- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- Zbyszek
Zezem: Remanenty 2020
O tym, że trener jest jak każdy widzi.
Trener Legii Aleksandar Vuković został wybrany trenerem sezonu 2019/2020 w Ekstraklasie. Był to wyraz uznania za zdobycie z prowadzoną przez niego drużyną tytułu mistrza Polski. Nie jest to jednoznacznie z określeniem Vukovicia najlepszym trenerem.
I w tym miejscu powinniśmy na moment przemyśleć co określenie „dobry trener” znaczy. Na pewno takim głównym wyróżnikiem powinno być to jakie wyniki osiąga trenowana przez niego drużyna. Lecz to nie wystarcza, bowiem jak wiemy z literatury przedmiotu i ze statystyk, wyniki drużyn w zdecydowanej większości są pochodną stanu finansów klubów. Bogatsi wygrywają, biedniejsi przegrywają. Nie miejsce tu na szczegółowe rozważania i statystyki, więc odsyłam do książki pt „Futbonomia”. Jednocześnie jednak mamy do czynienia z faktami świadczącymi o tym, że niektórzy osiągają wyniki powyżej, a inni poniżej możliwości drużyn. W tym momencie możemy sformułować tezę, że trener tym większy ma wpływa na wyniki drużyny, im ma lepszy warsztat i im ma korzystniejsze cechy osobowościowe. To jaki trener ma warsztat możemy poznać po tym czy jego gracze czynią postępy oraz po stylu gry zespołu, szczególnie po organizacji gry. W naszej lidze patrząc pod tym kątem chyba korzystniej od Vukovicia wypadają tacy trenerzy jak: Fornalik, Probierz, Brosz, Stokowiec, Lavicka, Runjaić, Sevela i Papszun. Na poziomie naszego trenera sytuuje się Żuraw. Sama taka konstatacja nie jest jednak równoznaczna ze stwierdzeniem, że wymienieni trenerzy osiągnęliby taki sam wynik jak Vuković. Bowiem obok fachowości równie ważnym czynnikiem, często przesądzającym o powodzeniu, jest osobowość trenera. W piłce, nie tylko naszej, uczy się trenerów zawodu jako swego rodzaju rzemiosła, natomiast nie szkoli ich się w sztuce zarządzania zespołami ludzkimi. Ten brak jedni nadrabiają pozytywnymi cechami charakteru, a innym te cechy utrudniają odnoszenie sukcesów. Niewątpliwie ogromną zaletą Vukovicia jest jego osobowość. Bardzo wielu zawodników podkreśla, że u trenera najbardziej cenią uczciwość, sprawiedliwość, rozwagę, szczerość i zdrowy rozsądek. Vuković te przymioty posiada, więc ogólnie można rzec, że jest to porządny i przyzwoity człowiek. Może jeszcze nie ma wysokiego autorytetu, bowiem ten osiąga się po wielu latach, ale na pewno cieszy się szacunkiem, który powoduje, że zawodnicy chcą niejako grać dla niego. Osobiście byłem sceptyczny wobec Vukovicia, gdyż uważałem, że w Legi trener powinien nie się uczyć, ale uczyć innych, choć nigdy nie kwestionowałem jego powołania, ani nie nawoływałem do jego zwolnienia. Do Vukovicia przekonał mnie Artur Jędrzejczyk, który podczas jesiennego kryzysu opowiedział się zdecydowanie w imieniu zawodników za trenerem, twierdząc że zrobią oni wszystko co w ich mocy, aby trener z nimi pozostał. A sam Vuković, patrząc na wyniki poczynił ogromny postęp. Po sukcesie Vuković pokazuje inne oblicze, jest bardziej pewny siebie, mówi zdaniami nie wątpiąco-pytającymi, ale oznajmującymi oraz wykazuje realizm. Nie bredzi o jakichś niebotycznych sukcesach w Europie, ale przedstawia klarowny obraz ograniczeń zespołu i konieczności jego wzmocnień. Niektórzy posądzą Vukovicia o asekurację, wręcz o usprawiedliwianie prawdopodobnej porażki. Nic z tych rzeczy. On w odróżnieniu od wielu ma samoświadomość swoich braków i dąży do ich wyeliminowania, ale też ma rozeznanie w sile własnej drużyny w odniesieniu do rywali i wie,że rzucanie się z motyką na słońce oznaką rzetelnej oceny możliwości nie jest. Mówiąc wprost o ile jeszcze ponad rok temu to on starał się o łaskę w postaci dania mu szansy bycia pierwszym trenerem, to dziś władze Legii muszą zabiegać o niego. Bowiem od wydoroślał pod każdym względem i nadal rośnie.
O tym, że wiedza o wygrywaniu jest nieoczywista.
Futbol polega mówiąc trywialnie na umiejętnym kopaniu piłki, a jego celem jest wygrywanie meczów z przeciwnikami na boisku. O tym kto jest lepszy przesądza wynik. Jak to przed 45 laty po meczu z Holendrami na pytanie, aby w dwóch słowach trener Górski skomentował występ drużyny, pan Kazimierz odrzekł „cztery jeden”. Jednak w powietrzu niejako wisi pytanie: a dlaczego jedni wygrywają, a drudzy przegrywają? Są to wbrew pozorom dwa różne pytania i różne muszą być odpowiedzi na nie, choć sprawa wydaje się być prosta. Wygrywa ten zespół, który strzelił więcej bramek od rywali, a przegrywa ten, który ich więcej stracił. Takie określenie różnicuje również nazywanie symboliczne samej gry jako ofensywnej, a więc nakierowanej na strzelanie bramek oraz na defensywną, nastawioną na ich nietracenie. Przed laty czynnikiem decydującym o grze i wyniku były przede wszystkim indywidualne umiejętności piłkarzy, zwłaszcza techniczne. Natomiast dziś ogromnego znaczenia nabiera przygotowanie fizyczne, organizacja gry oraz utrwalone zachowania taktyczne. Dysponujemy również bogatym materiałem analitycznym w postaci różnych parametrów gry zapisanych w danych z oprogramowania komputerowego. Wiemy więc np. ile oddano strzałów, kto ile czasu posiadał piłkę, kto ile razy podawał, jak celnie, ile czasu był na połowie rywali, kto ile kilometrów przebiegł, z jaką szybkością, kto miał więcej podań, kto więcej odebrał, przejął piłkę itd. itp. Ilość parametrów rośnie i dla jednych stanowi podstawę wyciągania wniosków, które z kolei inni kwestionują. Inaczej mówiąc, dzieje się tak jak w każdym szalbierczym korzystaniu z danych statystycznych, że służą one nie do obiektywnego oznaczenia rzeczywistości, ale do uzasadnienia z góry powziętej tezy. Przy czym te tezy są zmienne w czasie. Na przykład jeszcze 40 lat temu prawdą wręcz niepodważalną było stwierdzenie, że najważniejsze jest posiadanie piłki, bo skoro my ją mamy to przeciwnik jej nie ma. Podobnie dziś niepoważnie brzmią słowa, że drużynę buduje się od tyłu. Współcześnie w zasadzie nie odróżnia się na poziomie fachowych analiz gry tzw. ofensywnej od defensywnej. Bowiem nie ma tak, że jedni wyłącznie atakują, a inni się bronią. Gra charakteryzuje się naprzemiennością. Czynnikiem decydującym i przesądzającym o takim lub innym nastawieniu staje się ilość zawodników przed piłką i ich liczba za piłką. Wynika to z dość prostej obserwacji, do której nie trzeba komputerów, a mianowicie, że piłka sama znajdując się w dowolnym miejscu na boisku nic nie znaczy. Do tego, aby ona coś znaczyła, czyli żeby grała przypisaną jej rolę, niezbędny jest zawodnik, który coś z nią zrobi. Dlatego w dzisiejszym futbolu, przy grze na skróconym polu , najważniejsze nie jest przesuwanie się do przodu poprzez samo podawanie piłek czyli wymiana piłek pomiędzy graczami, bo w zasadzie nie ma wolnego pola, ale jak najszybsze przemieszczanie się kilku zawodników z piłką pod bramkę rywali, a po jej stracie jak najszybszy powrót w rejon własnej bramki. To, że jest to już realna współczesność, ale i przyszłość piłki dowodzą sukcesy trenera Kloppa z Liverpoolem. Decydującego znaczenia nabiera więc szybkość indywidualna warunkująca tempo przemieszczania się po boisku, a także szybkość operowania piłką. Przed szkoleniowcami i fizjologami ten zmodernizowany obraz piłki stawia nowe wysokie wymagania. Dla naszej drużyny to na razie są rozważania dość teoretyczne, bowiem na naszym podwórku od lat jesteśmy najlepsi, ale aby zaistnieć na arenie Europejskiej to musimy dobierać zawodników pod kątem efektywności gry w coraz bardziej wymagającym otoczeniu.
O tym, że zawodnicy grają w systemie.
Ewolucja systemów gry w piłce nożnej właściwie sprowadzała się do ich rosnącej funkcjonalności, tak, aby jak największa liczba zawodników miała udział w trzech aspektach gry: destrukcji, konstrukcji i egzekucji. Zewnętrzny przejaw tej tendencji stanowiło systematyczne zmniejszanie ilości zawodników w formacjach ofensywnych na rzecz powiększania liczby graczy formacji obronnych od 1-1-8 do 4-2-3-1 i 5-3-2. System stosowany już w 1999 roku w Realu Madryt przez Johny’ego Toshacka polegający na utworzeniu z dwóch defensywnych pomocników w ustawieniu 4–4-2 oddzielnej formacji oraz wycofaniu do środkowej linii jednego napastnika, czyli ustawienie 4-2-3-1, dziś jest traktowany jako klasyczny. Jego zaletami jest elastyczność oraz fakt, że nie stawia zbyt wysokich wymagań odnośnie indywidualnych umiejętności i predyspozycji zawodników. Trener Vuković, poza ostatnimi dwoma meczami, w ten sposób ustawiał drużynę Legii. Był to przykład jego realizmu w rozumieniu prostej piłkarskiej zasady, którą odzwierciedla przysłowie, że „tak krawiec kraje, jak mu materii staje”. W niedawnej historii mieliśmy trenerów takich jak Jozak czy Klafurić, którzy uparcie grali systemami 4-3-3 i 5-3-2, nie mając właściwych wykonawców. Mądrość Vukovicia polegała nie tylko na wyborze sprawdzonego systemu, ale przede wszystkim na doborze odpowiednich wykonawców. Oczywiście nie obyło się bez pomyłek i błędów, ale trener nie brnął w nie z oślim uporem, lecz potrafił wyciągać konstruktywne wnioski. Dotyczy to praktycznie każdej formacji. Ale na szczególne podkreślenia zasługuje postawienie na Kante w ataku, umiejętnym wykorzystaniu Gwilii, Luquinhasa, Wszołka, Karbownika, na środku obrony Jędrzejczyka, a przede wszystkim na odkurzeniu Antolicia. Legia bowiem nie tylko z tytułu aspiracji, ale i posiadanej siły gry oraz respektu rywali wobec niej, nie może grać defensywnie, a w ofensywie z kontrataku, nie może również grać tylko ofensywnie, bowiem zdolności konstruktywne i kreacyjne naszych zawodników są mocno ograniczone. Skazani jesteśmy, póki co, na grę zbalansowaną, co w ustawieniu 4-2-3-1 ma gwarantować zawodnik grający na pozycji defensywnego pomocnika posiadający inklinacje ofensywne. Takim zawodnikiem zapewniającym równowagę poczynań okazał się Antolić. Bardzo ciekawym i perspektywicznym nabytkiem jest Slisz. Charakterystyką przypomina Krychowiaka i ma podobne predyspozycje. W moim przekonaniu w nieodległej przyszłości będzie w stanie unieść ciężar gry jako jeden defensywny pomocnik co pozwoli na wprowadzenie drugiego systemu 4-1-4-1, który może okazać się bardziej efektywny w aktualnej sytuacji kadrowej, w której nie posiadamy obecnie wysokiej jakości ofensywnego pomocnika. Rozłożenie ciężaru rozegrania na dwóch graczy środka pola przy jednoczesnym jego zagęszczeniu może być remedium na poprawę efektywności gry ofensywnej. Trener Vuković jako człek wielce ambitny chciałby, aby Legia coś ugrała w rozgrywkach europejskich, lecz przy tych możliwościach kadrowych tylko wyjątkowe szczęście pozwoli na ich spełnienie. Stąd wołanie o wzmocnienia. Powiem otwarcie, że jestem sceptyczny, że takowe nastąpią. Bardziej obawiam się osłabienia drużyny, albowiem wielu zawodników w ostatnim czasie poczyniło niewątpliwe postępy i trudno będzie utrzymać takich graczy jak: Karbownik, Wieteska, Antolić, Luquinhas, Slisz czy nawet Kante. Paradoksalnie, ale obawa klubów, głównie zachodnich, przed nawrotem pandemii i zawieszeniem rozgrywek jest dla nas rzeczą aktualnie sprzyjającą. W ostatnich dwóch meczach Vuković słusznie dokonał niejako przeglądu legijnej młodzieży i niektórzy, jak Mosór, wypadli wielce obiecująco. Lecz generalnie to jeszcze nie jest ten materiał jaki jest potrzebny drużynie o wysokich aspiracjach.
O tym, że media kształtują odrealnioną rzeczywistość.
Zamiarem moim było opisanie na przykładach bzdur i bredni jakimi raczeni są widzowie i czytelnicy mediów na szeroko rozumiany temat Legii. Ale tego było za dużo i stale tego barachła przybywa, więc od zbożnego zamysłu odstąpiłem. I nie chodzi w tym pejoratywnym określeniu barachła czy idiotyzmów o kwestionowanie tzw. niezależności pismactwa, ale o to, że jest to niezależność od chociażby szczątkowych myśli, nie mówiąc już o elementarnej rzetelności czy o zgodności z faktami. Nasze media, nie tylko, sportowe czy węziej piłkarskie, coraz bardziej stają się tym co opisał w kultowej książce „Kultura narcyzmu” Christopher Lasch. Mianowicie prawda zostaje zastąpiona tzw. wiarygodnością, a informacja propagandą. A celem nadrzędnym jest nie opis rzeczywistości, ale udziwniona sensacja, przypodobanie się publice i sprzyjanie jej niewybrednym gustom. Nawet jak pod naporem oczywistych faktów pismactwo napisze coś pozytywnego to zawsze obok „tak” pojawia się „ale” i tego „ale” jest tak dużo, że całkowicie przyćmiewa walor dobra. Mnie wręcz oburzyło, że po tym jak wiadomo było, że Legia zdobyła tytuł, oprócz wzmianki o tym oczywistym fakcie, media (prasa, portale internetowe) publikowały artykuły w niewybredny sposób podważające sukces np. „Legia jest złudzeniem optycznym”, „Która Legia jest prawdziwa”, „Kryzys w Legii trwa”. Podobnie w PS sukces Vukovicia usiłowano zdeprecjonować wywiadem z Praszelikiem, opatrzonym tytułem jakoby trener go skrzywdził, bo mu rzekomo nie dawał szans. I tu też nie chodzi o to, że zawodnik nie ma prawa do własnych odczuć, ale o zadanie mu elementarnego pytania: od kogo on był lepszy, czyli za kogo trener miał go wystawiać. Tak oto słowami małolata podważa się autorytet trenera, który odniósł niewątpliwy sukces. I ten trend wrzucania do beczki miodu łychy dziegciu ulega pogłębieniu. W minionym systemie krytyka polityczna, społeczna, gospodarcza była mocno reglamentowana, co nie dotyczyło sportu - więc telewizja i prasa krytykowały ponad wszelką miarę sport, sportowców, działaczy, trenerów, kluby itd.. Okazuje się, że stare powiedzenie głosi prawdę, iż „W polskim piekle nie potrzeba Lucyfera. Nikomu nie pozwolimy, aby wyrwał się z kotła z gorącą smołą”. Nagonki medialne, kształtowanie wiecznego niezadowolenia to jest jedna z wielkich słabości naszego życia sportowego, bowiem nastawia szeroko rozumianą opinię społeczną przeciwko sportowi ze wszystkimi tego negatywnymi konotacjami.
Na zakończenie podzielę się swoją myślą o tym, że sława i chwała to ogromna odpowiedzialność, a popularność to banał i pospolitość.
Jak już pisałem pod relacją Senatora, trochę zbaraniałem po lekturze tego tekstu. Kompletnie nie rozumiem skąd w ogóle nasza polemika, skoro w zasadzie twierdzimy to samo. Uściślijmy fakty:
Czy zasoby finansowe znacząco sprzyjają osiąganiu sukcesów? Tak. W każdej zawodowej dziedzinie. Absolutny banał, nad którym równie absolutnie nie chce mi się rozwodzić.
Czy zasoby finansowe gwarantują osiąganie sukcesów w profesjonalnym futbolu? Nie. Wciąż trzeba wkopnąć piłkę do bramki. Nawiasem mówiąc, z kopiących worków natrząsał się niejaki Johannes Cuijff, ja tylko po nim powtarzam
I teraz bliżej konkretów:
W sezonie 2019/20 Mistrzem Polski w piłce nożnej mężczyzn została Legia Warszawa. Oczywiście, z omówionych już względów był to triumf spodziewany. Ale czy z tego powodu należy go (m)nie(j) doceniać? Tutaj właśnie, jak mniemam, tkwi kość Jarosława między nami. w tych - jak by to ująć...? - odcieniach różu. Żeby jasność była, ja w żadnym wypadku nie utrzymuję, iż stadion przy Ł3 należałoby czym prędzej ochrzcić imieniem Aleksandara Vukovicza i obstawić posągami wszystkich członków zwycięskiego składu. Uważam jednak, że sukces to sukces i należy go docenić, a nie deprecjonować. Chociażby z uwagi na postać wspomnianego przez Ciebie trenera. Którego, swoją drogą, darzę instynktowną antypatią, ale cóż...
@ a-c10
"Oczywiście, z omówionych już względów był to triumf spodziewany. Ale czy z tego powodu należy go (m)nie(j) doceniać?"
Jeśli dobrze zrozumiałem, to autor to docenia. Nawet bardzo docenia.
Z tym, że zaraz pisze, cyt "Nawet jak pod naporem oczywistych faktów pismactwo napisze coś pozytywnego to zawsze obok „tak” pojawia się „ale” i tego „ale” jest tak dużo, że całkowicie przyćmiewa walor dobra"
Zbyszek docenia kolejny tytuł, "ale" jak rozumiem się "nie cieszy"
Docenia rolę Vuko, "ale" jednym tchem wymienia połowę trenerów w lidze, lepszych od niego.
Docenia sukces, "ale" deprecjonuje go zasobnością portfela.
Docenia, "ale"...
Tych "ale" jest tak dużo, że całkowicie zamazują intencje autora.
Zaimponowałeś mi.U mnie szczególnymi względami cieszy się dowcip sytuacyjny. I pewnikiem masz rację tak jak jeden z użytkowników FB, który tak o moich wypocinach napisał : "Było ch...., jest ch..., będzie ch... . Nareszcie stabilizacja."
Pewnikiem będąc po iluś tam krotnej lekturze książki Christophera Lascha " Kultura narcyzmu " oraz świeżo po przeczytaniu "Geniuszu kłamstwa" Francoisa Noudemanna i
"Przyszłości siły" Josepha S. Nye jr zbytnio poszedłem w kierunku literackości tekstu kosztem jego jasności i przejrzystości. To się nazywa przerostem formy nad treścią. W sumie moja refleksja sprowadza się do takiego zadziwienia jak u Galileusza , który przez zacne grono uczonych został przekonany,że ziemia stoi w miejscu,ale gdzieś tam pod nosem wyrzekł "A jednak się kręci" oraz do niezgody na tromtadrację jaką wykazuje niejaki Gałkiewicz w "Ferdydurke " Gombrowicza, który powiada :"Ale mnie nie zachwyca'.
Jako człek bardziej krytyczny, niż bezkrytyczny staram się, nie wprost,ale też przecież nie na opak, licząc na inteligencję interlokutorów zasiać taki namysł nad tym dlaczego to ta nasza piłka, której towarem eksportowym powinna być w pierwszej kolejności Legia jakoś się nie rozwija,a mówiąc kolokwialnie zwija. Daleki jestem od podważania czegokolwiek,ale nazwijmy to wprost , trener z takim brakiem warsztatu w silnej lidze nie miałby prawa prowadzić zespołu porównywalnego w sensie przewagi finansowej nad innymi oraz aspiracji taki jak choćby Bayern Monachium.Przypomina to dowcip z cyklu tzw. Polish Jokes :"Odbywa się walka kogutów. Polak przychodzi z kaczką. I kaczka wygrywa". Tylko pytanie czy to papierek lakmusowy wskazujący na siłę naszej ligi czy na jej systemową słabość.Pozwólcie , że pozostanę przy swoim zdaniu w tym temacie.
Potem rozważam kwestie organizacji gry i nie wchodząc w szczegóły powiadam,że od większości klubów europejskich odstajemy dynamiką gry oraz zachowawczością, przewidywalnością i jej schematyzmem .Wszechstronna analiza parametrów gry zapisanych w programach komputerowych ujawnia tę dysproporcję z całą wyrazistością. Tu nadzieje na radykalne zmiany wiążę z nowym pokoleniem zawodników, wyszkolonych w sposób nowoczesny, zbliżony do wzorców zachodnich.
Ale nie tylko te kwestie nam przeszkadzają. Miałem szczery zamiar ruszyć sędziów,ale rozmiarów felietonu się wystraszyłem . Ze szkodzącego otoczenia niejako zewnętrznego wybrałem tylko media, bowiem one wytwarzają atmosferę aprobaty, albo dezaprobaty. W tym z kolei aspekcie to jestem pod ogromnym wrażeniem pozytywnego nastawienia dziennikarzy ( nie piłkarskiego tałatajstwa) piszących i mówiących o siatkówce.Nigdy nie przekraczają granic dobrego smaku, są kompetentni i jak nawet krytykują to używają argumentów merytorycznych,a nie inwektyw.Oczywiscie nie wiem jak by reagowali gdyby siatkówka nasza była w tak nędznej kondycji jak nasza piłka. Ale dysproporcja jest ogromna i mamy chyba przekonanie,że dobre zdania ogółu społeczeństwa o tym sporcie jest pochodną tego co słyszą i czytają. Dokładnie tak samo , tylko,że na odwrót jest z pismactwem piłkarskim. Ktoś powie,że sam się nie zachwycam. Nie. Bo nie mam czym,ale nie flekuję, nie poniżam, nie ubliżam. Doceniam dokonania, lecz one mnie nie oślepiają.
I tu zgodzę się z tymi wszystkimi, którzy powiadają,że zbyt mocno tkwię w czasach świetności naszego futbolu. To prawda. Lecz nie tylko w tym,że w naszej piłce byli sami polscy zawodnicy,ale w tym co w ekonomii nazywa się majątkiem narodowym,a w piłce zasobami i zapleczem . Otóż nasze najlepsze kluby (poza Wisłą, która korzystała głównie z własnych wychowanków) składały się z zawodników z A-klasy, ligi okręgowej czy III ligi. W dwóch felietonach o "Wielkiej Legii" wskazałem skąd do niej późniejsze asy trafiły. Podobnie było z innymi jak np. Górnik. Ruch. Stal Mielec, Widzew . Było skąd sięgać i kim grać.
Nie będę udawał,że mam amnezję, bo nie mam i perorował,że teraz jest świetnie, bo nie jest. Lecz jako racjonalista mówię z dużą dozą melancholii :" Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma".
..." Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma".
Mnie za to ( z wiadomych względów) dopada syndrom refleksji, wspomnień. Wspomnień dobrych, dobrych bardzo, ale też z goła innych...ot Życie! Dość o mnie.
Pan Zbyszek bardzo często przypomina wybrane i zacne słowa np: trenera Górskiego, to dobrze, gdyż trzeba się do jego mądrości odnosić. Rzecz w tym, że to słowa z okresu już ogromnego doświadczenia pana Kazimierza. Z okresu ogromnego ugruntowania wiedzy jaką posiadł na trenerskiej ławce, czy w szatni. Podkreślanie ich znaczenia w zderzeniu np: z takim "trenerskim gołowąsem" jak Vuković - zwyczajnie nie może oddać ważności oceniania. Nawet bardzo "ukryte w szerokim pisaniu", dalej będą porównywaniami Mistrza z uczniem. Nie jest tajemnicą, że trenerowi Górskiemu z Legią ( mówiąc oględnie) nie wyszło...wielu trenerom z Legią nie wyszło! Z Legią tak po prawdzie - niewielu wychodziło.
Na przestrzeni tylu dziesiątek lat - Vejevoda, Janas, Berg ( z koszmarem o bląd włosach) i Magiera. Jak wielkie doświadczenie można przypisać trzem ostatnim (?)...
W sporcie w ujęciu z tzw. dalszej perspektywy niektóre rzeczy dobre ( ale i złe) przychodzą bądź fartem, bądź sumą pewnych równolegle istniejących zbiegów okoliczności. To - też prawda o sporcie, nawet w wydaniu pierwszoplanowym. Oczywiście podkreślając ogromną pracę fizyczną, czy psychiczną, bez której nic by się nie wydarzyło.
Dlatego suma doświadczeń i wiedzy jest wykładnikiem fartu, błędów, zgubnych ambicji czy brakiem rozwoju, oraz pracy, a w niej poznawania wszystkiego co świat przynosi w sportowych dziedzinach. Niby proste - ale ...
Tu jest dom Vukovića, tu jest jego miejsce, wielu "ten dom" - zachłysną , przerósł lub go olali. Każdy, kto wybudował dom, wie jak ważny jest fundament...i czym jest. Z całą pewnością nigdy nie będzie "półfabrykatem" ...Kiedy powstają dobre ściany i mocny dach, a "przysłowiowa wiecha" właśnie hula na wietrze w Książenicach, nic złego się nie stanie.
Wybaczcie tą " wizalistykę domową"...rozgrzewa mnie zakitrany dawno Civas...
Siatkówka
Panie Zbigniewie o podwójnych Mistrzach Świata nie idzie pisać źle...tak jak źle nie można pisać o Plus Lidze, która już jest lepsza od rosyjskiej ( moje zdanie), a Włosi płacą, ale już nie aż tak wile więcej. Mało tego, zasób zainteresowania społecznego jest dużo większy niż w Italii. Oglądając zasoby naszych reprezentacji wieku wszelakiego - myślę sobie ( Civas), że jesteśmy na dobrej drodze aby zdominować w wymiarze światowym tą "niebiesko - żółtą piłeczkę". Nie chciałbym być w skórze Heynena, który jeżeli Tokio się odbędzie, będzie musiał "podziękować za udział" ludziom, którzy pomijając dwie - trzy reprezentacje, mieliby plac w innych kadrach...To jest dopiero odpowiedzialność i wyzwanie!
Ale, że nie wszystko jest cacy, taki oto zaistniał problem:
https://www.onet.pl/sport/onetsport/koronawirus-siatkowka-ognisko-zakazenia-w-treflu-gdansk/q1gpnfc,d87b6cc4
Ku chwale piłce nożnej, naszej lidze, że odbyło się bez "atrakcji", ale kto zapewni, że po urlopach "COŚ" się wysypie (?) - otóż NIKT!
Ostatnim drukowanym wyrazem nieśmiało przywołuję bardzo dynamiczną wymianę spostrzeżeń dotyczących działań państwa w obliczu pandemii...
Obyśmy w krótkim czasie "z prymusów Europy" - o których zapewniał / zapewnia pewien człowiek o przekrzywionych ustach...nie stali się "problemem Europy" - o którym tenże człowiek nie powie...Obawa rośnie! Ponieważ mając żywo w pamięci niedawny partyjno - wyborczy przekaz...niestety okazuje się (no coś takiego ?) , że nie jest to taka trochę gorsza grypa...!!!
ps: muszę
wyobraźcie sobie, że pewna firma, która jest w zasięgu amerykańskiego mocnego właściciela, na telefon mojego zmarłego Ojca, po uwaga ( ! ) wypłaceniu uposażenia, po przesłaniu drogą elektroniczną ( tak to jest teraz załatwiane) dokumentów potwierdzających zamknięcie polisy ubezpieczenia...Uwaga
przysłała esemesa o treści :
"nie otrzymaliśmy jeszcze składki za 07/2020. Aby nie utracić cennej ochrony prosimy pilnie dokonać wpłaty w terminie 3 dni" Dziękujemy.
30.07.2020
Ojciec zmarł 08.07.2020...
Mam pytanie dla bardziej zorientowanych, czy podeptanie dóbr osobistych, w takiej sytuacji podchodzi pod jakiś paragraf? Chętnie bym im "przypalił pięty"...
wiem, że zrzucą na automat i system - ale może jakieś przesłanki istnieją , przecież to obraza dla rodziny...kuriozum.
Zacznę od końca.Wybacz,ale Tobie i wielu innym wydaje się.że w Firmach . w tym usługowych decyzje podejmują świadomi ludzie . Otóż jest to złudzenie , bowiem każda taka Firma działa pod dyktando systemu komputerowego czyli oprogramowania.Przy czym nie wszystkie mają taki system skonfigurowany całościowo ( np. ZUS nie ma), a więc jakaś część ustawiona na rejestrację wpłat generuje pod koniec okresu płatności,że składka nie wpłynęła i z automatu drukuje ponaglenie.Nie należy tego brak emocjonalnie do siebie. Obecnie tak ten świat działa, komputerowo ,a więc bezdusznie i bezmyślnie.
Co do trenerów to masz rację,że niewielu w Legii odniosło sukcesy. Tylko trzeba pamiętać,że nie byliśmy sami na świecie i przez wiele lat nasze otoczenie było bardzo mocne,a przy tym silniejsze finansowo, co w dobie korupcji miało ogromne znaczenie. M. innymi dlatego Gmoch nie chciał podjąć się trenowania Legii . Zmiana systemu w 1989 roku, "wyprostowała" relacje w piłce dopiero po 2005 roku. Przy czym Legia na czoło peletonu klubów z największym budżetem wyszła dopiero w 2013 roku dzięki odbiciu jej z łap ITI przez Bogusia Leśnodorskiego i Dariusza Mioduskiego .I to od tej daty notujemy prawie nieprzerwane sukcesy . I to,że dwa razy daliśmy w tym okresie odebrać sobie Tytuł uboższym rywalom nie jest powodem do dumy.Tak jak to szeroko opisuje Nye w
Przyszłości siły" nie wykorzystaliśmy posiadanych zasobów i daliśmy wrogom się pokonać. Miejmy nadzieję,że powiększymy zasoby siły czyli nie będziemy marnowali potencjału. I tu moim zdaniem kluczowym ogniwem może być trener Vukovicz wraz ze sztabem.Notuje on progress , bowiem zaczynał swą przygodę z funkcją trenera od wielce wstydliwej porażki z Dudelange,w ubiegłym roku wypuścił z rąk Tytuł,a w tym go zdobył. Jak to mówił pan Kazimierz, czasami trzeba mieć po prostu szczęście, które na ogół bogatym sprzyja.
"Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma"
Trudno się z tym nie zgodzić, choć akurat w przypadku kibiców Legii nie powinniśmy narzekać.
Co ma np powiedzieć a-c10, którego drużyna zdobyła pierwsze trofeum od 72 lat ?
- Długom czekał, alem się doczekał
Jeszcze raz, moje gratulacje.
https://gol24.pl/tak-wyglada-gablota-cracovii-pierwsze-trofeum-od-72-lat-cracovia-sukcesy/ar/c2-15096333
"Tu nadzieje na radykalne zmiany wiążę z nowym pokoleniem zawodników, wyszkolonych w sposób nowoczesny, zbliżony do wzorców zachodnich"
Też wiążę duże nadzieje z LTC, ale jak spoglądam na nazwiska piłkarzy Legii, którzy mieli największy wpływ na zdobyte MP, to do końca zgodzić się nie mogę.
Inaki Astiz - Pampeluna
William Remy - Courbevile
Luis Rocha - Vila Nova de Famalicao
Marko Vesović - Podgorica
Domagoj Antolić - Zagrzeb
Andre Martins - Santa Maria da Feira
Walerian Gwilia - Zugdidi
Arvydas Novikovas - Wilno
Luquinhas - Ceilandia
Jose Kante - Sebadell
Tomas Pekhart - Susice
Aż 6 piłkarzy z podstawowego składu pobierało nauki poza granicami naszego kraju, a że pomimo największego budżetu w kraju stać nas tylko na takich, to "Jak sie nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma" i z optymizmem patrzy w przyszłość, bo np a-c10 kolejnego trofeum może już nie dożyć.
Generalnie wiadomo: nie znam dnia, ani godziny. Ale po siedmiu dekadach chudych nadchodzi teraz siedem tłustych, więc raczej jestem dobrej myśli
"nadchodzi teraz siedem tłustych"
Czego Ci bardzo życzę. Nie koniecznie na 110 urodziny
Jak widzisz, u nas kolejne MP dla niektórych stały się czymś oczywistym
Ps.
Z pewnością uważniej obserwowałeś poczynania Rafaela Lopesa.
Jak myślisz, sprawdzi sie w Legii ?
Przy utrzymaniu obecnego tempa wyszłoby nawet, że na sto jedenaste
A co do Rafy: CTP stwierdził, że to taki portugalski Jose Kante. Trudno o bardziej trafny opis. Pracuś. Pobiegnie do pressingu, poprzestawia obrońców, zatroszczy się o miejsce dla atakującego ze skrzydła, bądź z głębi pola kolegi, generalnie dobrze sobie radzi ze wszystkimi tymi rzadko dostrzeganymi, acz jednak istotnymi zadaniami taktycznymi. Do tego fajny facet, lubiany i szanowany przez partnerów z zespołu, kapitańskiej opaski u nas za przysłowiowy damski nie dostał.
Wciąż jednak mówimy o napastniku (!), który ledwie dwukrotnie podczas dziesięciu lat dotychczasowej kariery zanotował sezon z dwucyfrową liczbą trafień. Debiutując w Varzim zdobył tych goli dziesięć, no i ostatnio u nas jedenaście, przy czym potrzebował do tego aż trzydziestu pięciu ligowych spotkań. Jakby na to nie patrzeć, zawołany goleador to on nie jest. I przyznam szczerze, że wielokrotnie podczas poprzedniego sezonu łapałem się na myślach typu "kurde, gdybyśmy tak mieli gościa, który umie trafić z niczego. Choć od czasu do czasu. I te naście-dwadzieścia goli na sezon zapakuje!". Stąd też, jeśli Wy nim chcecie straszyć Europę, to mimo niekłamanej sympatii dla Rafy jakoś niekoniecznie to widzę.