- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- Zbyszek
Zezem. Remanent 2018
O tym, że jest różnica pomiędzy amatorem, a profesjonalistą, entuzjastą i racjonalistą.
Rok 2018 Legia zaczęła z wielkim nadziejami podboju Ameryki, tego słynnego USA z przeboju Chóru Dana. Kilka słów tekstu: ”Bo to jest Ameryka, to słynne USA. Piękny kraj, na ziemi raj”.
Uwierzył w te zapewnienia przeambicjonowany Tomasz Zahorski i wysłał Legię w okresie przygotowawczym na turniej do tego raju. Piłkarze się nie nagrali, nie natrenowali, ale za to nalatali się samolotami za wszystkie czasy. Trener drużyny zgodził się na tę eskapadę szczęśliwy, że ktoś mu dał szansę trenowania jakiegokolwiek zespołu, gdyż wcześniej takiego zaszczytu nie dostąpił. Zawodnicy byli do sezonu nieprzygotowani motorycznie, co trener chciał zrekompensować eksperymentami z ustawieniem taktycznym, rzekomo nowoczesnym, a w każdym razie modnym. Z tej mieszanki nic dobrego nie mogło się urodzić, więc prezes odesłał uczonego w piśmie na zieloną trawkę i zastąpił go jego asystentem. Ten do końca sezonu nie kombinował i również z niewielką pomocą nieprzyjaciół tytuł wspólnie z zawodnikami wywalczył. Latem, jak jego poprzednik zimą, zawodników nie przemęczał, bo mieli być świeżutcy jako te ryby na eliminacje LM. Może i byli, lecz jak swój rodak postanowił zastosować jeszcze nowocześniejszy i jeszcze modniejszy wariant taktyczny, z efektami jeszcze gorszymi. Nasza drużyna bez stylu przegrywała w lidze i w pucharach europejskich. I tu cisną się na usta wyrazy nie do publikacji, więc trzeba napisać coś co da się czytać przez nadwrażliwców. Legia to klub znany w Europie, na pewno największy w Polsce, i choćby tylko z tych powodów nie wolno w nim zatrudniać dyletantów, którzy pomimo często słusznego wieku niczego się nie nauczyli i nic nie osiągnęli. Symbolem tej amatorszczyzny była nieumiejętność odpowiedniego przygotowania fizycznego zawodników. W świecie w ogóle się o motoryce w piłce nie dyskutuje. Zawodnicy muszą ją po prostu mieć, aby mieć siłę grać. U nas, na peryferiach dużej piłki, dyskutuje się akurat o tym czy gracze są przygotowani fizycznie, zamiast o tym co i jak grają. Trener Strejlau wiele razy powtarzał, że przygotowanie fizyczne jest najłatwiejszą częścią warsztatu trenera. Dziś, w dobie zatrudniania fizjologów mających do dyspozycji najnowocześniejsze wytwory badawcze, sprowadzanie gry w piłkę do tego czy ma się siły za nią biegać jest żenujące. Słusznie wyśmiewa taki dyskurs Kibu Vicuna. Jeżeli rzeczywiście występują problemy z formą fizyczną graczy to jest to absolutna kompromitacja sztabów szkoleniowych świadcząca o braku profesjonalizmu i próbie jego zastąpienia udawanym entuzjazmem. Co zawsze źle się kończy.
O tym, że musimy sięgać do korzenia.
Były już, na szczęście, zapowiadacz na stadionie popełnił książeczkę, w której głosi prawdy prawie objawione, jak ta o rzekomym legijjnym DNA. U jednych je widzi, innych jego pozbawia, do czego ma prawo. Tylko, że Legia to nie towarzystwo wzajemnej adoracji, w którym jeden głupiec poklepuje drugiego tumana po ramieniu i obu łączy tylko deklarowana miłość do Legii. Mnie miłość nie przeszkadza, ale nie może ona zastąpić profesjonalizmu. Dla mnie nie deklaracje, ale rzeczywiste sukcesy są miarą afektu do Legii. Wychowałem się na autentycznych osiągnięciach klubu i mam w pamięci grę wspaniałych zawodników oraz ich trenerów. Ubolewałem na tym, że Legia wpada w dół, zatrudniając m. innymi trenerów, których żaden inny, nawet najsłabszy klub ligowy w Polsce, by nie zatrudnił. A u nas wystąpił ciąg takich takich niedouczonych. Efekty są zastraszające, nie tylko w prestiżu i spadku wartości marki Legia, ale i w finansach. Przez takie myślenie życzeniowe klub i jego właściciel stracili wiele milionów złotych. Bowiem ludzie dzielą się grubsza na dwie kategorie, tych, którzy mają jakąś sumę wiedzy i wiedzą, że niczego wartościowego za darmo nie dostaną i że osiągnięcie sukcesu jest trudne, oraz na tych, dla których wszystko jest łatwe i proste. To ostatnie wynika z głębokiej ignorancji. Dlatego też ci pierwsi mają wątpliwości, stawiają warunki, chcą pewnych gwarancji pomocy, natomiast ci inni deklarują, że wszystko wygrają. Ludzie mający słaby kontakt z rzeczywistością piłkarską chętniej słuchają tych narwańców i upajają się słowami o tym czego to oni nie dokonają. A oni są jako ten ślepy koń, który zapytany czy wygra Wielką Pardubicką odparł z przekonaniem: ”Nie widzę przeszkód”. Oddzielną kategorię stanowią ci, którzy uważają, że przesuwanie tych samych mebli w mieszkaniu sprawi,ż e będzie ono lepiej umeblowane. Tu przypomina mi się kiepski dowcip Jana Pietrzaka, który na lansowane hasło w połowie lat 70-tych o budowie drugiej Polski rzekł, że popiera i dlatego rozwiódł się z pierwszą żoną i ma drugą. Dowcip jak dowcip, ale ten ma sens o tyle, że z ludźmi, którzy kilka razy zawiedli nie da się osiągnąć dużych sukcesów i należy ich wymienić na nowsze modele.
O tym, że Legia musi znaleźć swoje miejsce w łańcuchu pokarmowym.
Jak zapodały media w przyszłym roku rusza budowa dużego ośrodka Legii z akademią w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego. Właściciel klubu ma wielkie nadzieje związane z powstaniem ośrodka. Obawiać się można, że niestety zbytnią wagę przywiązuje do samej budowli, nie zważając na to, że o tym czy ona będzie do czegoś przydatna akurat w piłce nie decydują pomieszczenia, ale ludzie tam zatrudnieni. W Polsce jak na razie tylko dwie akademie, ta poznańska i ta lubińska w jakimś stopniu zdają egzamin z wytwarzania wysokiej jakości produktu. Legia do nich nie należy. Można wręcz powiedzieć, że w Legii produkowano w większości niedoróbki. Tej oceny nie zaćmi kilka znanych nazwisk, bowiem zawsze się może zdarzyć, że majster mimo starań nie zdoła wszystkiego spaskudzić, i że wbrew braku fachowości jakiś wytwór będzie dobry. Do tej pory można było zauważyć, że „wychowani” w Legii młodzi zawodnicy są dobrze wyszkoleni techniczne, nieźle przygotowani szybkościowo, ale nie mają wytrzymałości, nie wiedzą co to przygotowanie ogólno-atletyczne i nie mają pojęcia o taktyce współczesnej piłki. Nadto zachodzi obawa, że tak jak do tej pory Akademia będzie ciałem hermetycznym i tzw. swoi będą mieli pierwszeństwo przed lepszymi obcymi, jak było w przypadku Lewandowskiego czy Salaha. Do tego wypada sobie powiedzieć, że nie ma poważnego klubu w świecie, który miałby samych wychowanków w składzie. Ba, żeby ich było kilku. Normą jest wielobiegunowość dostaw towaru. Dlatego nakaz PZPN o grze młodzieżowca w zespołach Ekstraklasy, aczkolwiek zbyt mały, jest krokiem w dobra stronę. Tylko taka Legia musi z tego wyciągnąć właściwe wnioski, a mianowicie nasz klub powinien nawiązać partnerską współpracę z każdym, kto ma dobrego młodego piłkarza. Dziś narzekamy, że młodzi są za drodzy. Są i nie są, bo ryzyko spada tylko na kupującego. Ale tak jest w gospodarce niedoboru. Jak jest za mało potrzebnego towaru, to jest on drogi. Można temu zaradzić, rozkładając ryzyko niepowodzenia na kupującego i sprzedającego, ale i szanse dużego zarobku tak samo. Przykładowo Legia wypożycza zdolnego zawodnika z klubu A. Jak się sprawdzi np. po roku to go wykupuje za nieduże pieniądze, ale z opcją np. współudziału klubu A w transferze na poziomie np. 50%. Tylko że aby takie transakcje były możliwe to Legia musi być wiarygodnym partnerem, a więc opierać grę na zdolnej młodzieży i osiągać sukcesy w europejskich pucharach, bo tylko wówczas ceny za naszych piłkarzy będą wysokie. Ale aby tak było, to poziom fachowości na każdym szczeblu zarządzania i szkolenia musi być wysoki. Amatorom kwaśnych jabłek należy ozięble podziękować.
O tym, że Legia była zbyt gościnna.
Może pamiętacie moje zawołanie o powstaniu twierdzy Warszawa na stadionie Legii. Nic z tego przez długi czas nie wychodziło. Dopiero w kilku ostatnich spotkaniach coś z tego zaczęło się wykluwać. Sezon 2018/2019 Legia zaczęła najgorzej od 1950 roku, gdyż na 7 meczów zanotowała 9 punktów. W meczach na własnym stadionie w różnych rozgrywkach Legia zanotował pięć kolejnych porażek, co nie zdarzyło się od 1962 roku. Pamiętamy jeszcze nie tak dawne czasy , kiedy to zawodnikom drużyn przyjezdnych trzęsły się nogi jak mieli grac przy Ł3, jak ustawiali autobus, aby przegrać jak najniżej. A dziś większość podejmuje walkę jak równi z równymi. Ten nimb o wielkości Legii prysnął i nie tak łatwo będzie do niego powrócić i go odbudować. W ślad za słabymi wynikami u siebie oraz odpadaniem w kompromitującym stylu z peryferyjnymi zespołami w pucharach europejskich, kibice również zaczęli od Legi się odwracać. W samej aglomeracji warszawskiej, za którą uważa się miejsca oddalone od Warszawy o godzinę jazdy pociągami lub autobusami, mieszka ok. 4 mln ludzi, z których 38% deklaruje, że są sympatykami Legii. Jest to ogromny kapitał do wykorzystania. A frekwencja na naszym stadionie spada, o 3,5 tysiące średnio w 2017 roku w porównaniu do roku 2016 oraz o kolejne 1,5 tysiąca w 2018 roku w porównaniu do ubiegłego.
Przyczyny odpływu kibiców są złożone, ale moim zdaniem spory wpływ, oprócz kiepskich wyników i samej mało atrakcyjnej gry drużyny ma zdominowanie sposobu dopingu na stadionie przez kibiców z trybuny północnej. Te monotonne zaśpiewy niczego nie wnoszą, a już na pewno drużynie nie pomagają, za to odbierają kibicom z pozostałych trybun prawo do wyboru sposobu dopingu. Ja np. namówiłem kilku znajomych, aby poszli na mecz Legii i ten bezosobowy śpiew ich skutecznie zniechęcił. Sam też czuję się niespecjalnie, bowiem przez dziesiątki lat nawykłem do zdzierania gardła, kiedy Legia atakowała i kiedy agresywnie się broniła. Ta tradycja została zdruzgotana, tworzy się inna, czy lepsza to tego nie wiem, ale na razie frekwencja nie działa na jej korzyść.
O tym, że Legia powinna grać atakiem pozycyjnym.
Dziś za fachurę uchodzi ten, kto porusza jakiś kontrowersyjny temat na ogół o plotkarskim zabarwieniu, albo celniej zripostuje, albo obrazi. Może się zdarzyć, że taki ktoś reprezentuje sobą coś więcej, ale powszechna moda na popisywanie się nieuctwem nie daje mu szans na inne zaistnienie. Bowiem tak naprawdę to największe znaczenie powinny mieć wiedza, zasady moralne,uczciwość i fachowość. Tylko że osobnicy o takich przymiotach wyrastają ponad przeciętność i tylko z tego powodu są tępieni. Najlepiej mają się różne odmiany Dyzmów. Tylko że każdy Dyzma powinien mieć swojego Krzepickiego. Niestety u nas samo „dyzmowanie” wystarcza, aby być „ekspertem” . Na ogół od niczego.
W naszej piłce dominującym przekazem jest przygotowanie fizyczne oraz gra kontratakiem. Jest to domena drużyn marnych, nie liczących się w rozgrywkach pozakrajowych. O motoryce już napisałem, teraz pora rozprawić z „kuntrą”. Każdy kto ogląda liczące się na arenie międzynarodowej drużyny zauważa, że każda z nich potrafi grać atakiem pozycyjnym. To ta umiejętność sprawia, że mają one przewagę nad resztą stawki. W naszej piłce byli i są tacy trenerzy jak niejaki Rumak, którzy za cel istnienia postawili sobie jak najszybsze przechodzenie z obrony do ataku i odwrotnie. Lech pod nim czynił to w kilka sekund i im szybciej im to szło tym częściej przegrywali. Rumak jak i wielu innych są pod wrażeniem badań jednego z analityków angielskich, który na podstawie ponad kilku tysięcy meczów orzekł, że najwięcej bramek pada w pierwszych 15 sekundach po odzyskaniu piłki przez drużynę. Pomimo, że inni analitycy stwierdzili, że facet nagiął statystyki i że sprawa dotyczy tylko ligi angielskiej i że na przestrzeni lat ma tendencję malejącą to mit trwa nadal. Nie chodzi o rezygnację z wykorzystania możliwości zaskoczenia przeciwnika szybkim atakiem, bo to była by głupota, ale o przechodzenie w razie niepowodzenia takiego ataku do ataku pozycyjnego. Ten brak był moim zdaniem przyczyną braku awansu Legii do LM w meczach ze Steauą i Astaną. W Kazachstanie i w Warszawie nasi rywale potrafili, mimo że mieli dużo gorszych zawodników, skutecznie zneutralizować nasze poczynania ofensywne. Przypomnijmy, że Urban w Warszawie wystawił przeciwko Rumunom na skrzydłach Kucharczyka (Ojamaa) oraz Koseckiego, zaś w ataku Saganowskiego (Mikitę). Rumuni odcinali naszych skrzydłowych od podań i zamysł gry na zaskoczenie nie wypalił. W Astanie z kolei Magiera na skrzydłach ustawił Guilherme i Nagya, a na szpicy Kucharczyka . Tyle tylko,że Kazachowie ustawili na 20-25 metrów przed bramką 3 swoich obrońców i żaden szybki atak czy kontratak nie był im straszny.
Tylko te dwa przykłady świadczą, że skuteczność tego sposobu gry jest iluzoryczna, gdyż drużyna dobrze zorganizowana jest w stanie z łatwością jemu przeciwdziałać. Z tej drogi korzysta trener Sa Pinto i jak widać z drużynami słabszymi taki sposób gry okazuje się skuteczna, za to z zespołami dobrze zorganizowanymi w defensywie sobie nie radzimy. Więc chwaląc trenera Sa Pinto i życząc mu i Legii jak najlepiej, nakłaniam do podjęcia wysiłku, aby skutecznie grać atakiem pozycyjnym. Bowiem jest to w dobie dzisiejszej najlepszy sposób na odnoszenie rzeczywistych sukcesów, łączących się nierozerwalnie z awansem do LM. Czego Legii, sobie i wszystkim kibicom życzę.
Nie zgadzam się z twoim opinią na temat szybkiej organizacji gry. Piszesz tak:
„Każdy kto ogląda liczące się na arenie międzynarodowej drużyny zauważa, że każda z nich potrafi grać atakiem pozycyjnym. To ta umiejętność sprawia, że mają one przewagę nad resztą stawki. W naszej piłce byli i są tacy trenerzy, którzy za cel istnienia postawili sobie jak najszybsze przechodzenie z obrony do ataku i odwrotnie.
Nie bardzo rozumie z kąt taka twoja teoria.
1. Organizacja gry to również tempo jej prowadzenia. Żaden zespół nie jest w stanie grać cały mecz wysokim pressingiem i zasuwać na całym boisku. Regulowanie tempa gry to również przejścia w atak pozycyjny gdzie zespół łapie tzw. drugi oddech (czytaj odpoczywa), wymieniając podania w środkowej strefie boiska. Kiedy mecz ma szybkie tempo taką grę prezentują obie drużyny.
Przewagę na boisku zdobywasz, kiedy wszystkie formacje przesuną się wyżej i skutecznie zamkną rywala wysokim pressingiem. W takich okolicznościach stosujesz atak pozycyjny długo rozgrywając piłkę. W momencie straty natychmiast przechodzisz do obrony wysokiej starając się od razu odebrać piłkę rywalowi i powrócić do ataku pozycyjnego lub szybkiego. Szybkość podejmowania decyzji w czasie przejścia z fazy budowy gry do fazy odnowy ustawienia w obronie jest kluczowe. Wszystkie trzy formacje muszą być cały czas w ruchu i odpowiednio przesuwać ustawienie zagęszczając strefę, w której prowadzona jest gra.
2. Do danej taktyki musisz mieć wykonawców. Nie będę się rozpisywał jakie cechy zawodnicy muszą posiadać, gdyż na pewno orientujesz się w tym zagadnieniu. Wymagasz od Pinto by coraz częściej stosował atak pozycyjny tylko czy obecny potencjał kadrowy pozwala na stosowanie takiego systemu gry? Jesienią mieliśmy olbrzymi problem wyjść ze strefy niskiej. Już pierwsze podanie zbyt często kończyło się stratą. Zawodnicy grający w przedniej formacji mają problem z grą z przeciwnikiem na plecach.
3. W dzisiejszej piłce atak pozycyjny ma kilka zastosowań. Trenerzy często stosują taktykę wchodzenia w szyki obronne rywala wybranym sektorze boiska. Jeżeli następuje przerwanie ataku faulem przeciwnika, to atakująca drużyna ma przygotowany i wytrenowany stały fragment gry w miejscu, gdzie nastąpiło przewinienie. To jest tzw. pośrednie działanie, które doprowadza do sytuacji bramkowej.
4. Jeżeli dany zespół gra bardzo dobrze atakiem pozycyjnym to taka taktyka nie gwarantuje sukcesu. Chociażby Bayern Monachium, który miażdży rywali posiadaniem piłki w czasie meczu. W rywalizacji z Borussia Mönchengladbach Bawarczycy mieli przewagę w posiadaniu piłki 72% do 28%. Mecz przegrali 0:3, mimo że ¾ meczu operowali na połowie przeciwnika. Borussia wszystkie 3 bramki zdobyła dzięki grze kontratakiem. W DER KLASSIKER Borussia Dortmund – Bayern Monachium przebieg meczu był bardziej wyrównany, jeżeli chodzi o posiadanie piłki 43% do 57%. Obie drużyny prezentowały różne fazy gry. Bayern zdobywał bramki z ataku pozycyjnego, zaś Borussia po kontratakach (1 bramka z karnego dzięki szybkiemu kontratakowi). Jak widzisz, możesz mieć przewagę finansową czy lepszych zawodników w składzie, lecz gwarancji wygranej nie masz. Lubisz odwoływać się do historii, to przypomnij sobie grę reprezentacji Rumunii na MŚ w USA w 94 roku. Ich taktyka wyłącznie na grę atakiem szybkim doprowadziła do ćwierćfinału MŚ.
Piłka przez prawie 150 lat tak się zmieniła dzięki kreatywnym trenerom i szukaniem różnych rozwiązań taktycznych czy systemowych. W piłce nie ma czegoś takiego jak złota myśl taktyczna, którą można zastosować w każdej drużynie. Błąd, jaki trenerzy popełniają to złe rozwiązania taktyczne do posiadanej kadry. Często na siłę chcą wprowadzić takie rozwiązania, z którymi zespół nie potrafi sobie poradzić, gdyż stawiane wymagania są dla nich niewykonalne.
"Przyczyny odpływu kibiców są złożone, ale moim zdaniem spory wpływ, oprócz kiepskich wyników i samej mało atrakcyjnej gry drużyny ma zdominowanie sposobu dopingu na stadionie przez kibiców z trybuny północnej. Te monotonne zaśpiewy niczego nie wnoszą, a już na pewno drużynie nie pomagają, za to odbierają kibicom z pozostałych trybun prawo do wyboru sposobu dopingu"
Osobiście podzielam ten pogląd, tyle, że "o gustach się nie dyskutuje"
https://legia.net/news/kibice-legii-docenieni-na-swiecie
Moim zdaniem niepotrzebnie piszesz,że się nie zgadzasz, po czym w dalszej części swoich wywodów podajesz warunki skuteczności ataku pozycyjnego. Dlatego Twój komentarz traktuję jako cenne uzupełnienie tematu, który tylko zasygnalizowałem.
Odnośnie pytania skąd ? to odpowiem,że z moich obserwacji gry Legii za Sa Pinto, od którego można wymagać, gdyż wcześniejsi amatorzy nadawali się do zwolnienia zanim zostali zatrudnieni.
Tylko,że już po napisaniu Remanentu pod choinkę dostałem książkę "On, Strejlau" i ten świetnie wyedukowany trener mówi dokładnie to samo. Dodatkowo zacząłem przygotowywać tekst o taktyce atakowania , gdyż tekst o obronie jest już u Naczelnego i udało mi się zdobyć tuż po Świętach część materiałów z analizy meczów naszej ESy w sezonie 2017/2018 Stołecznej AWF i tam wyczytałem na podstawie zebranych danych statystycznych,że bramki padały w 59% z gry, w tym 37% po ataku pozycyjnym i w 22% po ataku szybkim(kontrataku), z tego podjętym w strefie wysokiej 7%, w średniej 9% i niskiej 6% . Po stałych fragmentach gry zdobyto 41 % bramek z tego po rzucie rożnym 14%, po wolnym pośrednim 75, po wolnym bezpośrednim 2% , po karnym 12% i po wrzucie z autu 6%.
Więc dziękuję za uzupełnienie i pozdrawiam.
@Kibic50.
Nie ma to jak autopromocja . Przez te ponad 55 lat kibicowania nazbierało się sporo wspólnych znajomych i trudno mi pogodzić się z ich odchodzeniem od czynnego kibicowania na stadionie. Namawiam więc,ale przychodzi mi to z trudem ,gdyż większość z nich,tak jak ja , nawykła do innego sposobu ekspresji i wyrażania emocji oraz poparcia dla zawodników.Natomiast mój wnuk nawykł i mimo,że z głosem ma tak samo jak dziadek to wyśpiewuje te "pieśni" traktując ten przekaz jako pomoc drużynie. Tylko,że starsi się wykruszają,a młodego narybku nie przybywa.Stąd mój niepokój mający oparcie w bezlitosnej statystyce. Tu chyba nasi kibole najlepsi na świecie nie są .Pozdrawiam.
Zbyszku, nie zgadzałem się z tobą w kwestii doszukiwania się błędu u trenerów wymagających od zawodników szybkich reakcji na boisku. Dziś im szybciej odbierzesz piłkę rywalowi i przejdziesz do ataku szybkiego, tym lepiej. Jeżeli takie działanie nie przyniesie efektu bramkowego, to mądra zorganizowana drużyna będzie umieć utrzymać się w dalszym ciągu przy piłce, to grę wycofa do tyłu, zacznie budować atak pozycyjny. Nie miałem na myśli kwestionować samego ataku pozycyjnego.
Dziękuje za dane statystyczne naszej ESy za sezon 2017/2018.
Andrzej Strejlau — jako trener Legii w latach 75-79 i 87-89 wielkich wyników na Ł3 nie potrafił osiągnąć. Kolejnych latach ligę kończył na miejscach 8, 8, 5, 6 oraz 3 i 4. Rezultaty jak na posiadany potencjał zawodników, których trenował były poniżej oczekiwań. Przemiły dobrze wyedukowany trener, który nie do końca potrafił posiadaną wiedzę przekuć na wyniki sportowe. Futbol końca lat 80, a dziś to olbrzymi postęp taktycznych czy samych przygotowań drużyny do danego sezonu. Nie czytałem tej lektury, o której piszesz, lecz wydaje mi się, że można ją traktować bardziej historycznie, choć te same podstawy gry w piłkę obowiązują do dziś. Pozdrawiam.
Wybacz,ale uważam Ciebie za inteligentnego człowieka i dlatego proszę,abyś nie stosował tej metody,że jak kto mówi czy pisze co innego niż Ty myślisz to jest nieudacznikiem. Można się z nim spierać na argumenty,ale nie obrzucać wyłącznie inwektywami.
Strejlau nie pierze brudów, nie usprawiedliwia siebie,ale w tamtych latach nie trenerzy decydowali,ale szmal zwany popularnie korupcją. On nie wchodził w układy i nie kupował,za to zawodnicy go sprzedawali. I tyle w tym temacie. Oczywiście można o nim powiedzieć słowami Górskiego ,że "to dobry trener tylko nie ma wyników" i zapewne praktycznie za dużo nie wywojował,ale to jeden z najlepiej wyedukowanych polskich trenerów. Swego czasu jak trenerzy mieli zdawać egzaminy kwalifikacyjne na warszawskiej AWF i jak w komisji był Strejlau to je przekładali na inny termin. Doświadczył tego choćby Jacek Gmoch.