- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- iocosus
Polskie Euro'24
Jak Polacy grali w piłkę na Mistrzostwach Europy w 2024 roku w Niemczech. Z ułańską fantazją, czy kunktatorsko? Odważnie i ofensywnie, czy zachowawczo i destrukcyjnie? Z Lewym, czy bez niego? Rock'n'roll, czy nokturn nostalgiczny okażą się taktem dla last dance Szczęsnego? Biało-Czerwoni z Hanoweru powrócą z tarczą, czy na tarczy? O tym będziemy rozprawiać w tym wątku.
Skład grup Euro 2024
Grupa A: Niemcy, Szkocja, Węgry, Szwajcaria
Grupa B: Hiszpania, Chorwacja, Włochy, Albania
Grupa C: Słowenia, Dania, Serbia, Anglia
Grupa D: Polska, Holandia, Austria, Francja
Grupa E: Belgia, Słowacja, Rumunia, Ukraina
Grupa F: Turcja, Gruzja, Portugalia, Czechy
Terminarz grupy D
– niedziela, 16 czerwca
Polska – Holandia (15:00, Hamburg)
– poniedziałek, 17 czerwca
Austria – Francja (21:00, Duesseldorf)
– piątek, 21 czerwca
Polska – Austria (18:00, Berlin)
Holandia – Francja (21:00, Lipsk)
– wtorek, 25 czerwca 2024
Holandia – Austria (18:00, Berlin)
Francja – Polska (18:00, Dortmund)
Zasady
Do fazy pucharowej awansują wszystkie drużyny z 1. i 2. miejsca w tabeli, ale również cztery najlepsze reprezentacje z 3. miejsc. W tym przypadku brane są pod uwagę kolejno kryteria: większa różnica zdobytych punktów, lepszy bilans bramek zdobytych i straconych, większa liczba bramek zdobytych, większa liczba wygranych meczów, niższa suma punktów dyscyplinarnych na podstawie wyłącznie żółtych i czerwonych kartek, pozycja w rankingu eliminacji do turnieju głównego.
W przypadku 17. edycji turnieju o tytuł najlepszej reprezentacji Starego Kontynentu doszło do kilka ważnych zmian. Zespół sędziów VAR został zredukowany z dziewięciu do zaledwie trzech. Dzięki temu mamy szybciej otrzymywać decyzje, a sam proces ma być bardziej przejrzysty. Jeśli chodzi o sędziów, to dodano jeszcze jedną nową zasadę. Piłkarze nie mogą otaczać sędziów i z nim dyskutować na temat decyzji. Tylko kapitan ma prawo omawiania z arbitrem decyzje podjęte na boisku. Dodano, że jeśli bramkarz jest kapitanem, to może to zrobić jedynie wyznaczony partner z drużyny. Każdy inny zawodnik zostanie ukarany żółtą kartką.
UEFA zezwoliła arbitrom podejmować własną decyzję, boiskowo oceniając wysokość ręki, a także ruchu ręki do piłki. A przewinienie nastąpi wtedy, gdy piłkarz celowo dotknie piłkę dłonią lub ramieniem przesuwając rękę w stronę piłki. Naruszenie nastąpi też, gdy piłkarz ręką powiększy obrys ciała. Ręka musi być przy ciele. Przypadkowe dotknięcie także będzie karane.
Jeśli piłkarz dostanie w meczu żółtą kartkę, w kolejnym również żółtą, to zostanie zawieszony na następny mecz. Wszystkie upomnienia kasują się po zakończeniu ćwierćfinału i dlatego wszyscy piłkarze w półfinale zagrają z czystym kontem. Dotyczy to jednak żółtej kartki. Warto dodać, że zespoły mogą skorzystać z maksymalnie pięciu zmienników na mecz. Dozwolony jest szósty zmiennik, jeśli w meczach dojdzie do dogrywki.
źródło: EURO 2024 - ZASADY. Jakie są przepisy Euro 2024? Ile drużyn wychodzi z grupy? - ESKA.pl
Sztab szkoleniowy reprezentacji Polski:
Trener: Michał Probierz, drugi trener: Robert Góralczyk, asystent: Sebastian Mila, trener bramkarzy: Andrzej Dawidziuk, trener przygotowania fizycznego: Mateusz Oszust, trener przygotowani fizycznego: Radosław Gwiazda, trener analityk: Hubert Małowiejski, trener analityk: Marcin Dorna, trener analityk: Bartłomiej Zalewski, trener analityk: Daniel Wojtasz, trener-stażysta: Marcin Włodarski, analityk wideo: Jakub Rejmoniak, lekarz: Jacek Jaroszewski, fizjoterapeuta: Paweł Bamber, fizjoterapeuta: Adam Kurek, fizjoterapeuta: Marcin Bator, masażysta: Wojciech Herman, dietetyk: Wojciech Zep, szef kuchni: Tomasz Leśniak, zastępca szefa kuchni: Radosław Marcińczyk, komunikacja: Tomasz Kozłowski, rzecznik prasowy: Emil Kopański, logistyka: Łukasz Gawrjołek, kierownik techniczny: Paweł Kosedowski, asystent kierownika technicznego: Paweł Sidorowicz, ochrona: Robert Siwek, Łączy nas piłka: Adam Delimat, Łączy nas piłka: Jakub Mieleszkiewicz
Numery Polaków na koszulkach reprezentacji Polski na EURO 2024:
1 – Wojciech Szczęsny
2 – Bartosz Salamon
3 – Paweł Dawidowicz
4 – Sebastian Walukiewicz
5 – Jan Bednarek
6 – Jakub Piotrowski
7 – Karol Świderski
8 – Jakub Moder
9 – Robert Lewandowski
10 – Piotr Zieliński
11 – Kamil Grosicki
12 – Łukasz Skorupski
13 – Taras Romanczuk
14 – Jakub Kiwior
15 – Tymoteusz Puchacz
16 – Adam Buksa
17 – Damian Szymański
18 – Bartosz Bereszyński
19 – Przemysław Frankowski
20 – Sebastian Szymański
21 – Nicola Zalewski
22 – Marcin Bułka
23 – Krzysztof Piątek
24 – Bartosz Slisz
25 – Michał Skóraś
26 – Kacper Urbański
Tyle tytułem oficjalnej zapowiedzi, kolejne turniejowe fakty i nasze kibicowskie opinie już poniżej w komentarzach.
P.S.
Jak inne w odbiorze to by były mistrzostwa gdyby nas na nich zabrakło!?
„Nasz wyjściowy duet napastników zastąpi inne zestawienie: do napastnika doklejony zostanie ofensywny zawodnik, tak zwane dziewięć i pół.
Na dziś więcej wskazuje na to, że w tej roli nie zobaczymy Kacpra Urbańskiego, tylko Sebastiana Szymańskiego.
Jeśli chodzi o dziewiątkę, opcje są tylko dwie: Adam Buksa i Krzysztof Piątek. Bliżej składu wydaje się być ten pierwszy. W przypadku ewentualnej absencji Pawła Dawidowicza też ciężko o rewolucyjne rozwiązania: podczas czwartkowych zajęć na środku defensywnego bloku zobaczyliśmy Bartosza Salamona.
Ciekawe jest to, że do zmiany względem ostatniego sparingu może dojść w środku pomocy, gdzie w miejsce Jakuba Piotrowskiego sprawdzany jest Jakub Moder.”
Czyli na dziś, jedenastka na niedzielę wyglądałaby następująco: Szczęsny – Kiwior, Salamon, Bednarek – Zalewski, Zieliński, Slisz, Moder, Frankowski – S.Szymański – Buksa
Vox populi optuje za Kacprem Urbańskim, szczerze mówiąc też bym na młokosa postawił, a Sebka Szymańskiego cofnąłbym w miejsce Modera, tylko że Probierz tego nie zrobi z uwagi na parametry fizyczne. Albo selekcjoner zaprzeczy dotychczas wyznawanej swojej „filozofii” piłkarskiej.
Tak a pro po Modera, w Polsce to był kiepski napastnik, średni ofensywny pomocnik i dopiero gdy w Lechu zaczął być wystawiany na „6” to zwrócono na niego powszechną uwagę i okrzyknięto talentem, bo i faktycznie gdyby nie zatracił swoich walorów ofensywnych a nauczył się defensywy, to mielibyśmy i swojego Stanislava Lobotkę na dodatek o głowę wyższego.
W Anglii tak jakby to zignorowano i Moder był ustawiany zda się na wszystkich pozycjach i mam takie podejrzenie, że to w równym stopniu mu nie służy jak problemy z kontuzją.
Urbański jest na fali po meczach towarzyskich, jest w nim dużo entuzjazmu i młodzieńczej odwagi. Czy takim piłkarzem podwieszonym pod napastnika będzie on czy Sebek Szymański to jest niełatwy wybór. Na miejscu Probierza chyba postawiłbym jednak na Urbańskiego, próbując wykorzystać moment, a i żeby trochę zaskoczyć przeciwnika, ale Seba to jednak wyższa pozycja w reprezentacyjnej hierarchii, to lewa noga do stałych fragmentów gry, większe doświadczenie i ogranie, tu akurat żadna decyzja mnie nie zaskoczy.
Ja się nie skupiam na personaliach , bo moim zdaniem jest to kwestia dwóch podmianek ,ale zależnych od ustawienia. Jeżeli zagramy na dwóch napastników to obok Slisza zagra Piotrowski i nie będzie miejsca dla S.Szymańskiego ,a jeżeli zagramy na jednego to obok Slisza zagra Moder i znajdzie się miejsce dla S. Szymańskiego. Nie ukrywam ,że optuję za drugą wersją, aczkolwiek ubolewam ,że właściwie nie ma możliwości zmiany taktycznego systemu gry.
Przed meczem Niemców ze Szkotami wysłuchałem z obłędem w oczach opinii szpeców jak to Szkoci grają po Europejsku ( co to znaczy ?), jak to mają do perfekcji opanowaną grę defensywną i jak to Niemcom postawią bardzo trudne warunki.
Oczywiście można nie widzieć,że świat się zmienia, ale nie powinno się tym chwalić. Przed 47 laty Jacek Gmoch napisał książkę pt "Alchemia futbolu" w której opisał w jakim kierunku pójdą zmiany w futbolu. Za podstawę przyjął rozwój cech motorycznych ,aczkolwiek błędnie przyjął,że bilans energetyczny sportowca jest ograniczony ,a przez to wykluczył postęp w motoryce poprzez intensyfikację treningu , lecz przez np. wspomaganie farmakologiczne , dietę itp. Ta poprawa motoryki da jego zdaniem , łącznie ze znajomością gry rywali, możliwość do stosowania optymalnych wariantów taktycznych oraz zmiany ich w trakcie gry, przy wzroście działań destrukcyjnych.
Rzeczywiście rozwój taktyki został w dużym stopniu uzależniony od fizycznych zdolności realizacyjnych piłkarzy ,a te są coraz większe. Widzimy,że nasi następcy są wyżsi, silniejsi, zdrowsi , bardzie wytrzymali , a genetyka dowodzi,że ten cykl zmian następuje wskutek doskonalenia genomu człowieka. Kwestią ich wykorzystania zajmują się specjaliści fizjolodzy. Królem polowania we współczesnej piłce nożnej jest kontrola przestrzeni poprzez dynamikę i intensywność gry. Jednym z aspektów takiego patrzenia na współczesny futbol jest uznanie,że zespół grający defensywnie sam siebie skazuje na porażkę. Mówiąc przenośnie to tak jak by sam założył sobie pętlę na własną szyję, a zadaniem przeciwnika jest tylko ją zaciskać,aż do uduszenia. Teoretycznie rzecz ujmując od tych 35 lat zmieniło się pojęcie przestrzeni i sposobu jej zawłaszczania. To o czym pisali Łobanowski czy Sacchci jako o ujęciu organizacyjnym zmieniło się w wymiar realny. Kontrola przestrzeni nie polega tylko na jej wykorzystaniu,ale ma wymiar realny, konkretny i przejawia się w zajmowaniu obszaru boiska na własne potrzeby. Tym samym przy dobrze przygotowanym motorycznie rywalu , który zajął 3/4 boiska to co nazywano wolnym polem do realizacji kontrataku przestało realnie istnieć. Zespół atakujący , który potrafi grać atakiem pozycyjnym zabiera nie tylko przestrzeń broniącym ,ale zamyka korytarze.Sam natomiast poprzez szybką wymianę podań i pozycji otwiera sobie stale nowe możliwości wytworzenia pozycji do zdobycia bramek. Wczoraj Niemcy wygrali wysoko , bowiem Szkoci sami zamknęli się w klatce. Jeżeli my tak zagramy z Holendrami to czeka nas taki sam los , chyba,żeby Holendrzy zapomnieli jak się strzela bramki.
Jednocześnie spotkanie Niemców ze Szkotami ukazało systemową słabość ustawienia z trójką obrońców i dwoma wahadłowymi co wynika z dwóch podstaw : po pierwsze nierównomiernego rozłożenia zadań na poszczególnych zawodników, w tym nadmiernego obciążenia motorycznego np. tzw. wahadłowych oraz braku ochrony narożnika boiska . Ten systemowy mankament wykorzystali Niemcy, którzy atakowali przy pomocy bocznych pomocników wspieranych przez bocznych obrońców bocznymi sektorami rozciągając grę i w ten sposób otwierając sobie drogę do bramki grą z boku ,ale też przez środek boska.
Dlatego optuję za grą z dwoma rozgrywającymi oraz z dobrym technicznie Moderem ,aby poprzez utrzymywania się przy piłce w środku pola gry wybijać Holendrów z uderzenia. Niezależnie od wyboru koncepcji to brak Lewandowskiego będzie bardzo dokuczliwy.
Aco Vukovic przeszedł drogę od ofensywnego do defensywnego środkowego pomocnika, tylko że „przeistoczył się” dosyc późno, teraz mamy Jakuba Kałuzińskiego, który jako junior był ustawiany początkowo ofensywnie, ale szybko został właśnie „przekształcany” na kogoś operującego niżej w pomocy i żałuję że taką drogą nie podążył Moder, bo ten osławiony, mityczny „potencjał” miał chyba większy od „synka” Nuri Sahina, który chce ponoc teraz ściągnąc perspektywicznego Kałuzińskiego do BVB. To dopiero byłby numer gdyby Jakub w Dortmundzie zaistniał!?
Łapię się na tym, że wolałbym żeby Moder zamiast do Anglii trafił do Włoch i tam by z niego już uczynili grajka który by wiedział o co chodzi w defensywie, ale samemu się mityguję, bo o Łęgowskim myślałem podobnie, że słoneczna Italia to idealne miejsce dla takiego piłkarza do rozwoju, ale gdy widzę Łęgowskiego teraz w młodzieżówce to raczej mam wrażenie że się nawet nie tyle zatrzymał co cofnął w rozwoju.
Moder po kontuzji, Piotrowski z Turcją bez formy, Romanczuk moim zdaniem za mało mobilny, dynamiczny przeciwko Holendrom lub Francuzom, Slisz rozbiegany, wszędobylski ale ... wątpliwości też nie rozwiewa. Mamy zda się problem z pozycją asekurującego środkową linię defensywnego pomocnika.
A wracając do spraw poważniejszych, kwestia „Szymański vs Urbański vs obaj vs żaden” jakoś niespecjalnie podnosi mi ciśnionko. Choćby dlatego, że reprezentacja Probierza jest – miejmy nadzieję – wciąż na wczesnym etapie budowy i pewnie niejedną konfigurację jeszcze zobaczymy. Co więcej, powiększenie limitu zmian (co generalnie uważam za świetny pomysł) oznacza spadek znaczenia wyjściowej jedenastki. Może nieznaczny, ale jednak. Wreszcie, bądźmy szczerzy, jutro od zestawień personalnych i tak istotniejszy będzie fart.
Gdybym jednak miał wybierać, postawiłbym na Sebka. Owszem, po meczach z Ukrainą i Turcją Kacper ma swoje pięć minut. No i spoko, w pełni zasłużenie. Trzymam kciuki, żeby na tym się nie skończyło i żeby za pięć lat był podporą reprezentacji, a nie bohaterem artykułów typu „gdzie on jest i co się z nim dzieje”. Warto jednak zauważyć, że Sebastian od lat utrzymuje się na bardzo solidnym poziomie w piłce klubowej. Fajnie by było, by i w kadrze zaczął spełniać bardziej wiodącą rolę. A skoro na tym Euro, chcący-nie-chcący, zaczynamy Operację Afterlife, to moment wydaje się całkiem sprzyjający.
Nie Piotrowski, nie Slisz, nie Moder, a Taras Romańczuk w wyjściowej jedenastce! Uff, oby Taras rozegrał mecz życia, oby Salamon również tak zrobił, a Bednarek udowodnił że jest zawodnikiem Premier League!
Za skład nie będę Probierza krytykował, obojętnie jaki padnie wynik, jestem pełen obaw o naszą defensywę, ale ... na przekór ... oby wszystko dobrze się skończyło. Obstawiam 2:2!!!
Buksa (16. min.) – Gakpo (29. min.), Weghorst (83. min.)
Żółta kartka: Veerman
POLSKA: Szczęsny – Bednarek, Salamon (86' Bereszyński), Kiwior – Frankowski, Romanczuk (55' Slisz), Zieliński (79' Piotrowski), S. Szymański (46' Moder), Urbański (55' Świderski), Zalewski – Buksa
HOLANDIA: Verbruggen – Dumfries, De Vrij, Van Dijk, Ake (87' Van de Ven) – Schouten, Reijnders, Veerman (62' Wijnaldum) – Simons (62' Malen), Depay (81' Weghorst), Gakpo (81' Frimpong)
Dobry mecz Biało-Czerwonych choć przegrany. Bez wstydu, niestety ze zbyt "krotką" ławką.
Niestety skończyło się jak zazwyczaj, więc racje mieli ci którzy pisali, ze wcale tak dobrze to jednak nie wyglada.
Niemniej jednak, biorąc pod uwagę, że bardzo długo utrzymywaliśmy korzystny wynik, że Holendrzy byli nadzwyczaj nieskuteczni, wreszcie, że zadziwiająco łatwo dochodziliśmy do sytuacji, kiedy udało się już przycisnąć Holendrów, trzeba ten mecz rozpatrywać w kategoriach straconej szansy.
Ale rzeczywiście jest w tej drużynie jakiś nowy duch i energia, to co było widać w ostatnich meczach towarzyskich. Ta reprezentacja może wzbudzać sympatię. Przegraliśmy z Holandią, OK, nic wielkiego się nie stało, gramy dalej. Najważniejszy mecz w kontekście naszej przyszłości na tym turnieju odbędzie się w piątek, zresztą może nawet nie tylko o ten turniej będzie szło, ale ogólnie o atmosferę wokół kadry w najbliższych miesiącach.
W kategoriach: "Afterlife" według mnie powinniśmy się cieszyć ponieważ na LN i na eliminacje mundialu możemy po dzisiejszym meczu mieć nadzieję, że uda się stworzyć ciekawy, dobry zespół potrafiący grać w piłkę na innych zasadach niż to co próbowali nam wmówić Michniewicz z Krychowiakiem.
W kategorii "na tu i teraz" trudno propsować mecz, w którym zasłużenie przegraliśmy.
Według mnie wszystko zależy od oczekiwań wobec naszej repry, które mieliśmy przed turniejem. Dla mnie powinniśmy grać w piłkę dążąc do wygranej w każdym spotkaniu, ale biorąc pod uwagę postawę repry w eliminacjach oraz to że posiadamy ewidentne deficyty w naszej grze defensywnej w zasadzie z każdym rywalem, to trudno na obecnym Euro było oczekiwać cudów. Dokładając kontuzje, to oczekiwania powinny być nader skromne. W tym kontekście po tym meczu jestem zadowolony.
Na tu i teraz w naszym ułomnym bloku defensywnym z najlepiej broniących zawodników to Dawidowicz wypadł z składu kontuzjowany, a drugiego pod tym względem czyli Bereszyńskiego (najlepszego z defensorów w Katarze) prześladowały wcześniej kontuzje i forma uleciała. Przy tym żaden z tych dwóch nie jest ani taką skałą i gladiatorem jak Glik, ani taką piranią jak Pazdan z 2016 roku.
W tej sytuacji miałem ogromne obawy i o Salamona i o Bednarka, a i Kiwiorowi w zasadzie w prawie każdym meczu zdarzają się obcinki. Ten ostatni zagrał dobrze, natomiast dwóch poprzednich jakiejś wielkiej plamy nie dało choć na "afterlife" już mam wobec nich ogromne wątpliwości.
Taras Romańczuk zagrał poprawnie, ale ... niby nikogo z naszej defensywy nie ganimy, a Holendrzy raz za razem dochodzili do pozycji strzeleckich. Po przerwie Taras był do zmiany, tylko że Slisz nie wypadł lepiej niż w meczu z Turcją. Modera trudno mi zrecenzować, natomiast Piotrowski zaprezentował się dużo lepiej tylko że w fazie ofensywnej.
Na tu i teraz przed meczami z Austrią i Francją z defensywą mamy cały czas problem.
W ofensywie natomiast z dwoma personalnymi wyjątkami są kwestie, które napawają optymizmem i to zarówno na tu i teraz jak i na afterlife. Pierwszy wyjątek to Świderski ale jego słabsza postawa jest łatwo wytłumaczalna, natomiast drugi wyjątek to Sebek Szymański i tu już mamy reprezentacyjną zagadkę do rozwiązania. Zrezygnować z takiego grajka nie wolno, bo najzwyczajniej nas na to nie stać, ale co zrobić żeby Sebek na kadrze zaprezentował pełnię swoich możliwości, tego jak na razie, nie wie nikt?
Wszystko inne w ofensywie napawa nadzieją. Zielek jeździ na tyłku gdy potrzeba, Urbi robi za starego wyjadacza, Zalewski trzeci raz przed własne pole karne piłki już nie zagra, Buksa tyra za trzech i jeszcze strzela.
Najważniejsze! Gramy w piłkę - tylko tyle i aż tyle i to cholernie cieszy!
@iocosus
Nasz Szymański w reprezentacji nie zagrał do tej pory nawet pół dobrego meczu . Jakaś blokada w głowie ? Raczej na Austrię nie wyjdzie .
Dziś przegrywamy z Holandią. No. Się zdarza. Ostatni raz wygraliśmy z Oranje, gdy piszący te słowa miał minus dwa lata. Gawin ma rację. Jest poczucie niedosytu. Ale to poczucie niedosytu jest fajne. Bo naprawdę nietrudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym ten remis dowozimy. Albo – jeszcze lepiej – odzyskujemy po golu w ostatnich minutach. Czy byłby to wynik sprawiedliwy? Pfff… Pewnie, że nie. Ale to boisko, nie sąd, tu się sprawiedliwości nie szuka, tu gra się w piłkę. I myśmy rzeczywiście w tę piłkę grali. Umieliśmy rzucić rękawicę w twarz bardzo silnemu rywalowi i choć ostatecznie przegraliśmy, to nieznacznie i po meczu, w którym największy wpływ na rezultat miał ich bramkarz. Tak, ich, nie nasz, choć nasz też się musiał mocno wykazać. I to wszystko, powtórzę, rok po tym, jak przyszłość naszej kadry malowała się w bardzo ponurych barwach.
Nie, nie chodzi o to, by się cieszyć z porażki. Bez sensu. Warto jednak docenić, że jesteśmy na dobrej drodze. Że dokonujemy bardzo pozytywnych zmian we własnej tożsamości. Oby tak dalej. I to bez względu na rezultat meczu z Austrią.
Na koniec kilka ciepłych (nie, autentycznie ciepłych) słów pod adresem selekcjonera. Przyznam szczerze, że nie wierzyłem, iż go stać na takie wolty. Michał Probierz, dobrze znany i niekoniecznie lubiany miłośnik robienia durnych cyrków, taktycznej murarki, seryjnych dośrodkowań i poszukiwań stylu w kiosku, usunął się w cień i sprawił, iż jego podopieczni uwierzyli, że potrafią grać w piłkę. Z Holandią. Na Euro. Łał. Szac, panie trenerze. Znów: oby tak dalej. Normalnie gdyby nie to, że za parę godzin idę do pracy, to aż chyba bym se pierdolnął jakąś whisky za pańskie zdrowie i pomyślność
pees.
Co zrobić z Sebkiem Szymańskim? Dać mu czas. Tylko tyle i aż tyle.
pepees.
Nieco w kontrze do ciepłych słów: ten Cash to by się nam jednak przydał.
My się oczywiście możemy, za przeproszeniem, onanizować akcjami bramkowymi, które wykreowaliśmy ale za styl nie przyznają punktów a tutaj zanosi się na tradycyjny mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor.
Bez Czesia to, kurczę, nie ma komu do szklanki nalać, co?
Ten mecz mógł być spokojnie do wygrania, gdybyśmy mieli obrońców (…) Bednarek i Salamon, to nie ten rozmiar kapelusza.
Jasne. Gdyby. Ach, gdyby…! Gdybyśmy w odpowiednim rozmiarze kapeluszniczym mieli no tak z pięciu środkowych pomocników do wyboru, z czego przynajmniej dwóch o inklinacjach defensywnych. I kogoś na prawe wahadło (sorry, Przemek). W sumie na lewe też (sorry, Nico). I gdyby nasz wyjściowy napastnik był gwiazdą nie Antalyasporu, tylko co najmniej Atlético. I gdyby w ławki wchodzili nam gracze nie Atlanty i Łudogorca, a Atalanty i Liverpoolu. I gdyby parę jeszcze innych spraw, no to panie kochany, całe to Euro byłoby do wygrania, spokojnym leszczem!
zanosi się na tradycyjny mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor
No właśnie wcale nie. Tak, jak przed turniejem nie było zwyczajowego dmuchania balona, tak i po porażce w pierwszym meczu (raczej) nie ma tradycyjnego polowania na czarownice i potężnej pompki na to, że następne dwa spotkania to już na stóweczkę musimy wygrać. Czyżby nam się voxpop, o dziwo, choć trochę przykleił do rzeczywistości…?
O tym że mamy deficyty w defensywie wiedzieliśmy przed turniejem, czy Probierz popełnił jakiś błąd selekcyjny, pominął któregoś z defensorów, który na „tu i teraz” dałby nam zdecydowanie większą jakośc?
Owszem uznaję że Dawidowicz to lepszy zawodnik niż Salamon, ale jeżeli wyjdzie na Austrię lub Francję to nie mam żadnej gwarancji, że się nie obetnie dużo bardziej spektakularnie niż Salamon z Holendrami. Bereszyński za Bednarka też w chwili obecnej nie stanowi jakiejś różnicy, Walukiewicz tym bardziej. Mnie cieszy, albo raczej mam satysfakcję że Probierz, który przecież sobie zdaje sprawę z naszych ułomności nie postanowił że „zamurujemy szesnastkę” piątką w linii ustawioną na jej wysokości, a przed nimi trójka defensywnie usposobionych pomocników będzie tylko przesuwała i przesuwała a wszystko na co będziemy liczyli w ofensywie to przysłowiowa „laga na Robercika” lub na kogoś innego pozostawionego na desancie. A wszystko pod dewizą, że „na taką grę jesteśmy skazani, to jest nasze DNA”. Bzdura, może i z Pomarańczowymi przegraliśmy, ale zobaczyliśmy, że ta filozofia piłkarska jest funta kłaków warta, że repra może grac inaczej, tak że nie trzeba się jej wstydzic. Przyznaję, że nie wierzyłem, że akurat Probierz na to się zdobędzie, że będzie takim „wariatem”, że ponownie powołam się na słowa naszego bramkarza.
Owszem Austiacy mogą nas obnażyc, liczę się z tym, są uznawani za jedną z najlepiej zorganizowanych ekip na obecnym turnieju, doskonale potrafią zastosowac to z czym mieliśmy „od zawsze” największy problem czyli wysoki pressing, który oby u nas nie wywołał lawiny błędów. Jestem bardzo ciekaw ich dzisiejszego występu z Francuzami. Natomiast „grając w piłkę” możemy sprawic z czasem, że nasza „pięta achillesowa”, czyli wychodzenie spod pressingu przestanie nam doskwierac, a wręcz jeżeli nauczymy się tego to okaże się to naszym atutem, tak jak w przypadku Holendrów.
W niedzielę Holendrzy najlepsze okazje mieli kiedy umiejętnie wchodzili w półprzestrzenie, paradoksalnie akurat wtedy bramek nie strzelali, ale hm, tej klasy przeciwnika przed tym tak zupełnie powstrzymać się nie da. Może przy lepszym zgraniu całej formacji, przy wzorowej współpracy z defensywnymi pomocnikami i wahadłowymi, da się osiągnąć lepszą efektywność obronną, ale sytuacje będą zawsze. Senator wspomniał wyżej o niespodziankach, taką na pewno było zwycięstwo Słowacji. Oczywiście Belgia zagrała przeciętnie, chaotycznie, na niskiej intensywności, ale jednak swoje naprawdę wyborne sytuacje też miała i Słowacy mieli furę szczęścia pod własną bramką (oraz przychylne oko sędziego przy drugiej nieuznanej bramce Lukaku). I teraz pojawia się pytanie, co, poza fartem, różniło Słowaków od nas? Otóż nie sensu stricto obrona (chociaż rzecz jasna każdy z tercetu Škriniar, Vavro, Hancko miałby u nas pierwszy skład), tylko fakt, że Słowacy znacznie lepiej umieli wybijać Belgów z uderzenia, że potrafili dłużej utrzymywać się przy piłce i nie dopuszczać Belgów do kontr, że Duda i Lobotka zrobili tam lepszą robotę niż nasi środkowi pomocnicy. O tym zresztą chyba mówił po meczu Probierz, że zabrakło nam cwaniactwa i wyrachowania. Tu też kłania się bramka na 1:1, CTP, wg mnie błąd Zalewskiego ewidentny, szkoda, że tak kosztowny, trochę podobny do zagrania Martinsa przeciw Dinamo Zagrzeb w meczu eliminacji Ligi Mistrzów u nas. Zalewskiego zgubiła zła ocena sytuacji w pierwszym momencie, przecież tam Holendrzy nacierali, byli pod naszym polem karnym, ale w pewnym momencie oddali nam piłkę zupełnie za darmo. Tylko że Zalewski zbyt wolno się do niej zbierał, miał jakiś problem decyzyjny i sam się wpędził w kłopoty w bardzo prostej sytuacji. A skoro już chciał grać długą piłkę to trzeba było wzdłuż linii, bez ryzyka, bez wsadzania kolegi na minę.
Naszego meczu przeciw Austrii jestem szalenie ciekaw, bo to będzie chyba najbardziej miarodajny test dla nas na tych mistrzostwach. Austriacy nie mają w składzie wirtuoza na miarę Zielińskiego czy takiej gwiazdy jaką jest Lewy, ale są kilka kroków przed nami pod tym względem, o którym napisałem w pierwszym akapicie, tzn. Rangnick wdrożył swój plan na grę mniej więcej dwa lata temu i od tego czasu konsekwentnie go realizuje. Austriacy w ciemno grają swoje, grają intensywnie, wysoko, agresywnie, na dużym ryzyku, i zupełnie nie dbają o to, czy po drugiej stronie boiska jest Estonia czy Francja. Żeby ich ograć będziemy musieli zagrać znacznie lepiej niż przeciw Holandii.
A tak w ogóle, to reprezentacja Probierza bardzo mi przypomina Cracovię z jego czasów - grali ładnie dla oka ale z punktami już tak ładnie nie było. Mniej więcej, tyle samo tracili bramek, co strzelali i zazwyczaj kończyli sezon poza pucharami.
Probierz na pewno jest trenerem, który potrafi się sprzedać w mediach - założył gajer z kamizelką i już TVNy dostały orgazmu. Natomiast z ustawieniem taktycznym zespołu jest mocno na bakier. Widać to zwłaszcza przy drugiej bramce dla Holendrów - proponuję zrobić sobie stop klatkę w momencie, gdy rozpoczynali akcję bramkową i zobaczyć jak nasi piłkarze stosują pressing na własnej połowie.
A jeśli chcecie zobaczyć jak zespół naszej klasy powinien grać, to proponuję obejrzeć mecz Serbii z Anglią. W I połowie Kane miał 2 (słownie: dwa) kontakty z piłką a w II połowie Anglicy praktycznie nie opuszczali własnej połowy.
Przegraliśmy z Holandią ponieważ wierchuszka notabli z PZPN ostentacyjnie to ogłaszając poszła w niedzielę się pomodlic w intencji repry, na co Opatrzność się wkurzyła że tacy zakłamani grzesznicy na nią się powołują i farta w meczu nas pozbawiła!
Nie mogę ukryć podziwu dla umiejętności PijaRowych Probierza,bo to majstersztyk zrobić z porażki na własne życzenie zwycięstwo.Najpierw wmówił wszystkim jacy to Holendrzy są mocarzami z którymi nikła porażka jest sukcesem, następnie wystawił skład , którego nikt się nie spodziewał co "łubu dubu , łubu dubu..." uznali za odważny i odpicował się jak stróż w Boże Ciało. Zwekslował dyskusję z rozważań dlaczego przegraliśmy na ględzenie czy mogliśmy przegrać wyżej ,że ten lub tamten mógł zagrać lepiej i o tym czy jego strój to krzyk mody czy przeciwpołożnie.
Tak sobie obejrzałem meczyk w którym niżej notowani od nas Słowacy wygrali z wyżej notowanymi od Holendrów Belgami. Między naszym spotkaniem tym Słowaków z Belgami jest jedno podobieństwo,a mianowicie i my i Słowacy zagraliśmy bardzo ofiarnie , z dużym zaangażowaniem . Ale są dwie zasadnicze różnice.
Mianowicie trener Słowaków Włoch Colzona nie wpadł na pomysł,aby akurat na Euro dokonywań niedorzecznych eksperymentów i zagrał tymi zawodnikami , którzy byli podstawowymi w składzie przed Euro i dał wolne pole do popisu dwóm kluczowym zawodnikom : Labotce i Dudzie , którzy trzymali grę reprezentacji.
Przyznam ,że kiedy przeczytałem skład na Holandię to myślałem,że to żart, bowiem niepopatrzenie uwierzyłem, iż facet 52 letni wreszcie wydoroślał. Po raz kolejny, jak wiele razy w swej pracy trenerskiej Probierz nie wytrzymał ciśnienia i ze strachu uciekł w krzaki.Owszem nasze teoretyczne szanse na pokonanie Holandii były nieduże, ale on je drastycznie umniejszył. bo na Holendrów trzeba było wystawić zawodników solidnych , ogranych w meczach turniejowych ,a nie chwilowe wynalazki.
EURO to impreza docelowa stanowiąca zwieńczenie okresu pracy trenera i wyselekcjonowanej grupy zawodników,a nie miejscem na nierozważne eksperymenty.
Trener Słowaków przeciwko Belgom wystawił takich młodzieniaszków jak : Skiner ( 29 lat), Vavro ( 29 lat), Lobotka ( 30 lat) , Kucka ( 37 lat), Duda( 29 lat) , Pekarik ( 37 lat) , Schranz ( 31 lat) , a najmłodszy miał 26 lat.
Po wystawieniu Urbańskiego , Salamona , Romańczuka i graniem na jednego defensywnego pomocnika tacy jak Borek zakrzyknęli,że to bardzo odważne posunięcie , a dla mnie to jak skok z samolotu bez spadochronu i ja tego , wybaczcie ,ale odwagą nie nazywam.To jest takie pokraczne myślenie ,że oto ja zaskoczę przeciwnika tak jak by butnych Holendrów interesowało kogo nasz trener wystawi.Oni skupiają się na sobie i owszem gdyby grał Lewandowski to musieliby przemyśleć jak go ograniczyć,ale przecież nie Buksy czy Urbańskiego.
Lecz to też jest brak szacunku do zasad zawodu jaki się wykonuje i mimo wszystko lekceważenie publiki. Gdyby coś takiego zrobił na takiej imprezie Koeman to dziennikarze holenderscy, zwłaszcza po porażce, by go oskalpowali.
Dla mnie ten dobór był tym bardziej niezrozumiały,że mając generalnie słabszych graczy powinniśmy bazować na wolicjonalności ,ale wspartej wzajemnym zgraniem i zrozumieniem . Oczywiście łatwiej jest oceniać po meczu ,ale te szkodliwe eksperymenty bolą szczególnie dlatego ,że Probierz wybrał optymalny wariant taktyczny. Pisałem o tym , co to nie było żadną miarą odkryciem,że zespół Holandii radzi sobie i wygrywa wysoko z drużynami słabszymi, które wybierają grę defensywną z osławiona "kuntrą". A więc wówczas kiedy rywal oddaje im pole gry i przestrzeń, bo gdy gra wysoką strefą i potrafi utrzymać się przy piłce w środku pola , to ich gra buksuje, jak by ktoś im wsadził kij w szprychy.
Takimi zawodnikami u Słowaków byli ; defensywny pomocnik Lobotka i ofensywny Ondriej Duda.U nas jedynym ,który ma predyspozycje gry takiej jak Lobotka jest Slisz,ale go na boisku do 55' nie widzieliśmy,a rolę Dudy mógł odegrać Szymański ,ale zamiast szaleć między liniami to został obsadzony jako fałszywy defensywny pomocnik, a jego miejsce zajął utalentowany ,ale nieograny Urbański , bo Zieliński jest za wolny i dynamika gry nie jest jego mocną stroną.
W sumie na kluczowych obszarach boiska nie dawaliśmy Holendrom pola do popisu. Holendrzy nie byli w stanie zmusić nas do kurczowej obrony ,ale jak to uczy nas teoria najsłabszego ogniwa - to ono zadecydowało . Chodzi oczywiście o Salamona, który jest niezły technicznie, jest twardy i zdecydowany ,ale gra tak jak grywał w dawnych czasach wymiatacz i ma dwie wady : jest za wolny i ma kiepską koordynację ruchową ( vide nasz mecz z Lechem). Więc owszem to on zawalił ,ale też wystawianie go na środku obrony złożonej z trzech obrońców jest szukaniem samemu guza , a mówiąc elegancko jest obarczone zbyt dużym bagażem ryzyka.Bowiem kiedy gra dwóch środkowych obrońców ,to gdy ustawieni oni są schodkowo, w sposób naturalny, jeden drugiego asekuruje i ubezpiecza.
Nie roszczę sobie prawa do uznania ,że gdyby Probierz wystawił skład spod dużego palca to wynik byłby odmienny. Chodzi mi o to,że sztuka cierpi, bo facet po raz enty dowodzi jak bardzo jest niedojrzały .
Moja opinia o obecnych, bądź byłych piłkarzach Lecha jest taka, że oni gen przegrywania wysysają z mlekiem matki.
Aha. Czyli jak się nie da racjonalnie, to uciekamy w piłkarskie foliarstwo. Świetny pomysł, milordzie.
reprezentacja Probierza bardzo mi przypomina Cracovię z jego czasów
Niewątpliwie. Wzorek, co prawda, inny, za to kolory ciuchów bardzo zbliżone. Widziałeś w ogóle jakieś mecze Cracovii Probierza oprócz tych z Legią…?
proponuję obejrzeć mecz Serbii z Anglią
Mhmmm. Czyli przyzwoita postawa Polaków w meczu z Holandią to wynik słabości Oranje. Ale już Serbom nic a nic nie pomógł fakt, że Anglicy po prostu nie wyszli na drugą połowę. Nie no, ni cholery.
Zestawienia taktyczne drużyn w pierwszej turze rozgrywek grupowych Euro’24:
Austria 4-2-3-1
Francja 4-2-3-1
Anglia 4-2-4-1
Belgia 4-2-3-1
Niemcy 4-2-3-1
Holandia 4-2-3-1
Ukraina 4-2-3-1
Albania 4-2-3-1
Turcja 4-2-3-1
***
Hiszpania 4-3-3
Chorwacja 4-3-3
Włochy 4-3-3
***
Słowenia 4-4-2
Rumunia 4-1-4-1
Słowacja 4-5-1
***
Portugalia 3-4-3
Dania 3-4-1-2
Szwajcaria 3-4-2-1
Serbia 3-4-2-1
Czechy 3-1-4-2
Węgry 3-4-2-1
Gruzja 3-5-2
Polska 3-5-1-1
***
Szkocja 5-4-1
***
Przy tych ustawieniach taktycznych posiłkowałem się netem i oczywiście są w miarę uznaniowe, bo choćby Czechy grały jednak częściej piątką obrońców w linii niż trójką, zresztą rola „wahadłowych” jest najbardziej „uznaniowa” w systemie z trzema „środkowymi”, zależna czy drużyna częściej gra w fazie defensywnej, czy ofensywej, ale grunt to rozdzielenie, czy z tyłu gramy jednak na czterech, czy na trzech/pięciu defensorów w linii.
Piętnaście drużyn na dwadzieścia cztery, gra czterema obrońcami, dwa razy więcej niż trzema/pięcioma, czy można zatem postawić wniosek? Gra trójką środkowych obrońców to była moda, która właśnie przemija!? Osobiście żałuję, że Probierz zafiksował się na trójce defensorów, moim zdaniem mamy piłkarzy, którzy lepiej by się czuli w klasycznym 4-2-3-1 lub w zmodyfikowanym 4-3-1-2 lub 4-3-2-1 czyli w równie klasycznej „choince”.
Z nazwiskami widzę to hipotetycznie na przykład tak:
................................................... Szczęsny ........................................................
... ... Frankowski .......... Dawidowicz ........... Kiwior ..... Bereszyński (Puchacz)..
........................... Slisz (Romańczuk).......... Zieliński (Moder).............................
.... Świderski (Skóraś) ....... Urbański (S. Szymański) .... Zalewski (Piotrowski)..
............................................ Lewandowski (Buksa)........................................
Mimo wszystko uważam, że nie jest to „mecz o wszystko” dla wszystkich, ponieważ moim zdaniem nawet gdyby nas Austriacy dotkliwie powieźli, czego wykluczyć nie wolno, to Michał Probierz swoją posadę mimo wszystko zachowa. Co najwyżej Don Czesław będzie dumnie z góry patrzył na kmiotków zwolenników ofensywnego stylu, jako trener pragmatyk, który nie dość, że na turniej awansował, to jeszcze z grupy wyszedł i będzie teraz mógł dowodzić, że tylko zawistni dyletanci mylą futbol z jazdą figurową na lodzie.
Wieczorem przekonamy się czy Probierz „michniewiczowszczyznę” ostatecznie porzuci nawet w „meczu prawdy” i czy będzie czerpał z tego profity. Słychać, że będzie to „mecz walki” już taki w tym roku graliśmy z hardymi Walijczykami, zatem jesteśmy zahartowani w boju, ale też skala trudności niepomiernie wzrośnie.
Według mnie o wyniku spotkania zadecyduje „pressing”, rywal z niego słynie, a u nas wyjście spod niego to „pięta achillesowa”. Zaczniemy grać długą piłką z pominięciem linii pomocy, to jeżeli Austriacy nas zdominują fizycznie i będą przejmowac takie podania to tylko rozkręcimy „wiedeński walec”. Będziemy próbowali wychodzić podaniami, to właśnie będzie ten moment, na który Austiacy liczą przy próbach zaskakującego odbioru piłeczki. I tak źle i tak niedobrze, jeżeli poradzimy sobie z austriackim pressingiem to moim zdaniem wygramy ten mecz, jeżeli nie, to możemy zostać zamieceni pod dywan Euro’24.
Natomiast czy gra z czwórką obrońców byłaby dla nas bardziej korzystna, hm, może i tak, ale raczej nie z Bereszyńskim na lewej stronie i Frankowskim na prawej, prędzej postawiłbym na Kiwiora na lewej i Casha na prawej (rzecz jasna już nie na Euro, gdzie Casha nie ma, niewykluczone zresztą, że po części z powodu odrzucenia przez Probierza koncepcji z grą czwórką w obronie). W takim ustawieniu nie widzę też miejsca dla Swiderskiego, ani z niego silna dziewiątka, ani mobilny skrzydłowy.
Ale faktycznie 'ustawienia nie grają', liczy się jakość, forma, współpraca między formacjami w grze defensywnej i ofensywnej. Właśnie pod względem organizacji gry Austriacy są bez wątpienia co najmniej o jeden krok przed nami, trudno jest mi zatem być optymistą przed dzisiejszym meczem, zwłaszcza że kiedy my wygraliśmy mecz o takiej randze z przeciwnikiem tej klasy na imprezie mistrzowskiej? Z Portugalią w 1986? Bo Irlandia Północna czy Arabia Saudyjska to jednak półka niżej. No ale wiadomo, po to jest się kibicem, żeby zawsze wierzyć. Liczę zatem po ciuchu na to, że po prostu lepiej zagramy w piłkę, bo w walce na pressing i fizyczność to wielkich szans nie mamy.
Czyli z Lewym raczej była ściema, że jest już w pełni zdrowy. Wymiana Salamona na Dawidowicza dla mnie uzasadniona, Slisz Romańczuka dystansuje mobilnością, wybieganiem, oby trzymał swoją pozycję i był klasycznym „odkurzaczem” więcej nie oczekuję. Środek pomocy z Zielkiem i Piotrowskim, to klucz, chyba że nastawimy się na prostą grę i długie piłki na parę Buksa – Piątek. Piotrowski dał dobrą zmianę z Holandią, oby był „dzikiem” wchodzącym w pole karne jak w pole kartofli, plus strzał spoza szesnastki to chyba to na co liczy Probierz jednak w dyspozycji z meczu z Turcją, to włos jeży się na głowie?
Zrezygnowaliśmy z Sebka Szymańskiego (zrozumiałe) i z Urbańskiego co chyba świadczy że nastawiamy się na bój, fizyczną walkę.
Gawinie w swojej jedenastce chciałem uniknąc Bednarka z Salamonem, przy tym ograniczałem się do tej kadry z Euro’24. Bereszyńskiego uznaję za drugiego w hierarchii pod względem gry w defensywie, ale przyznaję hipotetycznie para Kiwior – Zalewski w ruchu lewostronnym to dla mnie odpowiednik Jędzy z Grosickim za Nawałki. Bardziej mi odpowiada gra czwórką w defensywie bo to by oznaczało, że kluczową dla naszej gry jest linia pomocy, a grając piątką w linii w fazie obronnej, plus jeszcze z jednym lub z dwoma defensywnymi pomocnikami to sami tak jakby rezygnujemy z walki o środkową strefę boiska.
Piątek (30. min.) – Trauner (9. min.), Baumgartner (66. min.), Arnautović (78. min. – k.)
Żółte kartki: Slisz, Moder, Lewandowski, Szczęsny – Wimmer, Arnautović
POLSKA: Szczęsny – Bednarek, Dawidowicz, Kiwior – Frankowski, Piotrowski (46' Moder), Slisz (75' Grosicki), Zieliński (87' Urbański), Zalewski – Buksa (60' Lewandowski), Piątek (60' Świderski)
AUSTRIA: Pentz – Posch, Lienhart, Trauner (59' Danso) , Mwene (63' Prass) – Laimer, Seiwald, Baumgartner (81' Schmid), Grillitsch (46' Wimmer), Sabitzer – Arnautović.(81' Gregoritsch)
Zbyt dużo deficytów w defensywie, za mało jakości i zdecydowania w ofensywie. Dziwne, to nie był wielki mecz Austriaków, ale wypunktowali nas.
Po Holandii pisano , ładna odważna gra , nareszcie gramy w piłkę etc . Dziś czytam nie chcemy wychodzić z pod pressingu więc Szczęsny wybija daleko ale te piłki przegrywamy i Austriacy wracają pod nasze pole karne . To jeden z komentarzy . Ogólnie używając brzydkich słów chujnia totalna , tak piszą . Czyli tak . Gramy mecz który jeszcze nie waży więc pokazujemy ze potrafimy zawiązać akcje , wymienić pare podań itp . Gramy mecz który waży wiele, robimy wszystko aby nie przegrać, a może i uda się wygrać . To jest ta nasza myśl trenerska?
Probierz zwyczajnie stchórzył i tyle mojej opinni.
Niestety w tym wątku napisałem: „uznaję że Dawidowicz to lepszy zawodnik niż Salamon, ale jeżeli wyjdzie na Austrię lub Francję to nie mam żadnej gwarancji, że się nie obetnie dużo bardziej spektakularnie niż Salamon z Holendrami.” – no i wykrakałem, niestety pan Paweł obcinał się i zaliczył bardzo nieudane spotkanie.
U Bartka Slisza pozostały wspomnienia po tej formie gdy był giermkiem Josue w Legii lub nawet ze spotkania z Walią. Kuba Piotrowicz chyba musi być nabiegany i w rytmie meczowym żeby zasłużyć na miano „dzika”. Kuba Moder cały czas jest na etapie odnajdywania „siebie” sprzed kontuzji. Kogo by Probierz nie wystawił na pozycji defensywnego pomocnika czy to szóstki czy ósemki to mielibyśmy problemy. Z środkowymi obrońcami jest podobnie,
Frankowski jest „żołnierzem” ale „wiodącego” piłkarza na prawym wahadle w tej chwili nie mamy.To znaczy Cash został w domu, ale po prawdzie to dobrego meczu w kadrze nie zagrał. Buksa harował, walczył, Piątek strzelił gola, ale że stworzyli rozumiejący i uzupełniający się duet napastników to tego powiedziec nie można.
Po meczu z Holendrami w Polsce chyba nie było nikogo kto by postawił na Sebka Szymańskiego w pierwszym składzie na Austrię.
Niestety, jestem zawiedziony że Probierz nie oparł gry o „włoskich tenorów” ale dziś żeby nawet z nimi we trzech repra zatrybiła to i pozostali zawodnicy powinni być w swojej optymalnej formie, a do tego było daleko.
p.s.
Przy karnym Sabitzer szukał jakiekolwiek części ciała Szczesnego o który mógłby zawadzic i chyba znalazł Pan Wojtek nie protestował.
Co do Probierza, zawiódł mnie wyjściowym składem. Pisałem wyżej, że chciałbym, żebyśmy spróbowali ograć Austrię jakością gry w piłkę, tymczasem pierwotna koncepcja takiej próby na pewno nie zakładała, plan wyglądał raczej na taki, by pokonać Austriaków ich własną bronią, co wg mnie nie mogło się udać.
Ogólnie w kontekście przyszłości Probierza w roli selekcjonera to niestety nie wróżę mu specjalnie długiego stażu, bo on zwyczajnie za dużo kombinuje. Stabilizacja składu i taktyki jest kluczowa nawet w przypadku najlepszych reprezentacji świata, a co dopiero u nas? Tymczasem on ma co chwilę nowy pomysł, za mało w nim jest pokory, zresztą chyba zawsze taki był. Oczywiście że nie powinno się gasić iskry żarzącej się po meczach z Ukrainą, Turcją i Holandią - a on dokładnie to zrobił.
Natomiast każdy mecz ma swoją konkretną historię. Krytyka składu i wyborów Probierza to kwestia dotycząca pryncypiów, które powinny obowiązywać w pracy z reprezentacją, natomiast ten wyjściowy pomysł o dziwo dawał nam remis do przerwy i wcale nie jakieś katastrofalne perspektywy, bo Austriacy po eksplozywnym początku zupełnie nie potrafili sobie z nami poradzić. Nasi dwaj defensywni pomocnicy co prawda nie byli w stanie utrzymać się przy piłce pod pressingiem przeciwnika, ale bardzo udanie wywiązywali się z obowiązków obronnych, a w ataku potrafiliśmy wykorzystywać przestrzenie na skrzydłach, dobrze tam do przewagi liczebnej schodził Piątek, mieliśmy kilka ciekawych sytuacji. Austriacy schodzili na przerwę, wyglądając na mocno zbitych z pantałyku więc ta miażdżąca krytyka Senatorze to raczej przez pryzmat wyniku, słabego początku i całkowitej naszej degrengolady w końcówce meczu. Niestety po przerwie szybko kartki złapali Slisz i Moder, a zmiana dwóch napastników wprowadziła trochę naturalnej dezorganizacji w naszych szykach, to były detale, które nabrały znaczenia. A i bramka Baumgartnera na 2:1 naprawdę kapitalna, w całej akcji piłka szła jak po sznurku. Potem trzeba było ryzykować, tylko że wszystko wyglądało już zupełnie inaczej.
Szkoda, na pewno można było podjąć inne decyzje, na pewno mogły się pewne rzeczy w tym meczu potoczyć bardziej po naszej myśli, ale nie miejmy złudzeń - wygrała drużyna lepsza, dojrzalsza, bardziej gotowa do rywalizacji na takim turnieju.
Generalnie ten mecz, choć przegrany, może nas sporo nauczyć. No bo jak grasz z jakimś potentatem i dostajesz w łeb, to zawsze gdzieś z tyłu tego łba ci zostaje, że to świetni piłkarze, reprezentanci bogatej futbolowej kultury, którzy samą swą jakością mogą ci zrobić kuku i na których jesteś zwyczajnie za krótki. Ale taka Austria? No dobrzy zawodnicy. Niektórzy bardzo dobrzy nawet. I… tyle. Wybitniachów nie odnotowano. A mimo to, udało się z nich stworzyć ciekawy zespół. Taki, który nawet jeśli nie ma – jak dziś – najlepszego dnia, to wciąż piłka go nie parzy, wciąż przemieszczając się z tą piłką na połowę rywala myśli nie o tym, jak tu w razie czego się, k’mać, przesunąć i odbudować ustawienie, a o tym, jak strzelić gola. Uczmy się tego od nich. Idźmy za ich przykładem. Nawet jeśli z początku będzie to marsz ślamazarny i przetykany potknięciami, to kierunek wydaje się słuszny.
Czy Probierz stchórzył, Senatorze? Nie wydaje mi się. Bardziej jestem skłonny przypuszczać, że zrobił mu się w głowie taki dziwny miks. Z jednej strony, poniosła go ambicja i chęć pokazania, że grać na wynik to on też potrafi. No i, cholera, prawie mu się udało. Znaczy owszem, zwycięstwo Austriaków jest w pełni zasłużone, nie ma o czym gadać. Gdyby jednak wynik był odwrotny (bo to my trafilibyśmy na 2:1 – na co przecież były szanse – a potem oni by się odsłonili i dostali kontrę), to też trudno byłoby mówić o jakiejś zbrodni przeciwko sprawiedliwości. Z drugiej, M.P. to przecież nieodrodny syn polskiej piłki, czcicielki fetyszu wyjścia z grupy. Tego nie da się tak łatwo wykorzenić.
Karny? Bodaj pierwszy raz widziałem żeby ktoś kogoś sfaulował uderzając go twarzą w nogę. N’ale kontakt był, sędzia się wybroni. Zresztą, jak wspomina Iocosus, Szczęsny się przyznał, więc chyba nie ma co protestować. Co nie zmienia faktu, że arbiter był, jak na moje, najsłabszym aktorem tego spotkania.
Te metamorfozy to z jednej strony w sferze PR "pomysłowy Dobromir',a w dziedzinie taktyki nieudolny eksperymentator.
Trener Michał Probierz to inteligentny facet i trzeba go traktować poważnie czyli krytycznie.
On doskonale opanował sztukę erystyki i posiadł umiejętności socjotechniczne w stopniu znacznym, bowiem on wie ,że jego poprzedników zwalniały media ,a nie wyniki czy gra zespołu. Bowiem dziś to media są królem polowania i to one wyrokują kto się nadaje, a kto nie.
Oczywiście Probierz grał na dwóch instrumentach : na jednym dętym , bo drugim było pianino. Wszedł w komitywę z mediami i stał się ich ulubieńcem , taką maskotką, która dobrze się prezentując zapewnia oglądalność i klikalność.
To podejście zdecydowanie odróżniło go od np.Michniewicza , który chciał udowodnić,że jest mądrzejszy ,a w zasadzie,że inni są głupsi.Probierz zrozumiał ,że prezentacja piłki w wymiarze medialnym to gra emocji i gustów ,a nie racji.
Większość kibiców doskonale rozumie ,że po to wybiera się trenera reprezentacji ,aby to on się znał, a nie oni. Tym samym strącamy z piedestału takiego bystrzachę, którym chce nam pokazać swoją wyższość.
Lecz jednocześnie Probierz swą nadaktywnością medialną próbował umniejszyć poziom motywacji.
I to jest zastanawiające ,że Probierz wykazuje pewną znajomość współczesnej psychologii i sfery komunikacji społecznej ,a w dziedzinie taktyki wygląda jak analfabeta .
Badania bowiem mówią,że to co różni dyletanci głosili jeszcze do niedawna jak ważna jest motywacja , jej kierunkowanie i wzmacnianie - jest głupotą.
Otóż sportowcy ,w tym piłkarze przed ważnymi wydarzeniami są zmotywowani ponad miarę i trzeba poziom ich motywacji obniżać,a nie podwyższać.
Podobnie jest z ryzykiem. Współczesne zarządzanie ryzykiem polega na identyfikacji zagrożeń i ich skali, po to ,aby niwelować ryzyko lub je maksymalnie zmniejszać, a nie je podejmować.
Gdyby Probierz odrobił lekcje z taktyki, lub miał w sztabie fachowców ,a nie klakierów , tak jak przyswoił sobie wiedzę psychologiczno - socjologiczną to pewno byłby trenerem kompletnym, lecz ja ośmielę się go oceniać za osiągnięcia , a właściwie za ich brak.
Po wczorajszym spotkaniu nawet nie można powiedzieć,że dopóki piłka w grze to wszystko jest możliwe, bo dla nas tegoroczne EURO już się skończyło.
Jesteśmy jako ten bokser , ciężko pobity, znokautowany i znoszony na noszach , któremu trener nawet nie może powiedzieć :"On jeszcze da ci rewanż".
Nie chodzi wcale o odrzucanie sensacji w ostatnim spotkaniu z Francją o nic, lecz o stwierdzenie faktu ,że z taką koncepcją i organizacją gry nie mamy czego szukać z zespołami poważnie traktującymi swój udział w imprezie tej rangi.
Pewno to zabrzmi okrutnie ,ale nasza reprezentacja przypomina zbieraninę,a nie drużynę.
Trzeba mówić o najsłabszych ogniwach, pomijając fakt ,że sami się nie wystawili. Takimi w meczu z Holandią był Salamon ,a z Austrią Dawidowicz. Nie twierdze,że gdyby nie ich skandaliczne błędy to byśmy oba spotkania wygrali, bo bez Szczęsnego byśmy je pewnie jeszcze wyżej przegrali.
Chodzi o to ,że ażeby grać "trójką" to na jej środku trzeba mieć asa, pewniaka, który nie będzie błądził jak dziecko we mgle, ale będzie utrudniał zdobycie bramek rywalom,a nie im ułatwiał. Jak takiego nie mamy , a nie mamy, to trzeba mu dodać drugiego , aby go asekurował, ubezpieczał, aby jego babole naprawiał.
Zamiast troszczyć się o bezpieczeństwo własnej bramki Probierz kombinował jak by tu zagrozić rywalom. Lecz napastnik stoi na szczycie łańcucha pokarmowego i ma kończyć, to co reszta zespołu wypracuje, więc główną uwagę wypada skupić na tej reszcie.
Truizmem jest powiedzenie ,że zespół aby funkcjonował jak zegarek to musi mieć dobrane i dopasowane do siebie tryby. Bowiem nawet jako dobierzemy części, elementy z najlepszego materiału to jak się ich nie spasuje w całość to mechanizm działał jak należy nie będzie.W piłce oznacza to zrozumienie i zgranie.
Zadanie trenera reprezentacji polega na tym, aby wybrał system gry ,ale taki, który pasuje wybranym zawodnikom ,a jednocześnie taki, w którym to charakterystyki graczy ustalają system. W przeciwnym wypadku system będzie przeszkadzał wynikom.
Np. gra tylko trzema obrońcami z których tylko jeden ma wysokie umiejętności, przy jednoczesnej grze dwoma napastnikami bez umiejętności (nie liczę Lewandowskiego) to patent na klęskę czyli na to zafundował nam Probierz.
Probierz skupił się na detalach, a nie wykonał pracy koncepcyjnej i w ten deseń jego słowa ,że chcemy grać piłką,że musimy zagospodarować przestrzeń, abyśmy przejęli fazy przejściowe , abyśmy nie dopuszczali do strat piłek - zmieniały się na boisku w swoje przeciwstawieństwo.
Bowiem aby grać piłką to trzeba ją posiadać, a nasi nie potrafili rywalom piłek odbierać, a jak ją posiadali, to ją tracili tak jak by ich parzyło .
Fazy przejściowe to inna nazwa gry bez piłki , równie ważne jak gra piłką, a które polegają na ich wypełnianiu wybieganiem. A nasi biegali , poza nielicznymi wyjątkami ( Slisz) tylko wówczas jak mieli piłkę, przez co rywale zabierali nam przestrzeń i zamykali korytarze.
W sumie po tym blamażu , w mediach zapanuje modne wyżywanie się w dyskusjach o gustach, nie tyle czy podoba się czy nie, ale czy nasi stawiali opór czy byli bezwolni.
Jak by nie patrzeć to ,aby stawiać realny opór silnemu przeciwnikowi to trzeba być do tego wszechstronnie przygotowanym, wytrenowanym, wyszkolonym.
W przypadku naszej reprezentacji na pytanie czy te wymagania zostały spełnione brzmi -
"W żadnym wypadku".
I to by było na tyle.
Probierzowi wkrótce stuknie rok pracy i to były miesiące, w trakcie których nie było przesadnie wygórowanych oczekiwań. Eliminacje były praktycznie przegrane, cudem wywalczony awans nie napompował żadnego balonika, miał naprawdę dużo komfortu w swojej pracy. A on ciągle nie wie czy chce grać na dwóch defensywnych pomocników czy na jednego, czy na dwóch napastników, czy na dwie dziesiątki. I kiedy już udało mu się sprawić, że nawet porażkę z Holandią przyjęto w pozytywny sposób (mówię o odbiorze kibicowskim, medialnym, a nawet wypowiedziach samych zawodników), bo chcieliśmy grać w piłkę, bo walczyliśmy i próbowaliśmy do samego końca, to on akurat wtedy postanowił pokazać, że jest wielkim taktykiem, który pozjadał wszystkie rozumy i kolejny raz wcisnął reset. I, jasny gwint, może nawet wyszłoby na jego, ale... on nawet na przestrzeni jednego meczu nie był w stanie zachować konsekwencji.
Chciałem, żeby trenerem został Papszun, bo w trakcie swojej pracy z Rakowem dał się poznać z jednego - żelaznej wręcz konsekwencji. I myślę, że Papszun chciałby iść w tę stronę, w którą poszła właśnie reprezentacja Austrii za Rangnicka, tzn. zgrania, zespołowości, umiejętnego zarządzania pressingiem i intensywnością. Ale nie upieram się, że to jedyny model mający sens w naszym przypadku. Sam uwierzyłem, że przeciw Austrii powinniśmy zagrać tak jak przeciw Holandii, poszukać zaawansowania technicznego w środku pola, utrzymania się przy piłce w tej strefie boiska choć na tyle długo, żeby zacząć szachować Austriaków wychodzeniem spod pressingu i piłkami za plecy obrońców tak jak to robili Francuzi. I jak zobaczyłem wczoraj nasz wyjściowy skład to mnie wręcz zatkało. Zresztą tam wyżej sam pisałeś czego potrzebuje taki np. Szymański, żeby zacząć grać na miarę swoich możliwości - czasu.
Do tego co napisałem dodam tylko,że nie jestem masochistą ,czyli ,że nie przepadam za zadawaniem mi cierpień . I tu chodzi nie tylko o efekty ,ale głównie o zasady porządkujące nasze życie w ogólności , a jego odcinki w szczególności. Bowiem nie jest tak,że ja , jako ja, tworzę zasady prawidła, reguły postępowania, gdyż one są dorobkiem wszystkich poprzez dostęp do osiągnięć współczesnej wiedzy.Trzeba tylko , albo aż zdać sobie sprawę,że to nie ja jestem demiurgiem. Ten stan sprawia,że wielu relatywizuje nie tylko wartości ,ale i cele i klęskę uważa za zwycięstwo.
Masz rację ,że Probierz się nie nadaje z przyczyn zasadniczych, bo nie rozumie ,że działa w systemie czyli tak samo on go tworzy jak jest tworzony i wydaje mu się,że zaszedł w ciążę i cóś mu się urodzi.
Naszej reprezentacji narodowej nie jest potrzebny nieuk przekonany ,że jak go media wspierają to zjadł wszelkie rozumy ,ale facet , który ma rozum. Ma rozum.
Co do karnego i zachowania pana Wojciecha . Pewnie się ze mną nie zgodzicie , ale dla mnie takie zachowanie wynikało z rezygnacji , braku wiary . On ma całe boisko przed sobą i dokładnie widzi co i jak jest grane . Po co się kłócić , wywierać presję na sędziego skoro i tak nie damy rady bo jesteśmy słabi . Myśle ze gdyby była wiara w sukces walczyłby .
Napiszcie mi jeszcze czy te dwa mecze były diametralnie różne w naszym wykonaniu czy jednak bardzo podobne , a pismaki zrobili swoje .
Były nie do porównania. Inaczej wyglądał początek, inaczej koniec, inne były emocje i odbiór. Zupełnie inny był też poziom atrakcyjności dla neutralnego widza.
Jeżeli chodzi o te pierwsze minuty - na Holandię wyszła drużyna pełna energii, optymizmu, ciesząca się grą, wchodząca w pojedynki, przeciw Austrii staliśmy na miękkich nogach aż rywal zdobył gola. I Probierz twierdzi, że zespół był sparaliżowany, nie bacząc na to, że sam się do tego walnie przyczynił. A końcówka meczu była już wręcz dramatyczna, Austriacy wchodzili jak w masło, wszystko się rozleciało w każdej formacji, mogliśmy spokojnie stracić jeszcze ze dwie czy trzy bramki. Przeciw Holandii nie było takich fragmentów całkowitej zapaści całego zespołu.
Biorąc to pod uwagę, naprawdę trudno skupić się na analizie aspektu czysto piłkarskiego. Oczywiście w obu meczach były widoczne podobieństwa, indywidualne błędy w defensywie, straty, problemy z utrzymaniem się przy piłce w środku pola, w obu też było widać, że dysponujemy jednak pewnym potencjałem w grze ofensywnej i wcale nie musimy być uzależnieni od Lewandowskiego, ale mecz przeciw Austrii był w naszym wykonaniu całościowo po prostu zdecydowanie słabszy.
On będzie mieszał cały czas bo to taki typ . A i mam wrażenie ze ma swoje uprzedzienia co do piłkarzy . Nie umiem dać przykładu ale jakoś tak podskórnie to czuje
Przy czym takie mechanizmy działają zawsze w dwie strony. Cytowana wyżej przez Iocosusa wypowiedź Zielińskiego była w rzeczywistości nieco bardziej rozbudowana, Zieliński stwierdził, że austriacki pressing wcale nie był szczególnie intensywny, że było dużo miejsca do grania, tylko my z tego nie korzystaliśmy. I dopiero wtedy okrasił to komentarzem, że trener postawił na fizyczność. W programie 'Zachodny do tablicy' padło nawet porównanie, że to wypowiedź na miarę ośmiu sekund ciszy Lewandowskiego.
Nawiasem mówiąc, jeżeli o mnie chodzi to nie oczekuję od trenera gry bezwzględnie i koniecznie ofensywnej, zresztą rozmawialiśmy już na ten temat wiele razy, zwłaszcza w kontekście tego co robił Michniewicz na MŚ w Katarze. Piłka, która jest dobrze zorganizowana, zawsze wygląda dobrze i nie chodzi tu wcale o to, ilu jest jednocześnie upchanych na boisku napastników czy ofensywnych pomocników. Na trwającym turnieju bardzo ofensywnie gra np. Turcja, to widać było już w naszym meczu przeciw tej reprezentacji, przy czym jest to taktyka w stylu kamikadze, która zemściła się na nich wczoraj przeciw Portugalii, nie mam przekonania czy to jest futbol dla nas. Ale dobre wrażenie i dużą sympatię budzą zespoły takie jak Gruzja, Albania, Słowenia czy Rumunia, grające niby defensywnie, ale z pomysłem, szybko przechodzące do ataku, potrafiące zaryzykować w pewnych fragmentach meczu, założyć pressing. I my przeciw Holandii też w sumie nie wyglądaliśmy jak nudny, jednowymiarowy zespół, który nie ma najzupełniej nic do zaproponowania. Oczywiście mamy swoje deficyty personalne, ale nikt mi nie wmówi, że dysponujemy słabszymi zawodnikami niż ww. reprezentacje, ba, nawet gdybyśmy ograniczyli rozważania tylko do linii obrony, gdzie wyglądamy stosunkowo najgorzej, to i tak nie mamy tam jakościowo słabszej kadry. Tylko że trener musi mieć pomysł dostosowany do posiadanego materiału ludzkiego, musi przekonać do niego zawodników i musi konsekwentnie go doskonalić, tak jak robił to Nawałka aż do feralnego meczu przeciw Danii w Kopenhadze. A Probierz wydaje się wierzyć, że wystarczy, że poprzestawia pionki na planszy.
Lecz z drugiej strony ogrom doświadczeń wskazuje,że aby odwrócić niekorzystny trend spadkowy to trzeba odbić się od dna. Ale aby odbić się od dna to najpierw trzeba to dno osiągnąć czyli na nie spaść. Być może my jeszcze nie jesteśmy na dnie i dopiero je osiągniemy.
Zdecydowana większość PZPN-owskiego betonu, na którego czele stoi Kulesza wyznaje zasadę "żeby było, tak jak było". Z tego też powodu szanse na to, aby Papszun został selekcjonerem, w tej kadencji są praktycznie żadne. Choć ja osobiście nie ukrywam, że blisko mi do Twojego poglądu, że ten trener mógłby być bardzo dobrym wyborem. Organizacja gry Rakowa mnie się bardzo podobała.
Ja już nie będę się znęcał nad Probierzem, bo swoją opinię na temat tego trenera napisałem po meczu z Holandią. Zresztą, większość moich tez już zawarł w swoich postach Zbyszek. Mecz z Austrią, za przeproszeniem, zajebał zmianami. W meczu o wszystko, który musimy wygrać (!), przy stanie 1:1 ściąga napastników, którzy jako jedyni trafiali w bramkę i wprowadza m.in. gościa, który od początku turnieju głównie trenuje na rowerku. A już zmiana Slisza na Grosickiego, to chyba głównie po to, aby się przypodobać Kuleszy. Na ch** ten Grosicki, jak Austriacy już prowadzili i o kontratakach raczej nie mogło być mowy? Zrobiła się dziura w środku pola, z której Austriacy bardzo chętnie skorzystali.
Ale byłbym bardzo niesprawiedliwy, gdybym za całe zło tego świata obwiniał Probierza. O nie! A wręcz przeciwnie - ten selekcjoner jest akurat tutaj najmniej winny. Jak mawia stare powiedzenie: kto się wróblem urodził, kanarkiem nie umrze. Nie każdy może być trenerem reprezentacji a Probierz sam się na ten stołek nie posadził. Pozwolicie, że zabawię się w "political fiction". Mamy grudzień 2022, wybucha afera premiowa. Afera o podłożu stricte politycznym, kręcona przez ówczesną opozycję, żeby obrzucić gównem Morawieckiego. Robi się z tego też afera medialna, bo Michniewicz, to kumpel Stanowskiego i jego konkurenci biznesowi, czyli głównie PS i Meczyki walczący o oglądalność z Kanałem Sportowym od razu wyczuli, że można coś tutaj ugrać. Robi się smród na całą Polskie a wrogiem publicznym nr 1 staje się nie Morawiecki a Michniewicz. Czy gdyby wówczas wyszedł Kulesza, walnął pięścią w stół, to bylibyśmy teraz w innym miejscu? Według mnie, jak najbardziej. Wiem, że to gdybologia ale jestem w 100% przekonany, że z Michniewiczem wygralibyśmy grupę w eliminacjach i losowani bylibyśmy z innego koszyka.
Wielu kibiców zastanawia się, w jaki sposób staliśmy się hegemonem w takiej siatkówce a w piłce nie jesteśmy w stanie wyjść z poziomu przeciętniactwa. No to ja proponuję, aby cofnąć się do lat 90-tych i zobaczyć, jak wtedy wyglądał nasz siatkarski światek. Dokładnie tak samo jak teraz piłkarski. A potem przyszedł Solorz z Polsatem i zaczęły się naciski na ówczesne władze PZPS. Chyba najwyższa pora, żeby sponsorzy reprezentacji zaczęli robić dokładnie to samo, bo my już zaczynamy powoli zachowywać się jak kibice San Marino - cieszymy się z ładnej gry, mimo porażki.
Tak na szybko, z doskoku, bo pracowity weekend: ja się z Tobą jak najbardziej zgadzam, że Probierz przekombinował. Sam byłem nieprzyjemnie zaskoczony zarówno wyjściowym składem na Austrię, jak i reakcjami selekcjonera na poszczególne boiskowe wydarzenia. Wciąż jednak mam świadomość, że zacząć czytać jakąś książkę, a stosować się do zawartych w niej mądrości (porzuciwszy jednocześnie stare nawyki) to nie zawsze jedno i to samo. Wspomniany przez Ciebie Nawałka, zanim zbudował podstawy do swej konsekwencji, przez niemal rok (no właśnie…) miotał się jak wesz na grzebieniu. Dlatego tak samo, jak czasu potrzebuje Szymański, tak też potrzebuje go i Probierz. Zwłaszcza, że – wbrew temu, co piszesz – początki jego roboty wcale nie przebiegają w jakichś przesadnie sprzyjających okolicznościach.
Dobra, szerzej jutro
Prawie zgadzam się z CTP. I „prawie” tym razem nie robi różnicy, bo to czy Tusk namówił Morawieckiego, żeby ten złożył propozycję premiową kadrowiczom, dzięki czemu i przy pomocy usłużnych mediów mógł go później „obrzucić błotem”, to w sumie mało istotne. Czy Mariusz Chłopik okaże się tajnym agentem Tuska na miarę Pana Kleksa, czyli Tomasza Mraza, to również nieważne. Pozostawmy te „political fiction” własnym przekonaniom. Grunt, że faktycznie „afera premiowa” pogrążyła Michniewicza, a bez niej najprawdopodobniej prowadziłby dalej kadrę, z jakimi rezultatami, a to już czort wie, w Legii choćby z biegiem czasu było, co raz gorzej, w innych klubach też nie zagrzewał miejsca, raczej następowało między trenerem a zespołem tzw. „zmęczenie materiału”.
Fakt, że Czesiu to trener zadaniowiec i z postawionych celów potrafi się wywiązać, ale „na dłużej” to raczej nie funkcjonowało i zakładam, że pewne cechy charakteru Don Czesława grają tu swoją rolę.
Ponieważ „mleko się rozlało”, afera premiowa ujrzała światło dzienne, to moim zdaniem Kulesza musiał zwolnić Michniewicza, nie miał wyjścia, z wielu względów, oczywiście kierował się przede wszystkim tym, co było najlepsze dla niego, co da mu największą „piarową” korzyść. Z Fernando Santosem się przeliczył, ale jako prezio angażował trenera z największymi międzynarodowymi osiągnięciami w historii PZPN, pod tym względem przebił poprzedników, a że trafił kulą w płot, to już insza inszość.
Natomiast pełna zgoda z CTP odnośnie: „Zdecydowana większość PZPN-owskiego betonu, na którego czele stoi Kulesza wyznaje zasadę "żeby było, tak jak było". Jeżeli Kulesza w przyszłym roku jesienią zostanie wybrany na drugą kadencję to fakt, że Papszun do 2029 roku o posadzie narodowego selekcjonera może zapomnieć, zbyt podpadł związkowemu pryncypałowi.
W tej chwili jeżeli z Francją nie będzie blamażu, to opinia publiczna jest raczej przychylna Probierzowi, zatem Kulesza go nie zwolni, ciekawe natomiast co zrobiłby gdybyśmy wtopili jesienią w Lidze Narodów. Dlatego Probierz mówił, że mecz z Francją traktuje jako przygotowania do LN i do Mundialu a nie tylko do tej drugiej imprezy. Można by było założyć, że Liga Narodów to właśnie powinien być świetny poligon doświadczalny przy budowie zespołu na eliminacje do WM 2026, ale Probierz chyba sądzi, i chyba słusznie, że Liga Narodów to dla niego „być albo nie być”!
Gdyby się okazało, że Probierz pupil Kuleszy zawalił mecz z Austrią na Euro’24, następnie położyłby Ligę Narodów i jeszcze zawalilibyśmy eliminacje do Mundialu, a to ostatnie zbiegłoby się jesienią 2025 roku z wyborami na prezesa PZPN, to taki dotychczasowy prezio miałby przechlapane przez swojego protegowanego. Środowisko notabli związkowych mimo wszystko musi się liczyc z nastrojami vox populi, nie jest im potrzebny szlagier stadionowy: „jeb... jeb... PZPN”! Dlatego moim zdaniem Kulesza wymieniłby Probierza w przypadku gdybyśmy upupili w LN. Przynajmniej mógłby wówczas powiedzieć, że robił wszystko żeby uratować eliminacje i zatrudnił Skorżę, albo Urbana, jako „strażaka”, a że i oni nie dali rady to nie jego prezesowska wina, robił co mógł.
Za reprę trzeba trzymać kciuki, ale nie wierzę w golfowego cwaniaczka Probierza, nie trawię Kuleszy i jego popleczników, tkwią w mentalności cwaniaka żerującego na piłce, być może Zbyszek ma rację: „trzeba odbić się od dna. Ale aby odbić się od dna to najpierw trzeba to dno osiągnąć czyli na nie spaść. Być może my jeszcze nie jesteśmy na dnie i dopiero je osiągniemy.” Tym dnem może być brak awansu na WM 2026.
O „brak cwaniactwa”, Probierz już sam miał pretensję, choć moim zdaniem bezpodstawnie bo przy 1:1 z Oranje my próbowaliśmy właśnie „przycwaniakować” nie szliśmy na hurra do ataku, graliśmy „bezpiecznie” na utrzymanie wyniku, wydawało się że końcówkę meczu mamy pod kontrolą i może to nas zwiodło.
Z kadry Nawałki z 2016 roku mieliśmy prawego obrońcę klasy światowej, jednego środkowego defensora klasy europejskiej, plus dwóch krajowych rzemieślników, z których jeden akurat w czerwcu osiągnął swoje optimum, a drugi choć nie grał na „swojej” pozycji to i nie zawiódł. Ten kwartet uzupełnił jeden z najlepszych wówczas defensywnych pomocników w Europie, który w Sevilii i w ówczesnej repie osiągnął swój Mount Everest, żeby skoczyć następnie z tego topu ze spadochronem w kierunku Paryża, tylko że mu się ten spadochron nie otworzył.
............................... Szczęsny ................................
... Piszczek ...... Glik ............Pazdan .........Kiwior ...
....................Krychowiak ......Zieliński ......................
....Błaszczykowski .... Urbański ....Zalewski ............
..............................Lewandowski .............................
Z tą jedenastką Europa nasza!
p.s.
Za nasz najlepszy mecz w defensywie w XXI wieku uznaję ten z Niemcami z Euro’16, nie mogę jakoś ganić Probierza za grę w destrukcji naszej repry na Euro’24 gdy samemu wystawiałbym Dawidowicza na środku defensywy i Slisza jako środkowego pomocnika i zbierałbym zasłużone cięgi za te decyzje.
Personalia, owszem, to jedna kwestia. Glik był naturalnym liderem formacji, obecnie nie ma nikogo takiego, to jest prawdopodobnie kwestia pewnej naturalnej charyzmy i twardości. Jeżeli spojrzeć na bramki Austrii na 2:1 i 3:1 to były tam próby skasowania akcji we wczesnej ich fazie, ale tak miękkie i nieudolne, że aż przykro na to patrzeć w powtórkach. Glik (czy nasz Jędza) w analogicznej sytuacji zwyczajnie wdeptaliby napastnika w ziemię. Jednak jest jeszcze kwestia, o której mówił Pazdan w wywiadzie Ćwiąkały, w tamtej drużynie każdy trybik tkwił na swoim miejscu i wiedział co do niego należy. Zawodnik przyjeżdżał na kadrę i wiedział kto będzie grał obok niego, wiedział kto co będzie robił na boisku, to pozwalało wydobywać to co najlepsze z takich piłkarzy, obiektywnie rzecz biorąc przeciętnej klasy, jak on czy Mączyński.
Wracając z ogółu na szczegół, pisze Gawin że Papszun byłby lepszym selekcjonerem, niż Probierz. Być może. W momencie nominacji nie miałem swojego konia w tym wyścigu, nie mam go i teraz. Nie mam też jednak choć półcienia pewności, że faktycznie by tak było. Parafrazując słowa pewnej noblistki, tyle o innych wiemy, ile ich sprawdzono. OK., macie bliżej, więc nie wykluczam, że w pierwszej połowie poprzedniej dekady z wypiekami na twarzy śledziliście losy KS Łomianki, Legionovii i Świtu NDM. Jednak nawet jeśli w rzeczy samej tak było, możemy się chyba zgodzić, iż na (w miarę) poważnym poziomie Papszun został sprawdzony w jednym, niezwykle specyficznym miejscu, gdzie stosunek presji i oczekiwań do realnych możliwości wygląda zgoła inaczej, niźli w reprezentacji Polski. Papszuna nikt nie chciał dekapitować po (zdarzających się przecież) porażkach. Papszun mógł sobie z lubością stosować zasadę my way or the highway wiedząc, że ma wsparcie zamożnego pana Świerczewskiego, który w razie co sięgnie do swego przepastnego portfela i wyciągnie stamtąd pieniążki na następców piłkarzy odesłanych na szczaw. W kadrze z oczywistych przyczyn byłoby to niemożliwe. A, jeszcze jedno: Probierza kiedyś chciał i wziął Aris. No wiadomo, nie Real to, nie Man City, nie Panathinaikos nawet, ale jednak. Michniewicza wielokrotnie przymierzano do klubów rosyjskich i śmiało można przypuszczać, że gdyby nie wojna, to pewnie by do któregoś z nich trafił. Papszun natomiast przez rok siedział na bezrobociu i mimo licznych doniesień medialnych żadna choćby nawet ćwierćpoważna ekipa nie zdecydowała się na jego angaż. Jak na moje, o czymś jednak to świadczy.
Dlatego jeśli już rozmawiamy o straconych szansach w kontekście ostatnich nominacji selekcjonerskich, znacznie mocniej skłaniam się ku opinii CTP. Nie, nie w tej części o biednym Czesiu, zrobionym bez mydła przez wrednych dziennikarzoli z Meczyków. Ani tym bardziej o opozycyjnym sprawstwie afery premiowej, bo tu to już serio nie wiem czy się śmiać, czy płakać, czy w czoło popukać. Bardziej w tym, że jeśli chodzi o tę nieszczęsną aferę, to – używając niepoprawnego politycznie powiedzonka – kowal zawinił, a powiesili Cygana. I nawet jeśli Cygan troszenieczkę maczał paluchy w całej chryi, to na pewno nie był ani jedynym, ani pierwszym, ani nawet drugim kandydatem na stryczek. Twierdzi Iocosus, że Kulesza nie mógł CM oszczędzić. Ależ owszem, mógł. Ba, powinien był. Owszem, wymagało to sporej dawki cywilnej odwagi, no ale, do k’nędzy, bycie prezesem to nie tylko splendor, lecz przede wszystkim odpowiedzialność. Należało najpierw odbyć poważną rozmowę z Michniewiczem, pogratulować sukcesu (jaki, k’mać, by ten sukces nie był) i zaznaczyć, że jeśli chodzi o dalszą współprace, jej efekty mają być znacznie bardziej akceptowalne estetycznie. A potem wyjść do mediów i jasno zaznaczyć, że jeśli państwo redaktorstwo szukają winnego afery premiowej, to kancelaria premiera mieści się przy Alejach Ujazdowskich. Od trenera Michniewicza natomiast proszę się łaskawie odstosunkować. No i jasne, już nigdy się tego, niestety, nie dowiemy, niemniej wariant, w którym pod wodzą kontynuującego swą pracę CM wygrywamy grupę eliminacyjną, jawi się jako całkiem realny (z całym szacunkiem dla Albanii, Czech, Mołdawii i Wysp Owczych). A gdybyśmy tę grupę wygrali, to i grupa na samym Euro najprawdopodobniej wyglądałaby znacznie przyjemniej.
Tyle tylko, że to wszystko – no właśnie – gdybobranie. Fakty są takie, że ani Papszun nie został selekcjonerem (i w najbliższej przyszłości raczej nie zostanie), ani nie pozostał nim Michniewicz. My zaś mamy w związku z tym dość prosty wybór. Możemy dalej trzymać się starych przyzwyczajeń i destrukcyjnych zachowań, czyli powielać podejście wspomnianego przez CTP Kuleszy – „żeby było tak, jak było”. No co? Skoro robimy wciąż to samo, to najwyraźniej jesteśmy zadowoleni z efektów, nie? Gawin pisze, że cudem wywalczony awans nie napompował żadnego balonika. No tak, też mi się tak w pewnym momencie zdawało. Przez chwilkę było w miarę normalnie. Szkoda tylko, że cierpliwości i rozsądku starczyło do przedednia meczu z Austrią. Bo wtedy właśnie okazało się, że „musimy” go wygrać. A gdy nie wygraliśmy, natychmiast rozległo się stare, doskonale znane pierdolenie o „blamażach”, „kompromitacjach” itp. Probierz gamoń, Kulesza debil, Salamon, Bednarek, Lewandowski, Grosicki, Slisz, Moder, kurwa, wszyscy jedno i to samo drewno. My to naprawdę musimy strasznie lubić, skoro praktycznie co dwa lata (albo i częściej) z radością skaczemy do wciąż tego samego szamba.
Alternatywnie, moglibyśmy wziąć choć odrobinę przykładu z również wspomnianej przez CTP siatkówki. Nigdy nie ukrywałem, że nie jestem jakimś zaprzysięgłym fanem tej dyscypliny. Ale to dobrze, bo mogę spojrzeć na nią z dystansu i zauważyć, że jej sukces w Polsce odbył się trochę na zasadzie fake it till you make it. Znaczy najpierw była promocja pozytywnego wizerunku samej gry, dopiero potem realne sukcesy (i to jakie!). Generalnie polski kibic siatkarski ma uśmiechniętą buzię. Owszem, można by się trochę czepiać, że zadziera nosa, że jego zachowania czasem trącą cepelią, kiedy indziej galą disco polo, ale po co? Grunt, że ten uśmiech jest i piłka siatkowa kojarzy się w naszym kraju z radością. Z frajdą. Z rozrywką. Polski kibic piłkarski natomiast… Nie, nie chodzi mi nawet o tych zjebów, którzy zastraszają, czy wręcz biją piłkarzy. Taki zwykły, teoretycznie nikomu nie wadzący polski kibic piłkarski ma mordę wykrzywioną w grymasie permanentnego nieukontentowania. Wiecznie mu coś nie pasi, wiecznie gdera, wiecznie zrzędzi. To może, tak dla odmiany, ociupinkę byśmy się uśmiechnęli, co? Nie, nie dlatego, by upodabniać się do San Marino. Dlatego, że dosyć często z małych radości biorą się radości wielkie. A z małych wkurwów wielkie wkurwy.
Nawałka, zanim zbudował podstawy do swej konsekwencji, przez niemal rok (no właśnie…) miotał się jak wesz na grzebieniu.
Rok Probierza rokowi Nawałki nierówny. Nawałka miał tylko mecze towarzyskie, potem Gibraltar i od razu Niemcy. Probierz miał komfort w postaci braku większej presji czy oczekiwań, przy jednoczesnej możliwości rozgrywania meczów o stawkę, w których mógł i powinien wykuwać zespół. Tyle tylko że od razu po wygranej na Wyspach Owczych, kiedy niespodziewanie otworzyła się szansa na bezpośredni awans, on zamieszał w składzie i zaledwie zremisował z Mołdawią. Potem wygrał w karnych z Walią, ale porzucił zwycięskie ustawienie z tamtego meczu w czerwcowych meczach towarzyskich oraz w rywalizacji z Holandią, by wreszcie w najważniejszym meczu z Austrią nieoczekiwanie próbować odtworzyć pomysł realizowany przeciw Walii. Czyli ani nie wybrał i nie doskonalił jednego ustawienia, ani nie wykorzystał daru od losu, jakim mogła stać się obserwacja, że reprezentacja dobrze czuje się z dodatkowym zawodnikiem w środku pola.
Każdy wie, że w takiej grupie mogliśmy zanotować trzy porażki i sam pisałeś, że nasze oczekiwania powinny być takie, żeby zagrać trzy dobre mecze. Otóż mecz przeciw Austrii w żadnym wypadku nie był dobrym meczem i w znacznej mierze odpowiada za to trener, który osobiście podciął drużynie skrzydła. Widzę, że jesteś optymistą w kwestii umiejętności wyciągania wniosków przez Probierza i wykorzystania danego mu czasu, ja oczywiście również uważam, że powinien pracować dalej, bo jeżeli będziemy zmieniać trenerów po każdej porażce to wszystko to jest bez sensu, natomiast patrząc na poczynania Probierza nie mam żadnego przekonania, że on w ogóle doczeka marca przyszłego roku i startu eliminacji mistrzostw świata. Obym się mylił.
Pomijając wszystko inne, zapewne dużo ważniejsze w „zarządzaniu kryzysem wizerunkowym”, to załóżmy, że mógł utrzymac Czesia, ale Kulesza musiałby wówczas zwolnic Jakuba Kwiatkowskiego, człowieka, do którego nie miał zaufania, który nie był z „jego ekipy”, którego los był przesądzony i którego faktycznie zwolnił, ale nie w grudniu 2022 roku, a rok później posiłkując się swoim usłużnym protegowanym czyli Michałem Probierzem, który wziął „na siebie” dymisję.
Po mundialu w grudniu 2022 roku, Czesław Michniewicz, to „trzecia osoba” w państwie, jako selekcjoner reprezentacji piłkarskiej, odnosi największy sukces na Mistrzostwach Świata od 1986 roku, spotyka się z premierem, pewny siebie zdaje raport na pomundialowym spotkaniu z zarządem PZPN, na którym selekcjoner wybiela siebie w „aferze premiowej”, bagatelizuje ją, natomiast przypisuje winę „błędom komunikacyjnym” czyli personalnie związkowemu rzecznikowi prasowemu Jakubowi Kwiatkowskiemu.
Ten przybywa na spotkanie z zarządem i według relacji oznajmia: „"Przecież w ostatnim czasie odbyło się ponad 20 konferencji prasowych, jeśli chodzi o drużynę narodową. Michniewicz najchętniej brałby udział w każdej możliwej" – odpowiedział rzecznik prasowy PZPN - "O wpół do trzeciej nad ranem w Katarze po meczu Argentyna - Polska doszło do wezwania przez Czesława Michniewicza liderów drużyny. Miałem wrażenie, że kapitan zespołu Robert Lewandowski był zażenowany tą sytuacją" – relacjonował Kwiatkowski. "To właśnie w tym momencie asystent Michniewicza, Kamil Potrykus został zobowiązany do zbierania numerów kont piłkarzy, aby przelew premii nastąpił jak najszybciej" – dodał ws. kulisów premii.” Źródło: Kulisy wybuchowej rozmowy Michniewicza z PZPN. Trener ma swoich przeciwników - blog Redakcja (salon24.pl)
Po tym spotkaniu zarządu PZPN z trenerem i z rzecznikiem prasowym, jedno jest pewne dalsza współpraca tych panów na swoich stanowiskach jest niemożliwa. Czesława Michniewicza zna cała Polska, przy nim Jakub Kwiatkowski to „nołnejm”, a mimo to Kulesza pozostawia rzecznika prasowego, którego trener obarcza błędami komunikacyjnymi, a zwalnia selekcjonera, który na swojej posadzie odniósł sukces największy w polskiej piłce od trzydziestu sześciu lat!
Albiceleste, Kulesza mógłby powiedzieć w grudniu 2022 roku: „Od trenera Michniewicza proszę się łaskawie odstosunkować”, ale musiałby zwolnić Jakuba Kwiatkowskiego. Nie zrobił tego!?
Mateusz Morawiecki rozważa kandydowanie na urząd prezydenta RP, ma w tym swoich popleczników, choć prezes wszystkich prezesów chyba nieco stracił do niego zaufanie, ale z pewnością nie przez „aferę premiową”, z tej został dziwnym trafem w przekazie społecznym raczej wymiksowany, jego udział i sprawstwo wyciszone, jakiś wielkich kosztów wizerunkowych w swoim elektoracie nie poniósł.
Cezary Kulesza w swojej prezesurze porusza się jak „słoń w składzie porcelany” przynajmniej w medialnym przekazie, bo zakulisowo z „baronami” żyje mu się chyba dobrze, tu porusza się po świetnie znanych sobie ścieżkach, z „afery premiowej” też się wymiksował.
Na „aferze premiowej” stracił Don Czesław i piłkarze, którzy zachowali się jak dzieci, którym „dobry wujek” powiedział, chcecie cukierki, to oni odpowiedzieli pewnie, że chcemy, no jak dają, to jak tu nie brać, na dodatek od takiego wujka!
Nauka dla dzieci, nie brać cukierków i od nieznajomych i od przyszywanych dobrych wujków, zęby nie będą bolały!
A kto podpuścił i wujka i dzieci "na cukierki"!? Wiadomo Tusk!
Czyli „czytamy książkę”, jestem bardzo ciekaw jakim składem dziś wyjdziemy, takim żeby za wysoko nie przegrać, czy też porażka nam nie straszna liczy się gra w piłkę?
„Timing” decyzji prezesa PZPN powinien sugerować to drugie, Probierz nie ma się czego obawiać, tylko Don Czesław może z przekąsem zauważyć, a dlaczego taka szybka decyzja nie została podjęta na Mundialu bezpośrednio po meczu z Argentyną, a przed rozdmuchaniem „afery premiowej”?
Probierz zasłużył na szybką reelekcję choć wtopił, a Czesiu choć z grupy awansował to musiał czekać i się nie doczekał. Zakładam że Michniewicz dostrzeże w tym niesprawiedliwość losu, no cóż przynajmniej nie powinien mówić „wiatr w oczy biednemu”!
Tobie nieszczególnie do twarzy z maską stoika
W pierwszej chwili przeczytałem, że nie do twarzy mi z maską sŁoika i już-już spieszyłem z zapewnieniem, że w przewidywalnej przyszłości przeprowadzki do Warszawy nie planuję
A poważniej: w poprzednim komentarzu używałem „my” z pełnym rozmysłem. To wypierdalanie się na gupi ryj, powroty do durnych przyzwyczajeń, niepotrzebne uleganie emocjom, wykrzywiona morda, etc., to także o mnie. I jeśli o mnie chodzi, to na wspomnienie wiadomego meczu z Argentyną wciąż mnie podrzuca. I absolutnie nie chciałbym powtórek z takiej „rozrywki”. Nie przypominam sobie jednak, abym nawet wtedy uważał wykopanie Michniewicza za świetny pomysł. Nie chce mi się grzebać, ale coś mi chodzi po głowie, że podkreślałem nawet, iż to przecież nie jest tak, że on zamiłowanie do murarki wyssał z matczynym mlekiem* i gdyby mu stworzyć warunki, całkiem możliwe, że jego zespół prezentowałby futbol przyjemniejszy dla oka. Owszem, potem wybuchła afera i moje stanowisko przypominało obecne iocosusowe. Znaczy uważałem, że pozycja CM jest untenable. Tyle tylko, że od tamtej pory minęło półtora roku i okazało się, że był do dla naszej kadry czas kompletnie stracony. Nie tyle nawet znaleźliśmy się w punkcie wyjścia, co zaliczyliśmy zauważalny regres. Stąd też uważam, że rozstanie z Michniewiczem jednak było błędem.
jesteś optymistą w kwestii umiejętności wyciągania wniosków przez Probierza i wykorzystania danego mu czasu
Uhmmm… Zdefiniuj pojęcie „optymista” Po pierwsze, widzę że selekcjoner Probierz to jednak kto inny, niż trener [wstaw klub] Probierz. Nie jakiś diametralnie inny, ale inny. Już trochę tych wniosków wyciągnął i już stara się swój czas wykorzystywać. Że chciałbym więcej? Ba. Wciąż jednak mój nowo odkryty stoicyzm jakieś tam iskierki optymizmu wznieca.
Po drugie, problem ten sam, co przy ostatniej zmianie selekcjonera. I wielu poprzednich. Jakkolwiek grunt pod optymizm w przypadku Probierza nie byłby wątły, nie dostrzegam na horyzoncie absolutnie nikogo, kto obiecywałby jakieś solidniejsze podstawy. O swoich zastrzeżeniach wobec Papszuna już pisałem. Osobiście postawiłbym na Urbana, ale po uczciwości przyznać muszę, iż jemu także dałoby się napisać taką „laurkę”. I każdemu innemu polskiemu trenerowi co najmniej nie inaczej. Kolejna nominacja zagraniczna to ślepy strzał. A zmiana dla samej zmiany kompletnie mnie nie interesuje.
Po trzecie (i w sumie w całej hecy najważniejsze), uważam że powodzenie Probierza i długość jego kadencji w dużej mierze zależy od stworzonych mu warunków. Jeśli te będą minimum akceptowalne, nie widzę podstaw do pesymizmu.
I jeszcze w kwestii Probierz vs. Nawałka: nigdy nie ukrywałem, że mimo kiepskiej końcówki, bardzo wysoko oceniam pracę A.N. z kadrą. To po prostu był, jak do tej pory, nasz najlepszy selekcjoner w XXI wieku i jeden z najlepszych w ogóle, kropka. Wciąż jednak warto przypomnieć, że – o czym zresztą rozmawiacie z Iocosusem – potencjał jakościowy jego kadry był zna-a-aaacznie większy, niż obecnie. Ot, prosty przykład: za Nawałki Lewandowski to była autentyczna gwiazda europejskiej i światowej piłki, a już poważniejszy człowiek, niż za Smudy i Fornalika. Absolutnie oczywistym pozostawało budowanie drużyny wokół niego. Za Probierza Lewandowski to była gwiazda, wyciskająca ostatnie ostatki pasty ze swej tubki. Absolutnie oczywistym jest, że na filar drużyny to on się – pierwszy raz od nastu lat – kompletnie nie nadaje.
Dalej, nawet tak świetny selekcjoner, jak Nawałka, nawet z lepszą jakościowo, niż obecnie kadrą, wciąż potrzebował pokaźnej dozy farta. Bądźmy szczerzy, gdyby 16.6.2024 w Hamburgu rozkład szczęścia wyglądał tak, jak 11.10.2014 w Warszawie, to do bramki Buksy dorzucilibyśmy trafienie Zielińskiego, Bednarek z Salamonem wyblokowaliby strzały Gakpo i Weghorsta i cyk-fik-pach, Probierz miałby swój mecz założycielski. A gdyby Nawałka ze Szwajcarią miał tyle fuksa, co Probierz z Austrią, żadnego tam ćwierćfinału by nie było.
* i to mimo, że przecież onegdaj trenował Lecha ;]
@ Iocosus:
Pamiętajmy, że do rozdawania cukierków ostatecznie nie doszło głównie dlatego, że dziadzio Jaruś wściekł się na wujaszka Mateuszka i wytargał go za drewniane ucho. N’ale generalnie wiadomo: wszystko wina Tuska. Aż dziw, że się chłopu nadal chce bawić w jakąś tam politykie, zamiast zapaść się w bujanym fotelu i z uśmiechem na germańskiej mordzie liczyć dochody z winnicy ;p
Co do Kuleszy, on ma na pewno za krótkie łapki, żeby sięgać po Morawieckiego. Ale już swoich podwładnych (czyli i Michniewicza, i Kwiatkowskiego, i Lewandowskiego z Krychowiakiem nie inaczej) mógł i powinien był potraktować inaczej, niż to zrobił. Ot, np. zamiast kogokolwiek wywalać, zorganizować akt zbiorowej ekspiacji. PR’owo to zazwyczaj bardzo skuteczne posunięcie. Zwłaszcza za pierwszym razem.
No i fajnie, obojętnie jakim wynikiem to się zakończy na skład marudzić nie będę. Samemu zamieniłbym tylko Bednarka na Walukiewicza, ale to tylko dlatego, że nie mam wyrobionej opinii o tym drugim.
Podoba mi się Sebastian Szymański w jedenastce, moim zdaniem, nie tyle czasu, co zaufania trenera jemu potrzeba, ale to pierwsze byłoby i funkcją tego drugiego. Chciałem Modera jako defensywnego pomocnika to i mam i obym nie miał za swoje, bo to próba najwyższej kategorii, wyzwanie większe niż w Premier League. Jak on dziś wypadnie to największa zagadka i chyba największe ryzyko podjęte w dzisiejszym meczu.
Trzymam kciuki, za Michniewicza gdy próbowaliśmy grac w miarę otwarcie z Belgią, to zakończyło się to dotkliwym 6:1 i posłużyło później trenerowi do przekonania kadrowiczów że musimy i możemy grac z potentatami tylko sposobem i defensywką i przesuwaniem, przesuwaniem, przesuwaniem. Mam nadzieję, że Probierz nawet w przypadku negatywnego wyniku taką drogą nie podąży, a będzie cierpliwie próbował wdrażac do repry „grę w piłkę” nie zrażając się czymkolwiek.
Mbappe (56. min. – k.) Lewandowski (79. min. – k.)
Żółte kartki: Zalewski, Dawidowicz, Świderski – Rabiot
FRANCJA: Maignan – Kounde, Upamecano, Saliba, T. Hernandez – Tchouameni (81' Fofana), Kante (61' Griezmann), Rabiot (61' Camavinga) – Dembele (86' Kolo Muani), Mbappe, Barcola (61' Giroud)
POLSKA: Skorupski – Bednarek, Dawidowicz, Kiwior – Frankowski, Moder, Zieliński, Zalewski (68' Skóraś) – S. Szymański (68' Świderski), Lewandowski, Urbański
Z honorem kończymy Euro'24. Ten mecz daje nadzieje na przyszłośc, wskazuje kierunek w którym powinniśmy zmierzac, oczywiście błędów było sporo, momentami cierpła skóra, pracy przed trenerem i drużyną ogrom, ale ... ale jest nadzieja!
I git same plusy . Nie kończymy bez punktu . Lewy bramkę strzelił czyli zamknął buzie Wichniarkom ( kto to kurwa jest ? Co on w porównaniu z Lewym osiągnął ?) Teraz zmiana trenera na Janka Urbana i jedziemy z tym koksem .
Pierwsze 30-35 minut to gra na miarę moich oczekiwań, później tak jakby w dortmundzkim upale zaczęliśmy marzyc o gwizdku na przerwę, odpoczynek był złudny, ponieważ Francuzi początkowo nas zdominowali zupełnie, na szczęście zmiana Świderskiego nas nieco orzeźwiła, a rywale tak jakby spuścili z tonu zadowalając się prowadzeniem. Zadufanych pokarało, Świder wykręcił karnego, Lewy ma najbardziej irytujące karne w historii futbolu, ale koniec końców skuteczne i mamy remis.
Fakt ten mecz moglibyśmy przegrać i nie można by było mieć pretensji do losu, fortuna nam jednak sprzyjała, a przede wszystkim mieliśmy w bramce Skorupskiego. To pierwszy wniosek, który chyba rozwiewa dylemat, który z bramkarzy przejmuje pałeczkę po Wojtku Szczęsnym. Skorupskiemu po latach cierpliwego terminowania na reprezentacyjnej ławce rezerwowych i po tym meczu po prostu się to należy.
Paradoks ostatniego naszego występu na Euro polega na tym, że dotychczas nasi najlepsi piłkarze, Kiwior, Zalewski, Zielinski nie zagrali swojego optimum, Kiwior chyba nawet zanotował jeden z najsłabszych występów, ale mimo to jako zespół nie wyglądaliśmy źle, a przez pierwsze pół godziny prezentowaliśmy się naprawdę dobrze. I zawdzięczamy to postawieniu na technicznych, kreatywnych piłkarzy.
W przypadku Modera trzeba zakląć Anglików, żeby w klubie zaczęli go wystawiać na „szóstce”, jeżeli nabierze doświadczenia na tej pozycji to byłby to zysk niesamowity. Z takimi atutami „do gry w piłkę” nie mieliśmy dotychczas defensywnego pomocnika.
Kacper Urbański wyważył bramę do pierwszej jedenastki Biało-Czerwonych. Nie wyobrażam sobie repry bez niego.
Sebek Szymański jak słyszę gdzieniegdzie jest krytykowany, ale jak dla mnie zagrał dużo lepiej niż z Holandią, może nie olśnił, ale w pierwszej połowie dobrze uzupełniał Zielka, Zalewskiego, Urbańskiego i oto właśnie chodziło. W drugiej zgasł, ale tak jak i pozostali.
Mam nadzieję że Zalewski zmieni klub i zacznie grac regularnie i choć zrobił ogromny postęp w defensywie, to mam spore wątpliwości czy „wahadło” to najlepsza dla niego pozycja. W repie z takimi ekipami jak Holandia lub Francja gramy w systemie 5-3-2 i wahadła są wycofane do linii obrony i egzekwowanie od nich jeszcze roli skrzydłowych jest cholernie wymagające i eksploatujące fizycznie. Upewniłem się, że gra czwórką defensorów byłaby dla nas korzystniejsza, ale i tak w porównaniu z „michniewiczowszczyzną” jest postęp, przeszliśmy z 6-3-1 na 5-3-2.
W defensywie błędów nie uniknęliśmy, musimy szukać szybkich, zwrotnych obrońców, jeżeli ich nie znajdziemy, będziemy zdani na Skorupskiego tak jak w meczu z Francją.
Co do optymizmu wobec Probierza: stawiam calvados przeciw chateau de l’yaboilles, że nasz selekcjoner miał przed tym meczem podobne obawy do tych wyrażanych przez Iocosusa. Kurczę, to przecież jest Francja. W dodatku Francja, której do wygrania grupy (a co za tym idzie, załapania się do teoretycznie znacznie łatwiejszej połowy drabinki) przydałoby się wysokie zwycięstwo. A co jeśli zbytnie otwarcie się w meczu z nimi skończy się tak, jak z Belgią za Michniewicza…? No i, bądźmy szczerzy, mogło. Może niekoniecznie aż 1:6, ale tak ze 2:5 to spokojnie. Przypuszczam, że spora część okołoreprezentacyjnego entuzjazmu roztopiłaby się wówczas w dortmundzkim upale. Mimo to, Probierz nie stchórzył i po kroku wstecz z Austrią postanowił wrócić na ścieżkę obraną przed meczami z Ukrainą i Turcją. Fajnie, że dostał za to nagrodę. Owszem, niby to tylko nagroda pocieszenia, w dodatku niezbyt okazała. Zawsze jednak lepiej taka, niż żadna.
Fajnie również, że pokazaliśmy, iż bramki w końcówkach możemy nie tylko tracić, lecz także strzelać. To dobrze robi na team building.
Cieszy mnie też, że naszą grupę wygrali Austriacy. Powtórzę: bierzmy z nich przykład. Bo oni zupełnie serio pokazują, że nawet nie mając w składzie nie wiedzieć jakich tuzów, wciąż można wypracować własny styl, który przy sprzyjających wiatrach pozwoli nawiązać walkę z mocarzami. A nawet ją wygrać. Jungs, super gemacht!
Na koniec – tak żeby Gawinowi oczy się nie zrobiły jak Okrągła Wieża w Kopenhadze – trochę sobie pozrzędzę. Ale nie na piłkarzy, trenerów, sędziów, czy nawet działaczy, a na językowego potworka, który od dawien dawna doprowadza mnie do szału. Przestańmy wreszcie klepać o meczach o honor. Od kiedyż to, przepraszam, porażka w sporcie oznacza stratę honoru…? Albo że dobrze, że ten remis, bo inaczej byłby wstyd, bo zero punktów. No ludzie, jaki wstyd? Wstyd to było granie w kartki z Meksykiem. Grać z Francją w piłkę i (ewentualnie) przegrać? Lepszym od nas się to zdarzało i będzie zdarzać.
Przyszlość. Patrząc na skład naszej kadry w tych 3 meczach, to odnoszę wrażenie, że Probierz potraktował ten turniej sparingowo. Ale moje wnioski po tych "sparingach" nie są zbyt optymistyczne. Ta grupa piłkarzy nie wygląda mi, żeby osiągnęła coś więcej, niż wymęczony awans na MŚ. Moim zdaniem, największym problemem tej kadry jest brak liderów. Nawałka miał Glika, Krychowiaka i Piszczka, Probierz takich piłkarzy nie ma. Czy takimi liderami mogą się stać jacyś piłkarze z obecnej kadry? Szczerze w to wątpię. Nie widzę tam ludzi o takiej mentalności. Póki co, to ja nawet nie widzę, żeby selekcjoner w ogóle próbował stworzyć takiego lidera.
Zmiany pokoleniowe często potrafią zniszczyć piłkę reprezentacyjną. Norwegia, Szwecja, to był kiedyś piłkarski top a teraz nawet nie łapią się na turnieje. Obawiam się, że nas też czekają ciemne czasy.
Odrzucam z niejakim obrzydzeniem to utrwalone w świadomości społecznej robienie z klęsk sukcesów czego przykładami są takie wybrane przypadkowo cytaty:
- z " Pana Tadeusza": " ...Szabel nam nie zabraknie,szlachta na koń wsiędzie . Ja z synowcem na przedzie i jakoś to będzie "....
- z pieśni "Morze , nasze morze" : " ...Mamy rozkaz cię utrzymać, albo na dnie twoim lec, albo na dnie z honorem lec".
- z pieśni wielce patriotycznej : "... W naszym polu srebrne ptaszę. Poszli w boje chłopcy nasze. Hu!Ha! Krew gra, duch gra. Hu! Ha! Niechaj Polska zna jakich synów ma !. Obok orła znak Pogoni. Poszli nasi w bój bez broni ! ... Niechaj Polska zna jakich synów ma !".
Michał Probierz doskonale wpisuje się w ten scenariusz naszego nieudacznictwa . Od dawnych czasów , jeszcze starożytnych wywodzi się powiedzenie ,że z wojny można wrócić z tarczą ( jako zwycięzca) lub na tarczy ( jako pokonany). My chyba poszliśmy w bój nie tylko bez broni ,ale i bez tarczy, bo w historii czegoś takiego nie grali ,żeby pokonany wracał z tarczą. Trener Michał Probierz założył na wczorajszy występ gustowny szarawy garniturek łamiąc starą tradycję,że na pogrzeb wypada wystroić się w czarne wdzianko. Lecz chyba miał do tego postawy , bo na wygranego namaścił go sam prezes Kulesza uważając,że wyniki są sprawą drugorzędną , bo najważniejsza jest medialna prezentacja . Z drugiej strony ta nieodwzajemniona miłość dla naszego milusińskiego oznacza,że , aby zmienić Probierza to najpierw należy pozbawić fuchy Kuleszę.
Przed Euro , o czym pisałem , miałem takie przekonanie ,że trafiliśmy do dobrej grupy z tego powodu,że media w w sumie będą ostrożne w forsowaniu tromtadracji ,a jak odpadniemy to krytyka będzie ,ale wielce umiarkowana. Lecz z mego punktu widzenia właśnie z uwagi na grę z Holendrami , którzy potrafią wygrywać tylko z miernotami ( Polska się do nich sama zaliczyła) oraz z Francuzami , którzy bez Mbappe nie wygrali od 7 lat żadnego meczu ( wystarczyło go pokryć) powinna wyjść z grupy . Te racjonalne przesłanki w czyn zamieniła drużyna Austrii, która dysponuje niżej notowanymi zawodnikami, niż nasz zespół.Więc zamiast rżeć jak osły z klęski wypada zastanowić się co sprawiło ,że to oni ,a nie my . W moim przekonaniu w naszym sztabie nie było nikogo , kto by był w stanie realnie , w miarę obiektywnie ocenić siłę gry naszych grupowych rywali. Od mediów nie wymagam, aby wyszły poza schemat myślowy oparty na klękaniu przed uznanymi przez rankingi mocarzami,lecz chyba w naszym sztabie nie tylko na użytek PR stworzono ten przekaz ,że oto mamy marne szanse ,ale i w te bajeczki uwierzono. Wczorajsze spotkanie z Francją dowiodło ,że ten diabeł był malowany i wcale nie był taki straszny i nie do pokonania. Trener Probierz popełnił ten sam katastrofalny błąd co Michniewicz w Katarze, a mianowicie Czesio w pierwszym spotkaniu z Meksykiem wyszedł po punkcik, a gdybyśmy z nimi wygrali do mielibyśmy prostą drogę do półfinału - zamiast Maroka, tak i Probierz z Holendrami chciał zdobyć punkcik, a kiedy się nie chce wygrać to najczęściej ponosi się porażkę. I poniósł.
Na własne życzenie siedliśmy okrakiem na barykadzie , ani nie grając ofensywnie, ani defensywnie, licząc jak u Mickiewicza,że jakoś to będzie.
Możemy się tylko pocieszać,że legliśmy na dnie ,ale za to z honorem. .
Luki w obronie to oczywiście jest poważny temat do pracy. Nie dość, że nasi obrońcy europejskimi tuzami nie są, to w dodatku zawodzi przesuwanie, przekazywanie, ogólnie organizacja gry defensywnej całej drużyny. Słabiutko wychodzi nam wysoki i średni pressing więc często wpuszczamy przeciwnika bardzo głęboko, wiadomo że wtedy będą sytuacje. Holendrzy mieli ich dużo, a Francuzi jeszcze więcej, mimo że Francja nacierała bardzo statycznie, szukając małej gry w polu karnym, oni chwilami wyglądali wręcz jakby uczestniczyli w gierce treningowej a nie w meczu o stawkę. Ale liczę na to, że będzie lepiej, w końcu nie każdy mecz jest przeciw Mbappe i Dembele, a Probierz wydaje się, że chce ustabilizować linię obrony pod względem personaliów, to powinno skutkować lepszym wzajemnym zrozumieniem i pewnością, choć faktycznie brakuje w tej formacji naturalnego lidera.
W grze ofensywnej w sumie jest podobny problem, irytująco często tracimy piłkę przez brak wzajemnego zrozumienia, jeden liczy, że drugi mu wyjdzie na pozycję, drugi czeka na piłkę do nogi itp. Ale to też jest prawdopodobnie kwestia zgrania i wypracowania działających schematów. Widzę pewną wątpliwość dotyczącą trójkąta ofensywnego, czy lepiej grać dwiema dziesiątkami i napastnikiem (Urbański, Szymański, Lewandowski), czy szukać gry na dwóch napastników. Chyba delikatnie skłaniałbym się ku tej drugiej opcji, głównie dlatego, że Lewandowski z oczywistych względów nie jest w stanie wykonywać pracy pressingowej na pełny etat, ktoś musiałby go odciążyć. Jak mówimy o takich Austriakach (czy Maroko na MŚ w Katarze) to widać jak ważna jest intensywność, współpraca między formacjami, umiejętność przerwania ataku rywala gdzieś na trzydziestym, czterdziestym metrze od bramki. Lewy w tym już nie pomoże, w ogóle jeżeli dogra do kolejnych MŚ to już raczej tylko jako opcja na atak pozycyjny i na słabszego rywala.
Iocosusie, takich to nam trzeba było w Legii, gdy Kosta ustawiał obronę na środku boiska W kadrze trzeba przede wszystkim poprawić organizację gry defensywnej całej drużyny. Jakim niby cudem Kiwior miałby mieć stuprocentową skuteczność przeciw Dembele, jak Dembele to jest facet, który umie kiwnąć każdego obrońcę świata? Tu trzeba podwajać kiedy się bronimy albo grać na takim ryzyku jak Austriacy, którzy siadali na Francuzach bardzo wysoko i nie pozwalali im trzymać piłki. Oczywiście Francuzi nie raz i nie dwa minęli ten pressing i mieli autostradę na skrzydle, ale ile zdrowia kosztował ich tamten mecz to było widać na ich twarzach po końcowym gwizdku. Z nami jest natomiast taki problem, że ani nie pressujemy wysoko, ani nie stawiamy szczelnych zasieków w niskiej obronie. Jest to oczywiście w jakiejś mierze problem personalny, ale wg mnie jednak więcej jest do zrobienia w organizacji gry.
Co do Kiwiora, super, że jest w Arsenalu, nawet trzeba powiedzieć, że okrzepł tam i generalnie nie zawodził, ale jednak jak wszyscy są zdrowi to jest dopiero trzeci w kolejce do grania na lewej obronie (a nie półlewym stoperze, bo oni przecież grają 4-3-3) i być może jedna z przyczyn jest taka, że on faktycznie nie zawsze odnajduje się w grze jeden na jednego, choćby ta bramka zawalona z Bayernem, kiedy został zmieniony już w przerwie. Wartościowy chłopak, z papierami na granie, ale niekiedy gubi go brak zdecydowania czy siły fizycznej, w ogóle sądzę, że lepiej odpowiadała mu jednak włoska piłka.
Co personaliów jeszcze to bardzo żałuję Nawrockiego w kontekście kadry, jak on jest zdrowy i w formie to jest właśnie taki obrońca, który wychodzi wysoko, który szybko kasuje akcje przeciwnika, fantastyczny potencjał. Ale... wiadomo. No i warto nadmienić, że w młodzieżówce nie za bardzo widać następców, zresztą rozmawialiśmy na ten temat niedawno.
Zmiany pokoleniowe często potrafią zniszczyć piłkę reprezentacyjną.
To akurat prawda, chociaż z topową Norwegią to chyba lekko się CTP zagalopowałeś Generalnie to jest problem w krajach spoza ścisłego topu, tacy Holendrzy czy Włosi, nawet jak w teorii są w kryzysie, potrafią znienacka wykręcić dobry wynik na mistrzowskiej imprezie, innym ciężko o taką powtarzalność i regularność. Ciekaw jestem co będzie np. z Chorwacją jak ta ich mistrzowska druga linia zacznie zawieszać buty na kołku. Serbia też nie wygląda najlepiej, tzn. tam przez długie lata był problem innego rodzaju, niewykorzystany potencjał, ale teraz to już jest po prostu zmęczona, nudna i jednowymiarowa drużyna - bo też nie można przegapić tego momentu, kiedy trzeba zacząć wpuszczać świeżą krew.
Edit: Dodam jeszcze tylko, że od zawsze imponuje mi jak z grą na miarę potencjału radzą sobie Duńczycy (przynudzam z Duńczykami od lat), ale tam są pewne zjawiska z naszego punktu widzenia kompletnie niezrozumiałe. Przykład - do Kataru jechali jako kandydat do gry minimum w ćwierćfinale, po świetnych mistrzostwa Europy i znakomitych eliminacjach do mundialu, skończyło się tak, że nie wyszli z grupy, przegrywając decydujący mecz z... Australią. U nas to byłaby błyskawiczna dekapitacja trenera, sztabu, kadrowiczów, a tam co, trener został na stanowisku, a zespół nadal gra swoje, czyli w sumie nic wielkiego czy porywającego, ale Anglików zepchnęli do głębokiej obrony, ze swojej grupy wyszli i w sobotę będą grać z Niemcami.
To jest główny powód, dla którego nie wierzę w powodzenie projektu pt. selekcjoner Probierz. Moim zdaniem, pół roku, to wystarczający czas, żeby nauczyć zespół tak podstawowych schematów taktycznych. Skoro Michniewiczowi zajęło pół roku, żeby wprowadzić z sukcesem "Czesio ball" (abstrahuję od sensowności takiego grania), to jest dowód na to, że jak się chce, to jednak się da. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że grając ofensywnie jest trudniej ale pamiętam, że Francuzi bez problemów tworzyli sobie sytuacje, nawet jak staliśmy 11 w polu karnym. Gramy bardzo źle, gdy jesteśmy bez piłki i ja nie widzę tutaj żadnej poprawy.
Fakt, że drugi gol to już był piłkarski babol Kiwiora, co dziwne w podobnym nieco gatunku jak ten przy utracie bramki z Francją. Sane depnął i uciekł Kubie, wszedł w pole karne i tam został faulowany, już przez kolegów Kiwiora, którzy powinni mieć do niego uzasadnioną pretensję, że na coś takiego pozwolił, nie przerwał nawet faulem przed szesnastką dynamicznego wejścia Niemca.
Na Euro Dembele depnął i również uciekł Kubie, wszedł w pole karne i tam goniący go Kiwior samemu Francuza faulował, może pamiętał, że z Sane tego nie zrobił i stracił miejsce w jedenastce, tyle tylko, że w jednym i drugim przypadku faul powinien być przed polem karnym. Ale też faul świadczy, że nasz najlepszy defensor w obu przypadkach był spóźniony, a rywal mu odjeżdżał jak TGV składowi towarowemu. A przecież wydaje się że Jakub Kiwior to najszybszy z grona Bednarek, Salamon, Dawidowicz. Jasne i Sane i Dembele większości defensorów w Europie mogą uciec, ale chciałbym przynajmniej takiego „chama” i „brutala”, który jeżeli już to zdąży z faulem zanim „turbodoładowani” wjadą w szesnastkę.
„lepiej odpowiadała mu jednak włoska piłka” – wydaje mi się, że Kiwior szybciej znajdzie podstawowe miejsce w włoskim klubie niż w Arsenalu, dlatego też byłbym zwolennikiem powrotu do Włoch.
Gawin: „W kadrze trzeba przede wszystkim poprawić organizację gry defensywnej całej drużyny.(...) Tu trzeba podwajać kiedy się bronimy albo grać na takim ryzyku jak Austriacy, którzy siadali na Francuzach bardzo wysoko i nie pozwalali im trzymać piłki.” – ale podwajanie stosował Michniewicz w swom 6-3-1, w którym oprócz środka, to miał jeszcze asekurację bocznych stref i Probierz w 5-3-2, który od Michniewicza okazał się odważniejszy o jednego piłkarza przesuniętego z zadań stricte defensywnych do tych bardziej ofensywnych. Michał Zachodny dowodzi że w tych ustawieniach my z założenia „ryglujemy” środek, budujemy zasieki, asekurujemy się, tylko co z tego jak i na Mundialu’22 i na Euro’24 to nasi bramkarze mają najwięcej okazji do wykazania się, a drużyny przeciwne notują największą ilośc strzałow, kontaktów z piłką w polu karnym i tym podobnych „ofensywnych” przewag statystycznych. Z tym naszym „podwajaniem” i „asekuracją” nabijamy im te statystyki, a przy tym tracimy siły, żeby coś sensownego robić z przodu.
Dlatego w odróżnieniu od Zachodniego, który chciałby „doskonalenia” ustawienia, samemu wolałbym żebyśmy je zmienili i grali czwórką z tyłu. Przesuńmy „pole ciężkości” na linię pomocy, czyli grajmy o „środek pola”, Zieliński, Urbański, Sebek Szałachowski nie grają w zespołach, które są tak nisko ustawione jak reprezentacja Polski, zatem powinni się łatwo zaadaptowac do "wyższej" gry, zapewne też by im bardziej odpowiadała. Skoro mamy deficyty w obronie to ciężar gry przenieśmy na linię pomocy, tu mamy grajków na pozycjach „8/10” o wyższym potencjale niż wśród defensorów. Grając trójką w pomocy po stracie piłki środek boiska oddajemy walkowerem skazujemy się tylko na przesuwanie i bieganie za piłką, jeżeli będziemy mieli pięciu zawodników w środkowej strefie będziemy o nią walczyc, z czwórką obrońców w asekuracji za plecami pomocników.
Zalewskim się zachwycamy ze względu na swoje walory ofensywne, a nie defensywne, gdyby w bocznym korytarzu miał za plecami lewego obrońcę, może choćby i tego Wdowika o ile potwierdziłby się w Bradze, to i Nicola nie musiałby się tak eksploatować grajac ustawiony wyżej niż jako wahadłowy.
Cash mnie nie zachwyca w destrukcji, ale jako przede wszystkim prawy obrońca jest wyceniany na 28 mln €, czyli nie może być „ogórkiem”. W ostateczności na flankach możemy adoptowac i Kiwiora i np. Ariela Mosóra, a przynajmniej go sprawdzic na tej pozycji, zabezpieczałby tyły, a przed nim mógłby hasac ktoś bardziej ofensywnie nastawiony: Skóraś, Benedyczak, a może i Pieńko lub Musiałowski o ile wyjdą z cienia pudełka „marnowanych talentów” do którego póki co zmierzają.
Samemu wychodzę z założenia, że szybciej znajdziemy dwóch bocznych defensorów, szybkich i zwrotnych niż trzech środkowych obrońców na europejskim poziomie.
Swoją drogą ten „challenge” Zibiego z "meczyków" chciałbym zobaczyc w wykonaniu samego Czesława Michniewicza, nie jestem pewien czy poszło by mu lepiej niż redaktorowi Włodarczykowi?
Co do meczu Arsenalu z Bayernem to tak Iocosusie, on został wrzucony na konia przy pierwszej bramce, ale też sam zawiesił się, nie był gotowy na podanie, dał się zaskoczyć. Nie jego wyłączny, indywidualny błąd, ale kiepsko to wyglądało. Przy drugiej bramce wg mnie bardziej zwykła, boiskowa sytuacja, Sane minął go w pełnym biegu, to się zdarza. Co innego przegrany pojedynek, a co innego błąd w ustawieniu czy brak koncentracji, chociaż wydaje mi się, że Arteta rozliczył go wtedy w przerwie za całokształt. Kiwior był oszczędzany na ten mecz, miał zapewnić lepszą jakość w obronie, tymczasem Bayern kilka razy wjechał jak w masło jego stroną.
Przy czym, skoro już piszesz o jego prawdopodobnie niezbyt wysokiej pozycji w szatni Arsenalu, dodałbym jeszcze od siebie, że wielokrotnie bywał niepewny w pierwszych minutach meczów, jakby potrzebował kilku zagrań, żeby się uspokoić, też jego mowa ciała nie zawsze emanuje pewnością siebie - niestety raczej nie jest to materiał na lidera formacji.
@ gra defensywna
Myślę, że skoro Probierz postawił już na trójkę w obronie i na konkretne nazwiska to powinien się tego trzymać. Zresztą gdyby zaczynając pracę, postawił na czwórkę, napisałbym dokładnie to samo o grze czterema, bo tu nie ma łatwej recepty, jasne, to kwestia personaliów, ale też warsztatu trenera, balansu między atakiem a obroną, świadomości zawodników itp. itd. Holandia ma najwyższej klasy środkowych obrońców, a Austriacy robili z nimi co chcieli, ba, nawet my stworzyliśmy sporo sytuacji, a w końcówce Piotrowski (!) tańczył z nimi niczym Dembele. Wszystko dlatego, że Holendrzy jako zespół niechętnie bronią, zwłaszcza na skrzydłach często hula tam wiatr. Z kolei Austriacy grają jakby byli w klubie, a nie reprezentacji, doskakują, doklejają się, gonią przeciwnika po całym boisku jak szaleni, to jest absurdalna intensywność i rzadkość w piłce reprezentacyjnej, ale to musisz mieć zawodników, którzy mają zdrowie do takiej gry, którzy godzą się na to i którzy tego się nie boją.
W grze reprezentacji za Czesława najgorsze było nie podwajanie, przesuwanie i odbudowanie, dla Nawałki to przecież też było niezwykle istotne, tylko zabijanie naszej gry ofensywnej przez unikanie ryzyka, stosowanie długiej piłki, atak minimalnymi siłami. Podobnie do Michniewicza ustawiał zespół Brzęczek i to się oczywiście nie może podobać nikomu, ani kibicom, ani neutralnym obserwatorom, ani piłkarzom, bo rzeczywiście wiodący rys profilu naszej kadry jest jednak ofensywny, nie tylko z uwagi na osobę Lewandowskiego. Przy czym to niestety nie są zawodnicy do ciężkiej pracy w wysokim pressingu, piszesz np. Iocosusie o Zielińskim w kontekście Napoli, ale on w mistrzowskim sezonie miał obok siebie Lobotkę i Anguissę, a i tak z boiska schodził jako pierwszy zwykle około 60. minuty, nawet tylko średni pressing to nigdy nie będzie jego gra. Lewy też powie, że on musi oszczędnie gospodarować siłami, inwestować w zrywy w grze ofensywnej, a nie latać jak głupi od obrońcy do obrońcy, dlatego też napisałem tam wyżej, że grałbym jednak dwójką napastników, Lewym grającym centralnie i tylko przesuwającym i drugim, wybieganym napastnikiem, który byłby pierwszym obrońcą (Buksa?). Nie będzie zatem Probierzowi łatwo z tym tematem, ale myślę, że przy konsekwencji i przy pewnej chemii między nim a zespołem, powinien jednak być progres, zwłaszcza że jest to człowiek ambitny i raczej nie postrzega swojej roli jako faceta, który rzuca piłkę na boisko i mówi chłopakom, żeby grali.
@ wstyd i honor
A co sądzicie Panowie o ustawce w meczu Słowacji z Rumunią? Wstyd? Czy normalna gra podyktowana faktem, że zasady są takie, a nie inne?
Piotrek Zieliński z Sebkiem Szymańskim to kolejna para, tylko że piętro wyżej, która nie lubi strzępić języka, natomiast w tej chwili Zielek ma taki autorytet i szacunek za umiejętności w naszej reprezentacji, że staje się jej autentycznym liderem i opaska kapitańska go nie uwiera.
Zresztą my przez lata budowaliśmy reprę pod Lewego, a teraz przez cztery lata powinniśmy tworzyć reprezentacyjną jedenastkę pod Zielka. mam tylko nadzieję, że w Interze sobie poradzi, a nie wyląduje w głębokiej rezerwie, żeby z niej się później przenieść na gażę od szejków arabskich.
Introwertycy w grupie mają trudniej, szczególnie z początkową adaptacją, ale gdy sportowo się potwierdzą i obronią to mogą być lepszymi liderami od gadułów, którym usta się nie zamykają i tylko mielą i mielą językiem.
cdn
W historii piłki kopanej ,a jeszcze bardziej w siatkówce mieliśmy do czynienia z takimi cwaniaczkami , którzy żywili się stwarzaniem złudzeń,że oto zmiany i czas przyszły niedokonany sprawi ,że spadnie na nas manna z nieba.
Bowiem w podtekście trener mówi nam ,że on nie jest niczemu winien , bo krawiec kraje tak jak mu materii staje. W konsekwencji my nie możemy trenerowi niczego zarzucić, oprócz wora na łeb ,bo on zawsze może powiedzieć,że miał zawodników słabych i nic nie mógł na to poradzić.
Tylko,że dziś takie gadki raczej śmieszą, gdyż wynikowo to polska reprezentacja była najgorsza na tegorocznym Euro, a biorąc pod uwagę dziesiątki parametrów porównawczych to dwie ekipy wyraźnie odstawały od reszty : my i Czes,i przy czym Pepiczki byli jeszcze odrobinkę gorsi od naszych repów.
Więc jak by nie patrzeć to dobrze nie było .
Nawet nie chodzi o samo patrzenie w przyszłość z optymizmem , bo kto nędzarzowi zabroni marzyć o kawałku chleba z masełkiem,ale o rażące rozmijanie się z rzeczywistością czyli mówiąc wprost z brakiem lepszych zmienników.
Mnie , który na kierownikowaniu i dyrektorowaniu zęby zjadł nikt nie wmówi,że w miejsce pracowników jakimi dysponowałem za drzwiami czekały setki lepszych. Więc tych, którzy powtarzają za Probierzem ,że oto trzeba bardziej zwrotnych i szybszych obrońców,że trzeba bardziej wszechstronnych defensywnych pomocników, że trzeba napastnika wspierającego Lewandowskiego zapytowywuję , żeby z łaski swojej podali imiona i nazwiska , wiek , kluby w jakich są i czy w nich grają, bo inaczej zacznę podejrzewać,że zmyślają bajeczki w które sami nie wierzą.
Nie pretenduję do jakiegoś znawstwa ,ale takich asiorów nie ma i raczej jako te króliki z kapelusza nie wyskoczą. . Zapotrzebowania na naszych graczy raczej słabnie niż wzrasta, a ci którzy jako talenty są transferowani do lepszych klubów coraz częściej wracają z podkulonym ogonem ,zaś w kraju maleje nie tylko jakość ,ale nawet ilość narybku.
W tym miejscu przypomina mi się pioseneczka grupy skiflowej "No to co" z 1967 roku , w której po kilku " Chciałbyś..." i wymienieniu marzeń - refren idzie taki :
" W nierealny wierzysz świat, świat, którego nie ma.
Gwiazdki z nieba nie dostaniesz i zapłaczesz nieraz".
Tym samym trener czy chce czy nie chce jest skazany na ten materiał jakim dysponuje . Przy czym np. Austriacy nie mogli się nadziwić jak zespół złożony z zawodników grających w mocnych klubach gra w tak pożałowania niegodny sposób.
Więc może zamiast żyć w nieistniejących realiach zejść jak postuluje np. Marek Koźmiński na ziemię.
Moim zdaniem po Euro powinno zastanowić się czemu mniej liczona Austria wyszła z grupy z pierwszego miejsca ,a nie my . Nie chcę porównywać trenerów , bo nie uważam Probierza za gorszego trenera od Ralfa Ragnicka , ale sztab Austriaków to 31 osób ,w tym 7 asystentów, 6 analityków oraz 18 osób personelu medycznego ( lekarze i fizjoterapeuci) a z reprezentacją współpracuje 60 osób,w tym trzy katedry akademickie. Ich sukces to połączenie wiedzy , nauki i doświadczenia . Czasy wszystkoizmu poszły już dość dawno precz. Lecz obawiam się ,że Probierz mimo,że młodszy od Ragnicka o 16 lat jest mentalnym dinozaurem ,albo zazdrosnym o sukcesy . których nie ma ,ale w swoim mniemaniu może mieć , albo też nie potrafi wykorzystywać wiedzy innych i na wszelki wypadek z niej nie korzysta. To co nazywano autorskim projektem dziś stanowi nieużytek.
Może zbyt często przywołuję dawne czasy ,ale przecież tylko wówczas kiedy coś takie wspominki wnoszą do rozważań , tak jak wykorzystywanie czasu przeznaczonego na trening kadry w Niemczech. Wrzucono mi filmiki z dwóch treningów i nie wchodząc w meritum zakładając,że trener i sztab wiedzieli co i po co coś robią, to aż rzuca się w oczy niechlujstwo wykonawcze. Przypominam sobie jak instruktor ( dziś nazywany trenerem) od nas trampkarzy wymagał dokładnego i precyzyjnego wykonywania zadanych ćwiczeń , od rozgrzewki, poprzez zajęcia z piłką. Jak kazał robić np, dziesięć skłonów z dotykaniem palcami ziemi to każdy musiał je wykonać, każdy musiał np. odpowiednio ułożyć nogę do odbioru piłki, do podania, a np.przy oddaniu strzału broda musiała być na piersiach itd itp.A nasi zawodnicy na treningu zwyczajnie się obijali, wykonywali ćwiczenia byle jak, np. trener Oszust pokonywał kilkanaście metrów podskokami ,ale poza nim nikt nie podskakiwał. I nic dziwnego ,że Austriakom nie podskoczyliśmy. .
Po Euro znowu zaczyna się czarowanie jacy to nasi rywale w Lidze Narodów mocni , jacy wymagający ,a przecież widzieliśmy tych Chorwatów przewracających się o własne nogi, tych Szkotów modlących się o jak najniższy wymiar kary, tych Portugalczyków, których Gruzini uczyli grać w piłkę. Obawiam się ,że to przygotowanie pod kolejne , " ...Na dnie twoim lec, z honorem na dnie twoim lec" .
A piszę o tym nie tylko dlatego ,że klęsk nie uważam za sukcesy ale też ,że jeszcze do tych klęsk nie przywykłem i raczej mi się ta przypadłość nie przydarzy.
Gawin: "W grze reprezentacji za Czesława najgorsze było nie podwajanie, przesuwanie i odbudowanie, dla Nawałki to przecież też było niezwykle istotne, tylko zabijanie naszej gry ofensywnej przez unikanie ryzyka, stosowanie długiej piłki, atak minimalnymi siłami." - no i tu jest między nami różnica, ponieważ dla mnie Michniewicz tak zapamiętale realizował dewizę, że drużynę buduje się od tyłu i najważniejsze jest żeby bramki nie stracić, że na podejmowanie ryzyka w ofensywie najzwyczajniej w świecie nie starczało sił. Te były tylko na okazjonalne wypady, najlepiej z pominięciem linii pomocy, zakładam że najlepszym przykładem tego rodzaju założeń mógłby być pierwszy gol z Turcją w sparingu przed Euro. Długa piłka od środkowego obrońcy (Bednarek), bezpośrednio do napastnika (Lewandowski), który wykorzystuje błąd tureckiego obrońcy, chcąc nie chcąc, podaje do partnera w ataku (Świderski) a ten finalizuje akcje golem. Brawo, dowód że tak też można zdobywać bramki, tylko że grając bez linii pomocy, kładąc ciężar gry na "zasieki" przed własnym polem karnym i jedynie szukając dwóch napadziorów pozostawionych na desancie, to moim zdaniem nie może być mowy o jakimkolwiek balansie, gramy jak San Marino, Malta lub Gibraltar. Przecież w młodzieżówce Michniewicza Sebek Szymański grał szóstego skrajnego obrońcę! Podobnie było na Mundialu z Meksykiem tylko że tu do czwórki defensorów w linii dodał Zalewskiego z Kamińskim cofając ich z linii pomocy. Trzech pomocników przesuwa i przesuwa i patrzy jak piłka nad ich głowami leci co jakiś czas do Lewego. Tu nie ma szans na ryzyko bo w 90% jesteśmy skupieni na defensywie. I żeby nie było zawsze lub prawie zawsze (w zależności od formy bramkarza i farta) będzie to się na turniejach kończyło deklasacją przez Hiszpanów lub Argentyńczyków i pozostaną tylko modlitwy i błagania żeby więcej jak dwa gole już rywal nam raczył nie strzelać
W 2016 roku z Niemcami, my nie graliśmy z dupą w szesnastce, graliśmy czwórką w linii z tyłu, to nie była z naszej strony otwarta piłka, graliśmy z założenia z ówczesnymi mistrzami świata defensywnie, ale ich akcje próbowaliśmy neutralizować już w środkowej strefie i według mnie dzięki temu stworzyliśmy sobie więcej czystych okazji do strzelenia gola niż Niemcy.
"Wzorzec z Sevres" dla mnie gry defensywnej w XXI wieku to Urugwaj z dwójką napastników Suarez - Cavani, ale oni też grali na czterech obrońców w linii.
@ wstyd i honor
Jeżeli mamy się wstydzić za końcówkę meczu z Argentyną na Mundialu, gdzie wynik pasował i nam i rywalom, to Słowacy z Rumunami niech też się wstydzą, ale wydaje mi się że tu chodzi raczej o oportunizm niż o doklepany, umówiony układ. Czy wstyd przez to ma być mniejszy? Nie wiem.
– sobota, 29 czerwca 2024
1/8 finału (II): Szwajcaria (2A) – Włochy (2B) (18:00, Berlin)
1/8 finału (I): Niemcy (1A) – Dania (2C) (21:00, Dortmund)
– niedziela, 30 czerwca 2024
1/8 finału (IV): Anglia (1C) – Słowacja (3E) (18:00, Gelsenkirchen)
1/8 finału (III): Hiszpania (1B) – Gruzja (3F) (21:00, Kolonia)
– poniedziałek, 1 lipca 2024
1/8 finału (VI): Francja (2D) – Belgia (2E) (18:00, Duesseldorf)
1/8 finału (V): Portugalia (1F) – Słowenia (3C) (21:00, Frankfurt)
– wtorek, 2 lipca 2024
1/8 finału (VII): Rumunia (1E) – Holandia (3D) (18:00, Monachium)
1/8 finału (VIII): Austria (1D) – Turcja (2F) (21:00, Lipsk)
Brak Chorwacji jest chyba jedyną niespodzianką fazy grupowej Euro. Subiektywnie nie robi na mnie wrażenia słabsza forma Anglików lub Włochów, prawdziwa gra potentatów zaczyna się od fazy pucharowej, zakładam że 1/8 faworyci przejdą "suchą nogą" (!?) i w zasadzie mam tylko dwie zagadki: Francja czy Belgia oraz Austria czy Turcja,
„Michał Okoński
Przez eliminacje się przeczołgali, pozycja Murata Yakina była zagrożona, trener był w konflikcie z kapitanem. Przez turniej płyną na wysokiej fali, dziś w pierwszej połowie grali futbol tak wyrafinowany, jakby trenowali ze sobą kilka razy w tygodniu w jednym klubie. Ścieżka do półfinału się właśnie otwarła. Wielka Szwajcaria.
Marek Wawrzynowski
Szwajcaria w latach 68-92 nie grała w żadnych turnieju. Potem było złote pokolenie (Chapuisat, Sforza, Sutter) i wprowadzili system szkolenia, żeby nie czekać znowu 30 lat. Od 2006 byli na 9 z 10 turniejów, 7 razy wyszli z grupy, mają 2. ćwierćfinał. Kraj 9 mln ludzi.”
A ja z moim przekonaniem, że faworyci biorą się właśnie do roboty, otrzymałem wylany kubeł zimnej wody na głowę. Po „włoskiej robocie” współczuję tifosi., ich repra z Helwetami zagrała tak jak my z Austrią przez pierwszy kwadrans. My później mieliśmy trzy kwadranse w miarę wyrównanej gry, Squadra Azzurra była bezradna przez 90 minut.
Edit.
No i cholera jasna, motyla noga, Gawin ma argument w naszym "sporze taktycznym"!
Co do Michniewicza to sporu między nami Iocosusie nie dostrzegam, piszesz, że naszym zawodnikom brakowało siły na działania ofensywne z powodu nadmiernego zaangażowania w obronę, no i pewnie tak właśnie było, ale przecież wynikało to wprost z obranej taktyki. Czesław bardziej obawiał się, że naszym futbolistom zabraknie sił na skuteczny powrót i odbudowanie pozycji niż na konstruowanie ataków, między innymi właśnie dlatego kazał im bronić bardzo nisko. Piszemy o tym samym zjawisku, przy czym trzeba pamiętać, że Michniewicz miał w składzie Glika i Krychowiaka, to niestety poważnie utrudniało wdrożenie innych opcji.
@ 1/8 finału
Włosi nie dojechali na ten mecz, kompletnie nie byli w stanie podjąć walki ze Szwajcarami. Trochę szok, nawet nie wynik, ale właśnie gigantyczna przewaga Szwajcarii od pierwszej do ostatniej minuty meczu.
Oczywiście gra Szwajcarii trójką z tyłu nie powinna ujść naszej uwadze ale rzecz jasna nie w tym tkwił ich klucz do sukcesu, tylko w kompaktowej grze formacji, swobodzie operowania piłką, świetnej fizyczności. Włosi nie mieli swobody i tlenu na boisku, Szwajcarzy zabierali im piłkę tak jak się zabiera dziecku lizaka. No i Xhaka, co za mecz. Wygląda niby na ociężałego, a zawsze był tam, gdzie była piłka, zawsze był opcją do podania, ileż to trzeba mieć zdrowia do takiego grania. Przy tym nie tracił praktycznie żadnych piłek, przy takim liderze cała drużyna nabiera pewności.
Trójką w obronie grali też Duńczycy, ale im akurat niewiele to pomogło. Tzn. walczyli na ile mogli, gdyby nie ten nadzwyczajny pech Andersena na przestrzeni kilku minut to różnie mógł się ten mecz potoczyć, ale jednak trzeba obiektywnie przyznać, że Niemcy byli dużo lepsi i bardzo łatwo dochodzili do sytuacji. Szczerze mówiąc liczyłem na ciut więcej piłkarskiej dramaturgii w tej rywalizacji.
Niemcy są oczywiście mocni, ale wydają mi się drużyną na dobrą pogodę, jak im idzie to idzie, ale kiedy napotkają realny opór to może być różnie, dlatego sądzę, że złota na tym turnieju nie zdobędą.
Ha, dwóch minut zabrakło, żebym napisał, wczoraj triumfowali Helweci z taktyką na trzech środkowych obrońców, a dziś Słowacy pokazali jak grać w klasycznym ustawieniu z dwoma środkowymi i dwoma bocznymi defensorami.
Niestety Słowacy nie dowieźli 1:0, ale pierwsze 45 minut w ich wykonaniu to było właśnie to czego pod względem taktycznym oczekiwałbym od Biało-Czerwonych. Gdy w 54 minucie zobaczyłem jak energicznie gestykulując, podskakując i machając rękami trener Słowaków nakazuje swojej drużynie żeby wyszli wyżej formacjami, przesunęli się bliżej środkowej linii to ... zakochałem się w Francesco Calzonie. Gdyby to ode mnie zależało to bez mrugnięcia powieką zamieniłbym Probierza na Calzonę! Swoją drogą aparycją, temperamentem, mową ciała są chyba tym samym „gatunkiem”.
A roszady bym dokonał bo hipotetycznie to obecny trener Słowaków do reprezentacji Polski musiałby „kupić” w zasadzie moim zdaniem tylko trzech piłkarzy, którzy mieliby niepodważalne miejsce w jedenastce: dwóch środkowych obrońców Skriniara z Vavro, jako „pivota” na „6” Lobotkę, no może jeszcze Hancko wygryzłby Kiwiora z lewej strony obrony. Natomiast na innych pozycjach to mamy dużo większą jakość indywidualną niż Słowacy. Duda i Haraslin załapaliby się do szerokiej kadry, ale czy w jedenastce wygryźliby Zielińskiego, Zalewskiego, Urbańskiego? Pierwszego z nich z pewnością nie, dwóch pozostałych być może. W prawym korytarzu Pekarik nie ma podejścia do Casha, o potencjale napastników lepiej nie wspominać.
Skoro Francesco Calzona tyle dokonał z Słowakami, to czego mógłby dokonać z Polakami? Mityguję sam siebie bo mógłby nie znaleźć „polskiego” Skriniara, Vavro, Lobotki, ale pod względem taktyki jego zespół grał właśnie w takim systemie o jaki dopominałbym się i dopominam dla Polaków.
Co do Angoli to „grają na zaciągniętym hamulcu” łatwo napisać, że po intensywnym sezonie są najzwyczajniej „zajechani” po ludzku zmęczeni, ale samemu postawię tezę, że cierpią na „syndrom Piotrowskiego”. Czyli po lidze udali się na urlopy na których sobie pofolgowali i chyba za bardzo bo dynamika, parametry fizyczne uleciały w siną dal. Może by i chcieli, ale nogi nie niosą, ratuje ich tylko, że mają wiecej, talentu, umiejętności niż Jakub Piotrowski i dzięki temu przepchnęli się w grupie i teraz przeczołgali się do ćwierćfinału.
Co do personaliów to wydaje mi się, że Hancko jest w tym momencie niestety znacznie lepszym obrońcą niż Kiwior. W pomocy Zieliński bez problemu wszedłby w słowacki styl grania tej formacji, ten płaski trzyosobowy blok w środku pola jest jak szyty dla niego, za to u nas Duda czy Kucka rzeczywiście mieliby kłopot z miejscem w jedenastce, ale to jest właśnie kwestia przyjęcia pewnego stylu i konsekwencji w jego stosowaniu, bo Duda jest dla Słowaków przecież bezcenny, kapitalnie pokazuje się do gry, nie traci piłki, przyspiesza ataki prostopadłymi podaniami.
Przy czym tego typu zabetonowanie drużyny ma pewne minusy, muszą grać oldboye typu Kucka cze Pekarik, a każda zmiana podczas meczu dramatycznie osłabia jakość zespołu. Chwalisz Calzonę, ale nie mam przekonania, czy Słowacy jednak nie zmarnowali szansy na pokonanie Anglików, którzy grali przecież koszmarną piłkę, i czy prowadzenie zespołu przez Calzonę nie było za bardzo schematyczne i skopiowane z podręcznika. Piszesz, że oni mieli świetną pierwszą połowę, wg mnie świetne było pierwsze 20 minut, kiedy kompletnie zaskoczyli Anglików i zasłużenie prowadzili, ale potem już w żadnym momencie nie wrócili do tego grania, cofnęli się, atakowali sporadycznie, licząc na to, że cudem dociągną to 1:0 tak jak z Belgią, niestety nic nie zdarza się dwa razy. Każdy strzał grozi rykoszetem (znamy to), każdy stały fragment grozi przegranym pojedynkiem (tak się wczoraj stało), a roszady Calzony szły w jednym kierunku - modlitwy o końcowy gwizdek. Ze swojej strony nie mogę powiedzieć, że jakoś bardzo mi żal Słowacji.
Wśród Anglików na pewno widać problem fizyczny, nie wiem, czy to kwestia urlopów, ale rzeczywiście jakoś nie są w stanie wejść na wysoką intensywność w grze. Na podstawie tego co wydarzyło się w turnieju do tej pory trudno powiedzieć, żeby mieli być faworytami przeciw Szwajcarii. Za to jest w tej drużynie duża determinacja i zawziętość, tam piłkarze stoją murem za trenerem, wspólnie okupują oblężoną twierdzę i chcą zmusić tych wszystkich ichnich punditów do odszczekiwania słów Grając taką kaszanę, są niepokonani i już w ćwierćfinale. Jeżeli coś tam wreszcie kliknie to wszystko jest możliwe, łącznie z triumfem w całym turnieju.
Pełna zgoda że Słowacy to doświadczony zespół zatem napiszę elegancko „dojrzały”, z pewnością mają też „krótką kołdrę” i jakościowo indywidualnie stwierdzę, że są „zróżnicowani”, ale przy tych ich deficytach, taktycznie rozgrywali swoje mecze zda się optymalnie. Angole oddali 16 strzałów, a Słowacy 13, fakt że w drugiej połowie, to już im zależało na dowiezieniu prowadzenia, ale nawet w tej sytuacji to Dubravka nie był ich „salvatorem” na miarę naszych bramkarzy lub tego kocura z Gruzji Mamardaszwiliego.
To właśnie Gruzin i nasi do spółki Szczęsny z Skorupskim mieli najwięcej interwencji, na dodatek my przewodzimy w kontaktach z piłką rywala w naszym polu karnym, czyli my siedzieliśmy tyłkiem w polu karnym, a Słowakom udawało się przesuwać ciężar gry do środkowej strefy. A wszystko to, gdy indywidualnie na pozycjach to my dominujemy nad Słowakami 7:4! Przyjmuję, że Hancko jest lepszy od Kiwiora na ten moment. Mam nadzieję, że gdy Jakub zmieni klub i zacznie grać regularnie, to zdecydowanie jeszcze podniesie swój poziom.
Będę trzymał kciuki za Szwajcarów w ćwierćfinale (tym bardziej po tym niesławetnym geście Jude’a Bellinghama), no i za Hiszpanów, przy nich wydaje się że, taktyka, systemy, ustawienia rywali nie grają roli. Niemcy mają jednego magika Musialę, Hiszpanie dysponują kilkoma.
Tym samym jak każdy może się domyśleć komentatorów życzących wygranej miernotom uważam za nieco zagubionych aksjologicznie,ale też cierpiących na rozdwojenie jaźni ,bo jak być za gorszymi to trzeba być zasadniczo i fundamentalnie .
Tym samym powinna ich rozpierać radocha z tego ,że reprezentacja Polski spełniła nakaz zawarty w Ewangelii wg św. Mateusza ( Mt 20,16) ,że ostatni będą pierwszymi, bo jak by nie patrzeć to jako ostatni awansowaliśmy na Euro i jako pierwsi odpadliśmy..
Miałem nadzieję, że zagramy przeciw Austrii mniej więcej tak jak grała Turcja przez około 2/3 meczu, tzn. wysoko, bez bojaźni, wybijając przeciwnika z uderzenia mądrą grą piłką. Montella jakoś nie wystraszył się tego, że trzy miesiące temu przegrał z Austrią 1:6, a w zeszłym tygodniu trzy bramki zaaplikowała im Portugalia, nie "postawił na fizyczność" jak wielki strateg Probierz. Ciekaw jestem czy wywołało to u naszego trenera cień refleksji, czy nadal stoi na stanowisku, że nie zmieniłby niczego w swoich decyzjach.
Austriacy mogą pluć sobie w brodę, bo ten zespół był w Niemczech gotowy na pewno na coś więcej niż 1/8 finału, a mecz przeciw Turcji był do wygrania, ba, wynik 0:2 wciąż był do odwrócenia, Austriacy cisnęli przecież Turków bardziej niż Anglicy Słowaków, no ale Baumgartner to jednak nie Bellingham
A propos tej fazy turnieju to ciekaw jestem Iocosusie czy oceniasz grę obronną Słowenii jako zbyt bliską temu, do czego dążył Michniewicz, czy może jednak tak właśnie widzisz organizację defensywy w systemie z czwórką obrońców?
Według mnie mieliśmy ogromną szansę pokonać podopiecznych Ralfa Ragnicka i Michał Probierz powinien pluć sobie w brodę, bo nie wykorzystał „słabszego dnia” rywala. A może Turcy całą pierwszą połowę zagrali lepiej od nas i jeszcze w drugiej dorzucili drugiego gola i to by znaczyło że ci Austriacy wcale nie tacy straszni ale ... w drugich czterdziestu pięciu minutach jednak zdominowali Turków tak, że „bisurmanie bronili Częstochowy” (mhm!?) i tylko ... chciałem napisac szczęściu, ale powinienem napisac kunsztowi bramkarza zawdzięczają wygraną.
Nie wiem, która Austria jest prawdziwa, czy ta z pierwszego kwadransa z nami i z drugiej połowy z Turcją gdy próbowała odwrócic wynik z 0:2, czy ta gdy przez pół godziny próbował ich ograc w pojedynkę Piotr Zieliński i prawie mu się udało.
Trzeba im oddac, że przegrywali 0:2 i nie odpuścili, mhm, my z nimi straciliśmy trzeciego gola a powinniśmy czwartego i piątego bo nasza gra już zupełnie się posypała, mental kompletnie siadł, a jedyną myślą zda się była, żeby mecz się jak najszybciej zakończył i żeby można było pójść do szatni. Pod tym względem Austriacy w zestawieniu z nami okazali się klasowym zespołem cały czas w siebie wierzącym, coś o czym my możemy tylko pomarzyc.
No i zdecydowanie Austriakom się lepiej gra w roli underdoga, bo uważam, że z Francją zaprezentowali się lepiej niż z nami, tylko wynik nie był tego odzwierciedleniem, ale Holendrów już wypunktowali.
Słoweńców z Portugalczykami oglądałem tylko jednym okiem, z doskoku, na dodatek uległem chyba presji otoczenia utyskiwania na CR7. Słoweńców można podziwiac za hart ducha, determinację itd. itp. ale wolę gdy „kopciuszek” porywa i zadziwia mnie swoją grą ofensywną. No i wolę obejrzeć Francuzów z Portugalczykami niż ze Słoweńcami, w tym drugim przypadku obraz gry byłby wiadomy, natomiast w pierwszym to gdyby Martinez spowodował że jego zespół nie byłby skupiony i zależny od swojego 39-letniego lidera, to może trafi się fajny meczyk.
W ogóle ćwierćfinały zapowiadają się na początek „trzęsieniem ziemi” z którego nie wiadomo kto ocaleje hiszpańscy wirtuozi, czy konsekwentni gospodarze z nutą improwizacji, później mecz zagadka z którego albo wyjdzie wspaniałe francusko-portugalskie ciasto, albo zakalec? W trzecim spotkaniu będę kibicował Helwetom, za to, że „czarny koń” jest odważny i ofensywny i równocześnie bojąc się, że Albion grając jak nigdy wcześniej słabo, osiągnie dużo więcej niż to co było jego poprzednim udziałem. Na koniec przewiduję nudny deser, bez niespodzianek, ale ponieważ moje prognozy biorą w łeb, może to ten czwarty okaże się najbardziej ekscytującym z meczów?
Sorry, panowie, że Was tak bez słowa opuściłem, ciężki tydzień.
Nie mam pojęcia o co szło w jakimś challenge’u z Meczyków, ale niektórzy to mają ciekawe kryteria eksperckości. Moje młodsze dziecię spytało mnie, czy jeśli trafi 28 wolnych z rzędu, to może rzucić szkołę i liczyć na to, że jakieś medium obsypie ją hajsem za to, że będzie po ekspercku się wymundrzać na temat Caitlin Clark i Victora Wembanyamy. Od paru dni się głowię nad odpowiedzią. A Wy, jak sądzicie…?
W kwestii optymalnej taktyki Biało-Czerwonych, nie ukrywam, że marzy mi się płynność. Znaczy chciałbym, aby – dla przykładu – w razie potrzeby taki Kiwior był pół-lewym stoperem, a Zalewski wahadłowym, gdy zaś potrzeba się zmieni, Kuba przyklejał się do linii bocznej, a Nico wędrował do przodu. I żeby chłopaki sami wiedzieli kiedy jaka jest potrzeba i umieli się własnoręcznie do niej dostosować. To dużo?
Chciałbym również, abyśmy zdali sobie wreszcie sprawę, że kołderka jest krótka. Jeśli przykrywamy ramiona, giry będą wystawać, tak już to jest zrobione. Ergo, jeśli marzy nam się choć trochę odważniejsza postawa naszej reprezentacji, przyjmijmy do wiadomości, że będziemy tracić gole. Tak już to jest zrobione. I jeszcze to przyjmijmy do wiadomości, że strata gola nie oznacza końca świata.
A jeśli chcemy, by te nasze taktyczno-personalne rozkminy miały większy sens, niż tylko umiarkowany, to – uwaga, teraz ja będę przynudzać, choć niekoniecznie o Duńczykach – wyprodukujmy sobie wreszcie dłuższą kołdrę. Piszesz, Iocosusie, że powinniśmy kogoś tam szukać. Gdzie…? Przecież nasz selekcjoner, jakkolwiek by się nie nazywał, nie może nawet brać udziału w komisowych wyprzedażach. Za Markiem Wawrzynowskim to ja, delikatnie rzecz ujmując, nie bardzo przepadam. Niemniej, nie da się ukryć, że chłop ma rację mówiąc o tym, że Szwajcarzy nie czekali, aż im kolejne Chapuisaty i Sforze pospadają ze szturchanego alpejskimi szczytami nieboskłonu, tylko zaczęli szkolić. Może tak dalibyśmy radę zrozumieć, że to naprawdę niezły pomysł?
Co do poszczególnych meczów 1/8 finału:
SUI-ITA:
Porca puttana… Dobra, jasne. Już trzy lata temu triumf Włochów stanowił sporego kalibru niespodziankę. Teraz Azzurri przyjechali na Euro jako jeden z najsłabszych obrońców tytułu w historii. Wszystko prawda. No ale żeby aż tak dać się zdusić…!? Niewiarygodne.
Co, oczywiście, niczego nie odbiera Helwetom. Kurczę, jeśli definicją dobrej drużyny jest zespół, którego jakość (zdecydowanie) przewyższa sumę części składowych, to przedmeczowe zdjęcie reprezentacji Szwajcarii zasługuje na wklejkę do encyklopedii. Trzymam kciuki, by wracali z tych ME jak najpóźniej, najlepiej ze złotem. No co? Dawno takiego nieoczywistego triumfatora Euro nie było, prawda?
GER-DEN
Z właściwą sobie werbalną delikatnością Gawin pisze o pechu Andersena. Ja bym chciał przypomnieć, że cały ten kurVAR miał służyć do wyłapywania clear and obvious errors w wykonaniu arbitrów boiskowych. Jeśli niewychwytywalny gołym okiem „spalony” rozmiaru 21,37mm stanowi ‘clear and obvious error’, to ja jestem mistrzem baletu (nie mylić z mistrzem baletów, bo tu jeszcze pewnie dałbym radę). A jeśli futbol ma polegać na tym, że duzi chłopcy bawią się swoimi tech-gadżetami tak długo, aż wreszcie znajdą takie ujęcie i okraszą je takim efektem, żeby sędzia podyktował karnego, to ja taki futbol szczerze i serdecznie pierdolę. Ot, i tyle właśnie było z nowo odkrytego stoicyzmu
Oczywiście, Niemcy byli lepsi i wygrali zasłużenie (cokolwiek by to ostatnie nie znaczyło). Ich ćwierćfinał z Hiszpanami to może być naprawdę niezły cracker, bo spośród wszystkich tuzów tylko właśnie te dwie ekipy przywiozły na ME formę.
Ale niesmak pozostał.
ENG-SVK
Przyznam szczerze, że podczas czytania iocosusowych zachwytów nad sigore Calzoną oczy mi się robiły jak talerze na pizzę. Przecież Słowacy przerżnęli ten mecz tak typowo… po polsku. Ja już pomijam ohydną ustawkę z Rumunami, paskudniejszą nawet, niż granie w kartki. Chodzi o sam przebieg meczu. Grasz z renomowanym, acz tego konkretnego dnia (jak i w całym turnieju) kiepsko dysponowanym rywalem. Zaczynasz dobrze, strzelasz gola. Co robisz dalej? No cóż, logika podpowiada, że… dokładnie to samo. Idziesz po drugą, a najlepiej i trzecią bramkę. Masz bowiem w pamięci, że rywal całkiem niedawno wyłapał 0:4 od Węgrów. Owszem, niby tylko w tej śmiesznej Lidze Nierobów. Wciąż jednak widzisz, że taki rezultat to nie żadne tam Foo-Fi, tylko realna ewentualność. A przede wszystkim, masz świadomość, że 1:0 to gie, nie prowadzenie. Jedno genialne/fatalne machnięcie butem, jeden gupi rykoszet, jakaś przypadkowa ręka w polu karnym i brzdęk, tyle właśnie twą przewagę widziano.
Tymczasem co zrobili Słowacy? Ano, jak słusznie zauważa Gawin, gdzieś tak od początku drugiej kwarty typowo po polsku pozwolili, by coraz bardziej ogarniał ich strach. O rany, rany, gramy z Anglią i prowadzimy, aaa…!!! Trzeba to za wszelką cenę utrzymać, broń się kto żyw! To nie jest proszenie się o kłopoty. To jest wysyłanie do kłopotów oficjalnego zaproszenia na kredowym, perfumowanym papierze z logiem federacji. Problemy długo się ociągały, ale jak już przyszły, to w parze. I tyle właśnie Słowaków na Euro widziano.
Dobrze im tak za tę ustawkę.
ESP-GEO
Otar Kakabadze do końca życia będzie mógł wspominać, że zaliczył asystę przy golu, po którym Gruzja przez całe dwadzieścia minut mogła czuć się ćwierćfinalistką ME Gruzja. Ćwierćfinalistką Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej.
FRA-BEL
Moim zdaniem obie drużyny uczestniczące w tym meczu należałoby zdyskwalifikować za zabijanie gry, a zwolnionym miejscem w ćwierćfinale obdarować Austriaków.
POR-SVN
Rajciu, co za borefest…! Lektura „Nad Niemnem” to przy tym – ekhem… – „widowisku” pasjonująca rozrywka. Jak sobie pomyślę, że albo Francuzi, albo Portugalczycy przywiozą z tego Euro medal, to moje współczucie wobec Austriaków ponownie wzrasta.
ROU-NED
W zasadzie można by napisać, że drugi „ustawkowicz” zaczął tak, jak pierwszy i skończył również tak, jak pierwszy. Z tą różnicą, że Rumunom nie udało się zdobyć bramki, a ich kłopoty nadeszły wcześniej i w tercecie, nie w duecie. Wypadałoby jednak także zauważyć, że – w przeciwieństwie do Anglii – postawiona pod ścianą Holandia przypomniała sobie, że faworytem można być nie tylko z nazwy.
No i wreszcie…
AUT-TUR
Rajciu, co za meczycho…! Więcej w nim było emocji, niż we wszystkich poprzednich siedmiu spotkaniach 1/8. Nie mam absolutnie nic naprzeciw Turkom, niemniej po bramce Gregoritscha aż podskoczyłem z radości i mocno ściskałem kciuki za podopiecznych Rangnicka, by wcisnęli gola wyrównującego. Po to, by to spotkanie trwało dwa kwadranse dłużej. A dalej najlepiej nie żadne tam karne, tylko po staremu: dwa dni przerwy i powtórka
Zgadzam się z Gawinem, że Probierz powinien wyciągnąć lekcję z postępowania Montelli. Zgadzam się z Iocosusem, że Austriacy powinni popracować nad grą w roli faworyta. Nie zgadzam się z piłkarskim losem, który odesłał ich do domu. To smutne.
O właśnie, ja się Iocosusie absolutnie zgadzam, że Austria zagrała przeciw nam najsłabszy mecz turnieju i z dzisiejszej perspektywy widać to nawet jeszcze wyraźniej. Być może trzy dni po bardzo wyczerpującym boju przeciw Francji po prostu nie byli w stanie znów zagrać tak szybko i zdecydowanie, Rangnick musiał też dokonać kilku zmian, w każdym razie to bez wątpienia nie była ta sama Austria. Nie zazębiały im się akcje ofensywne i zaskakująco słabo bronili. A jednak wygrali - bo najpierw przez piętnaście minut byliśmy sparaliżowani, biernie przyglądając się temu co oni robią na boisku, a potem, około 60. minuty meczu, zaczęliśmy grać tak jak oni sobie życzyli, łatwo tracąc piłki w środku pola i napędzając ich ataki. Wygrali dzięki swoim rutynom, nie dając jakoś szczególnie z wątroby, i bardzo żal, że tak fatalnie ten mecz został przez nas położony, że im zwyczajnie pomogliśmy w zainkasowaniu trzech punktów.
W meczu Austrii przeciw Turcji miałem podobne reakcje co a-c10, w końcówce aż złapałem się za głowę po tej główce Baumgartnera, bo tak bardzo chciałem, żeby to nadal trwało i żeby była dogrywka. Swoją drogą, to kolejny dowód na potęgę emocji generowanych przez turnieje mistrzowskie, gdzie ja bym w innych okolicznościach zwrócił uwagę na mecz Austria - Turcja i jeszcze ekscytował się jego przebiegiem
@ GER-DEN (VAR)
A to jest ciekawa sprawa a-c10, nawet czekałem co na ten temat powiesz.
I od razu zastrzeżenie, otóż mnie się ogólnie rzecz biorąc podoba działanie VAR na tym turnieju, a to dlatego, że nie ma go przesadnie wiele. Jest dużo respektu wobec boiskowych decyzji sędziego i dzięki temu gra jest płynna, nie ma tego, co staje się rakiem naszej Ekstraklasy, czyli dopatrywania się na siłę przewinienia w polu karnym przy połowie dośrodkowań w szesnastkę. Powiem więcej, o ile clear and obvious błędem było przeoczenie faulu na Gundoganie w meczu otwarcia, to już faul na Świderskim w meczu przeciw Francji chyba bym puścił, dla mnie to był taki właśnie miękki, ekstraklasowy faul i performance Świderskiego też rodem z Ekstraklasy.
Co do spalonych to już się pogodziłem, że tak to będzie wyglądać. To znaczy w tym przypadku nie da się obiektywnie przyjąć jaki błąd jest błędem clear and obvious, a na jaki przymknąć oko, nie da się precyzyjnie wyznaczyć tolerancji. Ludzkie oko jest zbyt zawodne, to sytuacja trochę jak z wywołaniem autu w tenisie czy siatkówce. Wszelkie mijanki, powroty ze spalonego, każde zamieszanie w polu karnym skutkujące bramką, wszystko to będzie weryfikowane, rzecz tylko w tym, żeby działo się to szybko, żeby sędziowie sprawnie wyznaczali moment podania i rysowali linię. Oczywiście wiem, że to fatalnie wygląda gdy jest rozbudowana akcja, jest wybuch euforii, a potem po minucie czy dwóch okazuje się, że jednak nie, bo tam był jakiś centymetr spalonego, nie na takim futbolu się wychowałem. Ale tak po prawdzie to co tacy sędziowie mają zrobić? W myśl przepisów gol jest nieprawidłowy, a oni mają go puścić, wiedząc, że cały świat to widzi? Co wtedy powiedzieliby ci, którzy tracą takiego gola? A że centymetr, no cóż mniejsze różnice nierzadko rozstrzygają większe kwestie, np. medale olimpijskie.
Zasadniczy problem mam tylko z drugą składową nieszczęścia, które dosięgło Andersena, tzn. z zagraniem ręką. Przepisy są niekonsekwentne, wielokrotnie zmieniane przez wytyczne, których znajomość wymaga wysokiego poziomu wtajemniczenia, całościowo sprzeczne z duchem gry i wyjściowym przepisem, który mówił o intencjonalnym zagraniu ręką. Zagranie Andersena było absolutnie przypadkowe, a gwizdanie takich przewinień może prowadzić do celowania w ręce obrońców i ich nabijania z premedytacją, to jest absurd.
Myślę też o anulowaniu gola Lukaku w meczu ze Słowacją, kiedy wcześniej Openda niedostrzegalnie zagrał piłkę ręką, a niezrozumiałą ekscytację wywołał tzw. 'kardiogram piłki'. Pamiętam jak dwa czy trzy sezonu temu Marciniak (!) nie uznał gola Sliszowi po zagraniu ręką w meczu przeciw Łęcznej i tłumaczył, że gdyby ręką zagrał ktoś inny, a Slisz tylko strzelił, gol byłby uznany, ale że Slisz był i sprawcą i beneficjentem, to musiał gola anulować. Ciekaw jestem co się stało z tym przepisem?
Lubię dla rozrywki posłuchać podcastu The Rest is Football i tam po meczu Niemców z Danią Shearer, Lineker i Richards dosłownie rżeli na cały głos z głupoty przepisów odnośnie zagrań ręką, tych całych naturalnych i nienaturalnych sylwetek itp. itd. Ta kwestia po prostu gdzieś się już odkleiła od zdrowego rozsądku.
A-c10: "co zrobili Słowacy? Ano, jak słusznie zauważa Gawin, gdzieś tak od początku drugiej kwarty typowo po polsku pozwolili, by coraz bardziej ogarniał ich strach." - ten polsko-słowacki strach to świadomość własnych deficytów. My je mamy w obronie i na pozycji defensywnego pomocnika, akurat tam gdzie najmocniejsi są nasi południowi sąsiedzi, ale oni z kolei cieniują w ofensywie na pozostałych pozycjach. Dlatego gdy piszesz: "że kołderka jest krótka. Jeśli przykrywamy ramiona, giry będą wystawać, tak już to jest zrobione." - to odnosi się to i do Słowaków, tylko że ich realia są dużo bardziej "wyrozumiałe" dla ich stanu rzeczy. Bez aneksji Słowacji, na Euro przypominamy parę ubogich wędrowców postępujących z zasadą "wiódł ślepy kulawego". Natomiast taktycznie wolę ustawionych Słowaków, którzy ciężar gry nawet grając defensywnie przenoszą pięterko wyżej, chciałbym żebyśmy i my tak grali i oczywiście z zasadą: " że strata gola nie oznacza końca świata."
@ The Rest is Football
Gawinie, a co Shearer, Lineker i Richards mówią o własnych dumnych synach Albionu? U mnie wzbiera obawa, że grając ten piach to jednak doczołgają się do finału, a tam jeszcze w karnych odniosą swój największy sukces od 1966 roku.
A jednocześnie na pewno nadal wierzą w końcowy triumf, chociaż za jego warunek uważają przebudzenie drużyny, jakąś iskrę, która sprawi, że zespół, może nawet bez wyraźnej bezpośredniej przyczyny, po prostu nagle zacznie grać znacznie lepiej.
A nie no, jeśli mamy się cieszyć, że to cholerstwo psuje zabawę tylko raz na czas jakiś, a nie co trzy minuty, to faktycznie jest postęp
Ta kwestia po prostu gdzieś się już odkleiła od zdrowego rozsądku.
No widzisz, moim zdaniem cały ten kurVAR nigdy nie był przyklejony do zdrowego rozsądku, a ostatniemi czasy poszybował w stratosferę absurdu. Jakieś elektrokardiogramy, fancy animacje z ażurową ścianką, zza której wystaje futro z goleni napastnika… What the fuck…!? Mnie to jako żywo przypomina sytuacje z wczesnych lat ’90., gdy jakiś wujo Stachu kupił sobie nowy szałowy magnetowid i zaprosił rodzinę i przyjaciół na projekcję kinematografii z wypożyczalni VHS. Gdy wszyscy się zebrali, wujo wcisnął play na pilocie, ale zamiast pozwolić w spokoju obejrzeć film, jął pokazywać wszem wobec do czego służy ta gałeczka, a do czego tamten suwaczek. Tu mamy przewijanie na podglądzie, tu automatyczną redukcję kontrastu, tam to, siam tamto… No i git, wujaszku, bardzo się cieszymy, że masz nową zabaweczkę, ale widzisz, mogli byśmy już obejrzeć tę „Szklaną Pułapkę”?
Piszesz: Ludzkie oko jest zbyt zawodne. Mhmmm. A skąd wiadomo, że technologia nie? Serio pytam. Skąd czerpiesz pewność, że te wszystkie durnowate obrazki pokazują rzeczywistego spalonego? Linie ograniczające pole gry w siatkówkę, czy tenisa przez cały czas trwania rozgrywki pozostają w tym samym miejscu. Podobnie linia mety w zawodach lekkoatletycznych, narciarskich, łyżwiarskich, itp. Tymczasem linia spalonego jest wirtualna i niezwykle ulotna, istnieje tylko przez ułamek sekundy. Naprawdę jesteś stuprocentowo przekonany, że maszyna potrafi właściwie zidentyfikować moment jej powstania? I że powinniśmy iść w tę stronę? Bo jak na moje, to jest prosta droga do stanu, w którym wynik meczu piłkarskiego zależeć będzie nie od umiejętności futbolistów (i prowadzących ich trenerów), nie od pecha/fuksa, czy nawet głupich warunków pogodowych, a od aktualizacji oprogramowania. Wyobraź sobie teraz, że 14. lipca w doliczonym czasie drugiej połowy dogrywki, przy stanie 1:1 Hakan Calhanoglu wypuszcza prostopadłym podaniem Barisa Yilmaza, a ten przyjmuje piłkę, wpada w pole karne i uderzeniem pod sztangę pokonuje Manuela Neuera. Sędzia wskazuje na środek boiska. Przeważający na berlińskich trybunach Turcy wpadają w ekstazę. Po chwili jednak arbiter dociska wepchniętą w ucho słuchawkę. Niekończące się trzy minuty i dwadzieścia sekund trwa konsternacja i nerwowe wyczekiwanie. W końcu arbiter unosi rękę i odgwizduje wykrytego przez AI spalonego. Trzech Turków na trybunach i trzydziestu ośmiu przed telewizorami dostaje zawału. W sumie trzynastu z nich umiera. Gdzieś tam w międzyczasie sędzia kończy dogrywkę i zarządza konkurs rzutów karnych, który – jak i, tym samym, cały turniej – wygrywają Niemcy.
Jest 27. grudnia 2027. Minęło trzy i pół roku, na grobach tragicznie zmarłych kibiców powyrastały piękne kwiaty, a Niemcy powoli sposobią się do obrony tytułu. Tymczasem gdzieś tam ktoś tam opracowuje nowy soft i za jego pomocą wykazuje, że w tamtej feralnej sytuacji żadnego offside’u nie było. I co? Uznajemy Turków za Mistrzów Europy, wypłacamy sowite odszkodowanie rodzinom śp. fanów, a twórców poprzedniego oprogramowania pakujemy do pierdla za nieumyślne spowodowanie ich śmierci? OK, jest to jakiś pomysł. Tylko co jeśli po kolejnych kilku latach ktoś tam opracuje jeszcze lepszy soft, który wykryje, że spalony jak najbardziej był, tyle że mierzył nie 21,37 a 6,66mm? Każemy rodzinom oddać kasiuchę i wypłacamy ją wyciągniętym z mamra twórcom pierwszego softa jako odszkodowanie za straty moralne? I tak w kółko…?
Pytasz co mają robić sędziowie. Ano dokładnie to samo, co przez większość historii futbolu. Unosić chorągiewkę, gdy widzą spalonego. Trzymać ją w dole, gdy nie widzą. Owszem, ich werdykty można, a pewnie nawet i trzeba weryfikować. Zdroworozsądkowym testem gołego oka. Na powtórkach w naturalnym tempie widać, że był spalony? Nie uznajemy gola. Nie widać? Super, zaczynamy od środka, koniec tematu. To nie jest wytwórnia filmów animowanych, tylko piłka nożna. W piłce nożnej chodzi o to, by strzelać gole, nie o to, by nie być na spalonym. Przepis o spalonym – jak i każdy inny przepis – ma swoją rację bytu. Ta racja w żaden sposób nie zostaje naruszona, gdy brud na czubku buta napastnika wysuwa się przed plamę na portkach obrońcy.
A skoro jużeśmy do uzasadnień przepisów dotarli, pamiętam rozmowę na tych zacnych łamach z nieodżałowanym Mroovą o tym, jak to jurystyczni laicy mają popęd do kodyfikowania wszystkiego, co tylko się da oraz połowy tego, czego się nie da. No i potem wychodzą właśnie takie kwiatki, jak w przypadku interpretacji kontaktu piłka-ręka. A przecież wystarczyłoby zastosować brzytwę Ockhama. W piłce nożnej nie wolno grać rękoma. Koniec, kropka. O zakazie posiadania kończyn górnych ani słowa. Czy w wiadomej sytuacji Andersen zagrał piłkę ręką? Nie. Koniec, kropka. I w pierwszej chwili boiskowy arbiter poprawnie to zinterpretował. Później, niestety, nastąpiło to, o czym pisałem w poprzednim komentarzu. Dorwali się duzi chłopcy do AfterEffecta i narysowali EKG. No ubaw po pachy, nie ma to tamto ;]
Gdyby sędzia nie podyktował jedenastki za faul-nie-faul na Świderskim, nie miałbym cienia pretensji. Ot, dość typowa sytuacja 50/50, da się argumentować na obie strony.
Generalnie uważam – i trąbię o tym od lat – że cały ten VAR wprowadzony został kompletnie beze łba. Ograniczono jego użycie do określonych kategorii błędów sędziowskich, nie do powagi tychże błędów. I teraz mamy rozkminy o fantomowych spalonych i doszukiwanie się karnych po każdym rzucie rożnym, ale już samego rzutu rożnego odwołać się nie da, nawet gdy cały świat poza jednym sędzią głównym widzi, że został on przyznany niesłusznie. Idiotyzm.
gdzie ja bym w innych okolicznościach zwrócił uwagę na mecz Austria - Turcja i jeszcze ekscytował się jego przebiegiem
Z takich nieoczywistych atrakcji polecam nadchodzący wielkimi krokami ćwierćfinał Copa America Wenezuela-Kanada. Tam mogą dziać się rzeczy.
Przyzwoity VPN umożliwia pokazanie palca viaplayowi. Co nie zmienia faktu, że ludzie, którzy zdecydowali o równoległym rozgrywaniu ME i CA powinni się smażyć w piekle.
polsko-słowacki strach to świadomość własnych deficytów. My je mamy w obronie i na pozycji defensywnego pomocnika (…) oni z kolei cieniują w ofensywie na pozostałych pozycjach
No czekaj. I ze świadomości odmiennych deficytów wynika taka sama postawa? Coś mi się tu nie klei. Od biedy (bardzo od biedy) jestem w stanie zrozumieć podejście a la Michniewicz, czyli „z przodu mam liceum, ale z tyłu muzeum, więc będę się kurczowo bronić i intensywnością działań defensywnych maskować braki w jakości, a w ofensywie Lewy i Zielek już coś tam wykombinują!”. Gdybym natomiast, dysponując przeciętną ofensywą, trafił na takiego rywala, jak obecni Anglicy, tym bardziej kazałbym swym podopiecznym atakować. Bo miałbym świadomość, że:
a) wg wszelkiego prawdopodobieństwa, moi podopieczni będą wykorzystywać tylko co którąś tam sytuację (no bo słabi są, co tu gadać), więc trzeba tych sytuacji stworzyć jak najwięcej i strzelić jeszcze co najmniej bramkę, najlepiej dwie, bo…
b) przy całym swym kryzysie i dyspozycyjnej mizerii, Anglia nadal ma z przodu Bellinghama, Kane’a, Fodena i paru innych wymiataczy, którzy nawet w kiepskiej formie są w stanie stworzyć coś z niczego (np. sieknąć przewrotką na sekundy przed końcem), ergo jeden gol przewagi to ciut za mało.
W przerwie, czyli na wkurwie! Anthony Taylor, Anthony Taylor, Anthony Taylor!!!
Co tam VAR gdy cwiercfinał Euro sędziuje ktoś taki!
Miało być trzęsienie ziemi i było! Dramaturgia, emocje, determinacja godne finału. Kompromitujący się sędzia, Niemcy którzy doprowadzili do toczenia się meczu na ich zasadach i na tych swoich zasadach ostatecznie przegrywają, Hiszpanie grający na utrzymanie wyniku – piekło zamarzło! Luis de la Fuente przegrywa zmianami z Nagelsamnnem, żeby ostatecznie mecz wygrać. Futbol jest pełen sprzeczności, dobrze że ich nie było w przypadku Toniego Kroosa, który dziś zakończył karierę, a gdyby ją jeszcze kontynuował to byłby największy paradoks tego ćwierćfinału.
Po kilku minutach tego spotkania sobie pomyślałem: niech tylko jedni strzelą gola, obojętnie którzy, to zrobi się meczycho i tak czekałem na tą bramkę, czekałem, czekałem ...
Jeszcze trochę i Trójkolorowi przejmą pałeczkę od Niemców w futbolowej konsekwencji, pragmatyzmie, wyrachowaniu. Koniec świata!
Odnośnie wyczynów Anthony'ego Taylora, to właśnie miałem na myśli pisząc o bezgłowym wprowadzaniu VARu. Doszukiwać się na siłę nanospalonych i fantomowych fauli/zagrań ręką w polu karnym? Proszę bardzo. Krzyknąć sędziemu w słuchawkę, że w danej sytuacji po prostu musi pokazać żółtko, inaczej się skompromituje? No nieee, tyle to nie. Agencja towarzyska „Logika” serdecznie zaprasza.
Co do samego meczu, deszcz z wielkiej chmury spadł co najwyżej przyzwoity, nie kapuśniaczek może, ale też i nie solidna ulewa. Owszem, dramaturgii sporo, szkoda że jakość tak rzadko dojeżdżała. Ale i tak nie ma co narzekać, bo…
POR-FRA
Nadal żal mi Austriaków. Ba, po tych dwóch godzinach nudziarstwa zaczęło być mi żal nawet Rumunów i Słowaków, o Gruzinach nie wspominając. Każdej z w/w ekip udało się poskładać chociaż tych kilkanaście-dwadzieścia kilka minut grania w piłkę. Portugalczycy i Francuzi nie wysilili się nawet na tyle.
Iocosusie, zaczynam mieć wrażenie, że to coś więcej, niźli tylko ćwiczenia konsekwencji i pragmatyzmu. Coś mi się zdaje, że Francuzom, jako narodowi skłonnemu do pewnej dozy eksperymentów oraz – no cóż – dziwactw, samo w sobie wygranie Euro przestało wystarczać, stąd też postanowili sobie zrobić challenge, znaczy tego, no, défi: chcą zdobyć złoto nie strzeliwszy po drodze żadnej bramki z gry, z samobójem w roli najlepszego strzelca. Ciekawe czy im się uda.
A, jeszcze jedno: mimo iż uważam, że jego kariera powinna się skończyć czerwoną kartką za drugie żółtko po stemplu na Yamalu, bardzo, ale to bardzo cenię Toniego Kroosa i niezwykle szanuję jego decyzję o zejściu ze sceny właśnie teraz, bez rozmieniania się na drobne. Szkoda, że pewien jego hipersławny były kolega z Madrytu przeoczył najlepszy moment na pożegnalne cmoknięcie swojej kariery w policzek.
Francja z Mbappem, Griezmannem, Dembelem, Thuramem i resztą – 480 minut, 1 gol (swojaków nie liczę), z karnego.
Portugalia z Brunem Fernandesem, Bernardem Silvą, Rafaelem Leão, zaparkowanymi na ławce João Félixem i Diogo Jotą, etc., etc. – 510 minut, 3 gole.
Anglia z Kane’em, Bellinghamem, Fodenem, Saką, itepę, itedę – 390 minut, 4 gole.
Tymczasem u nas od kilkunastu lat słychać, że kolejni selekcjonerzy (ośmiu ich było w tym okresie) nie potrafią uwolnić ofensywnego potencjału drużyny. Interesujące.
- Kompromitacja, aż odechciewa się oglądać ten sport - dodawali kolejni. Niecenzuralnych słów, przyśpiewek i gestów nawet nie będę przytaczał, ale bez dwóch zdań można napisać, że Anthony Taylor dla Niemców jest kimś takim, kim dla nas po Euro 2008 był Howard Webb. - Niech ten Anglik nigdy nie wraca do Niemiec, mam nadzieję, że to jego ostatni mecz na tym turnieju - wściekali się Niemcy”.
Mam nieodparte wrażenie, że gdyby nie pierwsza połowa i kuriozalna, absurdalna „łaska Anthoniego dla Toniego” to ta ręka Cucurelli zostałaby odgwizdana, tylko, że wówczas sędzia Taylor z deszczowej Anglii nie miałby po co jeździć do słonecznej Hiszpanii, albo raczej byłaby to podróż podwyższonego ryzyka bez polisy ubezpieczeniowej.
A-c10: „mimo iż uważam, że jego kariera powinna się skończyć czerwoną kartką za drugie żółtko po stemplu na Yamalu, bardzo, ale to bardzo cenię Toniego Kroosa i niezwykle szanuję jego decyzję o zejściu ze sceny właśnie teraz, bez rozmieniania się na drobne.” – przyznaję, że byłem wkurzony na Kroosa, bo moim zdaniem te jego faule na początku meczu były z pełną premedytacją i w pełni „taktyczne” i nie chodziło tu żeby „zameldowac się rywalowi” na zasadzie, żeby pokazac, że dziś „nie ma przebacz”, moim zdaniem Niemcy założyli sobie, że sprowokują Hiszpanów do gry w kości, a nie w piłkę i nawet to im się nieco udało, plan prawie się powiódł, „mecz walki” to trochę absurd w odniesieniu do Hiszpanów, na dodatek łaskawca Taylor Niemcom w tym pomógł, a że w tym się nie zorientował to niech będzie przeklęty.
Złośc na Kroosa trochę mi przeszła gdy zobaczyłem, że Hiszpanie po meczu podają mu rękę, czyli z jednej strony „wynik kształtuje świadomośc”, ale z drugiej Toni widocznie na Półwyspie Iberyjskim zasłużył sobie na szacunek mimo wszystko. Nie widziałem tylko czy Pedri podał mu rękę?
Co by nie powiedziec Kroos wiedział kiedy zejśc ze sceny, może trochę w nienajlepszym stylu w ostatnim akcie, ale można go docenic w odróżnieniu od byłego kolegi z „królewskich”. Ten a nich sobie kopie piłkę za petrodolary dopóki będą mu płacic choćby i do 50, ale w portugalskiej reprezentacji okazał się na Euro’24 hamulcowym i to jest smutne.
To był bardzo dobry mecz, zdecydowanie niedoskonały, tak, ale mecze z obu stron doskonałe kończyłyby się wynikiem 0:0 Weźmy np. półfinał MŚ w RPA w 2010, tam Hiszpanie wygrali 1:0 po bramce Puyola, ale generalnie przez cały mecz trzymali Niemców w uścisku. Mimo że właśnie wtedy rodziła się nowa reprezentacja Niemiec, dynamiczna, ofensywna i skuteczna, to Hiszpanie nie pozwolili im niemal na nic, a w pamięci, poza suchym wynikiem, zostało niewiele. Wczoraj było zupełnie inaczej. Rzeczywiście wyglądało na to, że de la Fuente przeliczył się ze zmianami, a ta bramka Merino była zdarzeniem poniekąd nielogicznym, ale taki jest nieprzewidywalny urok futbolu.
Niemcy porażką w ćwierćfinale muszą być rozczarowani, to banał, ale myślę, że powodem dla rozczarowania powinien być dla nich też fakt, że Hiszpanie w pierwszej połowie zagonili ich do narożnika i okładali bez litości z każdej strony. Hiszpania z nierówną kadrą, ze środkowymi obrońcami, którzy pewnie nie mieliby miejsca w żadnej innej reprezentacji zaliczanej do grona ścisłych faworytów, z młokosami na skrzydłach, ta Hiszpania zagrała w stylu kojarzonym w sumie raczej z niemieckim futbolem, odbierając rywalowi tlen agresywnym pressingiem, a postaci formatu Gundogana czy Kroosa nie były w stanie opanować środka pola. Nie da się tak grać przez cały mecz, ale na pewno zostanie mi w pamięci bezradność niemieckich gwiazd, osaczonych przez wszędobylskich Hiszpanów, zresztą właśnie z tego wzięło się fatalne zachowanie Kroosa.
POR-FRA
W komentarzach dominuje zawód wywołany przebiegiem tego meczu, ale Francja Deschampsa tak gra, to jest drużyna z pewnością siebie na poziomie ocierającym się o arogancję, cierpliwa, oszczędnie gospodarująca siłami, nie stosująca wysokiego pressingu. Pewnie gdyby chcieli to mecze z ich udziałem wyglądałyby zupełnie inaczej, przecież tam jest absolutnie topowa jakość w każdej formacji, ale... najwyraźniej nie chcą. To wyrachowany zespół, który daje z siebie tylko tyle ile musi, a żeby pokonać Francuzów, trzeba czegoś ekstra. Portugalia tego nie dała. Czy to Ronaldo był przyczyną i problemem? Szczerze mówiąc wątpię. A co do przebiegu meczu jeszcze to Portugalczycy też przecież dawno temu porzucili sny o fantazyjnym stylu, oni też nacierają niewielkimi siłami, licząc na indywidualną jakość swoich graczy ofensywnych, u nich też jest sporo nudnego klepania piłką w środku pola. Niestety można było mieć obawy, że te drużyny się zneutralizują, a mecz będzie wyglądał tak jak ostatecznie wyglądał, szkoda.
FRA-HIS
W półfinale stawiam na Francuzów, nie tylko dlatego, że bój z Niemcami kosztował Hiszpanów personalne straty z powodu kontuzji i kartek. Ale jednocześnie mam nadzieję, że Hiszpanie będą grali swoje i mecz dzięki temu będzie bardzo emocjonujący. Oczywiście, wydaje się, że reprezentacja Hiszpanii ma przed sobą świetne perspektywy, że oni na razie jeszcze nic nie muszą, ale moim zdaniem nie powinni czekać na bliżej nieokreśloną przyszłość. Tu i teraz mają swój moment, tu i teraz są w świetnej formie, powinni zrobić wszystko, by to wykorzystać.
VAR
Czekaj, czekaj a-c10, to chcesz wprowadzić VAR do wszystkich decyzji w trakcie meczu, fauli, rożnych, nie tylko do sytuacji dotyczących bramek i czerwonych kartek? I pomny tego, że dotychczasowa praktyka VAR dryfuje gdzieś w strefę absurdu, chcesz dokładać jeszcze więcej weryfikacji, poprawiać jakieś nieprawidłowe rożne, auty, chcesz, żeby sufler sprzed monitora mówił takiemu Taylorowi, że akurat tutaj to koniecznie musi pokazać Kroosowi żółtą kartkę? I zapewne sądzisz, że takie interwencje pojawiałyby się tylko w sytuacjach z gatunku clear and obvious, które rzeczywiście w powszechnym odbiorze byłyby clear and obvious?
To znaczy nie mówię, że to jest z gruntu zła koncepcja, ale przede wszystkim oznaczałaby ona pełną rewolucję w zarządzaniu meczami przez zespół sędziowski, tzn. tak naprawdę sędziowałby ten przed monitorem, a ten na boisku byłby tylko wykonawcą zaleceń, bo przecież nie może być tak, że oni by się co chwilę kłócili o to czy był faul czy nie i na jaką kartkę?
Naprawdę jesteś stuprocentowo przekonany, że maszyna potrafi właściwie zidentyfikować moment jej powstania?
Tak, akurat o tym to jestem stuprocentowo przekonany. Przy determinacji w opracowaniu odpowiednich rozwiązań i zainwestowaniu odpowiednich środków będzie to tylko i wyłącznie kwestia czasu, większym wyzwaniem będzie powszechność wdrożenia tych rozwiązań.
Tam wyżej napisałem, że w kwestii spalonego, skoro już ma być VAR, a przecież trudno zakładać odwrót od tej technologii, kluczowa dla płynności gry (która dla mnie jest najistotniejsza) jest wprawa w uchwycenie momentu podania i wyrysowanie linii. Tu faktycznie jest póki co przestrzeń dla tzw. czynnika ludzkiego i jego omylności, ale bez przesady z tą hipsterką, przecież w tenisie czy siatkówce, nawet przy statycznej linii, nikt nie podejmuje decyzji na podstawie tego co widać na video w naturalnym tempie, a nawoływanie do tego, by po staremu decydowało machanie chorągiewką, to już niestety utopia, coś mógłby powiedzieć na ten temat zespół sędziowski Marciniaka po meczu Bayern - Real.
Myślę, że bardzo mocny kandydat do miana najnędzniejszego meczu turnieju, a przynajmniej jego fazy pucharowej.
Dużo bezpiecznego grania do najbliższego zawodnika, strach przed stratą piłki, niska intensywność. Southgate trochę poprzestawiał klocki, ale efekt tego był żaden, bo Anglicy męczyli się na boisku tak samo jak w poprzednich meczach. Szwajcarzy byli chyba minimalnie bardziej aktywni, widać to było zwłaszcza w dogrywce, ale gra nie układała im się tak dobrze jak przeciw Włochom. Widowisko do jak najszybszego zapomnienia.
NED-TUR
Niezły, mięsisty mecz. Długo zachwycałem się kompaktową grą defensywną Turcji, linią obrony ustawioną kilka metrów przed polem karnym, napastnikami grającymi dwadzieścia metrów od obrońców, a jednocześnie zawsze gotowymi do tego, by na pełnym gazie ruszyć do przodu, zwłaszcza początek drugiej połowy mieli Turcy znakomity i już miałem pod palcami pytania do Iocosusa czy tak grająca w defensywie reprezentacja Polski satysfakcjonowałaby jego wymagający gust, a potem okazało się, że jakość to jednak jakość i Holandii wystarczyły dwie akcje, żeby odwrócić losy meczu.
ENG-NED
Holandia niby wydaje się być w lepszej formie od Anglii, jest znacznie więcej fantazji i dynamiki w holenderskich atakach. Z drugiej jednak strony to co robią Holendrzy w obronie to nie jest dobra wróżba, problemy przy stałych fragmentach, trzy bramki od Austrii, Turcy mieli kilka świetnych okazji do wyrównania, ba, nawet my ich cisnęliśmy w końcówce.
Obstawiam niestety, że będzie bardzo dużo ostrożności z obu stron i w efekcie kolejna partia szachów.
W półfinałach wystąpią dwie drużyny, które jak do tej pory rozegrały na tym Euro łącznie dziesięć spotkań. Po bożemu, znaczy bez dogrywek i karnych, udało im się wygrać ledwie trzy z nich, wszystkie po 1:0, z czego dwa po samobójach. Osobiście mam nadzieję na finał z udziałem tych pozostałych dwóch ekip. Bo choć i Hiszpanie, i – zwłaszcza – Holendrzy mają swoje mankamenty, to przynajmniej momentami na ich grę można patrzeć z przyjemnością. Nie da się przecież jednak żadną miarą wykluczyć, że po tytuł sięgną niemrawi, ślamazarni, wiecznie wypatrujący łutu szczęścia i indywidualnych błysków Anglicy. To by było na swój sposób nawet zabawne. Oto safanduła-potakiwacz Southgate, taki ichniejszy Brzęczek, oficjalnie zostałby najlepszym selekcjonerem w ich historii. Wyspiarskim pitolnikom pozostałoby chyba tylko pierdolnąć sobie whisky.
A skoro już przy tym jesteśmy, Szwajcarzy zrobili zbiorowego Probierza. Nie wiem czy przeraziła ich możliwość awansu do półfinału, czy rywalizacja z – ekhem – „wielką” Anglią, czy i. Wiem, że Anglia była spokojnie w ich zasięgu. Bez dogrywki i karnych. Szkoda.
Spotkanie Holendrów z Turkami faktycznie niezłe. Odnośnie postawy podopiecznych Montelli, taktycznego pomysłu na ten mecz i zestawienia go z wyczynami naszych orłów – po raz kolejny wychodzi na to, że nieważne jak rozrysujesz na grafice swoje ustawienie i gdzie w stosunku do linii środkowej znajduje się twój atak. Znacznie bardziej liczy się to, co robisz po przekroczeniu tej linii: oglądasz się bojaźliwie za siebie i myślisz wyłącznie o odbudowie zasieków, czy ciśniesz do przodu, bo chcesz strzelić gola? No i, rzecz jasna, jako się rzekło, ile masz farta i jakości.
W kwestii VARu natomiast, no cóż…
@ Gawin:
chcesz wprowadzić VAR do wszystkich decyzji w trakcie meczu (…) dokładać jeszcze więcej weryfikacji
Skądże znowu. Chcę radykalnego obniżenia liczby weryfikacji przy jednoczesnym równie radykalnym powiększeniu ich sensu. W praktyce widzę to +/- tak: zespół sędziowski składa się z siedmiu arbitrów. Trzech głównych (dajmy na to Gaweł, Grzegorz i Gustaw) oraz czterech liniowych (Lech, Leonard, Lubomir i Lucjan). Skład ten powinien być w miarę możliwości niezmienny, acz już role na konkretny mecz rotacyjne. I teraz wyobraźmy sobie, że dziś akurat z gwizdkiem biega Gutek, który z tej okazji pełni funkcję kapitana drużyny i do niego należy ostatnie słowo. Chorągiewki ogarniają Lonek i Lucek, Grzesio ćwiczy bicki podnosząc tablicę, a w razie potrzeby grzecznie, acz stanowczo uprasza trenerów, maserów i rezerwowych o zamknięcie ryja i zaprzestanie pajacowania, Gaweł i Lubo siedzą na VARze, a Leszek ma fajrancik. I tak oto:
7’, sytuacja a la Kroos vs. Pedri, znaczy ewidentny faul na żółtą kartkę. Gustaw odgwizduje przewinienie, ale – ku zdziwieniu swych kolegów – nie sięga do kieszonki. „Nie no, Gucio, to jest żółtko!” – rzucają do mikrofonu Gaweł i Lubomir, którzy przecież doskonale widzieli całe zajście na monitorze. „Na pewno?” – pyta główny – „a ty, Grzesiu, co o tym sądzisz?” Grzesio się zgadza, a Gutek wyciąga kartkę. Bo pracuje z ludźmi, których zna od dłuższego czasu i (w kwestiach zawodowych) w pełni im ufa. Skoro więc trzech z nich mówi, że żółtko, no to żółtko, z czego tu robić zagadnienie.
29’, sytuacja a la Świderski z Francją. „Było tam coś, chłopaki?” – pyta Gutek. „Coś tam było” – pada odpowiedź z VARu – „ale tak na dwoje babka wróżyła. Gwizdnąłbyś, byłoby dobrze, nie gwizdnąłeś i też jest dobrze.” „Aha, to gramy dalej?” „Jasne.”
55’, idzie szybka kontra gości, zatrzymana jednak popisowo przez obrońcę gospodarzy, który zdołał obić piłkę o nogi rywala, że wyszła poza boisko. Odpowiedzialny za tę połowę placu Lonek zwyczajnie nie zdążył. Się zdarza. Oceniając sytuację na chybił-trafił wskazał na korner. „Nie, nie. Od bramki” – rzuca do mikrofonu Lubo. Gutek zmienia decyzję kolegi, miejscowi rozpoczynają z piątego metra.
74’, sytuacja a la Cucurella z Niemcami. „Ja bym to gwizdnął” – mówi z VARu Gaweł. „Serio?” – rzuca Gutek – „jak na moje, naturalne ułożenie rąk, mało czasu na reakcję, gramy dalej!” „Aha, no dobra, ty tu rządzisz”.
90+2’, nanospalony. Lucek nie dostrzegł offside’u, więc nie podniósł chorągiewki. Gospodarze zdobywają gola na 2:1. Z pomocą technika, Gaweł i Lubo rysują linię i odkrywają, że minimalny spalony jednak był, ale liniowy nie miał szans go zauważyć, a atakujący miejscowych nie odniósł żadnej realnej korzyści z tego, że jego kolano było o półtora centymetra wysunięte przed obrońcę. Bramka zostaje uznana, chwilę później mecz się kończy.
I tyle. Komunikacja pomiędzy sześcioma ludźmi, którzy się znają i mają do siebie zaufanie, powinna być gładka i nie naruszać wspomnianej przez Ciebie płynności gry. Zamiast szukania dziury w całym i idiotycznych przebieżek do monitora, mamy korektę w czasie rzeczywistym rzeczywistych błędów. A że nie dla każdego te błędy będą clear and obvious? Ależ jasne Owszem, można – i jak najbardziej trzeba – dążyć do uproszczenia i ujednolicenia przepisów gry oraz rezygnacji z kretynizmów typu „zawieszanie poprzeczki”, czy „zarządzanie meczem”. Wypadałoby jednak mieć świadomość, że ideał jest tu nieosiągalny. Zawsze znajdzie się jakiś edgelord, który będzie się upierać, że faul był, choć ewidentnie go nie było, albo vice versa. A nawet, jak się nie znajdzie, powiedz kibicom drużyny, która właśnie przegrała zacięty, wyrównany mecz, że nie, tam żadnej ręki nie było i karny im się nie należał. Albo że ich zawodnik słusznie obejrzał kierowego asa. Albo że to, albo że tamto. No wszelkiego powodzenia życzę Ani najbardziej nawet dopracowany system, ani jakakolwiek technologia nic tu nie dadzą.
Cztery lata później w Stanach święciła triumf Brazylia, która była zaprzeczeniem Brazylii z 1982. Wirtuozów zastąpiła „żelazna konsekwencja”, której pilnował na boisku defensywny pomocnik Dunga, a z ławki trenerskiej Carlos Alberto Perreira. Uważna gra w obronie z dwójką napastników pozostawionych na desancie i to Canarinhos przyniosło triumf a dla zwolenników Tele Santany i „joga bonito” wydawało się że znikąd nadziei, ostatnia iskierka zgasła.
Ale po wiekach ciemnych nastąpił renesans, świetny, ofensywny francuski mundial w 1998 roku, w 2002 roku Brazylia czarowała magikami, wirtuozami godnymi czasów Zico, Falcao, Socratesa, Edera, a Francuzi z Zidanem i Henrym przypominali ekipę z Platinim, Giresem, Tiganą.
Grecka falanga nie zmąciła mojego dobrego nastawienia, bo hoplici na następnych turniejach dostawali baty, a batutę w futbolu przejęła hiszpańska tiki-taka, jej modyfikacje lub równie ofensywne na nią antidotum. Nawet twórcy catenaccio przestawili się na szukanie goli.
Ciemne chmury co prawda się zbierały nad reprezentacyjną europejską piłką, śladami Carlosa Alberto Perreiry podążył Fernando Santos z Portugalczykami, a Didier Deschamps zaczął preferować taktykę tak jakby w opozycji do czasów gdy asekurując Zidane’a święcił z nim triumfy, ale chyba dopiero dziś w pełni zobaczyłem, uświadomiłem sobie, że jeżeli w finale zagrają Angole z Francuzami i zrobią to na dotychczasowych warunkach, to ... „Winter is coming”!
Iocosusie, trzeba wyleczyć się z wiary, że turnieje mistrzowskie wyznaczają trwałe trendy w futbolu. Futbol reprezentacyjny ogniskuje światową uwagę i emocje co mniej więcej dwa lata, turnieje mistrzowskie nadal kreują gwiazdy i herosów, ale prawdziwa piłka dzieje się na szczeblu klubowym.
Włoskie mistrzostwa z 1990 były apogeum epoki gry na czas, miliona podań do bramkarzy, to jest niezaprzeczalny fakt, zmianę przepisów co do chwytania piłki w ręce należy ocenić korzystnie, jednak trudno odmówić nawet tamtemu turniejowi obecności niezapomnianych meczów i filmowych wręcz historii, a ja się mundialem w Italii mega ekscytowałem, bo miałem 14 lat i patrzyłem na świat zupełnie inaczej niż kilka dekad później
I generalnie tak to zawsze wygląda, ogromna większość turniejowych meczów jest do siebie szalenie podobna, zwłaszcza w fazie pucharowej, przypominając wczorajszy mecz Anglii ze Szwajcarią. Takiego szajsu jest najwięcej, a turnieje otrzymują łatki wynikające z losowej kombinacji czynników, która doprowadziła do tego, że akurat zdarzyło się parę fajnych meczów mniej czy więcej. Subiektywna percepcja też ma sporo do rzeczy, Ty na przykład piszesz o Brazylii czarującej magikami w 2002 roku, a według mnie Brazylia znacznie lepiej wyglądała cztery lata wcześniej, a tamten azjatycki mundial wspominam całościowo bardzo źle z powodu utrudnionego dostępu do przekazu TV i Korei Południowej ordynarnie ciągniętej za uszy przez sędziów.
Triumf Grecji w 2004 nie sprawił, że wszyscy zaczęli grać dziesięcioma ludźmi na własnej połowie, a zwycięstwa Hiszpanii nie doprowadziły do tego, że świat ruszył w stronę tiki-taki. Futbol jest coraz bardziej intensywny, wymagający znakomitego przygotowania fizycznego, ale to jest proces, z którym piłka reprezentacyjna ma niewiele wspólnego.
@ Deschamps i Southgate
Akurat ci panowie są z całą pewnością trenerami o orientacji defensywnej, ale... tacy po prostu są, nie oni jedni. Oceniani są przede wszystkim przez pryzmat wyników, może jeszcze (odrobinę) pod kątem zarządzania grupą facetów o ogromnym ego.
Słuchałem np. dziennikarza pracującego w L’Équipe, który mówił, że media we Francji nauczyły się ostrożności w krytyce reprezentacji, bo wiedzą, że choćby nie wiadomo jak nędznie wyglądała na boisku drużyna Deschampsa, ten zespół jest w stanie zawsze wygrać wszystko. I dodał jeszcze ciekawy w tym kontekście przykład Aimé Jacqueta, który nigdy nie wybaczył L’Équipe krytyki przed MŚ w 1998 roku i nigdy już nie udzielił tej gazecie wywiadu. Ty z kolei pytałeś wcześniej o The Rest is Football, otóż w podcaście z dzisiaj, po ich wymęczonej wygranej karnymi nad Szwajcarią, tam zapanował nastrój... wręcz euforyczny. Wszystkie decyzje Southgate'a były trafne, drużyna zanotowała ogromny postęp względem poprzednich meczów, Saka rewelacyjny, Konsa znakomity, Foden odmieniony, Bellingham najlepszy mecz na turnieju, no i te karne, zjawiskowe, fenomenalne, każdy omówiony ze szczegółami, zwłaszcza przełamanie Saki i strzał Toneya bez patrzenia na piłkę
To jest właśnie waga wyniku, dużego, prawdziwego wyniku, to jest kwestia anihilująca jakiekolwiek wewnętrzne poczucie estetyki. Mniej więcej o to właśnie spieraliśmy się tutaj za Michniewicza, tylko że niestety wynik na miarę Anglii czy Francji pozostaje w naszym przypadku aktualnie w sferze marzeń, dlatego jako cele wyznaczamy sobie "trzy dobre mecze", czyli innymi słowy parę celnych podań i strzałów na przestrzeni 270 minut.
Tak jest, jak Gawin trafnie zauważa, od MŚ we Włoszech w 1990 roku .
Przyczyna wydaje się prosta, o czym Gawin też wspomina ,ale w nieco odmiennym kontekście, a mianowicie chodzi o fizyczność zawodników, a właściwie jej zanik. Owszem piłka nożna zmieniła się zasadniczo z uwagi na to,że nauka, rozwój ewolucyjny i w ślad za ich osiągnięciami praktyka wdrażana przez trenerów przygotowania fizycznego spowodowały ,iż zawodnicy osiągają maksymalne pułapy wydolnościowe i praktycznie nie ma już rezerw mocy do dodatkowego wykorzystania. Truizmem jest stwierdzenie ,że zawodnicy grają w klubach i trenerzy wraz z fizjologami dbają o ich formę w sezonie ,a nie po nim. Tym samym w czasie przerwy w rozgrywkach zawodnicy powinni wypoczywać i dokonywać regeneracji,a zamiast tego każe im się grać, więc grają ,ale tak jak by to była zabawa na plaży. Było to wczoraj znakomicie widać podczas meczu Angoli ze Szwajcarami kiedy to kilku graczy Angielskich miało serdecznie dość męczarni i marzyło tylko o zejściu z boiska.Gdy Southgate zbliżał się do linii to prawie cały zespół tęsknie spoglądał czy nie ma tablicy z numerkami kogo zmienić. Gdy wreszcie ta chwila nadeszła to jako pierwszy chciał się zameldować poza boczną linią Bellingham i widać było jego ogromny zawód, gdy trener jego numer wycofał . Z kolei Kane wziął się na inny sposób i kiedy ze zmęczenia wypadł z boiska stwierdził,że na nie nie wróci chyba,że go wniosą i trener uległ.
Więc przestańmy udawać,że oni są w pełni formy i że tylko marzą o tym ,aby zasuwać w spiekocie ,kiedy ledwo nogami powłóczą.
Nasi milusińscy nawet nie udają,że ich, ich nieudolne popisy cokolwiek obeszły, bowiem cały internet pełen jest filmików, zdjęć jak to pełni radości i całkowicie z siebie zadowoleni bawią się na "zasłużonych wakacjach" w krajach tyleż ciepłych co odległych ,ale za to drogich w utrzymaniu . Stać ich ,ale mnie nie stać na to ,aby im wybaczyć .
Z punktu widzenia człeka , który ogląda wielkie imprezy piłkarskie ostatnich trzydziestu paru lat to rzeczywiście wygląda na to,że one nic dla piłki i jej rozwoju nie wnoszą. Lecz nie oznacza to ,że tak w historii było zawsze , bo owszem systemy taktyczne :klasyczny ( 2-3-5) istniejący od ok. 1885 roku i WM ( 3-2-5) od 1925 roku zrodziły się w klubach ,ale następne 4-4-2, 4-3-3 . 4-2-4 czy 3-5-2 swój początek miały na Mistrzostwach Świata.
We współczesnym futbolu o takich rewolucjach mowy być nie może, bo Walery Łobanowski pod koniec lat 70-tych zapoczątkował ,a ostatecznie Arrigo Sacchi 37 lat temu w Milanie na podstawie teoretycznych założeń uznali,że system gry musi wynikać z posiadanego materiału zawodniczego i założonego celu gry . Więc dziś można tylko stwierdzić ,że systemy nie grają , bo to zawodnicy grają w systemie i dokonać tylko statystycznych pomiarów ile drużyn gra w jakich ustawieniach i skonstatować jakie osiągają wyniki .
W ten opis sytuacji taktyki piłkarskiej wpisuje się korzystanie w coraz większym stopniu z osiągnięć współczesnej matematyki, fizyki, antropologii, medycyny , statystyki itd których metody wykorzystywane są w analizach czynionych przez analityków przy pomocy nowoczesnych urządzeń i programów. Opracowane pieczołowicie dane stanowią algorytm, który jest fundamentem planu gry. Używam słowa algorytm za podręcznikami i naukowymi opracowaniami, a istocie można użyć sformułowania "jadłospis", bo algorytm go przypomina , gdyż jest wzorcem postępowania , który podlega weryfikacji czyli tak jak w przepisie np na barszcz ukraiński .Użyjemy odpowiednich składników w odpowiedniej ilości i będziemy gotować przez wskazany czas - to zupka będzie zjadliwa.
Powyżej zapisana reguła prowadzi do tego co nazywamy procesem profesjonalizacji ,a mianowicie dziś nie tylko w piłce,a i w biznesie ,a nawet w polityce to co nazywamy kreatywnością przestaje się liczyć, bo liczy się metoda oparta na algorytmie. Z dwóch powodów : bo daje matematycznie większe szanse na osiągniecie celu , sukcesu ,a z drugiej nie można mieć pretensji do kogoś ,że nie wygrał mimo podjętych profesjonalnych starań. Nie wszyscy mogą wygrać ,ale każdy musi się starać wykorzystując wszelkie sposoby i metody dostępne nauce.
Ten sposób myślenia o futbolu przeniknął do profesjonalnych mediów zachodnich i za ich pośrednictwem zakorzenia się w świadomości społecznej . Dziennikarze francuscy, niemieccy, angielscy , włoscy itd. nie patrzą tylko na wynik ,ale potrafią dokonać analiz samej gry pod kątem jej efektywności. Niestety u nas zachodzą procesy odwrotne czyli relacje rażą prymitywizmem wynikającym z nieuctwa i w sumie sprowadza się do "podoba się lub się nie podoba" co dodatkowo jest podszyte sympatiami lub antypatiami - o różnym charakterze .
Można narzekać na poziom tegorocznego Euro , ale nie wolno nie zauważyć,że większość drużyn optymalnie wykorzystuje swoje możliwości, które są wypadkową niefortunnego terminu Imprezy. Najlepsi w tych okolicznościach grają po to ,aby nie przegrać .
Z drugiej strony współczesne analizy oparte o twarde dane statystyczne wskazują ,że wygrywanie spotkań drużyn o zbliżonych umiejętnościach zależy w 3/4 od wykorzystania przestrzeni ,a mniej od jej zagospodarowania i liczy się to co zespoły robią pod bramkami swoją i wrażą.Przyznam ,że także ubolewam ,że poza Holandią i częściowo Niemcami wszystkie pozostałe czołowe zespoły europejskie nie zdobywają aktywnie przestrzeni ,ale starają się ją wytworzyć poprzez grę obronną w niskiej lub półśredniej strefie.
Dla walki o wynik nie ma znaczenia czy zespół gra defensywnie czy ofensywnie , bo to co lepsze pokazuje tablica ,ale dla nas widzów stanie w okolicach własnej bramki jest nudne i chyba słusznie nie zachwycamy się taką antywidowiskową taktyką.
Lecz : "Sorry ,ale taki mamy klimat ".
„Futbol totalny” stworzył „generał” Rinus Michels wpierw w Ajaksie, ale podstemplowany został w 1974 roku na niemieckim mundialu. Gdy mówimy o genezie „futbolu totalnego” to mamy na myśli Holendrów, a klub czy reprezentacja zlewają się już w jedno, ponieważ Michels wdrażał swoją filozofię gry na obu poziomach z sukcesami.
Na Walerego Łobanowskiego powołuje się wielu trenerów, że był dla nich inspiracją, ale w czasach ZSRR jego Dynamo Kijów to właściwie „sborna” i trudno mówić o Łobanowskim rozdzielając jego wpływ na klub lub reprezentację w zasadzie niemożliwym jest takie zróżnicowanie.
Czy można stworzyć drużynę, której gra zapiera dech w piersiach, a którą tworzą piłkarze rozrzuceni po całej Europie. W latach ’80 to była innowacja rozpoczynająca futbolowy trend. Preben Larsen, Soren Lerby, Morten Olsen, Laudrupowie - świetnie zorganizowani, rozumiejący się, grający otwarty, ofensywny futbol, przy którym furda klubowe jedenastki! Niech padają na kolana przed „Duńskim Dynamitem” Seppa Piontka. "We are red, we are white, we are Danish Dynamite"
Arrigo Sacchi stworzył niezapomniany, legendarny Milan, jego odciśnięta pieczęć na futbolu jest niepodważalna, wiązanie sznurkiem formacji na treningach mityczne, ale Sacchi był przecież i trenerem Squadra Azzura, z którą doszedł do vice czempionatu w Stanach po przestrzelonym karnym przez Baggio. Może gdyby Włosi naturalizowali van Bastena, Gulita i Rijkarda mówilibyśmy o najwybitniejszym trenerze w historii.
Niemcy rozpoczęli reformę swojego systemu szkolenia po upokorzeniu i zebranych batach na Euro w Belgii i Holandii w 2000 roku. Jurgen Klinsmann w 2006 roku potwierdził właściwy kierunek przechodzenia z pragmatycznej ale i z schematycznej piłki do ofensywnego, kreatywnego futbolu, który może być i skuteczny (WM2014) i atrakcyjny! Potrzebę zmian w niemieckich systemach szkoleniowych spowodowała bardziej gra ichniej repry niż klubów.
Johan Crujff z Guardiolą stworzyli tiki-takę. Nie prowadzili reprezentacyjnych jedenastek, ale czy Hiszpanie z Xavim i Iniestą i na poziomie reprezentacyjnym nie zdominowali europejskiej piłki właśnie w tym stylu tak charakterystycznym dla Hiszpanów!? Na turniejach w 2008, 2010, 2012 rządzili niepodważalnie propagując sobie właściwą tiki-takę.
Oczywiście w klubach pracuje się „na co dzień” w reprezentacjach „od święta”, zatem jeżeli coś można wyćwiczyć i wdrożyć to zdecydowanie szybciej na poziomie klubowym niż reprezentacyjnym. Zespół, którego piłkarze zagrają ze sobą w przeciągu roku ponad trzydzieści, czterdzieści meczów musi być lepiej zgrany, rozumiejący się niż taki, który przez 12 miesięcy spotyka się na kilka, maksimum kilkanaście meczów. O taktyce lepiej nie wspominać, w którym miejscu może być lepiej zaimplementowana i realizowana. To wszystko nie podlega dyskusji, ale czy o piłce reprezentacyjnej możemy mówić, że nie ma zupełnie wpływu na trendy futbolowe???
Mnie jednak chodziło o kwestie bardziej szczegółowe, dotyczące poziomu meczów podczas turniejów mistrzowskich, ich intensywności czy preferowanych rozwiązań taktycznych. Przez ile dni w roku miał swoich piłkarzy Łobanowski, a przez ile ma ich dziś Rebrow? Ile meczów w roku rozgrywał kiedyś Boniek, a ile rozgrywa ich teraz Lewandowski, i który z nich zakończył karierę w wieku 32 lat? To są kwestie nie do przeskoczenia i dlatego gdy piszesz, że "winter is coming" to w moim odczuciu błędnie wiążesz przyszłość futbolu reprezentacyjnego jako rozrywki z takimi detalami jak to czy akurat dojdzie do finału Deschamps - Southgate. Bardziej widzę tu tę nieszczęsną żabę, która niepostrzeżenie nam się gotuje - czy może nawet już się ugotowała. To nie znaczy rzecz jasna, że publika w najbliższej przyszłości odwróci się od imprez rangi mistrzowskiej i całkowicie nimi znudzi, ale nawet jeżeli w przyszłą niedzielę w finale Hiszpania po pasjonującym meczu pokona Holandię 7:5 to w kolejnych mistrzostwach szybkiej, intensywnej, widowiskowej piłki nie będzie wcale więcej niż do tej pory, nie będzie też żadnych nowatorskich trendów w futbolu, po prostu będzie kolejny mistrzowski turniej za dwa lata, ze swoją własną fabułą.
Francuzami jestem mocno zawiedziony. Żal było patrzeć na dynamikę i zaangażowanie, z jakimi odrabiali straty. Minuty do końca, a oni nadal twardo czterema, pięcioma ludźmi w asekuracji. Deschamps zawiódł, zawiodła jego taktyka, zawiedli jego najwierniejsi żołnierze, zwłaszcza Mbappé, który mimo asysty zagrał katastrofalny mecz. Jednak Deschamps nadal ma ważny kontrakt (do 2026 roku), prawdopodobnie zostanie na stanowisku, oczywiście o ile nie zdmuchnie go fala uderzeniowa długo hamowanej krytyki.
Pierwsza refleksja, mam takie skojarzenie, Francuzi na Euro zagrali tak jak Iga Swiątek na Wimbledonie czyli bez planu "B" w sytuacji kryzysowej.
Trójkolorowych absolutnie mi nie żal, wręcz bardzo się cieszę że "pragmatyzm" Deschampsa okazał się wydmuszką z silnym rywalem, przewyższającym Francuzów w futbolowych arkanach, a przecież wydawało się że Didier tak ustawił i nastawił swój zespół żeby nie ogrywać Polski lub Austrii ale właśnie żeby znaleźć sposób na takie zespoły jak Hiszpania. Po pierwszym golu obawiałem się że mecz się doskonale ułożył dla Mbappe i Dembele oraz trzymających tyły ich "niosących fortepian" kolegów. Na szczęście kunszt hiszpańskich solistów okazał się wystarczający, żeby "drużyna tragarzy" nie podszywała się pod miano wirtuozów.
Miały być trzy równorzędne jedenastki Trójkolorowych tymczasem kreatywnych pomocników w połowie jakości Platiniego lub Zidane'a raczej nie widać, czy to znaczy, że w personaliach od stanu obfitości trzeba przejść do niedoborów i deficytów, czy też jest to kwestia trenera, który zafiksował się na "zadaniowcach-tragarzach" lekceważąc potrzebę wykreowania w jedenastce ofensywnych pomocników? Przekonamy się po odejściu Deschamsa oby jak najszybszym! Tego Francuzom życzę!
Jeszcze jedna refleksja, jeżeli traktować Mbappe jako piłkarza lubiącego rozpędzić się gdzieś z boku boiska i z tego sektora wejść dynamicznie w pole karne szukając możliwości oddania strzału, to na podstawie wczorajszego półfinału można stwierdzić, że mamy renesans "skrzydłowych" Mbappe z Dembele po stronie Francuzów oraz Yamal i Williams u Hiszpanów, tylko że tych drugich dużo wydajniej wspomagają w ofensywie Olmo, Ruiz, Morata. Rodri przy tym bez uszczerbku dla defensywy. Niech Deschamps i Francuzi się uczą i niech wyciągają wnioski.
Przy czym z Mbappé to jest podobna sytuacja jak z Ronaldo (oczywiście Ronaldo sprzed kilku lat), tzn. ta jego pozycja to fałszywy skrzydłowy, który schodzi do środka i gra tak naprawdę jako napastnik. Analogie między nimi widać było też na tym turnieju, bo obaj zawodzili ustawieni jako klasyczni środkowi napastnicy i obaj monopolizowali grę ofensywną swojego zespołu, bywało że ze szkodą dla sprawy. Takim typowym lewoskrzydłowym jest raczej Barcola, przebojowy, z dryblingiem, idący do linii chętniej niż do środka.
I oczywiście całkowita zgoda co do tego jaką różnicę robili Olmo i Ruiz, francuska druga linia wyglądała na tym tle ubogo i jednowymiarowo.
Ostatnia nadzieja że Macron dorzuci Deschampowi i kadrze Trójkolorowych za awans do półfinału jakąś superpremie z publicznej kasy.
Gawin o Mbappie: " ta jego pozycja to fałszywy skrzydłowy, który schodzi do środka i gra tak naprawdę jako napastnik." - zgoda, dlatego brałem "skrzydłowych" w cudzysłów, bo z starą, klasyczną interpretacją tej pozycji to się "trochę" rozmija. Z tym jest powiązana też funkcja, że często "lewonożny" gra po prawej i odwrotnie, a wszystko żeby właśnie po zejściu do środka kropnąć na bramkę tą "lepszą" nogą.
No i paradoks, ofensywni Hiszpanie grają z "defensywnym środkowym napastnikiem" i to im nader dobrze wychodzi. Natomiast w moim postrzeganiu chyba zaprzestali tęsknić za kimś takim jak Busquets i asekurują dwiema 'ósemkami".
W odniesieniu do nas to "nowoczesnego skrzydłowego" mamy po lewej w osobie Zalewskiego, na dwie "ósemki" również już graliśmy z Zielińskim i Moderem, w rolę Olmo może się wcielać Kacper Urbański lub Sebek Szymański, no i tylko z Lewego nie zrobimy "defensywnego napastnika".
Aż zeedytuje: finał będzie mega nudny, jeśli obie 11 zagrają typowo o tytuł. Czyli wyrachowawczo.
Francuzi na Euro zagrali tak jak Iga Swiątek na Wimbledonie czyli bez planu "B" w sytuacji kryzysowej.
Ta opinia wydaje mi się krzywdząca dla Igi Obserwując poczynania reprezentacji Francji na tych ME nie zauważyłem, aby tam był w ogóle jakikolwiek plan, nawet A na sytuację komfortową. Ot, po prostu, siła rozpędu: z czterech ostatnich imprez mistrzowskich trzy kończyliśmy w finale. Raz nawet ten finał wygraliśmy, raz przegraliśmy po karnych. Jesteśmy bandą wymiataczy, mamy niesamowite indywidualności, więc na kij nam jakiś tam plan? Samo się wygra.
Zapowiadała się wymiana ciosów, bo obie drużyny od początku ruszyły do ataku, ale Koeman przegrał tę grę w cykora i przy pierwszej okazji (kontuzja Depaya) zmienił ustawienie zespołu na bardziej defensywne, wprowadzając Veermana, żeby szukać lepszej kontroli nad meczem. Mecz stracił na intensywności, ale plan Koemana wydawał się mieć szanse powodzenia, bo Anglicy w drugiej połowie stracili koncept i Holendrzy byli groźniejsi. Tylko że wtedy Southgate zrobił zmiany, i to jakie, zdjęcie kapitana, najlepszego strzelca, dziesięć minut przed ewentualną dogrywką? Nie słuchałem dziś jeszcze Linekera, ale spodziewam się, że będzie dużo komentarzy na temat tej zmiany, bo tam wiele razy padały apele do Southgate'a, żeby odważniej korzystać z dobrodziejstwa głębi składu, że Watkins jest napastnikiem o innym profilu niż Kane, potrafiącym ruszyć do prostopadłej piłki za plecy obrońców. I dokładnie tak to się potoczyło, chłopak z Chelsea do faceta z Aston Villi i ten drugi wykończył to wręcz idealnie. Myślę że ta sytuacja trwale zapisze się w historii angielskiego futbolu, zwłaszcza jeżeli Anglicy wygrają finał.
Oczywiście nie potrafię ukryć, że z przyczyn nie tylko futbolowych sympatyzuję z Anglikami Jasne, przez większość turnieju grali kaszanę, ale wczoraj to ustawienie wprowadzone przeciw Szwajcarom kliknęło już na całego i drużyna jest ewidentnie na fali wznoszącej. Biorąc pod uwagę cały turniej, za faworyta wypadałoby uznać Hiszpanię, ale myślę, że w tym momencie szanse są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
EDIT: A jeszcze o tym karnym, sytuacja jak ze Świderskim w meczu z Francją, jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie, w każdym razie na pewno nie był to clear and obvious rzut karny, w takim razie po co ingerencja w boiskową decyzję sędziego? Kto jest szefem zespołu, główny, czy ten, który siedzi na VAR? No i właśnie, sędziowie niestety przyzwyczajają się do tego, że ciężar podejmowania kluczowych decyzji z wolna przenosi się poza boisko, dlatego sądzę, że prędzej czy później wszystko to pójdzie jeszcze krok dalej niż w wizji a-c10 i sędziowanie będzie odbywać się raczej sprzed monitora z wykorzystaniem różnych narzędzi AI niż z poziomu murawy.
Wydawało się że u Holendrów gwiazdy rodzą się na kamieniu, jedna za drugą, ale ... do czasu. Dziś może tylko Virgil van Dijk ma status gwiazdy porównywalny z Jappem Stamem, Ronaldem Koemanem lub Ruudem Krolem ale wśród ofensywnych grajków w zestawieniu do poprzedników posucha. Może i dlatego półfinał Euro to dla Oranje optimum, nie grają tak „pragmatycznie” jak w 2010 roku i za to im chwała i moja sympatia, ale takich gwiazd robiących futbolowe spektakle jak onegdaj też nie mają.
Francuzi niech się ogarną, bo za kilka lat mogą się znaleźć w pozycji Holendrów i będą tylko wspominać czasy Mbappe, Zidana, Platiniego. Moim zdaniem Deschamps marnotrawi potencjał, a rok 2018 jawi się wyjątkiem od reguły.
Gawin: „sympatyzuję z Anglikami Jasne, przez większość turnieju grali kaszanę, ale wczoraj to ustawienie wprowadzone przeciw Szwajcarom kliknęło już na całego i drużyna jest ewidentnie na fali wznoszącej.” – moim zdaniem Anglicy wygrali dzięki swoim większym indywidualnościom, które pociągnęły zespół w pierwszej połowie, no i niezaprzeczalnie „głębia składu” też zrobiła różnicę. Natomiast czy 45 minut dobrej gry jest wystarczającym zadośćuczynieniem za poprzednie grzechy tego nie jestem pewien, ale też przestało mi się odbijać czkawką, że awansowali do finału.
Jeden pozytyw u Angoli jest taki, że ta cała kasiora zainwestowana w szkolenie, przeprogramowanie ich systemów szkoleniowych, dzięki temu otrzymanie armii uzdolnionych futbolowo dzieciaków, to wszystko powinno zaowocować czymś wymiernym, jak nie teraz, bo będę kibicował Hiszpanom, to za cztery lata na Euro’28 rozgrywanych na Wyspach.
Czy Southgate jest trenerem, który może stworzyć zespół zarazem efektywnie skuteczny i efektownie grający tego nie wiem, mam wątpliwości, gdyby w niedzielę ograli Hiszpanów obawiam się że Southgate zyskałby argument, żeby „pragmatyzm” dominował u Angoli przez następne lata. Trochę jak z Deschampem po 2018 roku, a ten „pragmatyzm” to po prawdzie brak odwagi i minimalizm. Bez ryzyka nie ma szampana, dlatego oby w niedzielę wypili go Hiszpanie.
Lubię ofensywna pilke i nie musze się z tego tłumaczyć
W przypadku tej reprezentacji problemem nie jest brak talentów tylko zabetonowana hierarchia w kadrze. Wzmiankowany wyżej Barcola czy Zaïre-Emery to już dziś są fantastyczni piłkarze, a przecież mają odpowiednio 21 i 18 lat, no ale u Deschampsa pewny plac w Niemczech miał sympatyczny 33-letni Kanté ściągnięty z emerytury zarobkowej w Arabii.
Przy czym nie do końca zgadzam się z a-c10, że to jest brak planu, czy może ciut inaczej - tak rozumiany brak planu to też jest jakiś plan Przecież wszystko co robią Francuzi jest od lat nadzwyczaj spójne i powtarzalne, a trener Deschamps szalenie przypomina piłkarza Deschampsa. Tylko że tym razem zwyczajnie przeliczył się w swoich rachubach, Mbappé nie wrócił do rytmu po złamaniu nosa, Griezmann okazał się nie być już tak mobilny jak kiedyś, spalił się na tym turnieju Thuram, który miał uzupełnić ofensywny tercet, a Hernández rozgrywał kapitalne mistrzostwa... aż do półfinału, który akurat kompletnie mu nie wyszedł. Dwa lata temu żołnierze Deschampsa wygrali mu ćwierćfinał z Anglią, taki mecz na styku, którego wcale wygrać nie musieli, zaufał im raz jeszcze i przegrali wspólnie.
Jeżeli Deschamps faktycznie dotrwa do MŚ za dwa lata to przynajmniej jest pewne, że będzie musiał poddać liftingowi drugą linię zespołu, ale czy wpłynie to jakoś radykalnie na styl gry Francuzów, wątpię.
@ Anglia
Nie zgadzam się Iocosusie, że w pierwszej połowie przeciw Holandii zagrały indywidualności, całościowo zespół prezentował się zupełnie inaczej niż w poprzednich meczach, grał wyżej, z inną energią, oczywiście dopiero wtedy widać ile potrafi np. Foden, ale indywidualności ratowały im skórę swoim błyskiem właśnie w tych wcześniejszych meczach fazy pucharowej. Przeciw Holandii to była drużyna odmieniona jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Oczywiście jest takie wrażenie, że taktycznie Southgate ciągnie ten zespół w kierunku, do którego jego piłkarze nie są przyzwyczajeni, bo ich gra na co dzień to duże tempo, duża intensywność i duże ryzyko (zapewne właśnie ten ostatni element nie pasuje mu do futbolu reprezentacyjnego), natomiast po pierwsze ten zespół jest bardzo mocno po jego stronie, a po drugie mimo wszystko trudno mu zarzucać taki personalny konserwatyzm, jakim kieruje się Deschamps. Pierwszy przykład z brzegu to odstrzelony Grealish, ale też pozycja jaką wywalczył sobie Guéhi, szybki awans w hierarchii Mainoo albo Palmera, czy w ogóle fakt, że Anglia przywiozła do Niemiec trzecią najmłodszą kadrę wśród wszystkich 24 uczestników.
Jeżeli za coś chwalić Southgate’a to za personalia i wykorzystywanie młodych, z tym nie będę polemizował, o ile Foden zagrał jak przystało na „grajka wiodącego” to świetnie w pierwszej połowie sekundował mu Kobbie Mainoo, dla mnie chłopak „z papierami” na dużą grę i z nieoczywistą charakterystyką co może być i dużą zaletą, ale też i jakąś „wadą” lub raczej problemem w dalszym rozwoju, chodzi mi o zdefiniowanie pozycji do której jest najlepiej predysponowany. W każdym razie w półfinale zrobił na mnie wrażenie, tak rodzą się gwiazdy, choc on może być z gatunku tych nieoczywistych, ale niezbędnych dla drużyny.
Dzieciaka Kobbie Mainoo przy prawidłowym rozwoju postrzegam jako potencjalnie kogoś na miarę Fabiana Ruiza czyli absolutny top level.
re: sędziowanie
Gdzieś się musieliśmy, Gawinie, nie zrozumieć, bo jak na moje, z przedstawionej wyżej wizji wynika czarno na białym, że odpowiedzialność powinna wrócić do arbitra boiskowego. Przy czym, kurczę, czytam np. ten wywiad i po raz enty przypominam sobie, że my tu pitu-pitu o rzeczach, które dzieją się na trzecim, czy tam czwartym piętrze sędziowania, tymczasem na parterze, czy nawet w piwnicy od dekad wciąż ten sam bajzel. Daniele Orsato nie poprowadzi na zakończenie swej kariery finału ME, bo podpadł Aleksandrowi Čeferinowi. Kurrr… że co!? Przecież to jest mentalna piaskownica. O jakiej odpowiedzialności my tu w ogóle mówimy, jeśli sędziowie w trosce o własną karierę powinni najwyraźniej przede wszystkim dbać o to, by nie urazić kogoś zbyt wysoko postawionego?
A skoro już przy tym na „o” jesteśmy: "Masz zamknąć mordę, żadnego gadania z mediami", czyli de facto żadnych tłumaczeń dla kibiców. Kibic ma nie wiedzieć. Kibic – czyli ten, dla którego cały ten biznes przecież się kręci – ma się zadowalać tym, że sędzia zagwizdał. Albo nie. Albo że technik narysował jakąś kretyńską animację. Albo nie. Tak, to naprawdę jest CHORE.
Chore jest również to, o czym już wspominałeś, czyli niejasność i zagmatwanie przepisów. Przy czym tutaj akurat coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że wszystkie te fafnaste kręgi wtajemniczenia, które niby trzeba osiągnąć, by zrozumieć zasady odgwizdywania zagrań ręką, to ściema. Tak naprawdę wszystko ogranicza się do sędziowskiego widzimisię. Albo arbiter gwizdnie, albo nie. Dlaczego? Nie interere, bo kociej mordy dostaniesz. No spójrzcie raz jeszcze na wiadomą sytuację z Cucurellą. Rafał Rostkowski twierdzi, że to było nie do odgwizdania. Mario van der Ende, że wręcz przeciwnie, karny jak byk i krzywda Niemców. Mamy zatem dwóch sędziów (byłych, bo byłych, ale jednak). Nie żadnych tam rozemocjonowanych kibiców, przekomarzających się nad barowym stolikiem, bądź na sieciowym forum, tylko profesjonalistów, którzy w dodatku mogli sobie rzecz na spokojnie obejrzeć z różnych ujęć i nie musieli wygłaszać swej opinii pod presją iksdziesięciu tysięcy ludzi na trybunach oraz milionów przed ekranami. I co? Jeden w lewo, drugi w prawo. Równie dobrze można by rzucić monetą.
Zresztą, chaos nie ogranicza się tylko do zagrań ręką. Weźmy sobie choćby brzemienne w skutkach starcie Kane’a z Dumfriesem. Na chłopski rozum to tam żadnego faulu nie było. Anglik oddał strzał. Taki, jaki chciał (yo! ). Dopiero potem kopnął w nogę Holendra (a nie odwrotnie!). OK, w koszykówce od jakiegoś czasu obowiązuje przepis nakazujący udostępnienie rywalowi bezpiecznej przestrzeni do lądowania po oddaniu rzutu. W futbolu jednak, z tego co mi wiadomo, niczego takiego nie ma. O co zatem chodzi? Że Kane’a zabolało…? No przykro mi, serio, ale w sumie sam sobie winien.
Podsumowując ten wątek: nadal strasznie mnie wkurzają idiotyczne zabawy dużych chłopców programami graficznymi. Tym bardziej, że powinni się zajmować czymś zupełnie innym, nieporównywalnie poważniejszym.
re: Francja
Z jednej strony, Iocosusie, z pocałowaniem w rąsię wziąłbym do reprezentacji Polski tego powszechnie wykpiwanego i wyszydzanego Adriena Rabiota. I Tchouameniego. I Camavingę. A gdyby się okazało, że miejsce na szpicy Biało-Czerwonych po wszechstronnie wykształconym kapitanie przejąć może Marcus Thuram, to z całym szacunkiem i sympatią dla Milika, Piątka, Buksy, Świderskiego i kogo tam, byłbym znacznie spokojniejszy, niż obecnie.
Z drugiej, tu nawet nie chodzi o realną klasę piłkarską graczy Les Bleus. Bardziej o osiąście („osiądnięcie”…? Shit, jak to się odmienia?) na laurach. To my, Francja, trzykrotni w ostatnich latach finaliści wielkich imprez. Plan nam niepotrzebny, damy radę, po prostu wygramy. Oczywiście, Gawin ma trochę racji, że bezplan to też plan. I że Deschamps-piłkarz odcisnął spore piętno na Deschampsie-trenerze. Wciąż jednak uważam, że (zwłaszcza ofensywnym) poczynaniom Niebieskich na tym turnieju nie przyświecał żaden sprecyzowany zamysł.
re: Anglia
W przeciwieństwie do Gawina, ja tam nic do (męskiej) piłkarskiej reprezentacji Anglii nie mam. Nawet szacunku. Przez długie lata jedną z najradośniejszych chwil podczas każdych mistrzostw była ta, w której można było zanucić na znaną melodię England’s going home! i pomachać na pożegnanie tej zgrai przereklamowanych, zdemotywowanych pseudogwiazdorków, co to jak zawsze przyjechali po złoto i jak zawsze wracają z guzem. Jakiś czas temu to się jednak zaczęło zmieniać. Znaczy, no wiadomo, bez przesady. To nadal jest Anglia, goście, którzy nieudolnie leczą sobie postkolonialne kompleksy kopaniem piłeczki. Niemniej, muszę przyznać, że czuję jakąś tam dozę sympatii oraz… kinda… sorta, no niech będzie, podziwu wobec Garetha Southgate’a. Kurczę, przecież to jest taka hybryda Brzęczka i Probierza. Jego sukcesy jako trenera klubowego były, żeby to delikatnie ująć, nieoszałamiające. Selekcjonerem został, bo tak wyszło. Ot, po prostu: nagle wyniknęła konieczność wywalenia gościa ze znacznie większym nazwiskiem i błyskawicznego znalezienia kogoś w zamian, a on akurat był pod ręką. Bohater z przypadku. Ale jednak bohater. I to jaki. Bez względu na wynik jutrzejszego finału (mam nadzieję na jakieś gładkie 4:0 dla Hiszpanów), to już jest najlepszy selekcjoner w historii FA.
Co ciekawe, Southgate najlepszy jest wtedy, gdy nie usiłuje wymyślić futbolu na nowo i udowadniać, że jego nazwisko to powinno się jednym tchem z Michelsem, Herrerą, Łobanowskim, kim tam jeszcze. Jak próbował kombinować z asymetrią, zawężaniem lewej flanki, dublowaniem pozycji przez Bellinghama i Fodena, to wychodziły z tego flaki z olejem. Gdy tylko jednak wrócił do prostszych pomysłów taktycznych, ograł Koemana jak chciał.
A skoro jest to rozmowa o polskim Euro, a po odpadnięciu naszej ekipy o tym, co z tych ME moglibyśmy sobie zaimplementować, to proponowałbym pamiętać, że niekoniecznie trzeba się gapić na firmament. Czasem najlepsze rozwiązania personalne znajdziemy tuż pod nosem.
re: poziom turnieju + ofensywa vs. defensywa + prognozy na przyszłość
Kurczę, Gawin, nie chce mi się grzebać w poszukiwaniu konkretnych cytatów, pamiętam jednakowoż, że półtora roku temu kontrowałeś mój dyzgust postawą Biało-Czerwonych stwierdzeniem – per se ze wszech miar przecież prawdziwym – że ludzie tę kadrę oglądają. Że cieszą się jej sukcesami, żywo je komentują. Teraz wspominasz Il Mondiale’90. Pamiętam tamten turniej jako pierwszy świadomie przeze mnie obejrzany. Sergio Goycochea i Thomas N’Kono sprawili, że przez następnych kilka lat chciałem zostać bramkarzem. Pamiętam swój szok, bo choć przecież Polacy nie grali, tamte mistrzostwa oglądała z uwagą nawet moja śp. mamcia, której codzienny stosunek do futbolu lawirował między lekceważeniem a pogardą. Dla jej pokolenia, dla naszego pokolenia było to – i jest – zupełnie naturalne. MŚ/ME w piłce nożnej daleko wykraczają poza sport, jest to wydarzenie ogólnokulturowe, w którym po prostu wypada choć trochę się zanurzyć. Kończące się jutro Euro ogląda z uwagą moja (na szczęście nie śp.) teściowa, która na co dzień kopaniną może nie pogardza, ale nie ma o niej kompletnie żadnego pojęcia. AfterEffect przy spalonych jej nie wadzi, bo ona nie wie co to spalony, a jakbyś jej zaczął opowiadać o, dajmy na to, odwróconych wahadłowych, poczułaby się jak na tureckim kazaniu. Ale ogląda i cieszy się, jak ktoś ładnie gra. I nawet wysyła mi smsy, że ci Hiszpanie to muszą dać radę*, bo ona na Angoli i ich nudziarstwo patrzeć nie może
I babci A., i – tym bardziej? – nam zostało to wdrukowane. Zresztą, powiedz sam, co mogłeś innego robić jako czternastolatek? Jaki miałeś wachlarz rozrywek? Zakładam optymistycznie, że z uganianiem się za laskami, a zwłaszcza łojeniem browców i kopceniem gibonsów pod blokiem jeszcze nie zdążyłeś był wystartować No to co, lokalna biblioteka? Dwa kanały w telewizji? Wypożyczalnia VHS (były już? Nie pamiętam…)? Jakiś koncert od czasu do czasu? Nooo… nie było tego jakieś multum.
Patrzę dziś na swoje córki, obie już starsze, niż czternastoletnie. Pierwsza (ur. 2004) od szkraba jest kibolką, a jeśli nie rzuca już bananami w fanów przeciwnych drużyn, to tylko dlatego, że to nieekologiczne i bananów jej szkoda. Jednak druga (ur. 2008) toczy z nas (znaczy ze swego ojca, matki, siostry, dziadków, wujków i całej reszty) permanentną bekę. Sama pochłania basket i (rzadziej, chętniej live) rugby. Ba, czasem nawet obejrzy – ale to raczej z koleżankami – ten śmieszny grupowy tenis bez rakiet. Jak to się nazywało…? Jakoś tak podobnie do części oka chyba (wybacz, Iocosusie ). Kopanina…!? Geez, przecież tam się nic nie dzieje. Snują się jak zombiaki po tym boisku przez dwie godziny i ani jedni, ani drudzy nie osiągają celu gry. Łamagi jakieś. To wy se przy tym śpijcie, a ja odpalę jakiś serial na fliksie. Albo Tik-Toka. Albo cokolwiek.
Dla pokolenia Lu to jest dość typowe. Znaczy nie miłość do koszykówki Raczej przyzwyczajenie do szerokiego wachlarza. Futbol to często dla tych ludzi nie religia, nie coś ważniejszego od życia i śmierci, nie pasja, tylko jedna z opcji. Możesz na nią postawić, możesz nie i nie będzie obciachu. Nie będzie ostracyzmu, bo nie wiesz kto to Baggio, a Roberto Carlos kojarzy ci się z wenezuelską telenowelą.
I tak, jasne. MŚ’26 napiszą własną historię. Po raz pierwszy będzie to historia zbyt długa, by ktokolwiek był ją w stanie przyswoić od dechy do dechy. W końcu liczba meczów spuchnie z i tak gargantuicznych (w mordę, zaczynam gdakać jak Stec…) 64 do 104. Stu. Kurwa. Czterech. No nie, tego nawet najwięksi psychole nie dadzą rady zmęczyć. Co jeśli spora część tych spotkań będzie nudna? Co jeśli – a wygląda to całkiem prawdopodobnie – skopiowanie/zdublowanie formatu z „biorącymi” trzecimi miejscami spowoduje wysyp ustawek a la Rumunia-Słowacja? Czy „alfy” będą to oglądać, czy raczej pstrykną Netfliksa, Tik-Toka, albo cokolwiek innego, byleby uciec od tego nudziarstwa?
Jak na moje, futbol zdecydowanie zbyt mocno przyzwyczaił się do tego, że ludzie oglądają go niejako z definicji. Że aby przyciągnąć uch uwagę, wystarczy mu być. No bo faktycznie, przez długie dekady tak się właśnie rzeczy miały. Ale to się kończy. W znacznie szybszym tempie, niż reprezentacja Francji rozgrywa piłkę. Albo mecze na ogniskujących publiczną uwagę turniejach rangi mistrzowskiej zaczną być bardziej atrakcyjne, albo będzie problem.
* @ Pietras: tu nie ma czego tłumaczyć, ¡vamos, España!!!
re: poziom
Albo mecze na ogniskujących publiczną uwagę turniejach rangi mistrzowskiej zaczną być bardziej atrakcyjne, albo będzie problem.
Gdyby los piłki zależał od jej atrakcyjności powiązanej z takimi czynnikami jak to czy Deschamps wystawi Rabiota czy raczej dołoży zawodnika do ataku lub czy średnia bramek na turniej wzrośnie z 2,69 do 3,89 to niewątpliwie miałbyś rację, tylko czy zależy?
Przede wszystkim myślę, że przyszłość futbolu jako sportu nr 1 na świecie jest mimo wszystko póki co jeszcze w miarę bezpieczna z uwagi na powszechną dostępność piłki nożnej na każdym poziomie (podwórkowym, szkolnym, telewizyjnym) oraz przyjętą społecznie i przekazywaną z pokolenia na pokolenia plemienność futbolu (klub, reprezentacja narodowa). Oczywiście może tu nastąpić jakaś degeneracja, ale byłby to proces trwający dziesięciolecia.
I teraz tak - z punktu widzenia plemienności atrakcyjność czy poziom gry są czynnikami o znaczeniu mizernie niskim w porównaniu do osiąganych wyników, choć i one prawdopodobnie nie są najistotniejsze. Z kolei na poziomie postrzegania futbolu jako globalnej rozrywki są dla piłki zagrożenia dalece poważniejsze niż panowie Deschamps, Southgate, czy nawet Michniewicz . Pomijając już kwestie pokoleniowe i cywilizacyjne, choćby postępujące przebodźcowanie, czy wynalazki typu VAR, prawdopodobnie już nieodwracalnie zmieniające piłkę, poważne niebezpieczeństwo widzę w panoszącej się wszędzie korporacyjności czy, nie wiem jak to sformułować, menedżerozie. Futbolem rządzą
klonyludzie, którzy za chwilę zmuszą piłkarzy do grania stu meczów w roku w dziesięciu różnych typach rozgrywek tylko po to, żeby podciągnąć jedną kolumnę w excelu. A co gorsza prawdziwa sportowa rywalizacja jest dla nich niepożądana, bo milionowe budżety nie powinny przecież zależeć od tego czy ktoś trafi prosto w piłkę, dążą więc do futbolu, w którym gra się co prawda dużo, ale najlepiej o pozorną stawkę. I to jest prawdziwy problem, a nie niski pressing reprezentacji Francji.re: Anglia
A propos tego Southgate'a to uśmiecham się pod nosem, bo generalnie zawsze podobał mi się angielski styl rozmowy o piłce, takie zrozumienie faktu, że piłka jest przeżyciem emocjonalnym, a nie intelektualnym, i że w to przeżycie jest naturalnie wpisany pewien brak logiki czy nadmierna prostota ocen, przy jednocześnie bardzo bezpośrednim sposobie tworzenia narracji. W polskich mediach jest za dużo pozerstwa, choć i tak nasze dziennikarstwo sportowe stoi na poziomie wyższym niż ekipa ekspertów wywodzących się z grona byłych futbolistów. Jak słucham Shearera czy Ferdinanda i porównuję ich do Mielcarskiego czy Żewłakowa to mam wrażenie że za mikrofonem jest między nimi taka sama różnica jak była kiedyś na boisku, to jest po prostu zupełnie inny poziom.
Ale to tak nawiasem mówiąc, wracając do Southgate'a, tak, teraz wszyscy zgodnie podkreślają, że Anglia nigdy nie miała takiej powtarzalności jeżeli chodzi o wyniki. Jest też mnóstwo pochwał jeżeli chodzi o umiejętność zarządzania grupą i jej scalenia. Np. właśnie Ferdinand przypominał, że za jego czasów były jednak grupki w kadrze, Manchester osobno, Arsenal osobno, Liverpool osobno, że ten brak jedności kilka razy mógł stać się czynnikiem decydującym o porażce, że nie radzili sobie z tym nawet tacy trenerzy jak Eriksson czy Capello, że teraz w kadrze jest taka energia i entuzjazm dla gry w narodowych barwach jakby to był zespół jakichś juniorów podnieconych pierwszymi powołaniami. A jednak cała ta narracja zmieniła się przecież tak radykalnie na korzyść Southgate'a, bo zamiast grać w piłkę, Słowacy odmawiali różaniec w ostatnich minutach meczu 1/8 finału. Ot, paradoksy futbolu
re: sędziowanie
Gdyby doszło teraz do jakiegoś ogólnoświatowego plebiscytu w sprawie VAR to głosowałbym za likwidacją tego wynalazku i faktycznie niech machnięcie chorągiewką znów będzie decydujące. Oczywiście, byłoby wręcz znakomicie, gdyby technologia pozwoliła wyeliminować niepojmowalne clear nad obvious błędy w rodzaju nieuznanej bramki Lamparda z 2010, ale widać już, że pierwotną, słuszną ideę wypacza kombinacja wielu czynników - bojaźliwości sędziów głównych, nadgorliwości sędziów VAR, kompulsywna potrzeba zastosowania technologii, obsesja poprawności itd.
Tylko że odejście od VAR nie wchodzi już w grę więc tym samym wizja z chorągiewką umiera. Co zatem zrobić? I tu faktycznie jest między nami pewien spór od meczu Niemcy - Dania, bo ja uważam, że akurat ustalenie czy był spalony czy nie jest tu stosunkowo najprostszą i najbardziej przejrzystą kwestią, i niestety zawsze może zdarzyć tak, że zdecyduje centymetr. Znacznie gorsza sprawa jest z faulami i grą ręką. I znów, efektownie wygląda Twoja wizja, w myśl której panowie będą sobie w szóstkę czy siódemkę gawędzić w czasie rzeczywistym o wszystkich tych istotnych kwestiach, plus o rożnych itp., w tym sędziowskim sejmiku głos decydujący będzie miał główny, a gra będzie się w najlepsze toczyć dalej. Tylko że ja tu nie widzę większych, praktycznych zmian na korzyść względem tego co dzieje się obecnie - dlatego napisałem, że skoro tak to ma wyglądać to może skończyć z fikcją i przerzucić władzę z boiska przed monitor? Miałoby to przynajmniej taki plus, że wyeliminowałoby tę szopkę z głównym biegnącym przez pół boiska do monitora i sterczącym tam przez kilka minut tylko po to, żeby w 99 przypadkach na 100 zatwierdzić sugestię VAR.
Przy czym oczywiście masz rację, że cokolwiek zostanie wymyślone i wdrożone, sędziowska ryba zawsze będzie psuć się od głowy, a cały ten gąszcz przepisów, interpretacji i wytycznych służy głównie temu, żeby można było usprawiedliwić każdą decyzję. Bo na zdrowy rozsądek, jak można na tym samym turnieju odgwizdać rękę Andersena i puścić rękę Cucurelli?
Wracając do "marnotrawionego potencjału" który przypisuję "Żabojadom" to po prawdzie jest to wszak dylemat? Albo Francuzi są personalnie supermocni tak jak to się im przypisuje, ale wówczas mój zarzut o zaprzepaszczanie możliwości przez Deschampsa się urealnia, albo są mocni, ale nie do tego stopnia, żeby bezwzględnie rządzić i dzielić w futbolu, a w takim razie asekuracyjna, wyrachowana taktyka w imię dewizy, że cel uświęca środki, ma rację bytu w starciach z innymi ekipami!?
Tego drugiego nie kupuję, mnie irytuje, że Francuzi na Euro'24 przypominali grupkę futbolowych tragarzy dla których nadrzędnym celem było dostarczenie piłeczki soliście Mbappe z nadzieją, że On załatwi resztę. No może jeszcze ego Dembele przeciwko takiemu stawianiu sprawy się buntowało,
No ale skupiam się już tylko na piłeczce, tym razem tej małej na londyńskiej trawie, cholera w niedzielne popołudnie a następnie wieczór staje się jakimś hiszpanofilem.
14 lipca to chyba nowy świąteczny dzień Hiszpanów, Alcaraz na Wimbledonie, a piłkarze w Europie rządzą!
Fajna druga połowa, pierwsza zblokowana, moim zdaniem Southgate nie wyciągnął wniosków z meczu Niemców z Hiszpanami. Anglicy indywidualnie mają większą jakość niż podopieczni Nagelsmana, ale to właśnie gospodarze turnieju mimo to byli bliżsi pokonania Hiszpanów.
Przed Anglikami przyszłość, ale kto nie ryzykuje ten szampana nie pije!
"@maciejluczak
W pomeczowej rozmowie z BBC Gareth Southgate zwracał uwagę, zresztą nie pierwszy raz, że mieli jeden dzień mniej na przygotowanie do finału.
W sumie średnio to kupuje, ale aż tak sobie sprawdziłem, jak ostatnio układały się wyniki finałów. Ostatnia wygrana drużyny, która półfinał zagrała jako druga to MŚ 2010. Siedem z rzędu zwycięstw w finałach półfinalistów, którzy mieli dzień odpoczynku więcej."
Postawa Hiszpanów to jednak pewnego rodzaju zaskoczenie. Oczywiście to jeden z tych zespołów, które zawsze mogą zameldować się na podium wielkiej imprezy, ale rzecz w tym, że Hiszpanie jakością gry zespołowej przerastali o głowę całą konkurencję, oni grali w zupełnie innej lidze, w dodatku perfekcyjnie wytrzymali trudy turnieju, grając na wysokiej intensywności od pierwszego do ostatniego meczu.
Przedwczesny finał to jednak był ich ćwierćfinał przeciw Niemcom, jedyny mecz, w którym przeciwnik mógł dobrać im się do skóry, chociaż po części było to spowodowane błędami trenera Hiszpanów, których później już nie powtórzył. Żałuję, że nie doszło do meczu Hiszpania - Austria, ale drabinka mocno to utrudniła.
Anglicy nie trafili z formą. Można chwalić Southgate'a za różne kwestie, za powtarzalność, za wprowadzanie młodzieży, za atmosferę, ale z formą jednak nie trafili. Przy czym np. Bellingham i Kane męczyli się przez całą wiosnę, nie udało ich się odbudować na kadrze. Southgate musiał mieć tego świadomość, ale prawdopodobnie uznał, że obaj są zbyt ważnymi postaciami, by ich pominąć. Myślę, że te jego wypowiedzi o jednym dniu odpoczynku więcej Hiszpanów to też była asekuracja spowodowana tym, że widział, że w jego drużynie są deficyty niektórych parametrów fizycznych, przecież to nie był tylko problem finału. Przyszłość Southgate'a nie jest tak klarowna jak np. Deschampsa, kontrakt wygasa mu w grudniu, ale on sam nie sprawia wrażenia człowieka w stu procentach przekonanego, że chce dalej wykonywać tę pracę.
Same mistrzostwa do zapomnienia . Nic nowego dla piłki , raczej krok w tył . Dla mnie największe rozczarowanie ( nie liczę nas ) to Włosi ???? . Na plus Turcy .
Na 25 wielkich turniejów po 1966 roku wygraliśmy siedem meczów w fazach pucharowych. Southgate wygrał dziewięć takich meczów. Zatem w ciągu ośmiu lat wygrał więcej niż przez poprzednie 50 lat - zauważył dyrektor generalny angielskiej federacji Mark Bullingham." źródło: eurosport
"Graham Potter jest faworytem do zastąpienia Garetha Southgate'a, (...) Miejsce dotychczasowego trenera według plotek może zająć także Mauricio Pochettino, który ma spore doświadczenie w Wielkiej Brytanii, ponieważ pracował już kilka lat w Chelsea i Tottenhamie. W dodatku Eddie Howe oraz Pep Guardiola, któremu w czerwcu 2025 r. kończy się kontrakt z Manchesterem City, również wymieniani są jako potencjalni nowi trenerzy reprezentacji Anglii." źródło: onet.pl
Cieszę się, szacun dla Southgate'a ale nie wierzę że w taktyce dumnych synów Albionu okrzyknięty najlepszym zawodnikiem Premier League Foden musi kryć indywidualnie środkowego pomocnika rywala, nawet jeżeli ten nazywa się Rodri. To strusia taktyka a nie dumna!
Już myślałem że jestem wyjątkowo uprzedzony, ale na całe szczęście i Tomek Ćwiąkała na swoim vlogiu i Michał Zachodny w meczykach.pl wydają się jeszcze bardziej sceptyczni wobec Southgate'a ode mnie!
Trudno mi uwierzyć żeby Guardiola skusił się na reprezentację, ale gdyby On został selekcjonerem to mecze Hiszpania - Anglia stałyby się ekscytującymi, zapierającymi dech w piersiach widowiskami.
"Nienawidzę tiki-taki i tak będzie już zawsze. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Tiki-taka to gówno, wymyślony zwrot. Oznacza podawanie piłki tylko po to, aby ją podawać, bez żadnego celu czy agresji. Nic. Nie pozwolę swoim piłkarzom na pogłębienie się w tym gównie."
W Guardiolę w reprezentacji Anglii nie wierzę nawet w jednym procencie. Odnosiłem wrażenie, że dla opinii publicznej zdecydowanym faworytem jest Howe, trochę zaskoczyło mnie to info o Potterze.
Na poziomie klubowym wspomniana przez Ciebie plemienność już dawno padła ofiarą chciwości (bo tak określiłbym zbiorczo „korporacyjność” i „menedżerozę”). Kurde, nienawidzę być tym typem, co to naćpany nostalgią klepie o tym, jak to kiedyś było lepiej. No ale w tym konkretnym przypadku było. Kiedy przebiegała nasza socjalizacja futbolowa, przedstawiciel w zasadzie każdego plemienia mógł marzyć, że jeśli konstelacje się pomyślnie ułożą, jeśli zarząd podejmie właściwe decyzje personalne, trener należycie wszystko poukłada, zawodnicy wzniosą się na wyżyny, to kurczę no, w odpowiedniej perspektywie sky is the limit! Owszem, te marzenia bywały cholernie trudne w realizacji, ale żeby kompletnie nierealne…? Dziś, wskutek protekcjonistycznych szalbierstw samozwańczej śmietanki, przytłaczająca większość plemion nie ma szans na wysadzenie nosa poza własny rezerwat. Aż wreszcie to wszystko weźmie i pierdolnie, bo innych ewentualności nie dostrzegam. Ba, coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że gdy w/w śmietanka chciała sobie tworzyć tę całą swoją superligę, należało jej pokazać drzwi, kopnąć w dupę na pożegnanie, a pozbywszy się roztaczanego przez nią smrodu zgnilizny, zacząć wracać do tego, co uczyniło futbol masowym. No cóż, niestety. Teraz pozostaje chyba tylko czekać na ostateczną kraksę.
Poziom reprezentacyjny przed chciwusami broni się jakby nieco lepiej (co wciąż nie oznacza, że dobrze), niemniej i tu przydałyby się jakieś poprawki. Bo plemienność działa do odpadnięcia „naszych” z turnieju. Potem turniej staje się wydarzeniem kulturowo-rozrywkowym i potrzebuje atrakcyjności. Stąd też wydaje mi się, że ten pressing reprezentacji Francji jednak ma jakieś tam znaczenie. Choć, rzecz jasna, znacznie mniejsze, niż kilka innych czynników.
Co do kurVARu, zgadzam się, że on jest trochę jak covid. Znaczy przyszła zaraza w rzyć chędożona i już z nami zostanie, nic tu się niestety poradzić nie da. Co nie oznacza, że nie należy próbować ograniczać zgubnych skutków jej istnienia do absolutnego minimum. Skoro twierdzisz, że zaprezentowana przeze mnie powyżej wizja nie dałaby wyraźnie pozytywnych efektów, to może znany z innych dyscyplin challenge? Jako fan koszykówki doceniam rozwiązanie z Euroligi. Tam trener każdego zespołu może dwukrotnie w ciągu meczu zakwestionować decyzję sędziego. Przy czym pierwsza szansa musi zostać wykorzystana przed upływem 38. minuty, inaczej przepada. W futbolu widziałbym to tak:
• dwa challenge’e na mecz, ale jeden do wykorzystania przed 85. minutą;
• możliwość zakwestionowania każdej decyzji, bez względu na kategorię, ale…
• żółta kartka dla trenera za próbę grania challenge’em na czas, czyli kwestionowanie decyzji, która była ewidentnie prawidłowa;
• ograniczenie czasu weryfikacji decyzji do 30 sekund. Jeśli na pierwszy rzut oka nie widać, że inicjalna, boiskowa decyzja była błędna, nie może być mowy o clear and obvious error.
Odnośnie Southgate’a: zamiast grać w piłkę, Słowacy odmawiali różaniec w ostatnich minutach meczu 1/8 finału. Ot, paradoksy futbolu No. Futbol, krwawe piekło ;p Sport niskowynikowy. Łopot motylich skrzydeł rozlega się często i głośno, toteż każdy trener marzący o sukcesach musi liczyć na przynajmniej odrobinę szczęścia. A jeśli oprócz szczęścia masz jeszcze możliwość wystawienia piłkarza zdolnego zapakować przewrotką na sekundy przed końcem meczu, twoje szanse na sukces niewątpliwie rosną. Wciąż jednak trzeba umieć te szanse wykorzystać.
Generalnie najbardziej zgadzam się z Jonathanem Wilsonem. Największym sukcesem selekcjonera Southgate’a jest to, że uczynił reprezentację swojego kraju relevant again. O tym jak duży jest to sukces, jak wysoko G.S. zawiesił poprzeczkę swojemu następcy, najlepiej moim zdaniem świadczy fakt, że nikt spośród tych największych tuzów nie wydaje się być przesadnie zainteresowany zwolnionym przezeń stanowiskiem.
@ Iocosus:
Obie strony zaprezentowanego przez Ciebie dylematu chyba niekoniecznie się wykluczają. Jak na moje, Deschamps już na początku swej pracy z Niebieskimi zdecydował, że robotę w ataku ogarną mu gwiazdy, a jego zadaniem jest poukładanie gry w obronie. I teraz tak: można się zżymać, że podobny, za przeproszeniem, „plan taktyczny” byłby w stanie opracować nawet pan Mirek, wuefista z S.P. w Swędziworach. Że to brzydkie. Że marnowanie potencjału. Że to, że tamto, że siamto. Na co D.D. mógłby unieść brew i wyciągnąć kartę z wynikami:
ME’16 – finał
MŚ’18 – triumf
ME’20/21 – 1/8 finału
MŚ’22 – finał
ME’24 – półfinał
Pięć turniejów, cztery medale, w tym jeden złoty. I komuś to, excusez-moi, nie pasuje…?
mieli jeden dzień mniej na przygotowanie do finału
Echhh… Chwal tu, człowieku, Southgate’a. Cmoknij z uznaniem nad reprezentacją Anglii, że taka się, nosz kurde, jakaś… fajna zrobiła. Że nawet trochę dałoby się ją polubić. I pizd. Zaraz dostaniesz od tej suki rzeczywistości mokrą ścierą w pysk. Bo to przecież dalej jest Anglia. Oni zawsze są zmęczeni. W zasadzie to już się tacy urodzili ;]
@ Senator:
Guardiola to w rzeczy samej już od dawna nie tiki-taka. I absolutnie się chłopu nie dziwię, że wkurzają go takie skojarzenia. Również się nie dziwię, że ani mu w głowie obejmowanie posady angielskiego selekcjonera. Istnieją przecież gigantyczne szanse na to, że szłoby mu gorzej, niż Southgate’owi. No a przecież reputacyjnie to gdzie Pep, gdzie Gareth…?
* * *
Jeden mój kolega wyraził radość z faktu, że w czasach zdominowanych przez gwiazdorzenie Mistrzem Europy została ekipa ewidentnie antygwiazdorska. Trudno mu, jak na moje, nie przyznać racji.
* * *
Wracając na koniec do reprezentacji Polski: Wojciech Szczęsny raczył niedawno uświetnić swą obecnością podcast dwóch znanych (pseudo)dziennikarzy. Całości nie oglądałem (i nie zamierzam), zdaję więc sobie sprawę, iż przyswojone przeze mnie urywki mogły zostać wyrwane z kontekstu. Niemniej jednak: „my nigdy nie wygramy Euro”. Aha. Z takim podejściem to może w ogóle dajmy sobie spokój…?
re: challenge
Właśnie, zastanawia mnie dlaczego takie rozwiązanie nie jest w ogóle testowane. Co prawda piłka jest, jak piszesz, sportem niskowynikowym, co oznacza, że prawdopodobnie wszystkie bramki i tak byłyby sprawdzane, a w każdym sztabie musieliby pojawić się ludzie oglądający mecz specjalnie pod kątem zaistnienia wszelkich zdarzeń, które ew. dałoby się zakwestionować, ale i tak ilość ingerencji w mecz raczej uległaby zdecydowanemu zmniejszeniu, zwłaszcza przy wprowadzeniu limitów.
re: Szczęsny
A właśnie że on popisał się dość trafną niestety obserwacją, że w piłce progres dokonuje się wszędzie, tylko że czołówka ucieka szybciej niż my gonimy.
W świat poszedł ten cytat o Euro, ale to tylko egzemplifikacja. Może niepotrzebnie tam mówił Szczęsny o cudzie czy farcie Grecji z 2004 roku, tamto greckie zwycięstwo nie było przecież mniej zasłużone czy bardziej przypadkowe niż np. Portugalii z 2016 roku, ale rzeczywiście, bardziej musimy liczyć na kombinację setki różnych sprzyjających zdarzeń i warunków niż na dyskontowanie naszego potencjału, co zresztą nie jest tylko polskim problemem. Warunki do ataku z drugiego szeregu są coraz cięższe, bo "protekcjonistyczne szalbierstwa samozwańczej śmietanki" praktykowane na szczeblu klubowym mają też pośrednie skutki dla futbolu reprezentacyjnego.
re: challenge
zastanawia mnie dlaczego takie rozwiązanie nie jest w ogóle testowane
Myślę, że chodzi o chorobliwą niechęć środowiska sędziów piłkarskich do dzielenia się władzą. Jakąkolwiek i w jakimkolwiek stopniu. To jest coś, co pobrzmiewa w linkowanym wyżej wywiadzie z van der Endem – szefostwu arbitrów marzy się niedostępna, hermetyczna sekta, która nie będzie się niczym dzielić ze światem zewnętrznym. Bo nie. I już.
VAR to – było nie było – Video Assistant Referee. Ergo, niby mamy powtórki, ale to wciąż sędziowie decydują w jakich momentach (kategoriach momentów) w ogóle mogą być używane, czy dane zdarzenie akurat pod którąś z kategorii podpada, etc., etc. Wprowadzenie challenge’u oznaczałoby, że ktoś z zewnątrz dostanie oficjalną możliwość wpływu na pracę arbitrów. Że koniec końców to i tak sędzia oceniałby słuszność decyzji swojego kolegi? No tak, ale.
Ze sprawdzaniem bramek to, jak na moje, niewielki problem. Bo one i tak są sprawdzane. Tak na wszelki wypadek. A od zdobycia gola do rozpoczęcia gry takczysiak mija zazwyczaj tych kilkadziesiąt sekund, więc straty w płynności do przyjęcia.
A co się tyczy limitów, pozostawiłbym sędziemu telewizyjnemu możliwość interwencji. Ograniczoną już jednak nie do clear and obvious errors, a do WTF moments.
re: Szczęsny
Kurczę, nie mam czasu ani, szczerze mówiąc, ochoty wysłuchiwać całości. Być może Szczena faktycznie nie miał na myśli tego, co wydaje się, że miał. Ale…
bardziej musimy liczyć na kombinację setki różnych sprzyjających zdarzeń i warunków niż na dyskontowanie naszego potencjału
Hmmm… Żeby liczyć na dyskontowanie czegokolwiek, najpierw wypadałoby to posiadać. I oczywiście. Może się okazać, że potencjał sobie (znacznie) podniesiemy, próby jego dyskontowania podejmować będziemy z rozmysłem, starannie wszystko planując, i wogle, i wszczegle, i dalej dupa. Bo jednak te setki zdarzeń nam się nie poskładają. Tyle tylko, że jeśli założymy sobie, że sukces i tak nie nadejdzie, to po co w ogóle ten potencjał podnosić? Po co kupować los na zdarzeniową loterię? Odpuśćmy sobie, przynajmniej unikniemy rozczarowań.
Oczywiście w nadmiernie realistycznym podejściu tkwi pewne niebezpieczeństwo, mam na myśli jakieś, hm, gaszenie entuzjazmu w nowych reprezentantach, utrudnianie pracy trenerowi, coś na zasadzie, e, młody, co ty się tak spinasz, przecież my tu po drugim meczu będziemy już powoli rozjeżdżać się na urlopy, ale jednak trudno kreślić takie scenariusze bez nadinterpretacji słów Szczęsnego, prawdopodobnie dla niego krzywdzącej.
co jest sukcesem? Wygranie Euro, kropka?
Nooo… tak. Po to właśnie bierzesz udział w określonych rozgrywkach, by wreszcie kiedyś w nich zwyciężyć. Oczywiście, niekoniecznie w tej konkretnej edycji. Przed rozpoczęciem tegorocznych Mistrzostw Europy nie dostrzegałem – i nie ja jeden przecież – kompletnie żadnych racjonalnych argumentów za tym, że moglibyśmy w nich zwyciężyć. Dlatego radziłem skupić się na dobrej grze i budowaniu na niej nadziei na przyszłość. Bo taką postawę uważam za nieporównywalnie rozsądniejszą i potencjalnie skuteczniejszą od stawiania sobie za cel jakiegoś ersatzu sukcesu w postaci np. wyjścia z grupy za wszelką cenę. Nadal jednak nie rozumiem dlaczegóż to niby kiedyś nie moglibyśmy tej poprzeczki podnieść. Za cztery lata? Pewnie nie. Ale za osiem? Gdybyśmy tak zaczęli pracować teraz, teraz podnosić swój potencjał i zarabiać na to, by na ME’32 móc sobie chociaż kupić ten cholerny los?
„Nigdy” nam taką możliwość wybija z rąk. Oraz – przede wszystkim – z głów.