A+ A A-
  • a-c10
Nie wiem, może coś mnie ominęło, nie zauważyłem jednak nigdzie opinii, że siła naszych grupowych rywali była "nadzwyczajna". W kluczowych momentach (zwłaszcza 24. czerwca) była większa, niż nasza. Śmiem twierdzić, że gdyby Kolumbijczycy zagrali z Anglikami tak, jak z nami, dziś sposobiliby się na Szwedów. Niestety, stało się coś, na co bezskutecznie liczyłem w tamtą paskudną niedzielę. Podopieczni Pekermana przerżnęli sami ze sobą, więcej energii poświęcając na utarczki z arbitrem i rywalami, niż na konstruowanie ataków. Odnośnie tych tam, co to trzy lwy mają w tarczy, okazuje się, że na nich zawsze można liczyć. Już-już mogło się zdawać, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów Anglia posłała na wielki turniej drużynę, która zamierza grać w piłkę, a nie pajacować. Niestety, po przedwczorajszych wyczynach Hendersona, Maguire'a i Lingarda da się jedynie przytoczyć powiedzonko o głupich dzieciach matki nadziei. Mecz obu drużyn na "Szw" to była jawna kpina z nas, pitolników (o tzw. dziennikarzach sportowych nie wspominając). No bo tak: oglądamy tę piłkę od dziesięcioleci, analizujemy, porównujemy, klecimy och-ach-jakże mundre teorie, a koniec końców zapominamy o jednym, szalenie istotnym fakcie - futbol to sport niskowynikowy. W żadnej chyba innej dyscyplinie pojedyncze zagranie nie ma zbliżonego potencjału znaczeniowego. A gdyby Akanji/Cionek odbił piłkę inaczej? Jak by się to dalej potoczyło? Ile warte byłyby nasze obecne opinie? O Szwajcarach nie wiem, co napisać, więc nie napiszę nic. Co zaś się tyczy Szwedów - ich ćwierćfinał (!) z Anglikami uważam za jedno z największych kuriozów w historii Mundiali. Oglądać tego potworka nie zamierzam, a kciuki będę ściskać za kontrolę dopingową. Niech coś znajdzie i u jednych, i u drugich i niech ten, ekhem, mecz zakończy się obustronnym walkowerem. Belgia niebezpiecznie przypomina mi Anglię. Ale nie tę obecną, a taką sprzed nastu lat. Mnóstwo głośnych nazwisk. Sporo talentu. Świetne wyniki w eliminacjach i sparringach. A gdy przychodzi co do czego, nieodmiennie dupa. No bądźmy szczerzy, gdyby nie Kawashima, Belgowie byliby już w domu. Tak się zastanawiam: czy trener Martinez ma jakiś pomysł na grę swojej ekipy poza "e, dobra, chłopaki, jakoś dacie radę"? Na Brazylię może to nie starczyć. Choć bardzo chciałbym, aby jednak starczyło. Jak sobie przypomnę żałosny teatrzyk w wykonaniu Neymara, to naprawdę nie mam ochoty na powtórki. Skoro tak strasznie chłopaka boli, skazywanie go na dalsze męki byłoby wręcz nieludzkie, prawda? I jeszcze słówko o Meksykanach, którzy zgłosili silną kandydaturę do drugiego miejsca w klasyfikacji Frajer Ranking tego Mundialu. Miejsce pierwsze wydaje się być nieodwołalnie zarezerwowane dla Niemców (choć nie mówmy hop...), ale wyczyn Chicharito & co. również zasługuje na odnotowanie. Na dzień dobry puknęli wspomnianych już Niemców. Co prawda, mogli wyżej, ale cóż, kręcenie nosem nad rozmiarem zwycięstwa w meczu z panującymi Mistrzami Świata nie jest chyba najrozsądniejszym pomysłem. Na pewno jednak El Tri powinni byli mocniej powieźć Koreę. Też się nie udało? Nic to. Sprawy ułożyły się przecież w taki sposób, że nawet jednobramkowa porażka dawałaby im pierwsze miejsce w grupie. Tyle że oni przerżnęli trzema bramkami i musieli liczyć na cud w drugim meczu. Cud się, co prawda, ziścił, ale wystarczyło to Meksykanom do zaledwie drugiej lokaty. Oznaczało to mecz 1/8 finału z Canarinhos. Reszta jest historią. A z historii wiadomo, że Meksykowi w starciach z Brazylią przesadnie nie idzie.
This is a comment on "Rosja 2018: Zdjęta klątwa"