególnego (zupełnie jak Jagiellonia wczoraj). I teraz ja mogę uważać Wszołka za lepszego piłkarza niż Tudor, o wyżej zawieszonym suficie, Kapustkę za lepszego zawodnika niż Koczerhin, a o ściągnięciu do Legii kogoś takiego jak Jean Carlos z czasów gry w Pogoni to nawet bym nie pomyślał. Ale ten częstochowski autopilot jest ewidentnie jakoś lepszej jakości niż nasz.
Zresztą właśnie pojawienie się Rakowa i obecnej Jagiellonii wzniosło poziom krajowej rywalizacji na wyższy poziom. Bo u nas tak naprawdę zawsze był problem z ciągłością, ze stabilizacją, my tu wszyscy jesteśmy wiecznie nerwowi i niecierpliwi, chcemy dubletu, Ligi Mistrzów, teraz, zaraz, natychmiast, już. I w przeszłości udawało się jakoś pudrować problemy, czy to grając w kości na rynku transferowym, czy dokonując tradycyjnych zmian trenerskich gdzieś w okolicy września. Tylko że okazało się, że teraz nie wystarczy już traf z Josue czy Vinagre, bo rywalizujemy ze znacznie bardziej poukładanymi, zdrowszymi strukturami sportowymi, których nie jesteśmy w stanie zdystansować, wydając w przypadkowy sposób garść srebrników.
Co do panów rozmowy kto nie dowozi - ano nikt nie dowozi i tu z dwóch perspektyw. Po pierwsze zawodnicy bez względu który, są bez formy. Po drugie a może to najważniejsze to my nie mamy trzonu, może nawet nie chodzi o to że ci zawodnicy są słabi piłkarsko, ale w tej drużynie nie ma lidera/ów, takich co to będą trzymać na boisku i poza. Gdyby Augustyniak był traktowany jako przyboczny, Wszołek jako przyboczny, Kapustka jako uzupełnienie, a byłoby 3-4 zawodników poziom wyżej to i oni wyglądali by lepiej. My mamy za to mnóstwo zawodników w kadrze którzy są niepotrzebni - gdyby kasę za Pekharta i Szkurina wydać na jednego porządnego? gdyby pieniądze za Barcię, Jędzę i Burcha wydać na jednego porządnego? Gdyby zamiast 4 bramkarzy mieć 1 ale na poziomie? itd itp. - kadra mniejsza ale jakościowo lepsza, a wokół nich młodzi z akademii.
Przy czym parcie na szkło, ostrość wypowiedzi , szał ciał po Mourinho bardziej odziedziczył Feio , podobnie jak kategorycznie analityczne podejście do futbolu. Podczas kiedy Siemieniec jest potomkiem jego strukturalizmu.
Właściwie filozofię piłkarską Mourinho , który przed 22 laty został trenerem Porto , po uprzednim byciu asystentem Robsona i van Gaala w Barcelonie - obrazują wypowiedziane wówczas słowa :" Obiecuję ,że będę grał ofensywnie . Obiecuję,że każdego dnia będziemy pracowali nad atakami na bramkę rywali,aż dopracujemy doskonale systematyczny i automatyczny model gry. Gdy to osiągniemy, obiecuję wam ofensywną piłkę ,ale zanim to nastąpi będziemy atakowali z rozwagą. Zmusza mnie do obrania tego kierunku charakterystyka piłkarzy".
Słowa te przypomniano w 2004 roku kiedy to Mourinho z Porto zdobył Tytuł Ligi Mistrzów,a w tym samym roku Portugalia została wicemistrzem Europy.
To wówczas świat zwrócił uwagę na portugalską myśl szkoleniową z której wywodzą się słowa o "doskonale systematycznym i automatycznym modelu gry". W Portugalii bowiem od dawna postrzegano futbol w kategoriach analitycznych , biorąc pod uwagę szerszą perspektywę i starannie wprowadzając do stylu gry podstawowe, elementarne zasady.
Źródła tej tendencji sięgają lat przedwojennych , kiedy to trener Sportingu, Porto i reprezentacji Portugalii Candido de Oliveira po pobycie w Arsenalu wydał w 1936 książkę " Piłka Nożna. Technika i taktyka" w której dogłębnie przeanalizował system W-M wówczas wszechobecny na boiskach . Po wojnie wydał jeszcze "Ewolucję piłki nożnej"uważając ,że książki o futbolu mają nie tylko informować i dostarczać rozrywki ,ale i edukować.
Na futbol w Portugalii wielki wpływ wywarł także Węgier Bela Guttman prowadzący Benficę w latach 60-tych,w okresie jej największych sukcesów. Znany jest nie tylko z maksymy o "zgubnym trzecim sezonie' ,ale za lansowanie ofensywnej piłki, gry z klasycznymi skrzydłowymi oraz uznanie prymatu systemu nad indywidualną błyskotliwością.
Trzecią niezwykle istotną postacią był Jose Maria Pedroto, który pracując na uczelni i prowadząc Vitorię Guimares dostał od studenta Jose Neto pytanie :"Jakie znaczenie ma organizacja treningu dla samego meczu ?". Od tej pory Neto był nieodłącznym statystykiem i analitykiem Pedroto dostarczając mu kompletnych analiz gry własnego zespołu w każdym meczu.
W ten sposób Mourinho pasował do wzoru portugalskiego szkoleniowca , będąc skrupulatnym taktykiem wierzącym,że najważniejszy jest system, o czym mówił tak: " Dla mnie najważniejszym aspektem przy prowadzeniu drużyny jest posiadanie modelu gry ; zbioru zasad , który gwarantuje organizację. Poświęcamy temu uwagę od pierwszego treningu". Moruninho nie był teoretykiem ,ale jest wybitnym praktykiem. To on przejął do stosowania w Porto metodę wynaleziona przez prof., Vitora Frade z Uniwersytetu w Porto zwaną jako "periodyzacja taktyczna" . Program ten oznaczał "uniwersalizację' treningu piłkarskiego i odrzucenie osobności pracy szkoleniowej nad techniką, taktyką, motoryką i mentalnością. Wedle filozofii Frade wszystkie ćwiczenia podczas treningu musiały zawierać te 4 elementy. W numerze "Asystenta trenera " z czerwca ub, roku Siemieniec wyznał,że jest gorącym zwolennikiem tej metody.
Nie ma np. oddzielnego "ładowania akumulatorów' , odpraw taktycznych - wszystkie zajęcia odbywają się z piłką. Podczas seminarium trenerskiego w 2005 roku Moruninho tak to wyjaśnił :" Kluczowa jest wszechstronna aktywność, trzeba umieścić wszystkie ćwiczone elementy w sytuacjach przypominających spotkanie. Zawodnicy nie lubią zajęć bez piłki , więc po co im ją zabierać ?. Wspaniały pianista nie biega wokół fortepianu, nie wyciska opuszkami palców ciężarów - osiąga doskonałość grając na fortepianie.Najlepszym sposobem, aby być doskonałym piłkarzem , jest gra w piłkę". Dodawał :" Na co dzień skupiamy się na usprawnianiu naszego modelu gry do czego służy struktura treningu. Jednym z celów jest taka struktura gry,aby osiągać kontrolę nad meczem poprzez większe posiadanie piłki".".
Po przejściu do pracy w Premier Leaque nowy styl oznaczał większą koncentrację na przejściu z obrony do ofensywy co uznawano za niezwykłe. Choć nie jest to podejście charakterystyczne tylko dla Portugalczyków, bo np. trener Piechniczek miał podobne - to skupienie się na tym elemencie było częścią ich strukturalnego traktowania futbolu. Przy takim sposobie patrzenia na mecz dzieli się on na cztery oddzielne fazy, które płynnie mają przechodzić jedna w drugą : faza posiadania piłki, faza przejścia do gry bez piłki po jej stracie, faza gry bez piłki i faza przejścia od gry bez piłki do jej posiadania. A ponieważ ustawienia drużyn mogą znacząca się różnić w zależności od tego , czy służą one utrzymaniu się przy piłce, czy też nie - pojawiają się okazje wykorzystania niedostatków rywala przy przechodzeniu z jednej fazy w drugą.
To kolejny ważny aspekt taktycznej myśli Fradego , który twierdził :" Nie ma czegoś takiego jak futbol ofensywny czy defensywny. Gdy jest się przy piłce ,musisz myśleć o tym co się stanie kiedy ją się straci. A gdy jej się nie ma, trzeba myśleć co się z nią zrobi, po odbiorze".
Innym ewidentnym przykładem starannego , metodycznego podejścia do futbolu była powaga z jaką Mourinho traktował obserwację gry przeciwników.Chodziło głównie o to,aby zawodnik wchodzący na murawę był stuprocentowo przygotowany i aby podczas meczu rzadko co go zaskakiwało.Asystenci Mourinho np. incognito obserwowali treningi rywali, ustawienie , formę psychiczną i fizyczną itd itp/ To m.innymi dlatego Feio tak dba o zachowanie tajności podczas treningów.
Jak wczoraj widzieliśmy zespół Jagiellonii konsekwentnie trzyma się struktury gry i dopóki zawodnicy wytrzymują obciążenia meczowe - to punktuje. Wczoraj ustawienie wyjściowe Jagi to 4-2-3-1 ,ale praktyczne meczowe to trzyformacyjne 4-5-1 z nastawieniem na zdominowanie środka pola gry, co pewno wynikało z obserwacji poprzednich meczów Legii. Lecz wczoraj ten system był błędny , bo Legia walki o opanowanie centrum nie podejmowała.W tym ustawieniu ciężar gry ofensywnej spadł wyłącznie na barki Pululu co wyraźnie przerosło Angolczyka, który owszem walczył, biegał , szarpał,ale zagrożenia pod bramką Legii nie wytwarzał.
Praktycznie przez całe spotkanie piłkarze Jagi stosowali arytmię gry, bronili w średniej i niskiej strefie , wykazując wysoką dyscyplinę taktyczną i umiejętność wygrywania pojedynków 1x1. Ich organizację gry wyznacza ściśle strefowość,bowiem kiedy posiadają lub odzyskują piłkę to każdy zawodnik wie gdzie w jakiej sytuacji ma być na boisku wobec miejsca położenia piłki , partnerów i rywali, podobnie postępują kiedy tracą piłkę lub rywal inicjuje atak od bramki.Nie dbają ani o czas posiadania piłki ani o ilość celnych podań,ale o strukturę gry. Wczoraj im dłużej trwał mecz , tym rosła ich pewność siebie, podobnie jak rosła nerwowość w naszych szeregach.
To,że system gry - dokładnie taki sam jak rywala- oraz skład są w Legii przewidywalne , to nie oznacza,że są akceptowalne.
Jak to był rzekł swego czasu Jan Pietrzak -parafrazując hasło Gierka - nie można budować drugiej Polski z pierwszą żoną, po czym się rozwiódł. W Legii też taki rozwód by się przydał, najpierw z trenerem. Sam Feio zachowuje się tak jak by z niektórymi zawodnikami wziął ślub na całe życie.Trener Feio lubi powtarzać, że wyrabia elastyczność taktyczną co pozwala na większe zgranie , aż do automatyzmu. Na poziomie teoretyczno-abstrakcyjnym to takiemu rozumowaniu nie można nic zarzucić, poza workiem na głowę, bo kwestią zasadniczej natury jest odpowiedz na pytanie ; czy do tego składu wyjściowego dobiera najlepszych . I tu pojawiają się poważne wątpliwości , bo widzieliśmy z silnym rywalem jakim była Chelsea, że niektórzy zmiennicy byli lepsi od tych wybrańców.Oczywiście można powiedzieć,że trener zbyt bogatej w zasoby kadry nie ma , więc tym bardziej nie wolno wystawiać słabych ogniw , bo łańcuch pęka.
Nasz zespół wczorajsze spotkanie zaczął dynamicznie i prostymi podaniami przechodził pod pole karne rywali , ale kiedy usiłowaliśmy rozegraniem na własnej połowie wciągać rywali to traciliśmy nie tylko impet,ale i piłki wskutek niecelnych podań. To takimi stratami żywiliśmy akcje ofensywne Jagi i to ona sprawiła ,że Jaga sprawiła nam lanie.
Mnie trudno zrozumieć trenera Feio , że nie przydzielił plastra Pululu, bowiem Angolczyk jest groźny jak dostanie piłkę i wystarczy go wyłączyć kryciem od piłki. Byłoby to mniej kosztowne niż przeszkadzanie mu przez kilku naszych zawodników .
Wydaje się ,że trener Feio nie rozumie ,że na środku obrony w jednej linii mogą grać w systemie z czterema obrońcami tylko bardzo wysokiej klasy zawodnicy jak swego czasu w Milanie czy reprezentacji Włoch byli Nesta . Costacurta czy Baresi ,a nie gracze o takiej samej charakterystyce jak Ziółkowski i Kapuadi.
Nadto Feio nie wyciągnął wniosków z tego ,że Jaga gra obroną strefową, w jej nieaktywnej wersji ,że obrońcy nie podwajają krycia, że nie ma przekazywania , więc w ataku należało próbować zdobyć przewagę liczebną grą w trójkącie lub grając 2x1.Nie posiadamy niestety zawodników zdolnych do wygrywania z solidnymi obrońcami pojedynków 1x1.W grze ofensywnej brakowało zaskakującego pomysłu na rozbicie obrony rywali , graliśmy statycznie i nie potrafiliśmy zmusić rywali do błędu,a oni sami się do jego popełnienia nie kwapili.Więc te nasze papierowe przewagi w posiadaniu piłki, ilości podań i strzałów można wyrzucić do kosza.
Sędzia Damian Sylwestrzak rozpoczął prowadzenie zawodów nadspodziewanie dobrze, mimo,że zawodnicy nie oszczędzając swoich nóg i jemu pracy nie oszczędzali.Ale tak od 25' wszedł w znane tryby traktowania jako faule sytuacji w których jeden zawodnik przewraca się o własne nogi , traci piłkę i pokazuje,ze to wskutek faulu jak w 26' Romanćzuk po starciu z Elitimem, w 31' Skrzypczak po starciu z Morishitą czy w 34' Vingare po starciu z Tomasem Silvą.
Pewno w przerwie doświadczony sędzia Przybył, wczoraj VAR, zwrócił ma uwagę,aby takich durnych błędów nie popełniał, bo parę razy postąpił przeciwpołożnie , ale nabierać się nie dał.
Niestety w 63' nie zauważył trzymania za koszulkę w polu karnym Szkurina przez Ebosse.Być może gdyby Szkurin zamiast się wyrwać byłby się przewrócił i do tego efektownie do tyłu to zmusiłby Sylwestrzaka i VAR do reakcji ,a tak jak jemu jemu to nie przeszkadzało to i sędziom też nie. Szkurin zrobił jeszcze , większy błąd w 21', kiedy to został zaatakowany wślizgiem w polu karnym przez Romańczuka, który nie trafił w piłkę i zamiast jak Bóg przykazał potknąć się o nogi rywala i paść przykładnie ,to podskoczył,zboczył i nóg Romańczuka uniknął.
Sędziowie VAR nie mieli wczoraj zbyt wiele do popisu, bo nieuznanie obu bramek dla Legii było oczywiste. Jednak nie można przejść obojętnie obok niechlujnego zachowania się i Oyedele i Pankova. Pierwszy miał czas ,aby skontrolować czy nie jest na spalonym,a drugi nie miał prawa wyrzucić autu z boiska. Nie wiemy czy bramki by bez tych baboli padły ,a sztuka cierpi.
Po wczorajszym spotkaniu wyraźnie widać ,że tym, który zasługuje na miano naśladowcy Mourinho jest Siemieniec. Drużyna piłkarska jest strukturą zbudowaną na kształt wieżowca, który musi najpierw mieć plan architektoniczny a potem fundament, ściany nośne, belki stropowe co by nie tylko stać i trwać,ale i inne funkcje spełniać.
Kupa cegieł nawet z glinki szamotowej wypalona w najlepszych cegielniach - jeszcze żadnym budynkiem nie jest .
Subiektywnie to widzę w tej chwili w Legii dwóch piłkarzy, którzy chcieliby liderować, nie boją się brać odpowiedzialności na siebie, tylko, że z oboma jest pewien problem. Vinagre wydaje się że ma predyspozycje i piłkarskie i charakterologiczne ale jest pod formą, a przy tym pozycja bocznego obrońcy to raczej też nie jest opcja, która sprzyja „robieniu gry”. Przy tym na dodatek zdaje się, że dla Portugalczyka Legia ma być tylko przystankiem w karierze.
Z drugim jest jeszcze większy problem. Bo Gual ma chęci, potrafi pracowac na placu, chce odbierać, podawać, strzelać, chce być zawsze przy piłce i kreować i wykańczać akcje, tylko czy jak na lidera zespołu nie jest w tym aby za bardzo egoistyczny, a równocześnie w swych poczynaniach za bardzo chaotyczny. Po prostu czy ma ku temu wystarczające umiejętności piłkarskie, a z drugiej strony czy koledzy nie widzą w nim trochę „samoluba”? W zestawieniu i z Rado i z Nikolicem póki co wygląda blado.
Innych liderów brak!?
Biczachczjana byłem ciekaw, bo niby to ciekawy grajek, w nowym otoczeniu mógłby rozwinąć skrzydła, ale póki co, w Legii nie odpalił, jeżeli solidnie przepracuje letnie obozy przygotowawcze a jesienią będzie grał tak jak obecnie to sorry ale Warszawa go przerosła, zapewne nie pierwszego i ostatniego.
Podobnie z Szkurinem, jeżeli nie włączy mu się faza „skuteczności” to będziemy mieli jedynie najdroższego rezerwowego w Ekstraklasie za półtorej bańki eurusów.
„my tu wszyscy jesteśmy wiecznie nerwowi i niecierpliwi” – potwierdzam, zdania powyższe też o tym świadczą
Gawin: „Chodyna to podobny przypadek, tzn. sam uważam go za zawodnika dość ograniczonego piłkarsko.” – gdy wychodzimy z Chodyną na skrzydle to u obrońców rywali miękną nogi, zaczynają się trząść kolana? W życiu! Przed kim trener drużyny przeciwnej na odprawie będzie bardziej przestrzegał, przed Chodyną (chyba tylko uwrażliwi żeby go za bardzo nie zlekceważyć), czy przed Wszołkiem grającym piętro niżej? Swoją drogą trener rywali na przedmeczowych odprawach zawsze pewnie będzie zwracał uwagę, żeby w fazie ofensywnej wykorzystywać właśnie boczne strefy obronne Legii, bo tu jest duża szansa że odpowiadający za swoje pozycje gdzieś wysoko się zapodzieją.
Gawin: „dlaczego to u Kapustki i Augustyniaka obecność tych przysłowiowych Vadisów miałaby zrobić różnicę, a u Chodyny i Szkurina już nie?” – bo moim zdaniem ci pierwsi grają na pozycjach, które lepiej odpowiadają charakterystyce „tragarzy”. W miejscu Chodyny wolałbym kogoś nieprzewidywalnego który, lubi wchodzić w 1 na 1 szuka pojedynków i ma do tego smykałkę, ma pokrętło. A w roli napastnika też mi najbardziej pasuje „gwiazda” jak Nikolić lub nawet taka „fałszywa dziewiątka” jaką był Radovic u Berga. Sorry, w Szkurinie widzę albo tylko się jeszcze łudzę, że odezwie, obudzi się w nim „skuteczny egzekutor” wykańczający akcję, dostawiający nogę lub głowę, bo na samą grę, na jej kreowanie to u niego za bardzo nie liczę. Tylko zdobywane gole będą mogły świadczyć o jego przydatności do zespołu, na razie na to się jednak nie zanosi, a w stolicy cierpliwości brak! Co nam po „stojanow”, który bramek nie strzela.
Vinagre mi na lidera zupełnie nie pasuje i to z przyczyn akurat które podałeś, ale też nieco z charakteru - nie znoszę zawodników, którzy robią stratę i drepczą, holują piłkę i mają pretensje do całego świata, albo grają na stojąco - lider to jest ktoś kto daje przykład, a nie daje pokaz olewki.
Gual jest to piłkarz przeciętny, a na dodatek zmianierowany - może być liderem w Białymstoku ale Warszawy nie udźwignie.
Legia jak chce iść do przodu potrzebuje 2-3 Vadisów - zawodników z wysokim kontraktem, z wysokimi umiejętnościami i pewnym etosem pracy i postawy na boisku, do tego Urbańskie, Ziółkowskie, jakieś Wszołki, Kapustki i paru innych - kiedyś były prezes Realu powiedział że u niego mają grać Zidanes i Pavones - czyli gwiazdy obudowane zdolną młodzieżą, oczywiście w skali Legii i polskiej ligi, a nie za przeproszeniem barachło zewsząd co ma problem prosto kopnąć piłkę
Przy Ofoe w meczach z Realem Madryt grał na szóstce Michał Kopczyński i nie zawiódł, wywiązał się z powierzonych mu zadań, ale w tamtej jedenastce oprócz Odjidji były też "filary" jak Nikolić, Radović, Guilherme.
no właśnie w zespole „filarów” brak, a my cały czas ściągamy tylko „uzupełniaczy”
Mylisz się Iocosusie w takim sensie, że te filary są, czy może raczej być powinny. Nikt tu nie ściągał przecież Kapustki czy Augustyniaka po to, żeby byli uzupełnieniami składu. Niestety problem z nimi jest taki, że od kilku sezonów zawodzą. A zawodzą generalnie stale w ten sam sposób, nie będąc w stanie osiągnąć odpowiedniego poziomu powtarzalności w meczach Ekstraklasy i bardzo słabo punktując w rywalizacji z bezpośrednimi rywalami. Ty cały czas w nich wierzysz, a ja się zastanawiam, czy już nie czas na nowe rozdanie?
Dodam jeszcze przy okazji, że zastanawiam się nad tym na zasadzie czysto logicznej analizy, nie rządzony jakąś antypatią w stosunku do tych zawodników. Jako kibic przedłużałbym z nimi wszystkimi kontrakty, jako pracownik pionu sportowego bardzo poważnie rozważałbym opcję jakiegoś poważniejszego i mniej oczywistego wstrząsu.
moim zdaniem ci pierwsi grają na pozycjach, które lepiej odpowiadają charakterystyce „tragarzy”. (o Kapustce i Augustyniaku)
Tu się trudno dopatrywać reguły, sam dla przeciwwagi mogę podać równie nieweryfikowalny kontrargument. Otóż według mnie obaj (plus Wszołek) są zawodnikami o na tyle mocnej pozycji w szatni, o na tyle dużym ego (patrz rozmaite kwestie związane z koegzystencją u boku Josue), że zepchnięcie ich do roli tragarzy będzie nadzwyczaj trudne.
Tylko zdobywane gole będą mogły świadczyć o jego przydatności do zespołu, na razie na to się jednak nie zanosi, a w stolicy cierpliwości brak! (o Szkurinie)
Tak, to niewątpliwie nie jest napastnik robiący grę. Ale po dwóch ostatnich meczach powinien mieć trzy bramki, które nie padły nie z jego winy, tylko za sprawą pazerności Luquinhasa oraz błędów Oyedele i Pankova. Nie skreślam go.