- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- Zbyszek
Zezem. Widok ligi z pozycji bocznej.
Jako właściciel komputera od kilku lat, u progu XXI wieku namawiałem innych na jego kupno i korzystanie z internetu. W tym czasie właściciel Rakowa zakładał swoją firmę komputerową. Przy okazji dementuję pogłoski jakobym w szkole pisał rylcem na kamiennych tablicach.
Niektórzy znajomi moi mieli z tym wynalazkiem niejakie problemy, bowiem zapuścić go potrafili, ale odłączyć już nie. Musiałem im uświadomić, że aby zakończyć, trzeba kliknąć napis... start. Jeden z nich był miłośnikiem zwierząt i postanowił obejrzeć polskie foki, wcisnął enter i zobaczył to czego się nie spodziewał, a co go sprowokowało do zainteresowania się innymi aspektami biologii. Okazało się przy okazji, że dzieci i wnuczki, które unikały dziadków, uznały że skoro zgredy mają kompa to jest o czym z nimi pogadać. Zainstalowali sobie też adres e-mail, chociaż trudno im było kliknąć, że są „małpami”. Zostali zasypani listami z różnymi propozycjami i pilnie na każdą z nich odpowiadali, do czasu, aż im wytłumaczyłem, że czterech liter sobie nimi nie należy zawracać. Mnie samego naukami w tej dziedzinie uraczył mój syn, a obecnie pałeczkę przejął wnuczek. W ten sposób porządek wszechświata został odwrócony, bo od zawsze to rodzicie (nauczyciele) uczyli dzieci, a obecnie technologia sprawiła, że to dzieci i wnuki uczą rodziców i dziadków. Dokąd ten świat zmierza?
Chyba jednak nie w kierunku samozagłady, ale w odwrotnym, bowiem właściciel Rakowa Michał Świerczewski dowodzi, że budżet klubu należy owszem powiększać, ale po kolejnych sukcesach, a nie przed nimi. Bo to jest nagroda za coś. Zaś trener Marek Papszun wyciągnięty gdzieś z czeluści III ligi pokazał, że konsekwencja w realizacji wybranej strategii taktycznej i personalnej stanowią klucz do zasłużonego zdobycia tytułu mistrza Polski.
Jedno z pytań naszych czasów tyczy tego czy można się wciąż piąć do góry. Moim zdaniem nie tylko można, ale i trzeba. Pięcie się ku górze to jedna z recept na szczęście. Są oczywiście i inne metody, ale ta jest najprostsza w użyciu. Zresztą niekoniecznie trzeba się piąć, wystarczy mówić o tym często i głośno. Człowiek to takie zwierzę, które niesłychanie łatwo przyzwyczaja się do dobrego, miłego, radosnego, przyjemnego i niesłychanie szybko traktuje to jako normę i rozgląda się za czymś jeszcze lepszym. Ta cecha nas napędza. Kiedy uda się zmienić niemiłe, na miłe, a miłe na jeszcze milsze radochy jest co niemiara. W ekonomii odkrył tę zależność matematyk Paul Dirac, który sformułował prawo cyklicznego podnoszenia i obniżania podatków jako bezkosztowej metody wzrostu gospodarczego. W ten sposób pewno szczęścia nie dogonimy, ale się do niego stale zbliżamy. Oczywiście ta metoda nie jest dla wszystkich, bo są tacy, co urodzili się po to, aby cierpieć i się umartwiać. Są też tacy, którzy szczęścia upatrują nie w pięciu się, ale w rezygnacji z pięcia, uciekając w wewnętrzną emigrację. Jest też wielu takich, którzy są szczęśliwi lub nieszczęśliwi bez powodu - to ci, którzy dysponują wrodzonymi pokładami optymizmu albo pesymizmu. Ci wszyscy, o których piszę powyżej, należą do grona kibiców Legii Warszawa, będących w stanach euforii po latach sukcesów lub depresji, jak w sezonie 2021/22. Obecnie jest euforia, bo przejście z 10. miejsca na 2. to wielki sukces. Podejrzliwość mam jednak taką, że większość doznaje uczucia zadowolenia głównie wtedy, gdy coś osiąga, coś zdobywa, stawia nogi na coraz wyższych szczeblach, gdy idzie wyżej, gromadzi więcej, jednym słowem pnie się właśnie. Przed nami trudne czasy, bo do pięcia się został jeden szczebel. Lecz kiedy już się mocno wepniemy to nie oznacza końca kariery, to nie może nas zniechęcać do pięcia się. Musimy tylko zmienić drabinę.
Wszyscy narzekają na PKP. Ja nie. PKP się stara, przynajmniej o kiepską opinię i ja to doceniam. W kraju jest mnóstwo budynków dworcowych, całkowicie zdewastowanych. Nie wiadomo czy ono są jeszcze własnością PKP , czy już nie, ale z Kolejami są kojarzone. Wiele z nich oddano niewłaściwemu nabywcy, ale zdarzyło się wreszcie, że „Kolejorz”, tak jak w ogłoszeniu o czworonogach, został oddany w dobre ręce. Chociaż to nie polski maszynista zasiadł za sterami ciuchci, ale szpec z samej Holandii. Nie namawiam wszystkich do naśladownictwa, może obracający wajchą jest akuratny, zawiadowcy powinni wiedzieć najlepiej. Ostatnio wnuk mój podróżuje pociągami i zdarza mi się wsiąść z nim w celu usadzenia go, co łatwe nie jest. Kiedyś bowiem były przedziały, a w nich numery w porządku następowania, a obecnie cały wagon jest jednym przedziałem, a w nim znalezienie numerowanego miejsca jest poważnym zadaniem logicznym. Na przykład chcemy zająć miejsce o numerze 74, wchodzimy, a tam przy wejściu jest 82. Już chcemy się wycofać, ale dalej jest 68 więc przeszukujemy i wreszcie znajdujemy. A przy okazji ile radochy sprawia PKP tym co lubią się ściskać w tłumie. Wizja „Kolejorza” jako instytucji nie do końca sprawnie zarządzanej jest łagodna, głównie dzięki niedostatkom konkurencji, która stara się jak może, aby być od niego jeszcze gorsza. Zwłaszcza jeżeli idzie o dobór personelu, który w Lechu zmieniany jest może nie codziennie, ale często i to w trakcie jazdy. Co parowozowi w dłuższej perspektywie czasowej zbyt wiele dobrego nie wróży.
Aż wstyd przypominać, że wielki uczony Mikołaj Kopernik, znany jest w świecie nie tylko z tego, że „postawił słońce, a wzruszył ziemię”, ale i z tego, że zastosował matematykę do badania tego co niewidoczne gołym okiem oraz z tego, że wymyślił prawo, że zły pieniądz wypiera dobry. Tylko że te reguły w piłce kopanej mają zastosowanie raczej umiarkowane, bowiem w Szczecinie wszystko, no prawie, kręci się wokół Pogoni, a dobrzy właściciele, prezesi i trenerzy zastępują tych gorszych. Gdybyśmy szli ścieżką społecznych pragnień to wszyscy powinniśmy naśladować i Pogoń, i Szczecin. W tym klubie od 10 lat właściciele rozumieją, że nie zawsze najlepszym wyjściem jest uleganie temu co ludzie pragną. Często taka uległość prowadzi najpierw do sukcesu ponad stan, a w chwilę potem do klęski. Czasami warto narazić się na niezadowolenie kibicowskie, bo przecież nigdy nie uda się zaspokoić ich apetytów do końca. Oczywiście błędne jest też twierdzenie odwrotne, że pragnień ludzkich nie należy zaspakajać tylko dlatego, że nie można tego uczynić ani w pełni, ani raz na zawsze. W Pogoni wybrano rozwiązanie pośrednie zwane myśleniem. Pchanie się na fisz zostawiają osobnikom narcystycznym.
Kiedy widzę nazwisko Vuković w druku, mimo że jest to obecnie widok ustawiczny, doznaję niezwykłego podniecenia. Nie jest ono ani seksualne, ani nawet intelektualne , mimo że Vuković ciągnie za sobą długi tren legijnej tradycji. Jest to pulsacja silnie uczuleniowa powiązana z silnym świerzbieniem rąk. Chętnie by się komuś przywaliło z garści, że tak niefrasobliwie, taki talent został dla Legii zmarnowany. Sam rzeczony Vuković powiada, że on jest trenerem, przepraszam za wyrażenie, pełną gębą dzięki pracy w Legii. A ja najpoważniej zapytowywuję: a czemu nie odwrotnie? Czemu to Piast korzysta z uprzedniej jego pracy w Warszawie, a nie Legia mogła skorzystać z jego nauk w Gliwicach lub innym prowincjonalnym miejscu? Mioduskiemu współczuje, bo przemyśliwam jak sam bym się czuł, gdybym oddał za bezdurno kurę, która umie znosić złote jaja.
W czasach socjalizmu można było dorastać w przeświadczeniu, że pomimo jego rozlicznych wad można dopatrzeć się jaśniejszych stron w postaci opozycji wobec tego co nazywało się chorobami cywilizacyjnymi. Niejaki Gomułka bronił nas przed motoryzacją, polskie szosy były więc puste, a okolice szos niezaołowione. Wnoszono wprawdzie różne szkodliwe budowle w rodzaju kopalń, ale wydawało się, że skoro Zachód nas wyprzedził to musiał ich wznosić znacznie więcej, kosztem zdrowia swoich obywateli, trując ich na wszelkie możliwe sposoby. Można się było pocieszać, że co prawda opóźniamy się coraz bardziej, ale chociaż wychodzi to nam na zdrowie. Mit ten umiejętnie podsycała cała prasa pisząc o londyńskim smogu, o zatruciu Renu itp. Tymczasem rychło okazało się, że daleko im do naszych ulic, a ryba z Renu nie przeżyłaby w Odrze pięciu minut. Potem oficjalnie zaczęto przyznawać, że wielu Polaków żyje w obszarze klęski ekologicznej. Wiemy dużo o stanie naszego środowiska naturalnego i dociera do nas, że źródłem armagedonu zdrowotnego jest dawna potęga, czyli Śląsk i węgiel. A jak Śląsk i węgiel to oczywiście Górnik. Tak jak Górnik Zabrze w czasach socjalizmu był symbolem wielkości, wręcz potęgi, tak dziś jest sztucznie podtrzymywany przy życiu. I pomimo błędów i wypaczeń trwa, obecnie uratowany przez znanego akuszera Urbana Jana.
Nie znam nikogo kto by nie korzystał z komputera i nie doświadczał na własnej skórze jego wyrafinowanej złośliwości. Najpierw komputer usypia czujność, udając serdecznego przyjaciela, zarzucając nas troskliwymi pytaniami, czy na pewno chcemy tego lub owego, żądając potwierdzenia, tak jakby dbał o to, aby nasza praca się nie zmarnowała. A czujny jest jak ważka i stale na coś zwraca uwagę, ba, bez odpowiedzi tak lub nie, mowy nie ma, aby go spacyfikować. Niestety kiedy cały tekst jest gotów i człek odprężony niechcący coś naciśnie, mechaniczne bydlę z widoczną radochą wszystko kasuje. W ten sposób utrwala niechęć do siebie, zbliżoną do niechęci do Cracovii i jej szefa, niejakiego Filipiaka, z komputerowej zresztą branży. Tak po prawdzie to on silnie przypomina bohatera filmu Józefa Gębskiego „Filip (Filipek) z konopi”. Film ten opowiada jak to architekt mieszkający w ponurym bloku, pełnym usterek i wad konstrukcyjnych, stale marzy o jego naprawie, a najlepiej o zmianie mieszkania. Ten stan trwa i trwa i tylko mieszkańcy się wprowadzają i wyprowadzają. W Cracovii architekt Filipiak zmienia tylko umeblowanie, ale pilnie bacząc, by nie było droższe od poprzedniego. Można i tak, bo może nie chodzi o to, żeby było lepiej, ale o to, aby nie było gorzej.
Dyskusja na temat uprzywilejowania niektórych klubów nieco przycichła lecz nie zamarła. Tyczy to tak klubów, których właścicielami są miasta, jak tych, które należą do państwowych firmy. Osobliwie uwagę zwraca gigant przemysłu wydobywczego i potentat finansowy KGHM z siedzibą w Lubinie. To uprzywilejowanie wcześniej mocno obecne, nie znajduje obecnie potwierdzenia w budżecie klubu ,ale też sprawia, że nie musi się on kłopotać o płynność finansową. Jeszcze nie tak dawno uprzywilejowanie polegało na tym, że ci, którzy dysponowali czymś pożądanym przez bliźnich, uzyskiwali z tego tytułu nienależne korzyści. Dziś te schorzenia bynajmniej nie minęły, ale się przemieniły, przemieściły i jednak skurczyły. Gdzie te czasy kiedy Zagłębie Lubin było jednym z głównych rozgrywających na mapie piłkarskiej Polski. Obecnie to uprzywilejowanie Zagłębia jest iluzorycznei nie jest jego winą, że stanowi miejsce posad partyjnej nomenklatury. Zaś to co nazywamy załogą żąda i pożąda sukcesów, a tych nie ma. Więc zamiast stabilizacji klub doświadcza stałej destabilizacji i już dawno zapomniał o miejscach w czubie tabeli.
Niewiele jest zjawisk przyrodniczych bardziej interesujących niż kobiety. Efektem wieloletniego obserwowania tego dziwowiska jest wzrastający podziw. Kobieta przewyższa mężczyznę pod każdym względem, co oznacza, że jest lepszą wersją człowieka. Bo czyż Warta nie jest kobietą? Uzasadnienie tej wyższości jest dość proste. Owszem, mężczyzna ma mózg i czasem myśli, ale kobieta nie tylko ma mózg, ale i instynkt. To takie czucie, że dokonuje trafnych wyborów, mimo że kandydat wydaje się niedoświadczony, niewydarzony, nieznany. Kobieta (Warta) jest silniejsza biologicznie i mimo że biedniejsza i gorzej odżywiona to rzadziej choruje, a jak już, to niezbyt ciężko i szybko wraca do normy. Kobiety są jednak różniste, jeden dochodowe, ale też te wymagające dotacji. Niezależnie kto łoży, wydaje zawsze ona. Nie jest to przywilej nieuzasadniony. Nie jest to w ogóle w sytuacji Warty przywilej, bo jak mówić o przywileju, kiedy ma się w budżecie 10 mln zł. To ciężki obowiązek. Żeby wydawać pieniądze trzeba się na tym znać i trzeba czynić to umiejętnie. Wydawać pieniądze rozsądnie potrafi ten tylko kto posługuje się mózgiem, intuicją, instynktem i wyczuciem.
Zbliżały się imieniny pana Sławka, a w klubie Radomiak akurat zabrakło pieniędzy na prezenty. A jak właścicielowi i prezesowi nie dać prezentu? Można było pożyczyć od Providenta, który nie dość, że daje, nie dość, że szybko, to jeszcze jest przeszczęśliwy, że daje. Ale drogo jest oddawać. Warto było poznać inne oferty, jeden bank namawiał, żeby brać, bo u nich kosztuje to tyle co nic, inny, że u nich w ogóle nie kosztuje, następny, że nie tylko nie kosztuje, ale dokłada. W Radomiaku wybrano takie cudo, które rzekło: „Spłacasz kiedy chcesz, a jak nie chcesz to nie spłacasz” – pod warunkiem, że to my bierzemy i my nie spłacamy, bo z jednej kieszeni do drugiej przekładać forsy nie będziemy. Niestety rychło okazało się, że jak ten mołdawski dobrodziej wszedł do komórki to się w niej zagnieździł. Najpierw dotychczasowy mózg odsunął od decyzji, niech sobie odsapnie i nam zostawi zabawki, następnie postanowił kim innym odżywiać komórkę, aż wreszcie wymienił jądro komórki na inne. Ja wiem, że ten opis przypomina działanie raka, ale być może nowotwór w Radomiaku oznacza samo zdrowie.
Nie wiadomo czy to, że Stal nie lata to jest sytuacja tymczasowa, czy sytuacja pomiędzy lotem, a nielotem. Być może w Mielcu spodziewają się, że jest możliwy powrót do sytuacji z drugiej polowy lat 70-tych i współczesność biorą na przeczekanie, jako przejściową ulotność. Nie zmieniają faktów, tylko wymieniają aktorów na scenie i to tak jak obserwujemy w obecnym życiu tzw. artystycznym – na gorszych. A może wymuszona stagnacja to troska wyłącznie o przetrwanie. Tak jakby przetrwanie stawało się wyrazem postępu i stabilizacji,a nie zakłóceniem tego procesu. Przeciwnicy Stali też jakoś nie potrafili zmobilizować się na tyle, aby ja rozhartować, czyli jej dokopać i jej manto spuścić. Może takie stanie z bokowca, takie niewadzenie nikomu, niestrzelanie z armat papierowymi kulkami i odrzucanie tromtadrackich hasełek jest metodą na bycie w elicie. Jeżeli tak jest to smutek mnie ogarnia.
Nie wiem czy Warszawa jest najbardziej rozplotkowanym miastem, ponieważ nie dokonuję takich pomiarów. Plotkarstwo warszawskie ma dwie cechy szczególne, bo jest centralne, a do tego koncentruje się na sprawach personalnych. Nie wiemy czy plotki puszczane są z premedytacją, czy stanowią projekcje lęków plotkarzy. I kiedy wydawało się, że plotka warszawska jest wszystkożerna, wyprzedzająca i wszechpotężna okazało się, że jest niewarta funta kłaków. Bo oto w klubie dzielnicy miasta Łodzi Widzewie doszło do kadrowej rewolucji, o której „warszawka” nic nie wiedziała i zaczęła plotkować nie przed, ale po. Wyszło na jaw, że jeden pan na drugiego pana donosił, o czym dowiedział się trzeci pan od pani, która sprzątała jego gabinet, na co zareagowała bardzo ważna pani, że ona nie utrudniała, bo nie wiedziała, że jej pomoc jest potrzebna. Mnie w tym momencie przypomina się taki stary dowcip jak to synek gorliwej żydowskiej rodziny był wielce niegrzeczny i za cholerę uczyć się nie chciał, ani też słuchać pobożnych rodziców. Zmieniał szkoły, aż wreszcie tych bóżnicowych zbrakło i rodzice radzi, nie radzi zapisali go do przyklasztornej szkoły katolickiej. I stał się cud, bo chłopiec stał się grzeczny, lekcje pilnie odrabiał i stopnie przynosił zacne. Rodzic zapytał co go tak przemieniło, a chłopiec na to: ”Oni się z nami nie pierd… Tam na ścianie, na krzyżu wisi taki nieposłuszny Żyd”. Może w tym Widzewie było odwrotnie i im się od pozornych początkowych sukcesów we łbach powywracało i może nie od razu ich powywieszać, ale wybatożyć by wypadało porządnie.
Niejaki Mrożek przed 72 laty popełnił tekst pt. „Półpancerze praktyczne”, w którym ukazał jak skuteczna jest szeptucha. Do pewnego sklepu zamówiono garnki aluminiowe, a dostarczono półpancerze model XVI wiek. Pierwotnie były one przeznaczone do rekwizytorni teatralnej. Zwrócić się ich nie dało, a towar jest towarem i sprzedać go trzeba. Wymyślano hasła: „Półpancerz w każdym domu”, czy „Jeślisz harcerz – kup półpancerz”. Lecz nikt nie kupował, a nawet klienci odnosili się do półpancerzy z wesołością. Może gdyby to była Korona to było by inaczej. Ale od czego pomysłowość. Pewnego dnia młodszy pomocnik sklepowy podszedł do lady i poprosił o 20 półpancerzy, na co sprzedawca bardzo głośno odmówił mówiąc, że może sprzedać jednemu tylko dwie sztuki. Doszło do wymiany zdań, a tymczasem w sklepie ustawiła się kolejka i każdy kupował przydziałowe dwa półpancerze. Następnego dnia słyszało się jak to jedna pani tłumaczyła drugiej pani, że nie ma po co iść do PeDeTu, bo półpancerzy nie ma. Tak to młodzi jak dostaną szansę potrafią uratować towar przed spadkiem. A do tego w Kielcach jeden ważniak sprzedał nie półpancerz, ale Koronę i klienci, przepraszam wyborcy, wykopali go z posady. A obalił go ten, który obwiniał go, że sprzedał perłę w Koronie i ją odkupił. Nima Korony do sprzedania, nima. Za to nadal jest w ESie.
Równo z nadejściem kapitalizmu w wielu klubach pojawiły się biura prasowe, a właściwie panie robiące wrażenie. Bo ich cechą wyróżniającą była urodziwość. Były to dziewczątka świeżutkie, ubrane modnie, trochę prowokująco, zadbane, wypachnione, podmalowane, ale tylko leciutko, wiedzące, że ich uroda i młodość starczą za makijaż. Zjawiska te ruszały się z wdziękiem, uśmiechały się jeszcze wdzięczniej, a ponieważ były młode i żwawe to nie lubiały siedzenia za stołem i wolały się poruszać. Poza tym nie wiedziały nic. To drobny przykład tego jak u nas początkujący szefowie małpowali powierzchownie kapitalizm, gdzie panie pełniące takie funkcje są owszem niebrzydkie, ale przede wszystkim coś potrafią. Zresztą nie zawsze młodość jest zaletą, nawet u kobiety, bo często bardziej nada się nawet stateczna pani o której widzowie wiedzą, że doświadczenie ma i jak mówi, że jakaś zupa jest najlepsza to wie co mówi. A już zna pewno wie, że tam gdzie kucharek sześc to nie ma co jeść, a co dopiero jak jest ich dziesięć. Tej Jagiellonii tylko wydaje się, że ona taka urodna, że robienie dobrego wrażenia to wszystko, że jak dziesięć kucharek gotuje, to dobrze ugotuje. Ona na naszych oczach zamienia się w Babę Jagę, która jeszcze przędzie, ale coraz cieniej.
Dwie cechy ludzkiego charakteru są ze sobą sprzężone: wyobraźnia i odwaga. Stosunek jednej do drugiej jest odwrotnie proporcjonalny - im mniej wyobraźni, tym więcej odwagi. Są tacy, którzy uważają, że wyobraźnia jest tożsama z inteligencją. Można się z tym zgodzić jeśli inteligencję potraktujemy jako umiejętność przedstawiania sobie konsekwencji podejmowanych decyzji, przewidywania ich następstw, a także stopnia prawdopodobieństwa ich zaistnienia. Jednak wniosek z tej sekwencji byłby ponury, mianowicie, aby być bohaterem to trzeba być głupkiem. I odwrotnie. Chociaż głupkiem być można, ale niekoniecznie trzeba. Historia obfituje w takie przykłady nieszczęść, kiedy bohaterowie walczyli o jakąś sprawę, ale mieli pecha i nie ginęli śmiercią bohaterską i przychodziło im żyć w wywalczonych warunkach. Choć słowo żyć zostało użyte na wyrost, bo bardziej pasuje – wegetować. Ta wegetacja jest udziałem Śląska Wrocław, a bohaterem raz pozytywnym, raz negatywnym i znowu pozytywnym okazał się Jacek Magiera. Ma chłop pecha, że nie poległ na polu chwały, bo przyjdzie mu być w ciekawych czasach, czego zabobonni Chińczycy nikomu nie życzą.
Każdy kto ma żonę, która to osobista małżonka ma samochód, wie jak ona jest o niego starowna. Nie wystarcza jej ubezpieczenie od kradzieży, ani od innych plag, ale musi zamontować urządzenie zabezpieczające, zwane alarmem. Zasadniczym celem alarmu jest niedopuszczenie do kradzieży, a tym samym zagwarantowanie właścicielowi spokoju, że oto auto pozostawione dajmy na to na parkingu jest gotowe natychmiast ryczeć syreną, migać oszalałymi światłami - przy pierwszej próbie targnięcia się na niego. Niestety w płockiej Wiśle ten spokój ich uśpił. Towarzyszył im spokój, a powinien niepokój. A źródłem niepokoju powinien być sam alarm, a właściwie brak alarmu, który pewno jako mechanizm się zepsuł, a na pewno o czasie nie zadziałał. Nie obudzili się i na ratunek było już za późno.
Rowery były kiedyś popularnym środkiem lokomocji , bo samochodów było mało. Dziś znów są popularne, bo samochodów jest za dużo. Stanie w korkach jest dla wielu mężczyzn znacznie częściej uprawianym sportem niż kibicowanie. Zresztą obecnie najmodniejsze są rowery górskie. Pytać można bez końca: kto w nizinnym kraju wymyślił jazdę wyłącznie na rowerach górskich. Być może chodzi o to, żeby takie rowery zastępowały ludziom samochody i zastępują, przynajmniej jeżeli chodzi o cenę. W Lechii też się przesiedli na rowery, ale chyba bardziej na te podgórskie, które za cholerę ich w górę tabeli wieźć nie chciały. Jeno w dół i w dół. Ale za to ceny biletów podnieśli tak jak byli w czubie, takie czubki. Ot jak to wiatr od morza ludziom we łbach namieszał. Chociaż nie wszystkim, bo jak gracze uświadomili sobie, że spadli to wyskoczyli z najwyższego piętra stadionu: jedni po zagrychę,a reszta po gorzałę. Chciałoby się wierzyć, że to na okoliczność stypy, a nie wesela.
Jeden z klubów metalowych popadł w syndrom, który polega na tym, że chce się spędzić czas pożytecznie. Postanowiono zrobić porządny porządek na sam początek. Zaczęto od pomysłu zawieszenia nowych zasłon, ale kiedy poczęto się im przyglądać to okazało się,że na ścianach jest pajęczyna i aby ją usunąć udano się po szczotkę. Idąc po szczotkę, zobaczono nieotwarty list, ale były w nim reklamy ,więc postanowiono wyrzucić je do kosza, lecz kosz był przepełniony i trzeba go opróżnić. Po wyjęciu pojemnika zauważono, że kwiaty na oknie wysychają więc trzeba je podlać. Ale na oknie zauważono okulary, które wczoraj gdzieś zniknęły. Przy nalewaniu wody trochę jej się rozlało więc wzięto szmatę, aby podłogę wytrzeć. No i sukces, bo podłoga czysta, ale: zasłony niezmienione, pajęczyna nieusunięta, śmiecie niewyniesione, kwiaty niepodlane, okulary nieschowane do futerału i nie wiadomo co ze szczotką do zrobienia porządku. I kiedy w klubie Miedź Legnica zastanawiano się dlaczego niczego porządnie nie zrobiono, to wszyscy byli wielce zdziwieni, bo przecież przez cały sezon byli zajęci i są śmiertelnie zmęczeni. Niestety, ale stara prawda głosząca że doroślenie jest opcjonalne jest stale aktualna.
I to by było na tyle.