- Kategoria: Trybuna komentatorów
- Monrooe
Ligowy półmetek
System rozgrywek ESA37 doprowadził do sytuacji, w której końcówka rundy jesiennej nie jest końcem tegorocznych zmagań piłkarzy. Do piętnastu rozegranych spotkań zawodnicy klubu Ekstraklasy dorzucą jeszcze sześć kolejek. Nie zmienia to faktu, że połowa rundy zasadniczej jest już za nami, a to z kolei oznacza czas na pierwsze podsumowania. Pierwsze oceny; kto, gdzie, jak i dlaczego – zapraszam, więc do mojej subiektywnej jedenastki rundy jesiennej.
Od kilku sezonów prowadzę zażarte dysputy (czasem wręcz kłótnie) z moim przyjacielem. Zawzięcie utrzymuję, że wbrew powszechnej opinii Ekstraklasa z roku na rok staje się mocniejsza. Argumentuję dość różnorodnie, ale nie ukrywam, że często nadziewam się na podobną ripostę, która skłania mnie do refleksji. Kolejnych rozważań, czy aby na pewno nie mylę się w swojej ocenie. Wszak papierek lakmusowy w postaci gry w Europie jest dla naszych eksportowych ekip bezwzględny, a coraz częstsze wpadki teoretycznych potentatów z teoretycznymi słabeuszami tylko potwierdzają zdanie reprezentowane przez mojego adwersarza. Co więcej zespoły z góry tabeli coraz częściej się osłabiają, a w miejsce wytransferowanych, lokalnych gwiazd ściągają piłkarzy o… co najmniej nieznanej reputacji, którzy w teorii mają zastąpić swoich poprzedników. Jak wygląda rzeczywistość, nie muszę nikomu tłumaczyć, a pozycje, jakie zajmują Lech Poznań i Jagiellonia Białystok są tego najlepszym odzwierciedleniem.
Nie zmienia to faktu, że nasza liga, jako taka jest naprawdę trudna. Jednak dostrzegam swój błąd i muszę przyznać mojemu interlokutorowi rację, Ekstraklasa nie tyle jest mocniejsza, co zdecydowanie bardziej wymagająca. Maciej Skorża lubił powtarzać, że nie ma już słabych drużyn. Ja to widzę inaczej, nie ma już zespołów silnych, których jakość zdecydowanie odstaje od reszty stawki, ale jednocześnie nie ma już słabeuszy, ligowych dostarczycieli punktów. Każda wygrana, każdy zdobyty punkt wymaga ofiary w postaci maksymalnego zaangażowania i pozostawienia na boisku całego dostępnego w organizmach zdrowia. Niezależnie od tego, czy gra się z pierwszym Piastem, czy z ostatnim obecnie Górnikiem możemy mieć pewność, że rywal nie „padnie” w sześćdziesiątej minucie spotkania, na pewno też będzie świetnie przygotowany taktycznie. Era spotkań rozgrywanych „na stojąco” odchodzi do lamusa, zastępuje ją czas, w którym każdy mecz to wojna. Toczona zarówno na boisku jak i na ławkach rezerwowych.
Dlatego też muszę przyznać, że z dużą przyjemnością oglądałem większość jesiennych zmagań ligowych. Oczywiście zdarzały się straszne „gnioty” (ale gdzie ich niema), ale też trafiały się piłkarskie uczty, takie jak chociażby niezapomniany mecz Cracovii z Termaliką. Stąd też nie będę ukrywał, że wybór najlepszych graczy i zestawienie z nich jedenastki jesieni dostarczył mi niemałej frajdy.
Przejdźmy do rzeczy. Podobno każdy zespół buduje się od tyłu. Najpierw należy nauczyć się nie tracić goli, a dopiero później przysposobić się do strzelania bramek. Ja jednak lubię piłką ofensywną i dlatego zacznę od d… tyłu. Od wyboru napastnika, który zapewni, że nawet w starciu z wymagającym rywalem wybrany przeze mnie zespół strzeli więcej goli niż straci.
Atak:
Wybór napastnika jest banalnie prosty, snajper warszawskiej Legii, Niemanja Nikolić nie pozostawia swoim rywalom żadnych złudzeń. Szesnaście bramek i pięć asyst w piętnastu spotkaniach rundy jesiennej nie dają najmniejszej szansy na szukanie innych rozwiązań. Bezdyskusyjnym królem jesieni 2015/2016 zostaje sympatyczny Węgier ściągnięty z Videotonu. Umiejętność strzelania bramek i odnajdywania luk w szykach obronnych rywali jest tak duża, że reszta stawki może co najwyżej oglądać nagrania z występów napastnika Legii i się uczyć. Nawiązanie skutecznej walki na tą chwilę wydaje się niemożliwe. Choć warto zauważyć, że konkurencja nie jest zbyt wielka. W zasadzie to jedynie zupełnie nieopierzony Mariusz Stępiński, grający w dodatku w słabiutkim Ruchu Chorzów, jako jedyny stara się nie pozwolić na zdublowanie swoich osiągnięć. Cała reszta napastników Ekstraklasy potwierdza tylko, że ta pozycja snajpera od lat jest obsadzana przez graczy zupełnie przypadkowych, a Tomasz Frankowski pozostaje wzorem właściwie niedoścignionym.
Światełko w tunelu: Mariusz Stępiński (Ruch Chorzów)
Aby napastnik mógł wykazać się pełnią umiejętności niezbędne jest wsparcie jego kolegów. Najbliżej oczywiście tym z linii pomocy, dlatego też to właśnie forma pomocników ma największy wpływ na poczynania snajpera. Przejdźmy więc do zawodników występujących w tej właśnie formacji.
Pomoc:
Nie wiem, czy Bartosz Kapustka zasługuje na zaszczytne miano najlepszego ofensywnego pomocnika ligi, ale fakty w postaci twardych liczb nie pozostawiają w tej kwestii żadnego wyboru – osiem asyst ( oraz dwie bramki), które zanotował młody zawodnik Cracovii miażdży wręcz konkurencję. A warto zauważyć, że środek pola „Pasów” – teoretycznie najbardziej płodna strefa dla asystentów – zarezerwowany był dla Mateusza Cetnarskiego. Dlatego też Kapustka zmuszony był szukać swojego miejsca w bocznych sektorach boiska. Wychowanek Tarnovii nie przywiązywał się jednak do linii wyznaczającej koniec pola gry i wiele z jego akcji kończyło się w przestrzeni ulokowanej tuż przed polem karnym przeciwników. Właśnie ten manewr taktyczny był częstym powodem „łatwości”, z jaką młody podopieczny trenera Zielińskiego obsługiwał podaniami swoich kolegów, lub sam stwarzał bezpośrednie zagrożenie dla bramkarza drużyny przeciwnej. Bez dwóch zdań, oglądanie jesiennych poczynań Bartosza Kapustki to wielka przyjemność, szkoda tylko, że już teraz można usłyszeć o tym gdzie to wybiera się pomocnik z Krakowa, jakby gra nad Wisłą nie mogła dostarczyć bodźców do dalszego rozwoju.
Co ciekawe wspominany wcześniej Mateusz Cetnarski wcale nie ostawał od swojego młodszego kolegi. W zasadzie, jako jedyny zawodnik występujący na pozycji tak zwanej 10, wywiązywał się ze swoich obowiązków. Gra w sektorze boiska, który znajduje się bezpośrednio przed polem karnym rywali niesie za sobą pewne obowiązki. Sześć goli i cztery asysty pokazują, że piłkarz Cracovii doskonale zdaje sobie sprawę, czego od zawodnika występującego w tej strefie się oczekuje. Co ważne, nie tylko liczby, ale i styl gry pokazują, że przebywający ostatnio na bocznicy zawodnik nie tylko wrócił do swojej dyspozycji z najlepszych lat, ale wręcz przebił swoje dotychczasowe osiągnięcia. Te same, które zaprowadziły go do reprezentacji, ale też te, do których od dawna nie potrafił nawiązać. Nie wiem, czy to zasługa ciężkiej pracy samego piłkarza, czy zbawienny wpływ trenera Jacka Zielińskiego. Faktem jest, że „Cetnar” to w tej chwili najbardziej „płodna” dziesiątka w lidze i jak już wspomniałem w zasadzie jedyna godna tego miana.
Światełko w tunelu: Patryk Lipski (Ruch Chorzów)
Wielki nieobecny: Ondrej Duda (Legia Warszawa)
Kolejnym skrajnym pomocnikiem, który zasługuje na najwyższą uwagę jest…. Nominalny napastnik Deniss Rakels. Zawodnik, który jakoś nie przekonuje mnie swoim stylem, przyznaję się bez bicia, nie lubię oglądać Łotysza w akcji. Nie jest ani widowiskowy, jego dryblingi (o ile w ogóle występują takowe) nie wywołują gęsiej skórki, ale jedno trzeba zawodnikowi Cracovii przyznać, jest zabójczo skuteczny. Siedem bramek i trzy asysty to wynik, do którego nie zbliżył się żaden ze skrzydłowych Ekstraklasy. A przecież Deniss znalazł jeszcze czas na dołek formy, który zakończył dwoma efektownymi golami wbitymi Ruchowi Chorzów. Tu znów możemy się zastanawiać ile w prezentowanej formie Łotysza jest zasługi jego trenera, który „wygonił” napastnika z szesnastki rywali, ustawiając go na bokach dowodzonej przez Mateusza Cetnarskiego pomocy.
Światełko w tunelu: Kamil Mazek (Ruch Chorzów)
Wielki nieobecny: Dawid Kownacki (Lech Poznań)
To bardzo ofensywne trio pomocników Cracovii musi otrzymać przeciwwagę w postaci zawodników, którzy w odpowiedni i co ważne bardzo odpowiedzialny sposób zabezpieczą pozostawianą w tyłach przestrzeń. Graczy zdyscyplinowanych, odpowiedzialnych, potrafiących uzupełnić dziury powstałe po ewentualnym przechwycie piłki przez przeciwnika.
Co ciekawe takiego piłkarza możemy znaleźć w tym samym zespole. I wcale nie dlatego, że na co dzień występuje z wymienioną wyżej trójką, ale dlatego, że wyróżnia się na tle pozostałych graczy w naszej lidze. Damian Dąbrowski, bo o tym zawodniku mowa, czyni niesamowite postępy i już teraz może stanowić bardzo ciekawą alternatywę na pozycji defensywnego pomocnika. Szczególnie, że do odpowiedzialnej gry z tyłu coraz częściej dodaje elementy przypisywane klasycznemu rozgrywającemu, czyli wizję gry i coraz lepsze podanie otwierające. Jednak to jeszcze nie czas Dąbrowskiego. Pech zawodnika „Pasów” polega na tym, że w tej chwili znajdziemy w lidze zawodników prezentujących jeszcze wyższy poziom, piłkarzy, którzy występując na tak newralgicznej dla gry obronnej pozycji stanowią o sile ofensywnej swoich zespołów. Kamil Vacek i Tomasz Jodłowiec nie tylko są wizytówką gry obronnej swoich ekip (odpowiednio Piast i Legia) to jeszcze szczycą się dokładnie takim samym bilansem ofensywnym. Obaj zdobyli po trzy bramki, dokładając do tego po trzy asysty. Co ważne zarówno Czech jak i Polak są na tyle wszechstronnymi graczami, że ich trenerzy z dużą swobodą mogą desygnować ich do gry w różnych sektorach środka boiska. W trakcie rundy jesiennej obaj gracze występowali zarówno, jako defensywni pomocnicy, ale zdarzało się też, że grali bliżej środka pola, a nawet w bezpośredniej bliskości pola karnego rywali. Co więcej to właśnie te „wycieczki” owocowały pozytywnymi statystykami przyczyniającymi się do triumfów ich drużyn.
Światełko w tunelu: Radosław Murawski (Piast Gliwice)
Wielki nieobecny: Karol Linetty (Lech Poznań)
Wydaje się, że tak zestawiona linia pomocy nie miałaby w Ekstraklasie równych. Ba, jestem wręcz przekonany, że zespół, który zbudowałby taki środek pola mógłby dominować nie tylko w naszej lidze, ale z powodzeniem mógłby powalczyć w europejskich pucharach. Jednak żadna pomoc nie wygra meczu sama, tak jak potrzebne jest jej wsparcie w polu karnym rywali w postaci świetnego napastnika, tak też przed własnym golkiperem, zespół musi dysponować odpowiednim zestawem fachowców, którzy powstrzymają ofensywne zapędy przeciwników. I właśnie takich specjalistów w naszej lidze nie brakowało.
Defensywa:
Lewa flanka defensywy, pozycja owiana legendą i to nie tylko poprzez nieudolne poszukiwania Legii Warszawa, ale przez fakt, że defensorów grających na tej pozycji jest jak na lekarstwo. Lewa obrona to pozycja, na której występuje największa liczba graczy „na zastępstwo” (bo coś tam umie) ze wszystkich innych funkcji na ligowych boiskach. Wystarczy, że dany gracz posiada niektóre z cech predestynujących do gry na tej pozycji i już ląduje na lewym boku bloku obronnego. Powód jest prozaicznie prosty – innych nie ma. Ale czasem bywa tak, że potrzeba matką wynalazków i właśnie tak jest w przypadku Łukasza Burligi, solidnego… prawego obrońcy, który pod nieobecność Macieja Sadloka wcielił się w rolę kontuzjowanego kolegi. Co ważne, zrobił to na tyle skutecznie, że niewiele brakowało, a byłby całkiem realnym kandydatem jedenastki jesieni. Jakość, jaką dawał Wiśle Kraków w ofensywie i pewność poczynań defensywnych Łukasza stanowiły ogromne wparcie dla zespołu prowadzonego przez Kazimierza Moskala. Dlatego też Łukasz Burliga zapewne nalazłby się wśród wyróżnionych, gdyby nie zawodnik, który wybił się ponad wszystkich obrońców grających na naszych boiskach. Patrick Mraz zmiażdżył wszelką konkurencję. Siedem asyst, jakie zanotował zawodnik Piasta Gliwice świadczą same za siebie, ale jeśli dodamy do tego dwa gole i to, że defensywa „Piastunek” to trzecia najszczelniejsza formacja w lidze to otrzymujemy obraz gracza doskonałego. Piłkarza, o którego powinna starać się każda licząca się siłą w Ekstraklasie. Wróć… Piast Gliwice to jest wiodąca siła w tej lidze (choć to historia na odrębne opowiadanie), nawet jeśli niektórym ciężko się do tego przyzwyczaić, a Patrick swoimi występami walnie się do tego przyczynił.
Światełko w tunelu: Paweł Jaroszyński (Cracovia)
Może to się wydać dziwne, ale według mojej oceny środek obrony, od jakiegoś czasu należy do defensora Wisły Kraków. Zdziwienie może być tym większe, że nie mam na myśli Arkadiusza Głowackiego (choć niewątpliwie mam wiele szacunku dla dokonań Pana Arka), a Richarda Guzmicsa. Zdziwieni? Ok, ja to rozumiem, Węgier jest zawodnikiem bardzo dyskretnym, rzadko kiedy pcha się na afisz, lub jak kto woli do sędziowskiego protokołu, ale jego poczynania w defensywie „Białej Gwiazdy” budzą u mnie szacunek. Jasne, Guzmicsowi jak każdemu przydarzają się błędy, złe decyzje, lub po prostu kiksy, ale bardzo rzadko przeciwnicy mają z tego pożytek. Ktoś zaraz powie, że duża w tym zasługa wspomnianego Głowackiego, niemała też Cierzniaka – to fakt, ale prawda jest taka, że węgierski defensor nie pozwala sobie na ekstrawagancje w bezpośrednim otoczeniu własnej bramki. Piłkarz sprowadzony z niezbyt znanego nad Wisłą zespołu Szombathely gra na tyle odpowiedzialnie, że w sytuacji zagrożenia nie kombinuje, w najprostszy sposób stara się zakończyć ofensywne zapędy rywali. I właśnie ta sztuka bardzo często się udaje, zapewniając jednocześnie spokojną egzystencję swojemu bramkarzowi. Wisła Kraków, zespół grający ofensywną, ładną dla oka piłkę (trzecie miejsce pod względem strzelonych goli) jest jednocześnie drugim pod względem ilości straconych bramek, a to szalenie rzadkie zestawienie. Możliwe między innymi dzięki bardzo skutecznej grze Richarda Guzmicsa.
Wybranie partnera dla opisanego wyżej Węgra wcale nie jest łatwe i to nie dlatego, że nie bardzo jest w kim wybierać. Wręcz przeciwnie, można rzec, że Jesień była bogata w ciekawych, a co najważniejsze skutecznych obrońców. Najmodniejszy, ale przyznaję, że budzący moje wątpliwości kandydat to Jarosław Fojut. Oczywiście nie zamierzam odbierać defensorowi „Portowców” zasług, musiałbym być szalony, aby podważać sposób, w jaki gra Fojut. Jednak wydaje mi się, że obrońcy Pogoni Szczecin pomaga styl, w jakim gra jego drużyna. Podopieczni Czesława Michniewicza rozgrywają swoje spotkania przyczajeni, bardzo wiele ze swojej uwagi poświęcając grze obronnej. Moim zdaniem przy takiej organizacji zawodnikom defensywnym jest łatwiej, co nie znaczy, że nie trzeba dysponować odpowiednimi umiejętnościami. Tych, jak już napisałem wcześniej nie zamierzam obrońcy ze Szczecina odbierać. Nie uczynię tego w kontekście jego kolegi z formacji obronnej, Jakuba Czerwińskiego. Były zawodnik pierwszoligowej jeszcze Termaliki grał na nie gorszym poziomie niż Jarosław Fojut. I tu właśnie dochodzimy do pewnego paradoksu, moim zdaniem Czerwiński z Fojutem tworzą najlepszą parę defensorów w Ekstraklasie, ale czy równie dobrze prezentowaliby się oddzielnie, lub w zespole, który zdecydowanie odważniej atakuje bramkę rywala? Tu pewności już nie mam. Dlatego jako partnera dla Guzmicsa wolałbym któregoś z pary Maciej Dąbrowski – Hebert. Ten pierwszy poza świetną grą w defensywie potrafi wyprowadzić piłkę, stanowi też niemałe zagrożenie dla bramki rywala, zaś drugi jest niekwestionowanym królem strefy powietrznej pola karnego. Szalenie trudny wybór, ale zważywszy na to, że pierwszy defensor przyzwyczajony jest grać po prawej stronie bloku defensywnego, wybór padł na Herberta, który z racji gry lewą nogą jest jego naturalnym uzupełnieniem.
Dopełnieniem formacji obronnej jest jej prawa flanka. Nie zdradzę jakiejś wielkiej tajemnicy Ekstraklasy jeśli napiszę, że ta pozycja nie jest najsilniej obsadzona. W zasadzie można przyjąć, że jej najlepszy, zeszłoroczny przedstawiciel – Łukasz Burliga, przeniósł się na drugą stronę boiska, a jego konkurent Tomasz Kędziora zatracił się wraz z resztą swoich kolegów z Lecha Poznań. Dlatego też jesienna rywalizacja sprowadzała się do potyczek elegancko grającego Bobana Jovicia z mniej finezyjnym, ale za to bardzo skutecznym Jakubem Wójcickim. Pierwszy, przedstawiciel chwalonej już defensywy Wisły Kraków, świetnie uzupełniał swoich kolegów, dorzucając do tego niemałą kulturę w operowaniu futbolówką. Drugi to wszechstronny, bardzo bezpośredni zawodnik, który na swojej stornie boiska kursuje niczym TGV na trasie Paryż – Marsylia. Obaj gracze są nie tylko skuteczni w defensywie, ale też stanowią niemałe wsparcie dla swoich kolegów w ataku. Mój wybór padł na zawodnika Cracovii, który imponuje mi przygotowaniem fizycznym i wszechstronnością, która zapewnia nie tylko solidność w obronie, ale też elastyczność w grze ofensywnej.
Największy nieobecny: Tomasz Kędziora (Lech Poznań)
Tak skonfigurowana linia defensywna powinna wytrzymać niejedną nawałnicę przeciwnika. Jednak nawet najlepszy blok obronny wcześniej, czy później popełni jakiś błąd. Wszak piłka nożna to nie tylko pokaz fajerwerków technicznych, ale przede wszystkim gra błędów. Dlatego też zwieńczeniem obrony jest bramkarz. Facet, który nie tylko da pewność swoim kolegom z tylnych formacji, ale też będzie potrafił naprawić ewentualną wpadkę.
Bramkarz:
Jedno jest pewne, pozycja bramkarza to fucha nie do pozazdroszczenia. Rzadko kiedy bywa tak, że to golkiper wymieniany jest wśród bohaterów zwycięskiego spotkania, a przecież tylko zwycięstwa zapamiętywane są przez kibiców. Jednak trzeba przyznać, że ta trudna sztuka udała się jesienią kilkukrotnie. Na pewno zapamiętamy interwencje Emiliusa Zubasa w meczu z Lechem Poznań, kilka razy bardzo pozytywnie zaskoczył bardzo doświadczony Zbigniew Małkowski, świetnie spisywał się przeżywający drugą młodość Jakub Szmatuła, ale największe wrażenie robił na mnie Radosław Cierzniak. Już wcześniej pisałem o stylu gry Wisły Kraków, szybka, ofensywna gra do przodu jest bardzo przyjemna dla kibicowskiego oka, ale niesie też wiele zagrożeń dla formacji obronnej. Dlatego nie raz i nie dwa, golkiper „Białej Gwiazdy” musiał ratować swoich kolegów, którzy zagalopowali się w atakowaniu bramki rywali. A wszystko to z bardzo pozytywnym efektem, strzeżona przez Cierzniaka siatka zatrzepotała jedynie dwanaście razy, co stanowi drugi najlepszy wynik w lidze. Szacunek, lub szacuneczek jak powiedziałby niedawny gwiazdor zespołu z Krakowa – Mirosław Szymkowiak.
Światełko w tunelu: Marko Marić (Lechia Gdańsk)
Wielki nieobecny: Bartłomiej Drągowski (Jagiellonia Białystok)
Jak wspomniałem na początku jest to bardzo ofensywna jedenastka, na pewno niepozbawiona wad, jestem jednak przekonany, że gra tak zestawionego zespołu byłaby nie tylko szalenie atrakcyjna dla kibicowskiego oka, ale też, co równie ważne skuteczna. Wybrani przeze mnie piłkarze byli wyróżniającymi się postaciami w swoich drużynach, mieli ogromny wpływ nie tylko na prezentowany przez swoje ekipy styl, ale i wyniki. Warto zauważyć, że poza Nemanją Nikoliciem i Kamilem Vackiem wszyscy zawodnicy byli dostępni w naszej Ekstraklasie już od jakiegoś czasu. Jak widać wcale nie trzeba sięgać poza granice naszej ligi, aby pozyskać dobrych piłkarzy gotowych podnieść jakość zespołu. Oczywiście są pozycje, jak choćby środkowy napastnik, na których nie ma wielkiego wyboru, ale przykład Mariusza Stępińskiego pokazuje, że nawet tu można było pozyskać dobrego zawodnika za niewielkie pieniądze. Znamienny jest jednak fakt, że przeoczyli go wszyscy możni, a zawodnik trafił do chorzowskiego Ruchu jako uzupełnienie dla Visniakovsa. Perypetie Mraza, Wójcickiego, Cetnarskiego, czy nawet Jodłowca pokazują, że nasi ligowcy wciąż mają ogromne problemy ze zdefiniowaniem umiejętności poszczególnych zawodników. Ciągłe przestawianie piłkarzy i notoryczne wystawianie ich na pozycjach „zastępczych” to nie problem, to plaga naszej Ekstraklasy. A przecież powyższe zestawienie po raz kolejny pokazuje, że aby wzmocnić drużynę wcale nie trzeba uganiać się za różnej maści menagerami, wystarczy mieć zdecydowanie lepsze rozeznanie na rynku wewnętrznym i umieć zdefiniować cechy posiadanych zawodników. Niestety to ostatnie wciąż stoi na dyskwalifikującym nas w poważnej piłce poziomie, a kluby wciąż wolą kupować niż poświęcić się systematycznej pracy. Na szczęście ten sezon udowadnia, że nieźli piłkarze są tu, na miejscu, trzeba tylko chcieć po nich sięgnąć, ale to historia na osobne opowiadanie.
Indeks:
* Światełko w tunelu – zawodnik do lat 21, który swoją grą zwraca uwagę.
* Wielki nieobecny – gracz, który zdecydowanie obniżył loty.
Suplement – czyli kilka wniosków, które nasunęły się w trakcie wyboru powyższej jedenastki:
Polska piłka ligowa bramkarzami stoi. Może nie ma u nas golkiperów klasy światowej, ale występujących u nas fachowców od łapania piłki nie musimy się wstydzić. Poza wybranym przeze mnie Radosławem Cierzniakiem są jeszcze Emilius Zubas, Bartłomiej Drągowski (choć tu zauważalny jest spadek formy), Grzegorz Sandomierki, czy Dusan Kuciak, o których jestem przekonany, że z powodzeniem graliby w klubach z zachodu Europy.
Zdecydowanie gorzej jest z zestawieniem formacji obronnej, o ile jeszcze wśród środkowych obrońców da się znaleźć kilku przedstawicieli tego fachu, którzy mogliby rywalizować w silniejszych ligach, o tyle na obu flankach bloku obronnego mamy do czynienia z prawdziwym dramatem. Wszyscy zawodnicy grający na bokach defensywy mają braki w umiejętności gry obronnej, dopiero pozostałe cechy powodują, że i tak grają w swoich ekipach pierwsze skrzypce. Doskonałym przykładem takich graczy z wyboru są Barry Douglas i Tomasz Brzyski, przedstawiciele odpowiednio mistrza i wicemistrza kraju. Co ważne obaj zawodnicy mieli niemały wpływ na osiągnięcia swoich drużyn, ale na temat jakości gry w defensywie jakie prezentują lepiej pomilczeć. Zresztą nie inaczej jest w kwestii bezdyskusyjnego zwycięzcy Patricka Mraza, który co jak co, ale do tuzów defensywy nie należy. Jakub Wójciciki o grze ba skraju bloku defensywnego wie jeszcze mniej, ale odpowiednie zaangażowanie i wybieganie w zupełności wystarczają aby wybijać się na tle konkurencji. Jeśli dodać do tego całkiem udane wejścia ofensywne to wybór gracza Cracovii staje się dość oczywisty.
Odrywając się od niemałych kłopotów z defensywą przechodzimy płynnie do… problemów w pomocy. Ze smutkiem stwierdzam, że zawodników w pełni ukształtowanych, gotowych do występów na swoich pozycjach po prostu brak. Wybór, jaki nam pozostaje to pomiędzy większym a mniejszym brakiem, który rekompensuje umiejętność jednej, bądź drugiej cechy, jaką powinien charakteryzować się gracz środka pola. Idealnym przykładem jest Tomasz Jodłowiec, gracz posiadający wiele atrybutów, ale kompletnie niepotrafiący zagrać szybkiej piłki z klepki, co dla piłkarza występującego w pomocy jest wielkim problemem. Nie dziwią i dziwić nie mogą straty piłki takie jak ta w meczu z Lechem Poznań po której „wojskowi” stracili decydującą o wyniku meczu bramkę. Tego elementu pan Tomasz już nie poprawi, do końca kariery będzie „brał” piłkę pod siebie i w ten sposób rozwijał akcje swojego zespołu. Najbliżej ideału jest drugi z defensywnych pomocników – Kamil Vacek – co nie znaczy, że jest to zawodnik kompletny. Do weterana naszych boisk Rafała Murawskiego z Pogoni Szczecin wciąż Czechowi bardzo daleko. Nie zmienia to faktu, że to Vacek prezentował się bardzo dobrze i to zarówno w destrukcji jak i w zawiązywaniu akcji ofensywnych „Piastunek”. Warto zwrócić uwagę na Jacka Góralskiego, ale gracz Jagiellonii musi jeszcze potwierdzić walory, które zaprezentował na początku swojej przygody z Ekstraklasą.
Z pozycją najbardziej ofensywnego gracza pomocy jest jeszcze gorzej, chwalony na początku sezonu Konstantin Vassiljev zgasł jak świeczka, Ondrej Duda zagubił się zupełnie, a Maciej Gajos popadł w prezentowaną przez swoich nowych kolegów z Lecha Poznań przeciętność. Jedyne światełko w tunelu to Patryk Lipski z chorzowskiego Ruchu, ale młodemu pomocnikowi wciąż wiele brakuje aby rywalizować ze zwycięzcą Mateuszem Cetnarskim, który grał prawdziwy koncert w barwach zespołu Jacka Zielińskiego. Brutalna prawda jest taka, że poza wspomnianym Cetnarskim mało który z nominalnych rozgrywających umiał przyspieszyć akcje prowadzonej przez siebie drużyny, a o jakimkolwiek bezpośrednim wpływie na statystyki nawet nie ma co wspominać. Jednym słowem posucha straszna.
Tyle, że jeśli mamy problem z rozgrywającymi to co powiedzieć o skrzydłowych? Wszystko wskazuje na to, że skrajny ofensywny pomocnik to gatunek wymierający. Najlepszy do niedawna przedstawiciel, występujący w „Kolejorzu” Szymon Pawłowski zjechał formą wraz ze swoimi kolegami, zaskakujący formą Michał Kucharczyk wrócił do stylu gry, do jakiej nas przyzwyczajał przez lata. Spadek formy fizycznej obnażył wszystkie braki w technice uniemożliwiając utrzymanie poziomu, jakim do niedawna zachwycał. Doszło do tego, że wyróżniającymi się zawodnikami Ekstraklasy są występujący na co dzień w Zagłębiu Lubin Krzysztof Janus i kompletnie nieobliczalny Wilde-Donald Guerrier, który i tak zdążył zaliczyć kontuzję oraz wyraźny dół formy. Nie dziwi więc, że do jedenastki wskoczyło dwóch zawodników, którzy skrzydłowymi w zasadzie nie są. Zarówno Deniss Rakels, jak i Bartosz Kapustka schodzą do środka pola i stamtąd sieją zniszczenie w szeregach przeciwnika. Efekty tej dewastacji są tak wymowne, że obaj nie pozostawili mi żadnego wyboru.
Na koniec pozostał do omówienia przedstawiciel formacji, która od lat nie odczekała się kontynuacji pięknych tradycji, jakie kultywowali napastnicy starego pokolenia. Strzelającego jak chce i kiedy chce Tomasza Frankowskiego z nostalgią wspominamy wszyscy. No może kibice Lecha Poznań mają nieco lepiej. W końcu na Bułgarskiej gościli takich napastników jak Robert Lewandowski, Artiom Rudniev, czy choćby doprowadzający do szewskiej pasji, ale nadal skuteczny Łukasz Teodorczyk. Znamienny jest fakt, że snajper tej klasy występował na boiskach Ekstraklasy jako rodzynek. Prawdziwego pojedynku o koronę króla strzelców kibice znad Wisły nie pamiętają od lat. I wygląda na to, że wciąż się go nie doczekają, choć nasza rodzima liga znów się doczekała napastnika z prawdziwego zdarzenia. Nemanja Nikolić zawstydza wszystkich pozostałych zawodników występujących na rodzimych boiskach. Aż strach pomyśleć, co byłoby, gdyby jego koledzy z Legii Warszawa znajdowali się w formie predysponującej ich do wyboru wyżej wymienionej jedenastki jesieni.
Dyskusja (10)
Twoja opinia
yvComment v.2.01.1
Z wyborami się nie kłócę, dorzucę piłkarzy którzy wpadli mi w oko, zwrócili moją uwagę.
Wsród napastników zdecydowanie – Łukasz Zwoliński, nieobecny w meczu z nami, kontuzjowany, ale dla mnie i w reprezentacji godny sprawdzenia na równi z Stępińskim, a może nawet bardziej, trudno mi też pojąć czemu Lech nie drążył angażu Zwolińskiego przedkładając nabycie Robaka.
Nie wiem co sądzić o Krzysztofie Piątku, nie mam wyrobionego zdania, ale … pytanie o piłkarza zaczęło u mnie funkcjonować.
W Pogoni oprócz wyżej wymienionego i wymienionych przez Monrooe środkowych obrońców robią grę na czwarte miejsce w tabeli stary wyga Murawski i też już doświadczony Adam Frączczak.
W Koronie zacząłem się przyglądać Marcinowi Cebuli, będę to robił tym uważniej że Lipski w U-21 własnie mnie rozczarował, co nie znaczy ze skreślam go z ‘własnego notesu’. Z chorzowskiego klubu bardziej zwracam uwagę jednak na Mazka, z wiadomych powodów, gdyby i w końcówce jesieni, a przede wszystkim wiosną notował progres a sadzę że taki ma miejsce, to … będzie to budziło moje zainteresowanie.
Jacek Góralski w Jadze zadziwił mnie grą w destrukcji, czekam na potwierdzenie potencjału.
Z Lecha nikt nie zasługuje na wyróżnienie, ale jeżeli w Poznaniu w kimś pokładać nadzieje to w Szymonie Pawłowskim, tylko że jemu chyba nie po drodze z niektórymi trenerami. Przynajmniej wydaje się że tak było z Skorżą. Dalsze losy Gajosa w Lechu tez mnie intrygują.
Muszę, cholerka spadać...
ja też czytając artykuł (nie spojrzawszy wcześniej, kto jest autorem), byłem pewien, że napisał to a-c 10 (pozdrawiam)
Jestem ciekaw, jak po kontuzji, na wiosnę zaprezentuje się Michał Helik. W zeszłym sezonie bardzo mi się podobała gra tego środkowego obrońcy. Oczywiście może się okazać, że po tak długiej kontuzji, w tak młodym wieku... ale nie zapeszajmy. 3mam kciuki za tego młodzieńca.
Ja Was rozumiem, ale jakbym nie kombinował to ta trójka (poza Wójcickim) z Cracovii jest bezkonkurencyjna. Nawet gdybym chciał to nie jestem w stanie nikim ich zastąpić. Kapustka był klasą sam dla siebie, Cetnarski zdeklasował pozostałe "dychy", a Rakels? Ja go nawet nie lubię, nie lubię takiej gry jaką on prezentuje, ale to co wyprawiał na skrzydle zawstydza pozostałych, nominalnych skrzydłowych. Nie wyobrażam sobie innego zestawienia części ofensywnej pomocy, szczególnie po meczu w Warszawie. Jasne, koniec, końców przegranym, ale to goście z Krakowa pokazali kawał pięknej piłki, my byliśmy po prostu bezczelnie bezlitośni. Nie dość, że efektowni, to jeszcze efektywni,inny wybór był wręcz niemożliwy. To samo tyczy się Dąbrowskiego, sorry to w tej chwili jeden z ciekawszych i co ważne coraz bardziej kompletny defensywny pomocnik w Ekstraklasie. Prawdę mówiąc zamieniłbym go na każdego z legijnych ludzi od czarnej roboty. Jedynie ten Wójcicki jest nieco kontrowersyjny, szczerze mówić wolę "naszych", z tym, że to były zawodnik Zawiszy pokazał się ze świetnej strony tej jesieni, a nie nasza para Broź - Bereszyński (szczerze mówić obaj słabo wyglądali). Dlatego w jedenastce wylądował "krakus".
Zwracam uwagę, że oceniana jest runda jesienna nie kilka (trzy w zasadzie) pierwszych i ostatni występ. Poza tym te pierwsze dobre występy Gajosa w Jagiellonii to raczej skrajny pomocnik, bo miejsce za napastnikami zajął Vasiljev. Ten ostatni mecz to faktycznie niezły popis gracza Lecha, ale... okoliczności też były, jak by to powiedzieć... sprzyjające. Pożyjemy, zobaczymy jednak na razie Cetnarski nie ma konkurencji.
edit: Nie zmienia to faktu, że posucha na pozycji "10" jest tak duża, że zaliczający swój dołek Gajos i tak jest w czołówce występujących na tej pozycji zawodników. Piłkarz Lecha jest przedstawicielem wymierającego w Ekstraklasie gatunku.
1) Polemizować z wszystkimi wyborami Monrooe'a, ani składać własnej jedenastki absolutnie nie mam zamiaru. Zbyt mało widziałem z tych piętnastu kolejek, by się porywać na takie próby. Niemniej...
2) ...widziałem wszystkie piętnaście spotkań Pasów i to mi w zupełności wystarcza, by zrobić wie-e-elkie oczy przy kandydaturze Jakuba Wójcickiego. Nie no, nic naprzeciw Kubie nie mam. Fajnie wkomponował się w zespół, jego uniwersalność stanowi na pewno duży plus dla zespołu. Wciąż jednak ten sam Wójcicki przegrywał ostatnio rywalizację o miejsce w składzie z niewątpliwie sympatycznym, acz jednak piłkarsko fajtłapowatym Deleu. Naprawdę nie było nikogo lepszego?!
3) Nie wiem, może ten cały Vacek faktycznie jest rewelacyjny, acz jednak hmmm... czy serio lepszy od Dąbro? Może. Nie wiem. Za mało meczów Piasta oglądam, żeby się autorytarnie wypowiadać. Wiem tyle, że Damian powolutku, po cichutku wyrósł na czołową postać całej ligi.
4) Rakelsa obserwuję od dłuższego już czasu, zaczęło się tak gdzieś z rok przed faktycznym transferem do Krakowa. OK, podoba, nie podoba, to subiektywne. Wydaje mi się jednak, że niewielu jest w Ekstraklasie zawodników, którzy przeszli podobnie pozytywną metamorfozę, jak Deniss.
Z drugiej strony, na jego właśnie przykładzie świetnie widać, jak niewiele dzieli w naszej lidze nieudacznika od bohatera. Oby i sam Łotysz, i wszyscy jego klubowi koledzy pamiętali, że droga powrotna wcale nie jest dłuższa.
ad.0 - "Mogę być tylko dumny, że człowiek, który jeszcze niedawno twierdził, iż Cracovia nie posiada składu na Ekstraklasę, teraz do jedenastki rundy upycha aż czterech Pasiaków"
Zważ proszę na to, że w sytuacji, w której odbywaliśmy tamtą rozmowę to tych chłopaków w zasadzie nie było. To znaczy oczywiście byli, ale Wójcicki w Zawiszy, Cetnarski "w piwnicy" tudzież na peryferiach piłki nożnej, młody Kapustka był zaledwie "główką" z kilkoma wypuszczonymi listkami a Rakels był średniej klasy napastnikiem, który i tak przechodził samego siebie. I tu nadchodzi moment, w którym muszę uderzyć się w pierś, w zadnym stopniu nie podejrzewałem, że wszyscy wyżej wymienienie zawodnicy mogą osiągnąć taką klasę. Cetnarski wyskoczył jak Filip z konopi, Kapustka nie tyle się rozwinął, co wręcz eksplodował i to grając nie na swojej nominalnej pozycji, a Rakels kompletnie wyleczył naszego faworyta - Mateusza Wdowiaka. Masakra, dla mnie to szok, jak bardzo można zmienić swoją grę w tak krótkim czasie. Gorzej, że ten sam szok przezywam patrząc na legionistów, z tym, że ci ostatni "podróżują" w odwrotnym kierunku. (o tym mam nadzieję nabazgrać w najbliższym czasie)
ad.1 "Niemniej... "
na ba, tak bez polemiki, panie nie da się
ad.2 - ...widziałem wszystkie piętnaście spotkań Pasów i to mi w zupełności wystarcza, by zrobić wie-e-elkie oczy przy kandydaturze Jakuba Wójcickiego.
No wiem, ja sam się dziwię, ale nie będę ukrywał, że to wynik posuchy jaka panuje w lidze. Powiem tak, ostatnim prawym defensorem, który naprawdę potrafił bronić był Artur Jędrzejczyk, od tamtego czasu jego następcy mniej, lub więcej przypominają nieudolnych parodystów. Zespoły raczej tak są ustawiane aby maskować te niedociągnięcia, a graczem który się wyróżnia jest powszechnie znany i zapomniany reprezentant Polski Łukasz Mierzejewski, piłkarz Górnika Łęczna. Nie ma więc co się dziwić, że grający w Cracovii Jakub Wójcicki, autor gola, czterech asyst i jednego kluczowego podania jawi się jako kawał grajka, który naprawdę sporo ma do zaoferowania swojej drużynie. Nie zmienia to faktu, że to kandydatura nieco na siłę. Jak już wspomniałem "zeszłoroczny" Łukasz Burliga wygrałby rywalizację w cuglach.
ad.3 - "Nie wiem, może ten cały Vacek faktycznie jest rewelacyjny, acz jednak hmmm... "
Jest, nie wiem czy Vacek to w tej chwili nie jest najlepszy zawodnik ligi. Dąbrowski mi się podoba i o tym napisałem, zaczyna być zawodnikiem kompletnym i to jeszcze bardziej cieszy. Ba, już w tej chwili zamienił bym tego chłopaka na każdego z jego legijnych odpowiedników ( z wybranym do jedenastki jesieni Jodłowcem włącznie). Nie zmienia to jednak faktu, że Kamil Vacek wyróżnia się nie tylko stylem gry (najwięcej dryblingów w Ekstraklasie), który po prostu musi się podobać ze względu na efektowność, to zadziwia efektywnością. Trzy bramki, trzy asysty i jedno kluczowe podanie pokazują, że Czech ma ogromny wpływ na grę lidera Ekstraklasy. Jeśli dodamy do tego, że praktycznie każda akcja wyprowadzane jest właśnie przez Vacka to mamy do czynienia z gościem, którego umiejętności wyprowadzenia piłki są wręcz unikatowe. Przynajmniej jeśli chodzi o ligę nad Wisłą.
ad.4 - "Rakelsa obserwuję od dłuższego już czasu, zaczęło się tak gdzieś z rok przed faktycznym transferem do Krakowa"
Nie zgodzę, się. Rakels napastnik nie przekonuje mnie w ogóle. Jasne, nie odmawiam chłopakowi ambicji i woli walki, ale cech przypisywanych snajperowi już dostrzegam niewiele. Dopiero przestawienie Łotysza na skrzydło dało mu jakże potrzebną przestrzeń, którą piłkarz Cracovii potrafi wykorzystać do bólu - przeciwników oczywiście. W tej chwili Rakelsa porównałbym do Kucharczyka sprzed roku, z tym, że skrzydłowy "Pasów" nie jest tak chimeryczny i potrafi znaleźć sobie miejsce nawet wtedy gdy jego zespół nie gra z kontry.
- "Oby i sam Łotysz, i wszyscy jego klubowi koledzy pamiętali, że droga powrotna wcale nie jest dłuższa."
W razie jakby co proponuje seans z Legią Warszawa, tą sprzed roku, z jesieni, i tą obecną z jesieni a najlepiej z wiosny.
Wybacz, że dopiero teraz, nie zauważyłem.
0) Ja się chyba początkowo źle wyraziłem. Wciąż uważam tamtą Twoją opinię za ociupinkę nazbyt surową, niemniej dostrzegam jej podstawy. Tym bardziej się cieszę, że obecnie podstawy - i to jakie! - do umieszczenia w powyższym zestawieniu daje co najmniej trzech (o tym czwartym za moment) futbolistów z K1. Za mego nędznego żywota chyba jeszcze tego nie grali
1) tak bez polemiki
I co ja Ci poradzę? Bardzo chciałbym, aby było inaczej, ba, mam szczerą i niegasnącą nadzieję, że wkrótce znów będzie. Niestety, standardowe dla mnie proporcje "cztery mecze na kolejkę" zostały w tym sezonie odwrócone. Albo i gorzej. Nie licząc, rzecz jasna, meczów Cracovii, choć i te nie wszystkie dane mi było obejrzeć na żywo. Miałbym się teraz zabierać za recenzowanie czyjejś gry na podstawie okazjonalnie oglądanych skrótów?!? Bądźmy poważni, ok?
2) to wynik posuchy jaka panuje w lidze
No dobra, przestaję się kłócić, nie mam amunicji (patrz wyżej). Mogę się tylko zadumać nad rozmiarem tej posuchy.
3) Zareklamowałeś tego Vacka. Będę musiał pokonać swą odrazę do Piasta i łyknąć jakiś ich meczyk.
4) Rakels napastnik nie przekonuje mnie w ogóle.
Mnie też nie. W ogóle mam wrażenie, że Rakels-napastnik nie przekonuje nawet sam siebie. Oczywiście, "napastnik" rozumiany jako tzw. dziewiątka, której głównym/jedynym zadaniem pozostaje pakowanie piłki do siatki. Niemniej, pomysł ze ściągnięciem Denissa ze szpicy wcale nie jest nowy. Próbowano tego i w Katowicach, i w Lubinie (chyba), a na pewno wcześniej w Cracovii. Tyle że mimo swojego potencjału, chłopak miewał jedynie przebłyski. A teraz to i jemu się proporcje poodwracały. Na szczęście w dobrą stronę. I tak, jak kiedyś przeplatał kilka słabych meczów jednym dobrym kwadransem (no, może dwoma, w porywach do dwóch i pół), tak teraz raz na dłuższy czas zdarza mu się zagrać tak sobie, a przeważnie błyszczy.
Co do seansów: u Was to jeszcze i tak na sofcie. W Poznaniu to dopiero zaliczyli metamorfozę