A+ A A-

Polska Turcja 3-1: Ogon merdał psem

euroU-21Wczoraj na Ł3, reprezentacja polski zmierzyła się z rówieśnikami z dalekiej Turcji. Nasi młodzi piłkarze odnieśli niewątpliwy sukces, pokonując renomowanych gości, jednocześnie robiąc duży krok w kierunku awansu do turnieju głównego. Europejskiego Championatu, w trakcie którego można zapewnić sobie awans na igrzyska olimpijskie, a tego pragną wszyscy związani z tym zespołem.

Z reprezentacją U-21, obecnie nazywaną Marcina Dorny, mam niejaki problem. Na papierze wyglądamy szalenie mocno, a każde nazwisko robi wrażenie na kibicach znad Wisły. No właśnie znad Wisły, na kibicach futbolu spoza naszego kraju już tak „różowo” nie jest. Skąd, więc taka euforia wśród fanów rodzimej piłki kopanej? Być może stąd, że liderzy tej reprezentacji występują poza granicami naszego kraju. Już sam ten fakt wystarczy, aby zawodników zza naszej granicy oceniać lepiej niż tych, którzy wciąż kopią futbolówkę w naszej Ekstraklasie. Czy słusznie? Już tak mamy, że panuje wśród nas przekonanie, że to, co obce, jest lepsze od naszego, że jeśli tego, czy innego piłkarza dostrzegli skauci zachodniego (czytaj bogatego) klubu, to chłopak musi być dobry. Ba, lepszy od tych, którzy zostali. Co ciekawe, w tej ocenie nie przeszkadza fakt, że nasze młode orły jakoś w tych swoich klubach nie brylują.

Rafał Wolski, to głębokie rezerwy Fiorentiny, Arkadiusz Milik, jak usłyszeliśmy od jego trenera nie jest alternatywą dla swojego rywala w ataku Bayeru Leverkusen, Seweryn Michalski wyjechał do Belgii i.... znikł jak Franka buty z przedpokoju. Co gorsza, nawet Ci, którzy zostali nie są filarami swoich zespołów ligowych. Najbardziej chwalony Marcin Kamiński bardziej przypomina chłopaka sprzed roku, niż ostoję defensywy Lecha. Wciąż niespełniony Michał Żyro, to jedna wielka niewiadoma, jego kolega klubowy, Dominik Furman przeplata swoje mecze jakby wszystkie je rozgrywał w kwietniu, zaś Paweł Wszołek zaliczył takie zjazd, że wyjazd do Włoch zakrawa na cud Watykański. W zasadzie jedynym gościem „w gazie” jest Bartłomiej Pawłowski, który właśnie zamienił pochmurną Łódź na słoneczną Malagę.

„Na papierze” wyglądamy świetnie – twierdzi wielu ekspertów, no właśnie – „na papierze”. A w rzeczywistości? Tu już gorzej, okazuje się, że wielu z tych chłopaków wciąż ma status młodzieżowca, wciąż nie są traktowani, jako pełnoprawni, ukształtowani piłkarze. W efekcie czego, poza kilkoma zawodnikami, których można policzyć na palcach jednej dłoni, okupują klubowe ławki rezerwowych. Skąd, więc aż tak rozbudowane nadzieje, dlaczego akurat teraz liczymy na to, że ten zespół znów, po latach, będzie „olimpijskim”?

Powodów jest kilka, faktem jest, że aż tak wielkiego zachodniego zaciągu naszych młodych piłkarzy nie mieliśmy. Co ciekawe i ważne zarazem, o każdym mówi się, jako o sporej klasy talencie. Już nie są to cisi „uciekinierowie” (jak Michał Janota), czy synowi swoich ojców (Euzebiusz Smolarek), tylko wypatrzeni i kupienie za spore pieniądze zawodnicy. Piłkarze, którzy co by o nich nie mówić zdążyli zawładnąć kibicowskimi sercami. W Zabrzu nadal kochają Milika, w Warszawie z rozrzewnieniem wspominają akcje Wolskiego, Łodzianie (przynajmniej połowa) wciąż wzdychają do Pawłowskiego. Nic więc dziwnego, że gra byłych pupili przyciąga spojrzenia, wzbudzając niemałe emocje. Jeśli nie teraz to kiedy, pyta niejeden kibic polskiego futbolu. Na wyrost?

Na tą chwilę ciężko potwierdzić, nie ma też sensu zaprzeczać. Jednakże warto zwrócić uwagę, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów PZPN zwrócił na zespół młodzieżowy odpowiednią uwagę. Wreszcie to bezpośrednie zaplecze naszej dorosłej reprezentacji może czuć się wyjątkowo. Jak grupa ludzi, na których się liczy. W dodatku trener, szef całego sztabu fachowców, Marcin Dorna wydaje się być właściwym facetem, na właściwym stanowisku. Nie wiemy jakie wyniki osiągnie ten zespół, jednak już teraz można powiedzieć, że wreszcie nadano rzeczy odpowiednią wagę. Ci młodzi ludzie to czują, wiedzą, że są w wyselekcjonowanej grupie, która ma szansę osiągnąć coś wyjątkowego. A tacy ludzie jak Józef Młynarczyk czy Andrzej Juskowiak stanowią dla nich wzór niedościgniony.

I ten wczorajszy mecz był dokładnie taki jak powyższy opis naszej reprezentacji. Trochę szalony, być może niezły w założeniach taktycznych, ale z bardzo mieszanym wykonaniem. Świetny w ofensywie, za to „mocno taki sobie” w grze defensywnej. Nie ma co się oszukiwać, futbol w wykonaniu zespołu tureckiego był zdecydowanie bardziej dojrzały i poukładany, ale to my dorwaliśmy się do nich jak psiak do nowej, apetycznej kości. Gotowi w razie potrzeby oślinić im kanapę.  Zaskoczyliśmy ich całkowicie, a kolejne szarże Wszołka, Pawłowskiego czy Żyro, siały wielkie spustoszenie w formacji obronnej rywali. Raz po raz, nasze ataki wchodziły w strefę defensywną gości, niczym nóż w masło. Szkoda, że skończyło się na trzech bramkach, bo prawdę mówiąc mogliśmy skończyć tą pierwszą połowę z lepszym dorobkiem. Z tym, że o ile nasz atak i skrzydła funkcjonowały bez zarzutu, o tyle środek boiska jakby nie istniał, tu panowali wąsaci faceci w czerwonych koszulach. Bardzo słabo wyglądał duet Dominik Furman – Michał Chrapek, pierwszy skupiał się na zadaniach defensywnych, jakby zapominając o roli dyrygenta, która miała mu przypaść w udziale. Drugi kompletnie zagubił się w gąszczu środka pola, ani nie pokazując się z przodu, ani nie rozbijając płynnych akcji przeciwników.

Nic więc dziwnego, że z biegiem czasu obraz meczu zmienił się diametralnie. A nasi rywale zyskiwali coraz większą przewagę, co i rusz pokazując nam jak powinna wyglądać nowoczesna odmiana piłki nożnej. Druga połowa to już zupełny popis utytułowanego rywala. Ależ Turcy wozili naszych chłopaków, jak nie prawą stroną, to lewą, jak nie lewą to wchodzili środkiem. Ile bramek mogli strzelić? Ciężko to zliczyć, pewne jest jedno, naprawdę niewiele brakowało a wynik końcowy mógł być zgoła inny. Stojący w polskiej bramce Jakub Szumski dwoił się i troił, ale i tak, bez fury szczęścia, jaka mu tego dnia dopisywała nic by nie poradził na falowe wręcz, tureckie ataki. Jednak wygraliśmy i to jest najważniejsza wiadomość tego wieczoru. Pokonaliśmy faworyzowanych piłkarzy Turcji, udowodniliśmy sami sobie, że możemy walczyć z najlepszymi. Jednakże... ten mecz pokazał też ile roboty mamy do wykonania. Ileż pracy trzeba włożyć, by wytłumaczyć temu naszemu „psiakowi”, że ogon służy do merdania, bo jak na razie, wczoraj to ten ogon merdał psem.

Choć faktem jest, że ten ogon wyglądał wczoraj wyśmienicie. Świetnie zagrał Milik, bardzo dobrze Pawłowski i Żyro, jak szalony biegał Wszołek. Jednak, jako zespół mamy wiele do poprawienia, całe szczęście, że naszą obronę bardzo dobrze trzymał Kamiński, bez tego byłoby ciężko utrzymać łup jak zdobyli napastnicy. Jedno jest pewne, organizacja gry, poprawa gry defensywnej i to całej drużyny jest wręcz niezbędna. Bez tego będzie nam bardzo ciężko w kolejnych meczach. Z drugiej jednak strony, ten mecz pokazał, że jest jednak z kim pracować i to jest chyba najważniejsze. „Papierowy” tygrys ukąsił i trzeba przyznać, że wgryzł się całkiem solidnie.  Gdybyż Oni jeszcze zaczęli grać w własnych klubach, aż strach się bać.

Dyskusja (7)
1środa, 14, sierpień 2013 10:52
gawin76
Również mam problem z naszą młodzieżówką.

Wczoraj wygraliśmy dzięki szybkiemu przechodzeniu z obrony do ataku. Pomógł nam turecki bramkarz, pomogli nieruchawi tureccy obrońcy, ale to nieistotne - taktycznie ten mecz został rozegrany bardzo dobrze, co do tego nie można mieć wątpliwości, ani zwycięstwa w żaden sposób umniejszać. Mieliśmy pomysł na wykorzystanie własnych przewag, dynamiki szybkiego ataku, umiejętności gry jeden na jednego w wykonaniu naszych skrzydłowych, brawo.

Natomiast porzucając bliski plan i koncentrując się na szerszej perspektywie, już tak dobrze nie jest. W tureckiej reprezentacji praktycznie każdy zawodnik był gotów do uczestniczenia w rozegraniu, chciał grać piłką, wychodzić na pozycję, zdobywać teren podaniami. Monrooe twierdzi, że po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić wyżej, nie do końca się z tym zgadzam, wydaje mi się, że Turcy grali swój futbol od pierwszych minut, jak najbardziej mieli sytuacje bramkowe, natomiast my mieliśmy na tę ich grę, jak rzekłem wyżej, skuteczny pomysł. Po przerwie zmieniło się tyle, że klasycznie 'oklapliśmy', po części pewnie mentalnie (bo mecz był już praktycznie wygrany), ale i fizycznie, przecież za piłką nabiegaliśmy się co niemiara, dlatego nie byliśmy w stanie odpowiadać tak jak przed przerwą i stąd drastyczna przemiana w obrazie gry.

Gdybym miał wskazać zawodników z tej młodzieżówki najbliższych w tym momencie 'dorosłej' kadrze, byliby to Kamiński i Pawłowski.
2środa, 14, sierpień 2013 14:37
Monrooe
@ gawin

- "Monrooe twierdzi, że po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić wyżej, nie do końca się z tym zgadzam"

Masz pełne, do tego prawo. Niemniej jednak, jak pomne na sytuację Żyro, wypracowaną przez Pawłowskiego, czy niepotrzebny strzał Milika, gdy to wychodziliśmy trzech na dwóch, to odnoszę wrażenie, że mogliśmy pokusić się o wyższą zdobycz bramkową. Musimy nauczyć się maksymalizować łupy w walce z tak renomowanym rywalem. Możemy strzelić pięć, to strzelmy bo później może tego zabraknąć. My trochę za bardzo się rozluźniliśmy, już nam tak bardzo nie zależało. Jak się okazał, w drugiej połowie mogło to się na nas srodze zemścić.
3środa, 14, sierpień 2013 16:58
Zbyszek
Panowie ja Was rozsądzę. W 1975 roku jeden z bardziej znanych dziennikarzy po meczu w Chorzowie zapytał Kazimierz Górskiego, czy może w dwóch słowach ocenić mecz z Holandią. Pan Kazio odparł: cztery jeden. Ja też mam swoją ocenę: trzy jeden. Dziękuję. Więcej pytań nie mam.
4środa, 14, sierpień 2013 19:04
gawin76
@ Monrooe

Sytuacje na więcej bramek do przerwy mieliśmy, to prawda, ale i Turcy swoje też, przynajmniej dwie jeszcze przy stanie 0:0, no i całkiem niezłą 11 sekund przed bramką na 3:0 Wink

Próbowałem zrozumieć tę sytuację Żyry, dlaczego on nie zaatakował piłki jak jeszcze była w świetle bramki, czy się spóźnił, czy nie spodziewał... Ale w ogóle to Pawłowski powinien jednak chyba sam strzelać.
5środa, 14, sierpień 2013 19:44
Monrooe
@ Gawin

Ależ ja doskonale zdaję sobie sprawę z sytuacji bramkowych przeciwników, jednakże zajmuję się naszymi. Niezależnie od tych stwarzanych przez rywali, musimy nauczyć się wykorzystywać swoje. Jak pokazał nam ten mecz, możemy bardzo tego potrzebować. Zresztą kto w obecnych czasach tego nie potrzebuje. Każdy teraz potrafi stwarzać sobie okazje do strzelenia bramek, tylko jedno się nie zmienia, wciąż wygrywa ten kto je wykorzystuje. Tym razem byliśmy to my.
6czwartek, 15, sierpień 2013 00:29
Senator
Niestety oglądałem tylko tą gorszą połowę czyli drugą . Mi najbliżej do stanowiska szlachetnego Wallesa które wyraził pod innym felietonem . Co będzie za parę lat jeśli już teraz różnice w wyszkoleniu technicznym są tak widoczne. Co z tą naszą nową myślą szkoleniową?
7czwartek, 15, sierpień 2013 09:32
Monrooe
@ Senator

To mniej więcej tak jakbyś oceniał Legię po pierwszej połowie w Molde. Uważasz, że to odpowiednia "próbka", ja raczej nie sądzę. Na drugą połowę tego meczu złożyło się wiele czynników. Niemniej jednak, faktem jest, że w tej chwili organizacją gry biją nas na głowę. Natomiast różnica w wyszkoleniu technicznym ich graczy ofensywnych i naszych defensywnych była mniej więcej taka jak naszych atakujących do ich broniących, więc nie biłbym tak ochoczo w dzwony alarmowe.

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1