A+ A A-

„I ty możesz być trenerem Legii” – część druga, o upragnionym trenerze na lata

W pierwszej części skupiłem się na wizji klubu Legia lub, jak ja uważam, na braku tejże. W drugiej części postaram się pokazać, iż nawet gdyby ta wizja była, to przy prowadzonej polityce personalnej byłaby trudna lub wręcz niemożliwa do spełnienia.

 

Stawiam tezę, iż aby zrealizować, trzeba mieć odpowiednich wykonawców w osobach zarówno pracowników klubu, jak i trenerów czy zawodników. Nie przez przypadek uważa się, że ludzie w firmie należą do najważniejszych jej zasobów, to oni tworzą sukces, to oni budują pamięć instytucjonalną, to oni są w stanie wykreować nowe pomysły. Nie bez przyczyny wiele osób, które osiągnęły sukces w biznesie mawia, że udało im się, bo mądrzejsi od nich pracowali dla nich.

Jedną z najważniejszych kompetencji w zarządzaniu klubem, firmą, jest umiejętność doboru odpowiedniego personelu do wykonania pewnych zadań – właściciel ma wizję, którą odpowiedni pracownicy powinni przełożyć na konkrety. Tak jak pisałem wcześniej, ja tej wizji skonkretyzowanej nie dostrzegam, ale zakładam, że właściciele, mimo wszystko, chcieli aby ten klub się rozwijał, zarabiał na siebie i być może na nich, by byli w nim coraz lepsi zawodnicy, trenerzy itd.

W tym miejscu należy sobie zadać pytanie - czy gdyby taka wizja powstała to czy osoby zatrudniane w Legii podołałyby jej realizacji? Czy osoby zatrudniane w Legii mogły spowodować stopniowy, ale w miarę trwał rozwój klubu i spokojne gonienie średniaków europejskich? Czy obecność drużyny Legii Warszawa w pucharach na jesieni, a czasami na wiosnę ma być wyjątkiem potwierdzającym pewne reguły panujące w polskiej piłce, czy też ma być standardem, który od czasu do czasu nie ma miejsca z powodów losowych?

Oczywiście nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, ale przy tej okazji wspomnę moje dyskusje z kolegą Monrooe, który uważał, że Legia generalnie powinna stawiać na ludzi takich jak Żewlakow czy Ebebenge, którzy mają się uczyć i w przyszłości stać się doświadczonymi pracownikami. Ja uważałem, i uważam tak nadal, że Legii przydaliby się przez pewien czas ludzie z doświadczeniem, z którego wyżej wymienieni mogliby skorzystać, od kogo mogliby się nauczyć lub chociaż mieć czas na to by poznać środowisko, zrozumieć jak funkcjonuje, wiedzieć z kim warto robić biznes a z kim nie itd. W Legii postawiono na model uczenia się poprzez pracę i na własnych błędach, czyli robimy tak jak nam się wydaje, że będzie dobrze. Dodatkowo zarówno pan Leśnodorski jak również Mioduski doszli do wniosku, że to oni powinni podejmować kluczowe decyzje tj. zatrudniać i zwalniać trenerów, zatrudniać lub zwalniać zawodników (nie przedłużać kontraktów i je spłacać), chcieli być takimi ekstra dyrektorami sportowymi. Moim zdaniem dzieje się tak z dwóch przyczyn – pierwsza to problem z zaufaniem do własnych pracowników, z pełnym delegowaniem im odpowiedzialności za podjęte decyzje, a z drugiej strony takie trochę bycie master of puppets – czyli jak w Football Managerze, zatrudniam sobie zawodników i trenerów, umieszczam ich w mojej drużynie i bawię się. Pierwsza kwestia wynika moim zdaniem z tego, że obaj mieli potrzebę kontroli wydatków - choć właśnie dzięki takiej postawie zupełnie ich nie kontrolowali, zatrudniali różnych zawodników i tych, których sprowadzali niestety często z marnym skutkiem. Ostatnio coraz częściej pod wpływem trenera, który przez chwilę był „gwiazdą” i miał ogromne poparcie prezesa. Drugi aspekt zaś to wrażenie, że wybranie zawodnika albo trenera jest proste, że przecież obejrzałem pięć tysięcy meczów i ja się zwyczajnie na tym znam, bo jak tu się nie znać.

Jak to się przełożyło na rzeczywistość? Legia została przejęta w 2014 roku przez dwóch panów. W tym czasie trenerem Legii był Berg, który jako jedyny za ich kadencji pracował dłużej niż rok. Kryteria doboru Berga na funkcję trenera do dzisiaj nie są znane, bo on jako trener przed przyjściem do Legii niczym specjalnym się nie wykazał, no chyba tylko tym, iż jest w dziesiątce najszybciej zwolnionych managerów w historii lig angielskich. Specjalnie napisałem ‘na funkcję trenera’, bo moim zdaniem Legia na Bergu mocno skorzystała, tylko mniej na nim jako trenerze, a więcej jako „nosicielu” know-how, wiedzy jak klub wyglądać powinien i co trzeba w nim zmienić, aby ruszyć w kierunku Zachodu. Niemniej jednak Berg był trenerem, o którym można powiedzieć – zatrudniany standardowo. Trzeba też mu oddać, że faktycznie wprowadził klika ciekawych rozwiązań taktycznych, których Legia wcześniej nie znała/nie używała. To był ostatni trener, któremu pozwolono poprowadzić klub przez cały sezon, w którym nie zdobył MP i został na nowy sezon. Berg okazał się kolejnym trenerem, a może pierwszym z wielu który nie potrafił należycie przygotować zespołu pod względem fizycznym, ale też pod koniec swojej kadencji zamknął się na jakiekolwiek sugestie i uwagi, nawet te życzliwe i mądre.

Drugim trenerem zatrudnianym standardowo był Hasi, bo pozostali, łącznie z obecnym Vukoviciem, to trenerzy ratownicy – Czerczesow, Magiera, Jozak, Klafurić, Pinto – wszyscy oni przychodzili w trakcie sezonu i żaden z nich nie przetrwał roku, wybrany standardowo Hasi również. Dodatkowo konia z rzędem temu, kto potrafi powiedzieć dlaczego wybrano akurat tych ludzi? Czy tak by ich dobierano, gdyby była postawiona i realizowana wizja klubu? Każdy z tych trenerów preferował inne granie, każdy miał potrzebę, by pod konkretne granie ściągnąć zawodników, którzy kolejnym trenerom pasowali już mniej. Co najmniej dwa razy Legia przechodziła trzy okresy przygotowawcze w sezonie, bo i Czerczesow i Pinto robili obóz kondycyjny w przerwie na reprezentację. Można z czystym sumieniem powiedzieć jedno – dobierano przypadkowych ludzi, w oparciu o widzimisię tego, który miał decydujący głos i pewnie ze względu na jakieś podszepty doradców i pracowników oraz pod „opinię publiczną”, tradycyjnie żądającą głów.

Z każdym kolejnym wyborem było widać, że wybierający albo nie mają o wyborze pojęcia, albo nie odrobili pracy domowej, czyli kandydata sprawdzili powierzchownie lub wcale. Ciekawe jest też to, iż jedyny trener, który nie był sprowadzany bezpośrednio przez prezesów lub ich ludzi to Czerczesow, którego kandydaturę przyniósł Piekarski. I był to jedyny trener, który szczerze wypowiadał się i o akademii, i o przeprowadzanych transferach, i szczerze oceniał miejsce Legii na piłkarskiej mapie – niestety właścicielom się podobał mniej. A propos, to jedyny póki co trener, który po odejściu z Legii dostał lepszą posadę i osiągnął sukces (Hasi też dostał lepszą, ale go zaraz pogonili).

Jeszcze ciekawiej robi się wtedy, kiedy popatrzymy na erę prezesa Mioduskiego. Prezes Mioduski, przejmując stery, odziedziczył Żewłakowa jako dyr. sportowego oraz Magierę jako trenera. Moim zdaniem do obu Mioduski zaufania nie miał i de facto czekał na moment, kiedy obu będzie mógł wyrzucić. Takie kunktatorstwo w doborze personelu będzie szło za nim jeszcze nie jeden raz. Mioduski zostawił obu panów na stanowisku, bo po zdobyciu MP oraz grze w LM nie miał żadnych argumentów by ich wyrzucić, bał się te reakcji kibiców, bo szczególnie Magiera był traktowany jako „LEGIONISTA”. Prezes postanowił, że mimo braku zaufania będzie mówił o „trenerze na lata”, pozwolił im zbudować skład na sezon, odpaść z pucharów i ich wywalił. Chciałbym aby było jasne, że nie byłem fanem ani dyrektora Żewłakowa, ani trenera Magiery, przede wszystkim dlatego, że brakowało im doświadczenia i sukcesów na miarę klubu takiego jak Legia, ale byli to ludzie, którzy faktycznie w niedalekiej przyszłości mogli stanowić o sile działu sportowego, o ile sensownie zaprogramowano by ich rozwój i dano czas, niekoniecznie w Legii.

Wyrzucenie Magiery oraz Żewłakowa miało sens tylko wtedy, gdyby zastąpili ich ludzie zwyczajnie lepsi, bardziej doświadczeni, z sensowną historią i jakimś planem działania, a jednocześnie gdyby prezes tym ludziom pozwolił działać. Stało się tak, że prezes działać wprawdzie pozwolił, tylko że zatrudnił na stanowisko trenera osobę, która nigdy nim nie była, na stanowisko asystenta, trenera, który prowadził zespoły żeńskie, a dodatkowo dyrektorem technicznym został człowiek trenera, czyli de facto działem sportowym rządził trener bez doświadczenia. Szybko okazało się że trenerowi brakuje nie tylko warsztatu, ale również charakteru, co ewidentnie objawiło się na parkingu klubowym, a także w jego wypowiedziach. To był początek końca, choć eksperyment pt. Romeo Jozak trwał. W międzyczasie sprowadzono kolejnych zawodników, nie pod kątem potrzeb klubu, a pod kątem zachcianek „trenera”. Mioduski kolejny raz nie trafił z doborem na kluczowe stanowisko, a na dodatek wysłał zespół do USA, nikt do tej pory nie wie po co.

Przebieg przygody Jozaka był łatwa do przewidzenia, zwolnienie kiedy widmo braku tytułu stało się bardzo prawdopodobne tylko, potwierdziło, że facet na trenera się nie nadaje. Nastąpił czas Klafa, który asystował Jozakowi. i któremu udało się obronić tytuł. Tu oczywiście wielu powie, że Klaf tylko przestał przeszkadzać, ale też miał niebywałe szczęście, bo wszyscy konkurenci postanowili tytułu nie zdobywać. Prezes po sezonie podobno chciał zatrudniać Brzęczka i poszukiwał innych kandydatów, jednak niestety mu się nie udało i nastał Klaf. Nie dość że facetowi brakowało doświadczenia, to jeszcze próbował udowodnić że zmieni ustawienie i to się powiedzie. Niestety kolejny eksperyment Mioduskiego spowodował po pierwsze zwolnienie Kalfa, po drugie brak awansu do pucharów, po trzecie kolejną dziurę w budżecie i konieczność zatrudniania szkoleniowca, który to wszystko ogarnie,  de facto zaczynając od okresu przygotowawczego.

I znowu, kiedy kibice liczyli na kogoś takiego jak Czerczesow, dostali Sa Pinto – na pierwszy rzut oka faceta z doświadczeniem, dobrego piłkarza itd. no więc poczytali, sprawdzili i okazało się – pracował średnio 10 miesięcy, bił się  trenerami, prezes Liege wywalił go za zachowanie i postawę. Do tej pory nie rozumiem dlaczego go zatrudniono, a na dodatek pozwolono sprowadzić kolejnych zawodników, czyli prezes obdarzył go większym zaufaniem niż wybranego przez siebie dyrektora sportowego. Prawdopodobieństwo, iż Sa Pinto nie przepracuje więcej niż 10 miesięcy, czyli swoją średnią, było spore i oczywiście się wydarzyło. Prezes chyba już zmęczony kolejnymi poszukiwaniami zdecydował się na obecnego w klubie Vukovića, który właśnie skończył kurs, choć nigdy niczego nie prowadził. Większość kibiców rozumiała, że Vuko ma dograć sezon, zdobyć tytuł, a klub w tym czasie się pokusi się być może wreszcie o fachowca. Nic bardziej mylnego, bo prezes znowu wszystkich zaskoczył i podpisał z Vuko kontrakt, a w tym czasie Vuko z drużyną koncertowo przerżnęli tytuł. Chyba niewielu rozumiało kolejny ruch prezesa, jedni mówili o DNA, drudzy o oszczędnościach. Vuko generalnie przez całą końcówkę rundy walił w drużynę, mówiąc o „zapierdalaniu” i DNA Legii itd. i kto zasługuje aby w niej być.

Ci, którzy mówili o DNA dostali w przysłowiowego ryja jeszcze przed rozpoczęciem przygotowań, bo klub ogłosił że nie chce w niej Kucharczyka – podobno zwalniał trenerów i rozbijał szatnię? Nie bronię Kucharczyka, bo też miałem z nim problem. Gdyby ktoś powiedział tak – nie chcę go, bo jest za słaby technicznie, to bym rozumiał, gdyby jeszcze sprowadzono lepszego to bym klaskał, a tak nie rozumiem. No więc chyba model oszczędnościowy…

Chciałbym, aby każdy posłuchał co mówił Vuko po meczu w Giblartarze, jak zmienił zeznania, jak opowiadał że zawodnicy byli cacy, choć nikt nie widział „zapierdalania” a raczej chodzenie – co się stało?

Nie wiem czy model z Vuko się powiedzie, może wreszcie prezesowi się uda, czyli czwarty zatrudniony ‘odpali’, to tak mniej więcej 25% skuteczności. Dobrze? No nie wiem, ale może tak. Ja jednak sądzę, że Vuko do końca sezonu nie dotrwa. Pytanie tylko kto nastąpi po nim?

Nigdy nie rozumiałem kryteriów wyboru kolejnych trenerów dla Legii, nigdy nie zrozumiałem dlaczego człowiek, mimo tylu błędów, nie chce ich naprawiać, a tylko w nie brnie. Już samo tempo zwalniania kolejnych trenerów mówi jasno – zatrudniający nie mają i nie mieli na ten temat pojęcia, a całą tą niekompetencję tuszowano kolejnymi mistrzostwami Polski, które z roku na roku coraz trudniej przychodziły i które coraz więcej kosztowały. Jednocześnie drużyna prowadzona przez różnych trenerów z reguły nie była dobrze przygotowana do sezonu, co przy jednoczesnym złym prowadzeniu doprowadziło do nieobecności w pucharach przez dwa sezony oraz do utraty mistrzostwa, mimo że przeciwnik dysponował pięć razy mniejszym budżetem, a w jego składzie brylowali zawodnicy, których z Legii się pozbyto dopłacając im kasę – Jodłowiec wygrał mistrzostwo w Gliwicach a kasę brał w Warszawie – no zaiste sukces...

6 miesięcy – tyle średnio pracuje trener u Mioduskiego,
80 milionów – tyle ubyło Legii z budżetu w ciągu dwóch lat nieobecności w pucharach.
16 tyś – średnia frekwencja na meczu Legii w ostatnim sezonie, w aglomeracji liczącej ponad 2 miliony ludzi .
Spadek przychodów z każdej działalności klubów w stosunku do poprzednich lat.
To takie krótkie podsumowanie sukcesów prezesa Mioduskiego w ostatnich dwóch latach.

Dyskusja (9)
1wtorek, 23, lipiec 2019 15:51
a-c10
Moim zdaniem podstawowy problem z prezesami nielicznych profesjonalnych* klubów piłkarskich w Polsce jest taki, że oni chcieliby chałę i forsę całą. Znaczy z jednej strony marzy im się klub jako korporacja. Wieeelki, niezwykle rozbudowany organizm o zabetonowanej pozycji, w którym odpowiedzialność prezesa jest de facto znikoma. No bo przecież zanim jego decyzje dotrą na dół poprzez te wszystkie niezliczone hierarchiczne piętra, zostaną wielokrotnie przefiltrowane przez inne punkty decyzyjne, a także - przede wszystkim? - przez czas. W związku z czym prezes może sobie do woli klepać dyrdymały, a w razie czego tyłka i tak nadstawi kto inny. Jakiś kierownik siódmego szczebla, w piłce nożnej zazwyczaj trener.

Niemniej, z drugiej strony strasznie trudno jest im wydostać się z modelu smallbusinessowego, gdzie szef-właściciel jest takim właśnie, jak to trafnie określiłeś, master of puppets. Trzyma kurczowo w łapie wszystkie sznurki i o wszystkim chce samodzielnie decydować. Dodatkowo dochodzi do tego - o czym też wspominasz - ułuda łatwości. U nas doskonale było to widać te piętnaście (aaa...!!! ale ten czas zapieprza!) lat temu, gdy Janusz Filipiak stwierdził, że skoro byle mydłek z szalikiem może być prezesem klubu, to on, profesor, przecież tym bardziej. Zgodnie ze środowiskowym szmoncesem, od tamtej pory jest u nas w klubie chujowo, ale stabilnie. Z pierwszą częścią tego stwierdzenia głęboko się nie zgadzam. Chujowo to było w latach 90., a zwłaszcza na początku bieżącego stulecia. Ale że jest stabilnie, to naprawdę trudno się wykłócać. Od rzeczonych piętnastu lat jesteśmy klasycznym ligowym średniakiem. Jak powieje nam dobrze, walczymy o puchary (dwukrotnie skutecznie, niemniej w obu przypadkach już pierwszy dwumecz okazywał się ostatnim). Jak źle, bronimy się przed spadkiem (dwukrotnie nieskutecznie, przy czym w jednym przypadku w skandaliczny sposób uratowała nam dupę Komisja Licencyjna).

U Was jest mniej więcej tak samo, tyle że na nieco wyższym poziomie. Przy dobrych wiatrach zdobywacie kolejny tytuł i coś tam pokazujecie w Europie**. Przy gorszych obchodzicie się smakiem w lidze, a w pucharach zgarniacie w pędzel od jakichś (pół)amatorów.

Circa to samo można by napisać o Lechu, Jagiellonii, Lechii... We wszystkich tych przypadkach widoków na stały, przewidywalny wzrost brak. Stoimy. Czasem zrobimy dwa kroczki w przód, kiedy indziej cztery wstecz. Generalnie jednak wciąż tkwimy w tym samym miejscu. A świat wokół pędzi, biegnie, idzie, drepce, ale jednak w jakimś tam tempie porusza się do przodu. Doszło do tego, że jakiekolwiek starcie polskiego klubu w Europie z dowolnie wybranym rywalem budzi w nas uzasadnione obawy. Oczywiście, o wszystkich powodach takiego stanu rzeczy moglibyśmy gawędzić do grudnia, albo i dłużej. Jednak pośród tych bardziej istotnych wymieniłbym to, że korpo ze smolbizem skleić się zwyczajnie nie da. I do stwierdzenia tego faktu niepotrzebny jest dyplom Akademii Ekonomii i Makijażu, o bardziej renomowanych uczelniach nie wspominając. Co więcej, polski klub piłkarski nie jest ani jednym, ani drugim. Jest średnią firmą. Taką, w której decyzje szefostwa docierają na dół w bardzo szybkim tempie. Ale też taką, gdzie szef sam wszystkiego nie ogarnie, choćby skisł od starań. Potrzeba, jak piszesz, zaufania do pracowników. Potrzeba pracowników budzących zaufanie.

Mnie się od długich już lat w pale nie mieści dlaczego polskie kluby - z nielicznymi wyjątkami - hurtowo zatrudniają trenerów z zagranicy, a jakoś nikt nie wpada na pomysł, aby ściągnąć sobie ogarniętego dyrektora sportowego. A, przepraszam. Wisła kiedyś miała takiego. I od tamtej pory upiór Stana Valckxa notorycznie wyciągany jest z szafy, bo przecież "prawie wpędził Wisełkę w bankructwo!" (co na to Marzena Sarapata? "Misiek, weź mi przytrzymaj to wezwanie do zapłaty!").

Szukam jakiejś pointy dla tej wypowiedzi i nie bardzo potrafię ją znaleźć. Może dlatego, że gdy sobie o tym wszystkim myślę, to odczuwam już nie rozżalenie i wkurw, który przeszedł mi dawno temu. Raczej zniechęcenie i apatię. Jest stabilnie. Trochę jak na cmentarzu.


* magistrackich darmozjadów nie zamierzam zaszczycać uwagą.
** piszę "coś tam", bo nie uważam, aby pojedynczy, cokolwiek fartowny awans do LM powinien stanowić wyznacznik sukcesu dla klubu z takim potencjałem, jak Legia.
2środa, 24, lipiec 2019 03:14
Senator
No właśnie Smile circa to samo można napisać o większości polskich klubów czyli nie jest tak, że to tylko przypadłość Legii. Oczywiście żadne to pocieszenie to jednak uważam że akurat u nas zaczynamy popadać w paranoję z tym negowaniem i krytykowaniem wszystkiego i wszystkich. Jak nie piłkarze pajacyki lub lenie lub jedno i drugie to właściciel, prezes ch... nieudacznik .
Problem dotyczy całej naszej piłki bo świat wokół pędzi, biegnie, idzie, drepce, ale jednak w jakimś tam tempie porusza się do przodu
3środa, 24, lipiec 2019 10:03
dalkub
Senatorze - to są twoje pobożne życzenia - że idzie do przodu - zadałem ci pytania w innym wątku, co w drużynie Legii poszło do przodu w ostatnich dwóch latach, albo trzech? Co mamy lepszego niż mieliśmy? Zaraz mi wypalisz że się akademia buduje i to jest ten postęp - no super 5 lat poślizgu i sukces w 3 roku rządów - coś jeszcze? tylko konkretnie - ostatnio nawet biletów sprzedawać nie mogą bo nie działa system. Same sukcesy.
Tekst był przede wszystkim o tym kogo zatrudniano i na jakiej podstawie - proszę wskaż jakiś inny klub w którym zatrudniono taką masę durniów, amatorów, wariatów, nieudaczników na stanowisko trenera, na dodatek dając im kolejne miliony na transfery w dużej części bezsensowne. A wszystko to firmuje podobno genialny manager i milioner, który okazuje sie być skończonym partaczem, suto podlewanym w pr-owym sosem i pieprzącym coś o fundamentach, DNA i innych takich czego nawet nie rozumie.
Warto sobie wreszcie powiedzieć - Mioduski się nie nadaje na tą funkcję i możesz zaklinać rzeczywistość.
4środa, 24, lipiec 2019 12:24
Senator
@Dalkub
Najprawdopodobniej rzeczywiście się nie nadaje, przynajmniej na dziś brak argumentów które by tej tezie przeczyły.
Co do ostatniego akapitu nie uważnie przeczytałeś. Zacytowałem a-c10 który wyraźnie pisze świat, świat nie my.
5czwartek, 25, lipiec 2019 00:43
a-c10
@ Senator:

żadne to pocieszenie

No właśnieWink Żadne. Ja z oczywistych względów bardzo chciałbym, żeby przede wszystkim to u nas było dobrze. Ale tylko trochę mniej bardzo zależy mi na tym, aby dobrze było także u Was. I w Lechu. I w Lechii. I w Arce. I - a, kij tam - w Wiśle. I najlepiej jeszcze w co najmniej kilku innych klubach. Tak, żeby bilety trudno było dostać nie dlatego, że gdzieś tam się system wysypał, a dlatego, że rozchodzą się na pieńku. Żeby nasze mecze to były mecze, a nie żenujące pokazy popeliny. Bo wtedy to i porażkę jakoś tak łatwiej przełknąć, nie?

Cytujesz nieopodal Hornby'ego. A ja się z nim głęboko nie zgadzam. Ja się umiem cieszyć. Chciałbym po prostu, aby mój klub - a nawet czasem Wasz, czy jeszcze jakiś tam inny, co tam - dawał mi do tego okazję.

u nas zaczynamy popadać w paranoję z tym negowaniem i krytykowaniem wszystkiego i wszystkich

Nie wiem. Może i zaczynacie. Ja - jak zapewne rozumieszSmile - nie jestem przesadnie zorientowany w legijnych rejonach, zaglądam wyłącznie na Ce-eL Smile Niemniej, jakie jest inne wyjście, Senatorze? Tak już patrząc ogólnie na całą ligę, co mamy robić? OK, można spokojnie poczekać jeszcze tych kilka tygodni. Wg wszelkiego prawdopodobieństwa zanim zacznie się wrzesień i poważniejsze granie w Europie, nasze kluby już w komplecie zostaną z tej Europy wyproszone. Wtedy będzie można po staremu zamknąć się w tej naszej skurwiałej bańce i od nowa udawać, że jest jak być powinno. Ale... naprawdę Ci się to uśmiecha?

Nie zauważyłem, aby Dalkub kogokolwiek wyzywał. Raczej merytorycznie skrytykował, najpierw "wizyjną" retorykę, a następnie politykę kadrową w Waszym klubie (czy też brak takowej). Moim zdaniem każdy taki głos, nawet jeśli pojedynczo niczego nie zmienia, jest bardzo potrzebny.
6czwartek, 25, lipiec 2019 01:56
Senator
@a-c10
Komentarza na temat Dalkuba nie kumam ? Kogo miałby wyzywać i kto postawił taki zarzut?
Co do Hornbego to inaczej czytam te słowa. Zapewniam Cię że zarówno ja jak i on jak i wszyscy kibice potrafimy się cieszyć i robimy to . Tyle tylko że suma summarum życie kibica od początku po kres to jednak jedno pasmo udręk.
Co do sukcesów mniejszych większych na arenie europejskiej jestem pesymistą z prostego powodu. Kasa misiu kasa. Nie widzę szans na jej dopływ w sytuacji w której są polskie kluby czyli nic nie można zrobić co nie będzie pasowało klubowym patriotom.
7czwartek, 25, lipiec 2019 02:54
a-c10
@ Senator:

Kogo miałby wyzywać i kto postawił taki zarzut?

Eee... nie Ty?Wink No przecież napisałeś pod jego tekstem Jak nie piłkarze pajacyki lub lenie lub jedno i drugie to właściciel, prezes ch... nieudacznik. No ale dobra, zostawmy, może to ja coś opacznie zrozumiałem.

Kasa misiu kasa.

O "patriotach" jeszcze za moment, natomiast sam argument finansowy wydaje mi się zdecydowanie zbyt prostym wytłumaczeniem. To nie jest tak, Senatorze, że polskie kluby nie mają pieniędzy. Owszem, do europejskiej czołówki bardzo nam daleko, ale przecież, do ciężkiej cholery, nie mówimy (przynajmniej na razieWink) o detronizowaniu Reali i Liverpooli, a radzeniu sobie, tak na początek, z rywalami z przykładowej Słowacji. Zobacz, oba nasze kluby budują akademie. Łaaał, cóż za refleks! Tymczasem Cracovia w ciągu ostatnich piętnastu lat przepierdoliła sto kilkadziesiąt baniek od samego tylko ComArchu na bardzo przeciętnych, a czasem wręcz żenująco słabych grajków. Ich zatrudnienie nie dało - och, a ciekawe dlaczego - żadnych wymiernych skutków w postaci tytułu, czy pucharu, bądź choćby pojedynczego wygranego dwumeczu w Europie. Ledwie trójka spośród tej nieprzeliczalnej hałastry (Kosanović, Kapustka, Piątek) przyniosła klubowi zauważalny finansowy zysk.

Legia od końca rządów ITI płaci(ła) ilu trenerom? Ośmiu? Co parę miesięcy zmiana. I kolejna pozycja na liście płac. Pisze zresztą o tym Dalkub w tekście.

I znów: to samo (a może nawet więcej?) dałoby się powiedzieć o np. Lechu, który wskutek głupich, nieodpowiedzialnych decyzji spuścił ostatnimi laty w kiblu makabryczną ilość hajsu. I jeszcze się chwali, skubany, że mu Excel na zielono świeci. Tylko, przepraszam, co z tego?

A co do "patriotów" jeszcze: Janusz Filipiak w roli prezesa Cracovii klepnął ładnych kilka bzdur. Niemniej, czasem zdarza mu się utrafić w samo sedno. Ot, np. jakiś czas temu stwierdził, że najlepszą metodą na poprawę relacji z kibicami jest wygrywanie meczów. NIe wiem, czy kojarzysz, ale myśmy tak do zeszłej jesieni mieli coś na kształt strajku generalnego. Wszyscy protestowali. Chuliganka, ultraska, pikniki, intelektualiści... Doprawdy, momentami zdawało mi się, że jestem jedynym żyjącym kibicem Cracovii, który nie ma ochoty sadzać Profesora na taczce. Ba, nawet tutaj kol. Czarnuch (pozdrawiam) przekonywał mnie, że powinienemSmile A potem zaczęliśmy wygrywać. I popatrz: abrakadabra! Nagle przestało być istotne, że nikt się nie chce u nas reklamować, że ComArch pożyczył pieniądze od Cracovii*, że prezes nie szanuje fanów, że to, że tamto, że siamto... Równie nagle wszystkim przestało być żal tych biednych, uciśnionych miotaczy petard, co to ich prezes onegdaj ze stadionu wypieprzył.

"Patriotów" ("patridiotów"?) można z trybun wypchnąć, Senatorze. Trzeba "tylko" mieć kim.

* swoją drogą, świetny deal dla klubu, trzeba mieć nierówno pod deklem, żeby pyszczyć, zamiast się cieszyć.
8czwartek, 25, lipiec 2019 10:19
dalkub
AC utrafił w sedno, że to nie brak kasy jest problemem, a brak kompetencji do jej wydawania. Dlaczego Czesi nie mając jej wcale więcej, mając gorszą infrastrukturę potrafią trzymać poziom? Bo lepiej i mądrzej środki inwestują. Mając kasy mało robią to z rozmysłem.
Robienie pozornych oszczędności prowadzi do płacenia 3 kontraktów trenerskich w jednym momencie zamiast jednego. Zatrudniamy zawodników bez sensu - przykład Legia i środek pomocy - mamy 6 zawodników do środka, Gwilia, Cafu Martins, Jodłowiec Antolić i Phillips - tak on jest na liści płac a trenuje w rezerwach, ale szmal leci - po co? a może wystarczy 4 i jakiś 18-19 latek do nauki? Ściągnęliśmy sobie Lewczuka i mamy 5 stoperów, bo jeszcze jest Astiz, Jodła, Wieteska, Remy - po co nam tylu z tego 3 po 30 a dwóch tuż przed emeryturą? W ostatnim meczu z Pogonią natomiast nie zagrał ani jeden zawodnik który umie kopać lewą nogą. Pamiętasz jak Staszek powiedział że chciał lodówkę a dostał telewizor? - tak to w Legii i w innych klubach w Polsce działa.
Ilu zawodników jest na wypożyczeniach i Legia im płaci, choć 95% z nich nigdy w niej nie zagra? ile to kosztuje kasy?
9czwartek, 25, lipiec 2019 10:41
Senator
Tu macie Panowie rację, trochę mnie poniosło. Kluby południowych sąsiadów są tego dobrym przykładem.

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1