A+ A A-

Puchar Polski: Legia - Raków 0-0 k. 6-5

Legia z dwudziestym pucharem Polski! W finałowym meczu niewiele było dobrej jakościowo gry, ale była walka, emocje i szczęśliwe zakończenie. Bohaterem Legii został Tobiasz, który świetnie bronił przez cały mecz, a w serii rzutów karnych obronił strzał Wdowiaka.

 

Trener Runjaić postawił na następujących zawodników: Tobiasz – Jędrzejczyk, Augustyniak, Ribeiro – Wszołek, Josué, Slisz, Kapustka, Mladenović – Muçi, Pekhart. Raków rozpoczął w składzie: Trelowski - Svárnas, Petrášek, Arsenić - Tudor, Papanikolau, Lederman, Jean Carlos - Koczerhin, Gutkovskis, López.

Mecz zaczął się fatalnie dla Legii. Już w 4. minucie Ribeiro starł się z Tudorem przed polem karnym naszej drużyny. Sędzia Lasyk po analizie VAR ukarał naszego obrońcę czerwoną kartką, uznając, że Chorwat mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam z Tobiaszem. Żółtą kartką za protesty upomniany został Josué, a do rzutu wolnego podszedł López. Hiszpan uderzył celnie, na szczęście Tobiasz był na posterunku. W początkowej fazie meczu piłkarze Rakowa byli zdecydowanie szybsi, uciekali zdezorientowanym legionistom. W 10. minucie Wszołek był wolniejszy od Jeana Carlosa i ratował się faulem, co przypłacił żółtą kartką. W 12. minucie Tobiasz wygrał pojedynek z Gutkovskisem. Wkrótce potem doszło do scysji z udziałem trenerów Runjaicia i Papszuna. Obaj szkoleniowcy otrzymali żółte kartki. W 25. minucie szybki atak Rakowa zakończył się strzałem Koczerhina. Tobiasz odbił piłkę. Mecz toczył się w bardzo nerwowej atmosferze i niestety przy ogromnej przewadze Rakowa. W 43. minucie Nawrocki zastąpił Muçiego. Wśród gości Kun zmienił Petráška. W doliczonym czasie pierwszej połowy Tobiasz znów okazał się lepszy od Gutkovskisa. Wkrótce potem Legia miała swoją jedyną szansę w pierwszej połowie, jednak Slisz źle trafił w piłkę głową po dośrodkowaniu Josué z rzutu wolnego.

Do przerwy było 0:0 i był to szczęśliwy wynik dla Legii, bo nasza drużyna nie miała praktycznie nic do powiedzenia.

W 54. minucie legioniści wyszli z kontrą, niestety sytuacja została zmarnowana. Wszołek po długim prowadzeniu piłki podał do Josué, Portugalczyk dośrodkował, ale Trelowski nie został zmuszony do interwencji. W 59. minucie żółtą kartką za faul na Svárnasie ukarany został Pekhart. W 61. minucie po kontrze Rakowa piłkę w polu karnym otrzymał López, na szczęście nasi obrońcy powstrzymali Hiszpana. Minutę później na boisku pojawił się Rosołek, który zastąpił Pekharta. W 72. minucie Papanikolau doszedł do strzału po dośrodkowaniu Jeana Carlosa, ale nie trafił w bramkę. W 79. minucie Augustyniak został ukarany żółtą kartką za taktyczny faul na Piaseckim. Dwie minuty później kolejnym legionistą z żółtą kartką na koncie stał się Kapustka. W 85. minucie Çelhaka zastąpił Kapustkę. Sędzia Lasyk doliczył trzy minuty, które nie przyniosły zmiany wyniku. Czekała nas dogrywka.

W drugiej połowie meczu Legia wyglądała lepiej niż przed przerwą. Nasi zawodnicy dość spokojnie likwidowali przewidywalne i toczone w wolnym tempie ataki Rakowa. Niestety gra defensywna pochłaniała całą energię legionistów, którzy nie byli w stanie zagrozić bramce Rakowa.

W 97. minucie Nowak znalazł się w dobrej okazji w polu karnym Legii, na szczęście nie zmieścił piłki w bramce z ostrego kąta. Na drugą połowę dogrywki nie wyszli Josué i Mladenović, których zastąpili Sokołowski i Baku. W 107. minucie niecelny strzał głową oddał Piasecki. W 112. minucie dwukrotnie zakotłowało się w polu karnym Legii, ale żaden zawodnik Rakowa nie zdołał umieścić piłki w bramce. W 114. minucie Tobiasz popisał się dobrym refleksem po uderzeniu Koczerhina zza pola karnego. W ostatniej akcji meczu nasz bramkarz złapał piłkę po strzale Tudora.

Legioniści dobrnęli do rzutów karnych i to było maksimum tego, co byli w stanie osiągnąć przeciw Rakowowi, zwłaszcza grając przez niemal cały mecz w osłabieniu. W serii rzutów karnych jedenastu kolejnych zawodników uderzało bezbłędnie. Pomylił się ten dwunasty – Wdowiak przegrał pojedynek z Tobiaszem, który za chwilę mógł puścić się radosnym sprintem w stronę sektora kibiców Legii.

Trudno powiedzieć jak wyglądałby ten finał gdyby nie szybka czerwona kartka dla Ribeiro, ale trzeba podkreślić, że Raków znacznie lepiej wszedł w mecz i od pierwszych minut przejął inicjatywę. Mecz mógł rozstrzygnąć się w pierwszej połowie, na szczęście legioniści przetrwali tę najtrudniejszą dla siebie fazę spotkania. Potem nasza drużyna zwarła szyki i bardzo umiejętnie broniła się przed atakami częstochowian, którzy zupełnie nie mieli pomysłu na przełamanie defensywy legionistów. Można było mieć nadzieję, że Legia wejdzie w serię rzutów karnych z przewagą psychologiczną nad Rakowem, a dobra energia poniesie Tobiasza – i tak właśnie się stało. Warto było czekać na chwilę triumfu po udanej paradzie naszego bramkarza.

Kilka lat temu Legia regularnie zdobywała puchar Polski, do tego stopnia, że to trofeum chyba nie robiło już na nas wielkiego wrażenia. Po okresie posuchy, po arcytrudnym poprzednim sezonie, puchar Polski znów cieszy. Brawo Legia!

Dyskusja (4)
1środa, 03, maj 2023 07:53
Senator
Cieszy , cieszy . Sam mecz przez fakt , ze jedna z drużyn grała od 4 minuty osłabiona brakiem jednego zawodnika nie spełnił oczekiwań . Dużo więcej mówi się o tym co działo się po meczu . Napisze tak jak się nie raz mówi . Starzy a głupi .
2środa, 03, maj 2023 08:47
Zbyszek
Wczorajsze spotkanie finałowe PP jako żywo przypominało tytuł komedii Szekspira "Wszystko dobre co się dobrze kończy " co zgrabnie Gawin opisał. Dla mnie wczorajszy mecz miał trzech bohaterów ,a mianowicie tego oczywistego Kacpra Tobiasza i dwóch pozytywnych z punku widzenia Legii, a mianowicie trenera Rakowa Marka Papszuna oraz sędziego Piotra Lasyka. A to zgodnie z tym co Szekspir w swym utworze zawarł : " Bywa,że cnota pozorna jest grzechem.A pozór grzechu ma zamiar cnotliwy, i czyn choć grzeszny, to koniec szczęśliwy".
Pewno będzie wielu , którzy będą krytykować ostro zwłaszcza sędziego Lasyka ,ale i trenera Rakowian. Tacy chyba woleliby ,aby Legia przegrała i Pucharu nie zdobyła. Skoro bowiem całość złożyła się na triumf Legii to jest w niej i czerwona kartka dla Ribeiro i nieusunięcie z ławki Papszuna i bardzo słabe prowadzenie meczu ,ale i wybór brutalnej gry i stałych prowokacji pod adresem sędziego, sztabu i zawodników Legii jakich dokonywał sam Papszun i do czego zmusił swoich graczy. Zmiana jednego tylko determinantu zgodnie z logiczną zasadą sylogizmu ( dowodzenia prawdy na podstawie składowych) odwróciłaby porządek rzeczy i wynik byłby odwrotny. Twierdzenie ,że możemy wykreować rzeczywistość z niczego ( mowa o mózgu Smile) to zajęcie dla kiepskich żartownisiów.

Zacznę od trenera Papszuna i jego twórczego wkładu w sukces Legii.
Ja trenera Papszuna traktuję poważnie ,a to w tym sensie ,że doceniam jego szeroką wiedzę, inteligencję , zawodową uczciwość oraz niekwestionowany dorobek.Ma on jednak dwie poważne wady , jedną taką, że nie tylko jako historyk jest zwolennikiem autorytaryzmu,ale uważa tę metodę sprawowania "władzy" za najskuteczniejszą i ją stosuje,a drugą taką,że wierzy w to ,że człowiek i jego wola są tworzywem rzeczywistości. Oba te poglądy wynikają z powierzchownego oglądu dziejów, a przekonanie ,że potrafimy kierować i sterować oraz przewidywać zachowania ludzkie jest z punku widzenia współczesnej wiedzy nie do utrzymania.
Ludzie, w tym trenerzy kończący studia i kursa niektóre nabywają wiedzę, która wedle nauczających ma charakter całościowy, skończony i zamknięty (tak jak w szkole), co poniekąd jest zrozumiałe, bo jak nauczać o tym czego się nie wie,albo o wszystkich wątpliwościach wobec tej dydaktyki . Otóż zachowania ludzi można w takim samym stopniu przewidzieć , jak nie przewidzieć,łatwiej te oparte na odruchach warunkowych ,a znacznie trudniej te wynikające z działania świadomości. Wynika to z faktu,że nauka wie bardzo niewiele o pracy mózgu i procesach w nim zachodzących . Współcześni naukowcy z dziedzin neurologii, biologii i fizyki twierdzą zgodnie co opisał m.innymi w książce "Nowy umysł cesarza" wybitny umysł prof. Roger Pendrose,że mózg działa wedle praw fizyki ,a tych znamy bardzo,ale to bardzo mało. Aby poznać pracę mózgu musimy poznawać prawa fizyki.
I ten brak wiedzy zgubił Papszuna. Po przegranym meczu ligowym z Legią, w którym Raków nie miał żadnych argumentów zrozumiał on,że mając słabszych zawodników oraz systemowe braki w organizacji gry , których nie zmieni - musi zmienić otoczenie mentalne i organizacyjne. Oczywiście nie wiedział,że sędzią finału będzie Lasyk ,ale udało mu się dzięki anarchicznie nastawionym mediom wmówić,że sędzia skrzywdził Raków i że każdy kto zrobi podobnie w finale będzie w identyczny sposób przez media znieważany, poniewierany i gnojony. Kiedy dowiedział się,że jednak Lasyk posędziuje to przypominał,że to od niego zależy ocena jego postawy. Pewno na świadomość Lasyka nie podziałało ,ale na podświadomość tak , a tak jak nauka dowodzi odpowiada ona za prawie wszystkie tzw. nieoczywiste wybory i decyzje.Równocześnie analiza meczu ligowego ukazała jasno,że Legia wygrała dzięki trzem składowym organizacji gry ; pierwszym była gra Josuego, który robił to co swego czasu Pirlo w reprezentacji Italii,a mianowicie rozprowadzał on akcje rozdzielając piłki z głębi pola,a nawet zza linii obrońców ,a do tego większość piłek kierował za plecy obrony Rakowa.Drugim było opanowanie przez Legię środkowych rejonów boiska. Raków na tym terytorium, ma dwóch graczy, bo gra 3 (obrońcy) -2 ( wahadłowi) - 2 ( defensywni pomocnicy) - 3 (napastnicy) , natomiast Legia miała 2 ( pomocnicy) + wchodząc z obrony Augustyniak oraz + cofający się z ataku Muci czyli 4. Ale najważniejszym czynnikiem przesądzającym o wyniku i przebiegu meczu ligowego była niebywała dyscyplina taktyczna sprawiająca,że atuty techniczne zawodników Legii musiały przeważyć. Papszun doszedł do wniosku ,że może ograniczyć sprawczość Josuego i przydzielił mu na opiekuna Arsenicza, można zrównoważyć środek pola wycofując do Ledermana i Papanicolau z ataku Lopeza oraz Koczerhina ,ale na dyscyplinę taktyczną wymyślił metodę prowokacji, aby wywołać zdenerwowanie i agresję.Temu celowi służyła zmasowana kampania deprecjonowania drużyny Legii, poszczególnych graczy i wywyższanie siebie , także poprzez stawianie w roli absolutnego faworyta.
Lecz tym działaniem wspiął się na zbyt wysoki dla siebie diapazon i wywołał efekt, który go pogrążył. Uczynił to czego nie udało się dotychczas sztabowi Legii , bowiem zjednoczył sztab i zawodników Legii nie na formalnej bazie bycia członkami jednego zespołu ,ale na trwałym fundamencie emocjonalnej więzi, stworzył grupę przyjaciół w której zasada " Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich" przestała być frazesem.Ja z niekłamanym podziwem patrzałem na tę ofiarność, na tę pomocniczość ,a na tę waleczność, na te gesty wzajemnego wsparcia . Wytworzył się mocarny " duch drużyny" i to on sprawia ,że ten kto go doświadcza jest niepokonany.

Sędzia Lasyk w 3' minucie przeżył swoje Waterloo i od tego czasu udał się na wewnętrzną emigrację modląc się ,aby te męczarnie jak najszybciej się skończyły. Mam na myśli oczywiście zajście pomiędzy Ribeiro a Tudorem. Arbiter, który był blisko zdarzenia puścił grę nie dopatrując się naruszenia przepisów, przy czym miał obowiązek ukarać za chuligańskie protesty Papszuna. I paradoksalnie ,ale nie karząc trenera Rakowa był zrobił dobry uczynek, bo Papszun szalał na ławie wkurzając swoich graczy i zwiększając determinację sztabu i piłkarzy Legii, aby chamowi dać nauczkę.
Natomiast sama decyzja Lasyka o ukaraniu Ribeiro czerwoną kartką z punktu widzenia przepisów jest nie od obrony. W tym konkretnym wypadku zawodnik Ribeiro nie zagrał brutalnie , nie zastosował również nadmiernej siły , bo w ogóle nie dotknął w starciu Tudora, więc o faulu w rozumieniu ataku na rywala mowy nie ma. Natomiast bez wątpienia podniósł za wysoko nogę co można formalistycznie zaliczyć jako zachowanie nierozważne i podyktować rzut wolny,a sprawcę ukarać żółtym kartonikiem.Z powodów sprzecznych z logiką i matematyką na poziomie szkoły podstawowej - VAR, a na którym PZPN posadził czeladników,a nie sędziów uznał,że Tudor miał niebroniony dostęp do bramki i atak ten uniemożliwił mu Ribeiro. Otóż Tudor stracił piłkę i nie miał możliwości aby ją opanować,a ponadto każdy uczeń podstawówki wie,że odległość od boku pola karnego jest o kilka metrów dłuższa od tej w prostej linii gdzie co najmniej dwóch graczy Legii było w bliższej odległości od bramki Legii niż Tudor. Więcej błędnych decyzji Lasyka, takich jak brak drugich żółtych kartek dla : Petraszka za brutalny faul na Pekharcie w 37' czy dla Arsenicza za zatrzymanie faulem korzystnej akcji Rosołka w 104 ' nie będę wymieniał , bo szkoda mi czasu i nerwów.
Ta czerwona kartka spowodowała ,że dalszy przebieg został narzucony ,a wręcz zdeterminowany i ten stan okazał się zabójczy dla Rakowa. Zespól Legii poczuł się zmuszony do obrotowej, gry obronnej z udziałem 7-8 zawodników. Tu trzeba pochwalić Runjaicza, który wzmocnił siłę fizyczną wprowadzając pod koniec I połowy Nawrockiego w miejsce straszliwie poniewieranego Muciego.Doświadczeni zawodnicy Legii tacy jak Augustyniak, Jędrzejczyk. Wszołek,Slisz dali koncert w perfekcyjnym stosowaniu tak użytecznych technik obronnych jak wzajemna asekuracja połączona z przekazywaniem. Natomiast Raków mimo przewagi liczebnej znalazł się w wysoce niekomfortowej sytuacji konieczności grania atakiem pozycyjnym, czym nie grał , grać nie potrafi i nie ma do niego wykonawców. Raków nie ma w składzie i nie organizuje gry przez rozgrywającego lub ofensywnego pomocnika. Siła ofensywna Rakowa to trzej napastnicy ,środkowy oraz boczni , zmieniający pozycje, którzy wspierani są na skrzydłach dynamicznymi wahadłowymi. Raków dobrze opanował sztukę gegenpressingu i ataku wertykalnego czyli błyskawicznego przechodzenia do natarcia natychmiast po odzyskaniu piłki ,a więc wówczas kiedy jego rywale bronią mniejszymi siłami,a ich ustawienie nie jest szczelne. Tak jak wczoraj po 3' te ich atuty legły w gruzach.
A kiedy mimo zasiek udało im się przedrzeć na odległość strzału niepokonanym okazywał się Kacper Tobiasz, którego skala talentu nadal jest niedoszacowana.

Zwyczajowo "esteci" medialni będą narzekać ,że wczorajsze spotkanie za piękne nie było ,że duch fair play zrobił sobie przerwę,ale to zwykłe puste gadanie ,aby tylko ponarzekać. Mecz piłkarski to gama emocji, im większa tym on lepszy, bo my mamy mecz przeżywać ,a nie jego kontemplować. I powiem szczerze, że dawno tak ekstremalnych przeżyć nie doznałem i takiej satysfakcji ,że oto nasz trener chce pobić ich prowokatora ,a ten chowa się za swoim sztabem ,że to oni musieli uciekać się do tego ,aby schodzących na przerwę ratowała z opresji ochrona i nawet to ,że to nasz zawodnik pobił po meczu dwóch łobuzów,a nie oni jego.
Ja nie muszę się podobać,ani moje poglądy,ale nawet Kodeks Karny stoi po mojej stronie , bo w art. 24 stwierdza, że prowokacja jako podżeganie do przestępstwa musi być ukarana.
To ,że Legia zdobyła PP było pokłosiem jej godnej klubu z Warszawy postawy.
3środa, 03, maj 2023 09:50
dalkub
jedyna rzecz jaką zapamiętam po tym pucharze to strój tzw. autorytetu polsatowskiego, króla przemycanych fajek niejakiego Hajto. Reszta niech pozostanie milczeniem.
4środa, 03, maj 2023 10:18
Baron
Wyjątkowo ten puchar mnie cieszy, mając w pamięci z czym się musiała Legia w tym meczu mierzyć. No i mieliśmy też w końcu okazję zobaczyć prawdziwą twarz Papszuna. Osobiście się cieszę, że do nas nie przyszedł.

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1