A+ A A-
  • Zbyszek
Już od kilku lat piszę o dominującej tendencji w futbolu sprowadzającej się do wszechstronnego wykorzystania danych w celu dokonania ich analizy i wyciągania konstruktywnych wniosków. To,że Baronie, w Legii zbierane są dane - to dobrze,ale ,że nic z nich nie wynika - to źle.Wreszcie od niedawna ( Papszun był tu prekursorem) i nasi trenerzy weszli na ten szlak, bez którego we współczesnym futbolu nie ma czego szukać. Aby było znacząco lepiej potrzebny jest drugi człon - dobrzy zawodnicy ,a z tym gorzej. Ci młodzi to : Daniel Myśliwiec, Marcin Matysiak, Adrian Siemieniec, Kamil Kuzera, Maciej Kędziorek, Dawid Szwarga, Janusz Niedzwiedź, Dawid Szulczek ,a ze średniej generacji Jacek Magiera oraz Mariusz Rumak. Oni z różnym skutkiem starają się nie być więźniami schematów, powielania starych , nieprzydatnych wzorców, ani tym bardziej skostniałych systemów taktycznych, lecz starają się ustawienie taktyczne, pozycje boiskowe przyporządkować do umiejętności piłkarzy i ich możliwości wykonawczych.O każdym , o ile dostrzegę wpływ analiz na taktykę, organizację gry i wykorzystanie zawodników - napiszę zdań kilka kiedy Legia z nimi zagra. Dziś na tapecie stoi trener naszego wczorajszego rywala. Daniela Myśliwca wychowaliśmy na własnej piersi , bowiem po ukończeniu studiów podjął on pracę w Akademii Legii, a następnie został analitykiem I drużyny. Współpracował z Magierą ( 35 spotkań), Hassim ( 18) i Vukoviczem ( 1) i po tym jednym meczu ten trener kazał go zwolnić. Potem jeszcze asystował kilku niezłym trenerom, aby samodzielnie objąć Stal Rzeszów, po której stał się trenerem Widzewa. Uważany jest za jednego z najzdolniejszych polskich trenerów. Na podstawie oglądu meczów Widzewa można stwierdzić,że Myśliwiec dokonał głębokiej analizy stanu posiadania i doszedł do wniosku,że kluczowym zawodnikiem , o wyróżniających się umiejętnościach, jest Bartłomiej Pawłowski i musi zatem nakreślić taką koncepcję gry, która umożliwi jego optymalne wykorzystanie.I pewnikiem po przemyśleniu uznał,że takim systemem będzie 4-3-2-1 zwany we Francji " piramidą" ,a we Włoszech "choinką" . W literaturze znalazłem informację,że tym systemem jako pierwszy grał pod koniec lat 80-tych Den Haag, kiedy jego trenerem do 1988 roku był Co Adriaanse ( do 1988 roku) , późniejszy trener Ajaxu, Alkmar i Porto. Trener Myśliwiec pewno naśladuje takich asów trenerskiego fachu jak Terry Venables ( z reprezentacji Anglii z 1996 roku), Aime Jacquet ( trener Francji z 1998 roku) i Carlo Ancelotti ( trener Milanu z 2006 roku) . Oni to mając w swoich składach tak genialnych piłkarzy jak Paul Gascoigne u Venablesa, Zinedine Zidane u Jacqueta i Andrea Pirlo u Ancelottiego uznali,że ci zawodnicy nie mogą być przypisani do jednej pozycji, ale mając być kreatorami i dyrektorami na boisku , którym trener powierzył rolę dyrygentów. Niestety Venables grał 4-3-2-1 tylko w eliminacjach do ME 1996, , bo podczas Turnieju postanowił wykorzystać nadmiar napastników i zagrał 4-3-3, ale za to konsekwencja Jacqueta przyniosła mu Tytuł Mistrza Świata w 1998 roku ,a Anceolottiemu trium w LM w 2006 roku. To Jacquetowi należy przypisać kanon systemu , a mianowicie dyrygent Zidane miał pełną swobodę poczynań, ale przy pełnej stabilizacji gry obronnej. Jak pamiętamy, ach jak ten czas zasuwa, trójka pomocników w składzie Didier Deschamps, Emmanuel Petit i Christian Karembeu miała wyłącznie zadania defensywne i asekuracyjne . Grający obok Zidane'a Djorkaeff miał go wspierać , a walecznym napastnikiem był Stephen Guivarch. Ancelotti w Milanie nieco zmodyfikował założenia z uwagi na fenomenalny przegląd pola gry Pirlo, który mógł dyrygować zespołem Milanu również zgłębi ,a nie tylko na połowie rywali. U Ancelottiego Pirlo miał z boku graczy defensywnych Gennaro Gattuso i Massimo Ambrosiniego , zaś rolę realizatorów pomysłów ofensywnych wypełniali Kaka i Seedorf. Jak pamiętamy w reprezentacji Włoch Prandelli grał systemem 4-1(Pirlo)- 4-1 gdzie ten as spełniał podobną rolę, lecz nie miał tak mocnych pomagierów jak w Milanie i Włosi w 2012 roku ulegli w finale Euro Hiszpanom. Trener Myśliwiec wybrał wariant francuskiej "piramidy" czyli czwórka obrońców z których boczni mają także zadania ofensywne, trzech defensywnych pomocników, dwójka ofensywnych z których Pawłowski jest wolnym "strzelcem " , a na przedzie bardzo silny fizycznie napastnik. Przy takim ustawieniu Widzewa nie ma szans na dominowanie w posiadaniu piłki czy ilości podań, ale wykorzystując wolne przestrzenie potrafi zdobywać szybko teren oraz oddawać wiele strzałów na bramkę rywali. W moim przekonaniu w sztabie Legii wnioski z analiz chyba nie są wystarczająco pogłębione , lub też są przecenione , bo nie widać zrozumienia,że one same nie są w stanie zaważyć na szali . Eufemizmem stało się powiedzenie ,że każdy przeciwnik jest mocny i nikogo nie wolni lekceważyć. Dla mnie jest to pustosłowie i jak Legia ma się bać to niech w ogóle nie wychodzi na boisko. Czyli jak ktoś myśli,że dane statystyczne o czymś przesądzają na boisku to błądzi, bo owszem można policzyć i porównać , poznać proporcje ilości bramek, ilości strzałów , podań, ich celności , ale w nauce nie ma zgody ani na ich definicję ani na ich realny wpływa na wynik.Współczesne analizy w coraz większym stopniu odzwierciedlają organizowanie gry tak defensywnej jak i ofensywnej. Są trenerzy, którzy chcą, aby ich drużyny jak najszybciej kończyły akcje strzałami, a inni chcą , aby wypracowywać sobie lepsze pozycje strzeleckie poprzez cierpliwe rozgrywanie piłki.I tu dane statystyczne nie pozostawiają wątpliwości ,że im mniejszy dystans od bramki tym większe prawdopodobieństwo powodzenia. Najlepsze zespoły z topowych lig oddają strzały średnio z odległości 16,5 metra . Jednocześnie sama ta wiedza nie wystarcza, bo jak stwierdził Trainor : " Zawodnicy mają indywidualne skłonności . Dotyczy to m.innymi pozycji , jakie zajmują na boisku, tego jak poruszają się po murawie i umiejętności znalezienia się we właściwym miejscu we właściwym czasie' . Ten punkt widzenia podziela większość tych, którzy analizowali wybitne osiągnięcia strzeleckie takich tuzów jak Lewandowski czy Ronaldo. Mnie tym bardziej dziwi,że drużyna Legii mając dwóch królów strzelców : Pekharta z 2021 roku i Guala z 2023 roku - strzela tak mało bramek . Jak pamiętamy trener Michniewicz ustawiał Czecha w polu karnym i nakazywał grać z boku na jego głowę ,a ze środka pola na krótki dobieg i co by nie mówić - efekty były. Teraz Pekhart robi za obrońcę,a stania w polu karnym unika jak by go parzyło. Efekty też są ,ale ujemne. W Jadze Marc Gual przez Stolarczyka i Siemienieca ( od 04.2023) ustawiany był tuż przed środkowymi obrońcami rywali w pobliżu granicy pola karnego . Rozrzedzenia obrony dokonywali skrzydłowi i w ten sposób Gual miał dogodną pozycję do przyjęcia piłki, dokonania skrętu w kierunku bramki i błyskawicznego oddania strzału. W Legii robi za drugiego rozgrywającego lub fałszywego napastnika , albo nawet za lewego skrzydłowego. Pozytywnych efektów nie widać. Oni obaj nie zatracili umiejętności strzeleckich tylko graja tam, gdzie nie mogą ich wykorzystać lub też nie w takim zakresie na jaki pozwalają ich umiejętności. Dyrektor sportowy Jacek Zieliński ( pozdrawiam) zareagował na celowo przesadzoną krytykę , że Legia cierpi na niedostatek wiedzy w zakresie rozpoznawania problemów i że sztab szuka ich rozwiązania "na suficie" . Cieszy ,że w Legii analizowane są KWE oraz xP, a także wpływ indywidualnych, niewymuszonych błędów na wynik ,ale martwi użycie sformułowania ,że dane statystyczne są obiektywne jako że są policzalne. Zwracam uwagę,że żaden poważny fachowiec, ekspert tak nie twierdzi, bo to są tylko cyfry, a te nie mają waloru obiektywizmu i one same nie przesądzają o wyniku. Czyli przy pomocy matematyki można opisać wybrane parametry gry ,ale nie samą grę.Nie wolno przy tym , o czym napisałem w "Iluminacji" , zapominać,że nawet najlepsze wykonania i przewagi w KWE nie gwarantują wygrania meczu. Chodzi tak naprawdę o to, aby z zalewu liczb i ich związków wyciągać trafne, konstruktywne wnioski i potrafić je wdrożyć na boisku. Zieliński odniósł się także do krytyki schematycznego trzymania się ustawienia z "trójką" w obronie , a jak już to grania w systemie 3-5-2, a nie "złamanym systemem" jakim jest 3-4-2-1. Z jego wypowiedzi wynika ,że sztab odrzuca inne możliwości. Argumenty teoretycznie być może słuszne ,ale nie wytrzymują konfrontacji z praktyką. Rozumiejąc trudności z alternatywą, nie zapominajmy,że ten brak elastyczności taktycznej nie sfrunął z nieba,ale ma źródło w jednostronnym doborze zawodników. A do tego np. taki Josue nie jest gorszym zawodnikiem niż Pawłowski, ale w biedniejszym budżetowo Widzewie można pod niego ustawić zespół w "choince' ,a w Legii takiej możliwości brak, bo nie mamy defensywnych pomocników i za mało klasowych obrońców. Mimo argumentacji nadal uważam ,że gra "trójką" szkodzi , głównie z tego powodu,że każdy błąd indywidualny , tak jak wiele razy , tak i wczoraj , jest nienaprawialny. Przy grze "czwórką " istnieje naturalny mechanizm asekuracyjny i korygujący,a mianowicie kiedy pobłądzi boczny obrońca to błąd może naprawić jeden ze środkowych ,a kiedy jeden środkowy to lukę zamknie drugi. Przy trzech , również z uwagi na odległości, taki mechanizm zawodzi. Więc jak słusznie twierdzi Zieliński - Legia jest jedynym zespołem w lidze ,w którym taki błąd w obronie oznacza ponad 90% utraty bramki - to ma rację. Tylko ,że właśnie na tym polega wyciąganie wniosków z danych , po to aby to co złe zmienić, a nie trwać uporczywie przy zgubnej taktyce. Przyznam,że trudno mi podzielić te oczekiwania ,że oto tzw. młodzi będą zbawieniem dla naszej piłki , w tym osobliwie dla Legii. Pewno to stanowi taką wręcz atawistyczną tęsknotę do czasów kiedy tak rzeczywiście było.Było owszem ,ale w zamierzchłych czasach. Tak z początkiem lat 60-tych XX wieku wystąpiła na boiska inwazja młodzieży , czego symbolem stał się Włodzimierz Lubański, bowiem w wieku 15 lat grał w podstawowym składzie Mistrza Polski Górnika Zabrze , a w wieku 16 lat zadebiutował w reprezentacji. Może nie w tak młodym wieku ,ale poniżej 20 roku życia w każdym zespole ligowym było po 2-3 zawodników ,że wymienię tylko Deynę w Legii. Zapytacie jak to możliwe skoro treningi w klubie można było zacząć dopiero od ukończenia 13 roku życia ?. To już 62 lata minęły jak ja zaczynałem "trampkarzować" w RKS Błonie ,aby w wieku 16 lat grać w B klasie o awans do A klasy i w wieku 17 lat stać się podstawowym zawodnikiem. I nie byłem jedyny, bo obok mnie grał równolatek, a w ataku chłopak o rok młodszy. Owszem zaczynaliśmy w wieku o 7 lat późniejszym niż dzisiejsi , ale my od szkoły podstawowej wiosną, latem i jesienią po kilka godzin dziennie graliśmy na podwórku ( piach, żwir , błoto) , do tego skoki w dal na piaskownicy, rzuty kulą prawą i lewą ręką, dwoma w przód i dwoma od tyłu nad głową i pomiędzy nogami, wyścigi w bieganiu dookoła parku. Latem jeszcze pływanie, a zimą łyżwy. W szkole podstawowej w SKS piłka ręczna ,a w Liceum piłka nożna, koszykówka i lekka atletyka.Przed treningiem w klubie piłka nożna na podwórku,a po treningu też . Co by się zmęczyć. W wieku 15-16 lat młodzi byli atletycznie przygotowani do wysiłku ,a kontuzje to była rzecz prawie nieznana. A dziś owszem zaczynają w wieku 6-8 lat, ale tatuś lub mamusia podwożą autem i po treningu 45' , góra godzinnym - odwożą do komputera , laptopa ,smartfona . Co by się synek nie zmęczył. ( Celowo przejaskrawiam) . W ten sposób następuje przyśpieszenie rozwoju ,ale jednocześnie zostaje on zatrzymany , bo bez podbudowy wytrzymałościowej i ogólnoatletycznej dalszy postęp jest niemożliwy. Taki młodzian nie ma szans na podjęcie skutecznej rywalizacji z dorosłymi ,a kiedy ją podejmuje to okupuje to kontuzjami.Więc stawianie na młodych tylko dlatego,że są młodzi ma sens raczej umiarkowany. Na wczorajszy mecz Widzew, bo nie wiadomo imiennie kto , zabronił kibicom Legii wnieść na stadion elementy oprawy meczowej, wbrew wcześniejszym uzgodnieniom.Biuro prasowe Legi wydało oświadczenie potępiające takie praktyki. Tylko,że ten woluntaryzm to wina PZPN. To jego obowiązkiem powinno być zapisanie w statucie zasad organizacyjnych pobytu kibiców obu drużyn na trybunach i ich bezwzględne przestrzeganie, pod rygorem przyznania walkoweru. To powinien być pierwszy człon walki z kibolstwem, które nie tylko zaczyna wymykać się spod kontroli ,a poczyna dominować,a nawet rządzić w przestrzeni publicznej. Gawin opisał te dziwaczne "wyczyny" naszych asów, więc mnie zostały tylko okruchy. Wczoraj zespół Legii , tak jak w wiosennych meczach, prezentował bardzo niską dynamikę gry, co nie pozwalało stwarzać czystych sytuacji do zdobycia bramek. Na dość wysoko grającą defensywę Widzewa najskuteczniejszą metodą powinno być granie piłek za plecy obrońców,ale aby do nich dojść to trzeba mieć "odejście" . Jedyny, który je miał Morishita jest za surowy technicznie ,aby sytuacje wykorzystać. Dodajmy ,że on akurat nie uczestniczył w przygotowaniach do sezonu. Nasz zespół nie potrafił zmusić rywali do wejścia w niską obronę strefową w której możliwość popełnienia i wymuszenia błędu wzrasta. Dysponujemy bardzo płytką ławką rezerwowych , bo wczoraj trener rzucił do boju młodziana ( 19 lat) , oczywiście wychowanka .... Wisły Kraków i nieśmiertelnego rezerwowego Rosołka. Graliśmy nerwowo , chaotycznie i przez to nieporadnie. Trener Widzewa zapowiadał ,że jego zespół zagra na pozbawienie Legii piłki co było albo skrótem myślowym ,albo kpiną.Chyba ,żeby schował piłkę . Widzew to zbieranina miernych, poza Pawłowskim i Hanouskiem, wyrobników, którzy poza bieganiem niczym z zakresu sztuki piłkarskiej nie dysponują.Wczoraj podtrzymali tradycję zdobycia bramki w doliczonym czasie gry . Można to potraktować w kategoriach niezasłużonego prezentu od Legii. Widzew nie tylko walczy z kibicami,ale poprzez wynajętych hejterów prowadzi mściwą nagonkę na sędziów. To stanowi niedopuszczalne wywieranie presji na sędziów, co skądinąd już poznaliśmy :" Jak nie będziecie po naszej stronie , to was medialnie zniszczymy" .Mnie trudno zrozumieć,że w tej nagonce biorą udział ludzie rzekomo broniący niezależności sędziów piłkarskich, a nawet domagający się przyznania im statusu osób publicznych. Sygnał do bezpardonowego ataku dali ci, którzy twierdzili,że sędzia rzekomo wypaczył wynik meczu w PP z Wisłą Kraków, Pewnikiem sędzia popełnił błąd, ale domaganie się jego degradacji i powtórzenia spotkania to curiosum,które tylko żulom może wpaść do łba.Ja mam w sobie poczucie miary i owszem wynik spotkania ma decydujące znaczenie ,ale dusza kibicowska domaga się , aby wygrał lepszy , a Wisła w tamtym meczu była dużo lepsza. Czuję absmak kiedy zespół lepszy przegrywa, tak jak w przypadku spotkań Legii, a już za niedopuszczalne uznałbym ustalanie wyniku w pozaboiskowych machinacjach. Po raz wtóry furię Widzewiaków wywołał sędzia , który ich rzekomo pokrzywdził w spotkaniu ze Śląskiem.Każdy kto widział incydent wie,że przepychanek w walce o piłkę jest mnóstwo i bardzo rzadko stanowią karalne przewinienie. Tym razem PZPN zamiast wygłupiać się z jakimiś głosowaniami, wezwał na dywanik przed Komisją Ligi kapitana Widzewa, który w mediach społecznościowych "popisał się" chamskim , wulgarnym wpisem. I mimo,że Pawłowski wpis wycofał i za jego umieszczenie przeprosił to powinien zostać surowo ukarany.Moim zdaniem ukarany powinien też zostać bramkarz Gikiewicz, który wprawdzie nic nie napisał,ale bredził na antenie, jak to sędziowie się na Widzew uwzięli. To oznacza,że nie tylko dla kibiców przyjezdnych ,ale głównie dla sędziów mecze Widzewa stanowią spotkania silnie podwyższonego ryzyka. Może cieszyć,że PZPN ma etatowego arbitra do zadań specjalnych w osobie Szymona Marciniaka, który takie jak wczorajsze spotkania może prowadzić nie narażając się na zarzut nieudolności, nieporadności czy niewytrzymania ciśnienia.Można podziwiać Marciniaka jak on potrafi zdjąć z zawodników presję wyniku i unormalnić napięcie emocjonalne. Wczoraj od początku pojedynku nie wykazywał żadnej nerwowości, do spięć pomiędzy zawodnikami podchodził normalnie,bez zbędnej gestykulacji, bez pokrzykiwań, bez szastania kartkami na zasadzie zastraszenia. Tym wprowadzał atmosferę spokoju, wolał gdy zawodnicy się przeprosili, podali sobie ręce, niż dopuszczać do wrogości i chęci odwetu. Lecz w 47' nie ustrzegł się błędu , bowiem Elitim faulował na żółtą kartkę Pawłowskiego , a Marciniak nie dostrzegł "stempla" na stopę. Nie wiem, jak PT Czytelnicy ,ale ja jemu to niedopatrzenie wybaczam. Spodziewamy się w każdym spotkaniu,że Legia podejmie pościg za czołówką tabeli ,że wreszcie ruszymy " z kopyta' ,że przełamiemy niemoc.Lecz albo w tej niemocy ugrzęźliśmy ,albo buksujemy na jałowym biegu. I tak i tak - niedobrze !. A na pytanie: " czego Legii brakuje? " - odpowiadam - wszystkiego !.