A+ A A-

Polska - Czarnogóra 1-1: Remis. Niestety.

pzpn1512Tylko zwycięstwo satysfakcjonowało reprezentację Polski w rozegranym w Warszawie meczu EMŚ z Czarnogórą. Skończyło się remisem 1:1. Podczas kwalifikacji do turnieju w Brazylii drużyna Waldemara Fornalika potrafiła pokonać jak do tej pory jedynie Mołdawię i San Marino, co przekonująco wyjaśnia dlaczego w 2014 roku najpewniej nie załapiemy się na atrakcyjną wyprawę za ocean.

Słowo 'niestety' - to mocna kandydatura na nowego sponsora reprezentacji Polski. Z Czarnogórą zagraliśmy niezły fragmentami mecz, niestety nie potrafiliśmy go wygrać. Zaatakowaliśmy od początku, stwarzając stuprocentową sytuację w pierwszych minutach gry, niestety to goście zdobyli gola w pierwszym wypadzie na polską połowę boiska. Strzeliliśmy bramkę w ostatniej minucie spotkania, bramkę, która mogła bardzo tej drużynie pomóc, niestety była to bramka ze spalonego. Przegraliśmy w tych eliminacjach zaledwie jeden mecz, ale nasze szanse na awans są niestety jedynie iluzoryczne.

Można teraz gdybać - mecze z Anglią i Czarnogórą u siebie, mecz z Mołdawią na wyjeździe, mimo ogólnie krytycznej oceny postawy drużyny Waldemara Fornalika, mimo oczywistych problemów z kompatybilnością Roberta Lewandowskiego z kolegami z drużyny, mimo afery z Ludo Obraniakiem, mimo braku klasowych środkowych pomocników, mimo skłonności do popełniania zatrważających błędów w defensywie, były meczami absolutnie do wygrania. Tak, sześć punktów więcej było spokojnie w zasięgu tej wyszydzanej kadry, zajadle krytykowanej także na czarnej-eLce, drużyny, której zarzuca się dosłownie wszystko, od braku atmosfery, przez niedostatki ambicji, do braku piłkarskiej jakości u zawodników i charyzmy u selekcjonera. Sześć punktów więcej, które nie tylko mogło, ale wręcz powinno widnieć obecnie na naszym koncie. Gdzie bylibyśmy w takiej sytuacji? Co mówiłoby się i pisało o drużynie oraz jej trenerze?

Niestety (a jakże!) tych punktów nie ma. Czego zabrakło do ich zdobycia? Moim zdaniem - ogólnie pojmowanej klasy. Nie tylko czysto piłkarskich umiejętności, nie przygotowania fizycznego czy taktycznego, przede wszystkim klasy, tej wewnętrznej siły w zespole, rutyny, wiary i pewności siebie, wszystkiego, co powoduje, że zwykle wygrywasz mecze, które powinieneś wygrać, a czasem nie przegrywasz meczów, które powinieneś przegrać. Czy decydujący dla jej braku w ważnych momentach tych eliminacji okazał się efekt ciągłych personalnych prób i mniej lub bardziej wymuszonych rotacji na praktycznie każdej pozycji w zespole, oczywiście poza jednoosobowym atakiem zmonopolizowanym przez Roberta Lewandowskiego? Czy największy feler tkwi w braku wyrazistych liderów, których spokój i doświadczenie udzieliłyby się pozostałym reprezentantom? Czy czynnika o pierwszoplanowym znaczeniu należy upatrywać w braku spoiwa w osobie trenera, kogoś, kto jak Leo Beenhakker w pierwszych miesiącach swojej przygody z reprezentacją Polski, potrafiłby nadać wyrazisty rys drużynie stworzonej z gromady mocno średnich futbolistów? Czy tej reprezentacji zabrakło po prostu sukcesu? Co tam sukcesu, sukcesiku, choćby jednej bramki więcej w meczu z Anglią u siebie, czegoś, co pomogłoby wszystkim tworzącym tę drużynę nabrać pewności, że sprawy bez wątpienia idą w dobrym kierunku?

Szczerze mówiąc, nie wiem. Tkwi jednak we mnie przeświadczenie, że coś wokół tej reprezentacji jest bardzo nie tak. Wszyscy przykładamy do  tego rękę, nie tylko piłkarze i trenerzy, dziennikarze i my, kibice, również. Chcielibyśmy niecierpliwie zrobić ze dwa albo i trzy kroki do przodu, tymczasem w efekcie stąpamy krok wstecz.

Za mecz z Czarnogórą można z czystym sumieniem wyróżnić niektórych zawodników, choćby Artura Jędrzejczyka za kilka świetnych interwencji w obronie i aktywną grę w ofensywie w pierwszej połowie gry, Grzegorza Krychowiaka za ciężką pracę w środku pola, Mateusza Klicha za elegancję z jaką dyrygował zespołem, Waldemara Sobotę (mimo aż trzech zepsutych sytuacji strzeleckich!) za odwagę i przebojowość, czy, uwaga, Roberta Lewandowskiego, który nie tylko w pojedynkę przeprowadził akcję, która dała nam wyrównującego gola, ale też w fantastycznym stylu zainicjował atak, który mógł doprowadzić do naszego zwycięstwa w ostatniej minucie gry. Były też i minusy - słabiutki Sebastian Boenisch, niepewni Glik i Szukała na środku obrony (choć uważam, że z tej pary Szukała tym razem zrobił znacznie lepsze wrażenie), bardzo zła zmiana Pawła Wszołka, katastrofalna wręcz Adriana Mierzejewskiego, chaotyczny Kuba Błaszczykowski. Mogły podobać się fazy pressingu i wysokiego ustawienia całej drużyny, znane z sierpniowego meczu z Danią, ale musiały razić przestoje w grze, momenty, w których goście, pozbawieni przecież w ataku swoich największych gwiazd, Joveticia i szybko zmienionego po brutalnej interwencji Krychowiaka Vucinicia, z dziecinną łatwością forsowali nasze szyki obronne i przedzierali się pod bramkę Boruca. Mecz jak mecz, w którym zawsze jest coś na plus i coś na minus. Tylko, że takie zwykłe, nijakie, remisowe mecze reprezentacji Polski już dawno zdążyły ułożyć się we wzorzec, który musi martwić każdego, kto dobrze życzy biało-czerwonym barwom.

Dyskusja (20)
1sobota, 07, wrzesień 2013 07:01
Zbyszek
Nie będę oceniał wczorajszego meczu, ale trener Fornalik w tych eliminacjach mnie zawiódł. Zrobił po roku to co powinien zrobić na początku i dziś bylibyśmy w innym miejscu z grą i na innym miejscu w grupie.

Posłużę się przykładem Pana Kazia Górskiego, którego przemyślenia i dokonania są znane i nikt nie zabrania ich twórczego naśladowania. Po objęciu funkcji trenera selekcjonera 01.01.1971r Pan Kazio zaczął od eliminacji do ME. Postanowił zrobić wszystko, aby drużyna zaczęła wreszcie grać. Miał zawodników uzdolnionych, ambitnych, dręczonych głodem sukcesu, którzy jednak nie wiedzieli jak wspiąć się na szczyty. Jasne było dla niego, ze zawodnicy nie znają swoich możliwości, a co gorsza nic nie robią, by je rozwinąć. Stąd, jego zdaniem, brała się asekurancka postawa, skłonność do szybkiego zniechęcania się, jeżeli coś nie wychodziło.Wyciągnął z tego i zastosował następujące wnioski:
-wobec braku wyrażnego postępu w grze reprezentacji należy nie bać się eksperymentowania,
-wszelkie teoretyczne założenia należy odłożyć na bok i sprawdzać wyselekcjonowanych zawodników w w częstych grach kontrolnych,
- niezwykle ważne jest samopoczucie zawodników,kontakt z nimi,przygotowanie mentalne rzutujące na jakość treningu i gry,
-potrzebny jest dobrze funkcjonujący bank informacji,
- musi być jasno określony cel.
Pan Kazio po roku bycia trenerem selekcjonerem dzięki tym prostym zabiegom osiągnął to, że mieliśmy drużynę której nie musieliśmy się wstydzić. Ukształtowany został zespół wolny od kompleksów, uodporniony psychicznie i reprezentujący niemałe walory techniczne oraz zdolność do kreatywnej gry. Dla Kazia najważniejsze było, ze powstał zespół zgrany, dobrze rozumiejący się kolektyw, w którym animozje osobiste i ambicje klubowe usunęły się w cień. Kazio miał też ważną cechę. Wszystkim, także pismakom przytakiwał, ale zawsze robił swoje. I nie zakładał z góry, że ten, albo ten jest najlepszy mimo, ze nic dotychczas w reprezentacji nie osiągnął, tylko miał taką opinię. Najlepsi w sporcie to są ci co osiągają najlepsze wyniki. Proste? Proste.
2sobota, 07, wrzesień 2013 11:05
iocosus
Niestety w tej chwili nie mam czasu, a za Górskiego byłem dzieciakiem niewiele kojarzącym z otaczającej rzeczywistości, ale taka, refleksja.
Zestawienie na szybko dwóch faktów z Internetu:

Podczas meczu Polska – ZSRR na Olimpiadzie w Monachium, który początkowo przegrywaliśmy 0:1, miał miejsce taki dialog, trenera Górskiego z piłkarzem rezerwowym Jarosikiem:

– Rozbieraj się. Wchodzisz za Guta, ale grasz w napadzie.
I teraz nastąpiło coś, czego doświadczony trener jeszcze nie przeżył. Jarosik popatrzył na niego, nie ruszył się, nawet nie próbował zdjąć dresu i odparł:
– Teraz to ja nie gram.
Górski nie miał nawet czasu się zdenerwować. Za Jarosikiem siedział Zygfryd Szołtysik i jemu polecił wyjść na boisko. Nie miał wyjścia. Zyga znakomicie rozumiał się z Lubańskim, dużo biegał i mógł dodać kolegom trochę sił.

http://marginesy.com.pl/public_html/docs/1334733758,zbli_a_y_si_igrzyska_olimpijskie.pdf

Piłkarze to „wrażliwcy”! Wink

Drugi fragment z netu:

„„Adrian eksplodował”, „Dlaczego zawsze ja?!” – grzmiały tytuły w tureckiej prasie po incydencie, jaki zdarzył się w niedzielnym, przegranym z kretesem spotkaniu Trabzonsporu z Akhisarem Belediyespor w Manisie. Mierzejewski miał ogromne pretensje do trenera Akcaya, iż już po dziesięciu minutach drugiej połowy, przy stanie 0:1, ściągnął go z boiska, zastępując Argentyńczykiem Gustavo Colmanem. „Mierzej” wymownie gestykulując przed szkoleniowcem, dał wyraz swojej irytacji.
– Nie rozumiem, dlaczego zawsze mnie się zmienia, nie mogę sobie pozwolić na takie traktowanie – oburzył się polski pomocnik. – Najbardziej przyczyniam się do sukcesów drużyny (Mierzejewski zdobył w tym sezonie dla Trabzonu już 3 gole i zaliczył 4 asysty – przyp. red.). Gram najlepiej i nie wiem, dlaczego zawsze mnie się zmienia. Czy zawsze muszę odpowiadać za grę jedenastu piłkarzy? Chcę występować w reprezentacji. Dlatego muszę być ciągle w grze. Myślę, że wykonuję pożyteczną pracę w zespole – skarżył się Adrian.”

http://www.futbolnews.pl/informacje/aktualnosci-pilkarskie/art,4912,mierzejewski-podpadl-trenerowi-trabzonsporu.html

Chęć gry w reprze Mierzejewskiego się ceni, ale czy „wrażliwy” piłkarz po dowołaniu z listy rezerwowej, ustąpieniu miejsca gołowąsom w wyjściowej jedenastce, gdy już na murawę w reprezentacyjnej koszulce wybiegł nie wyglądał, jakby chciał przekazać:

– Teraz to ja nie gram.
3sobota, 07, wrzesień 2013 12:45
Walles
@Zbyszek
Nie chcąc nic odbierac Panu Kazimierzowi i nie mając zamiaru podważać pewnych spraw musze jednak zaprotestować przeciwko temu co napisałeś

Miał zawodników uzdolnionych, ambitnych, dręczonych głodem sukcesu, którzy jednak nie wiedzieli jak wspiąć się na szczyty. Jasne było dla niego, ze zawodnicy nie znają swoich możliwości, a co gorsza nic nie robią, by je rozwinąć. Stąd, jego zdaniem, brała się asekurancka postawa, skłonność do szybkiego zniechęcania się, jeżeli coś nie wychodziło

Nie wiem jak było bowiem wtedy dopiero od kilku lat poznawałem świat i to raczej nie ten kibicowski. Jednak wiem że w tamtym okresie Górnik Zabrze był w finale PZP, w którym przegrał z Manchesterem City 1:2. Rok później był w ćwierćfinale i z tym samym Manchesterem osiągnął 0:2 i 2:0. Legia w tym samym okresie dochodzi do półfinału i ćwierćfinału Pucharu Mistrzów. Wybacz ale mówienie o zawodnikach którzy nie znają swoich możliwości w kontekście naszych osiągnięć klubowych jest mało wiarygodne. Teraz mamy trzech (obecnie dwóch) zawodników którzy coś osiągnęli na arenie europejskich pucharów. Wtedy mieliśmy dwie drużyny ocierające się o szczyty a które w naszej lidze nie wygrywały z przewaga taka jak Legia i Widzew w latach 90-tych. I wreszcie pamiętajmy, że największe sukcesy polskiego zespołu zostały poprzedzone historycznym meczem w świątyni futbolu, w którym polska reprezentacja na tle Anglików wyglądała gorzej niz w pierwszych trzydziestu minutach Legia w Bukareszcie na tle Steauy.
Rok temu zawodnicy tacy jak Klich czy Zieliński nie istnieli piłkarsko, pominę także fakt że na ławce rezerwowych znalazł się Brożek. I jak można się denerwować na taki wybór Fornalika tak można sobie zadać pytanie jak nie on to kto. I nagle okazuje się że odpowiedź nie jest natychmiastowa o ile wogóle padnie taka która trudno podważyć.

Jesteśmy daleko w Europie. A w tej Europie ci co są 100 km przed nami też notują takie wyniki jak Czesi z Armenią czy tez Francuzi z Gruzją. Spójrzmy więc na tę reprezentację trochę przychylniej. Czy my zagraliśmy naprawdę lepszy mecz z Danią czy jednak tylko wynik był teraz gorszy. Czy nie ma w tej reprezentacji zawodników którzy jednak chcą dla niej jak najlepiej, dla których gra dla Polski to powód do dumy? To jest także po części odpowiedź na wpis Lasicy i pytanie postawione Na Aucie. Bo jednak jeszcze "wczoraj" mieliśmy na Łazienkowskiej Grzelaka fetującego gola w strone pustej trybuny czy też Iwańskiego pokazującego wała kibicowi. Mieliśmy także sytuację w której część kibiców chciała obrzydzić innym wszystko co wiązało się z Legią. Na szczęście nie udało się, na szczęście był choćby taki mecz jak Wisłą po którym wielu kibiców wychodziło szczęśliwym i dumnych że trwali przy tej drużynie niezależnie od towarzyszących okoliczności. Że kibicowska wierność po fatalnym zakończeniu sezonu 2011/2012, w którym przegraliśmy tytuł mistrzowski w sposób w jaki obecna reprezentacja jednak nie przegrywa, została jednak nagrodzona i to już w poprzednim sezonie. Więc powiem tak drogi Lasico. Przez wiele lat wiele osób chciało mi obrzydzić Legię i im się to nie udało. I gwarantuję że przy takiej wiernej kibicowskiej postawie tytuł mistrzowski smakuje bardzo słodko. Być może nadejda także lepsze dla reprezentacji. I fajnie wtedy jest móc powiedzieć - ja im kibicowałem, trzymałem za nich kciuki także w tych trudnych momentach, gdy byli na rozstajach dróg. Tylko tyle i aż tyle, bo kopać leżącego potrafi każdy, także pierwszy lepszy fiutek z weszlo.
4sobota, 07, wrzesień 2013 15:50
Senator
Myszka która zmienia sama strony jest niefajna Sad a więc jeszcze raz i na bank nie będzie tak samo.
Osobiście w pełni zgadzam się z sir Gawinem który piszę tak- :Niestety (a jakże!) tych punktów nie ma. Czego zabrakło do ich zdobycia? Moim zdaniem - ogólnie pojmowanej klasy. Nie tylko czysto piłkarskich umiejętności, nie przygotowania fizycznego czy taktycznego, przede wszystkim klasy, tej wewnętrznej siły w zespole, rutyny, wiary i pewności siebie, wszystkiego, co powoduje, że zwykle wygrywasz mecze, które powinieneś wygrać, a czasem nie przegrywasz meczów, które powinieneś przegrać.
Czy zabrakło zaangażowania? moim zdaniem nie. Ambicji? też nie. Ta była nawet u takiego Błaszczykowskiego czy Zielińskiego aż za duża stąd trochę bezsensowne granie jeden na trzech itp. Zabrakło właśnie czysto piłkarskiej jakości. Mamy dwóch zawodników klasy światowej ( choć już widzę uśmieszki ) i bramkarzy tego samego formatu z tym że tu może trać tylko jeden. Reszta to średnio słaba Europa a i też rezerwa tej średnio słabej Europy bo najczęściej wchodzą z ławki lub wcale. Fakt powołania Brożka tylko tą tezę potwierdza. Na pytanie kto inny satysfakcjonującej odpowiedzi brak.
@Walles
Pięknie piszesz i masz moje pełne poparcie. Odliczanie minut bez gola czy bez gola z akcji się skończyło więc ciekawy jestem co wymyślą teraz.Że coś wymyślą jestem pewny. Ostanie sukcesy mieliśmy w latach osiemdziesiątych a dziennikarzyny piszą tak jakbyśmy zdobywali Mistrzostwo świata co cztery lata i pretensje że teraz będzie inaczej.
Popatrzy ma wiele innych zespołów Europy i piłkarsko i ekonomicznie bardziej od nas rozwiniętych. Nie wiem ale nie wydaje mi się aby w takiej Irlandii pisali aby dać se siana w chodzeniu na mecze reprezentacji.
@Zbyszek
Bardzo JE szanuję i cenię, myślę jednak, że odwoływanie się do czasów z przed czterdziestu lat to jednak błąd. Inny świat, to widać słychać i czuć.
5sobota, 07, wrzesień 2013 15:57
Senator
Jeszcze co do kibicowania. Fajne to że siedząc na stadionie "kilometr" od boiska młody człowiek na oko lat 13 poprawia mnie kiedy źle odczytuje kto zagrał piłkę. W rozpoznawaniu naszych piłkarz jest bezbłędny. Jest nadzieja ,że nie czyta popaprańców bo inaczej możne stracić zapał ,pasję.
6sobota, 07, wrzesień 2013 16:02
Walles
Jeszcze jedno bowiem nie ma pojęcia dlaczego znowu wszedłem na stone której nazwy nikt nie powinien wymieniać. I przeczytałem sobie podsumowanie ery Waldka Kinga w którym autor dzieli się spostrzeżeniami, że remis w Mołdawi to jest hańba bowiem każdy szanujący się zespół wyjeżdza stamtąd z workiem strzelonych goli. I myślę sobie pewnie to i racja tylko dlaczego o tym piszą w kontekście reprezentacji Polski. reprezentacji która od kilku lat jest tam wyszydzana jest zbiorem nieudaczników, łamag, grewniaków, idiotów i zyciowych pokrak. Dlaczego w takim razie jak takie patafiany, które i mentalnie i piłkarsko sa na poziomie San Marino lub Wysp Owczych, wywalczyły remis z Anglia to ten portal nie nawoływał do ogólnonarodowej zrzutki i nie zaczął stawiać pomników dla sportowców którzy pomimo swoich ułomności potrafili przeciwstawić się teamowi przewyższającemu naszych biednych upośledzonych sportowców. To powinna byc chwila sławy. Podobnie zresztą jak remis wywalczony w Czarnogórze, o remisie z Rosją na Euro już nie wspomnę. Przecież każdy szanujący się zespół powinien takich niedorajdów jak nasi piłkarze, zgodnie z hasłem golić frajerów, odprawiać z kwitkiem i bagażem co najmniej kilku bramek.
Trochę mnie poniosło ale jak widzę co się dzieje, nie tylko zresztą na tym wiadomym portalu, jak widzę nasze polskie człowieczeństwo i hasło że jak zgnoisz i oplujesz kilkudziesięciu swoich rodaków to z pewnością trafisz do raju i to pewnie jeszcze z czterdziestoma dziewicami, to nagłym marzeniem stało się to abym mógł choćby nieśmiało, skryty w jakiejś piwnicznej norze z obawy że ktoś usłyszy, zanucić słowa piosenki Grzegorza Tomczaka:

Ja to mam szczęście,
że w tym momencie
żyć mi przyszło, w kraju nad Wisłą…
Ja, to mam szczęście…
Mój kraj szczęśliwy, piękny, prawdziwy,
Ludzie uczynni, w sercach niewinni…
7sobota, 07, wrzesień 2013 16:08
Walles
Fajne to że siedząc na stadionie "kilometr" od boiska młody człowiek na oko lat 13 poprawia mnie kiedy źle odczytuje kto zagrał piłkę. W rozpoznawaniu naszych piłkarz jest bezbłędny. Jest nadzieja ,że nie czyta popaprańców bo inaczej możne stracić zapał, pasję.

Dzięki Senatorze za słowa otuchy Wink
8sobota, 07, wrzesień 2013 16:26
Zbyszek
@Walles.
Tylko w reprezentacji nic nie osiągali i Pan Kazio 90% ich wymienił na innych, którzy chcieli chcieć.

@Senator.
Chodzi o metodę. Dlatego napisałem,że nie ma zakazu naśladowania Pana Kazia. A co do mentalności to masz rację co można skwitować "dowcipem":
"Repy odwiedziły sierociniec. Po ich wizycie 6-cio letni chłopiec zauważył: jak przykro patrzeć na te twarze pozbawione wiary i nadziei".
Pozdrawiam.
9niedziela, 08, wrzesień 2013 01:09
Walles
Piszesz Zbyszku że nic nie osiągneli i Pan Kazio wymienił 90% ich na innych?
W pamiętnych meczach w europejskich pucharach z Romą, Manchesterem City oraz z Feynordem grali m.in. Kostka, Gorgoń, Banaś, Lubański, Szołtysik, Deyna, Gadocha. Ponadto w reprezentacji Konewicza zaliczyli swoje debiuty także Anczok (Polonia Bytom później Górnik Zabrze), Maszczyk (Ruch Chorzów), Ćmikiewicz (Śląsk potem Legia)

Skład w finałowym meczu Igrzysk Olimpijskich w 1972r z Węgrami:
Hubert Kostka - Zbigniew Gut, Lesław Ćmikiewicz, Jerzy Gorgoń, Zygmunt Anczok, Zygfryd Szołtysik - Kazimierz Deyna, Zygmunt Maszczyk, Jerzy Kraska - Włodzimierz Lubański, Robert Gadocha

Podsumujmy. Po dwóch latach, sorry, po półtora roku pracy Pana Kazia, w finale wielkiej dla nas imprezy, w porównaniu osobowym do ludzi grających za czasów trenera Koncewicza pojawiło się .... dwóch ludzi. Byli to Zbigniew Gut z Odry Opole oraz Jerzy Kraska z Gwardii Warszawa.
W pamiętnym meczu z 06.06.1973r. w Chorzowie w którym pokonaliśmy Anglię 2:0 (gole Banasia i Lubańskiego) grali Gorgoń, Kraska, Ćmikiewicz, Deyna ,Banaś, Lubański , Gadocha uzupełnieni przez Tomaszewskiego, Rzeźnego, Bulzackiego, Musiała.
10niedziela, 08, wrzesień 2013 01:15
gawin76
@ Walles

Muszę tu trochę wziąć w obronę i Lasicę, i krytyków reprezentacji.

Pamiętam rok 1995, zacząłem studia, miałem ćwiczenia z łaciny (!) w środy po południu. Tak się jakoś zdarzyło, że bodaj tydzień po tygodniu były mecze Słowacja - Polska w el. ME i Legia - Blackburn w LM. Mogłem opuścić tę łacinę tylko raz, stanąłem więc przed wyborem - albo w ogóle nie obejrzę meczu Słowacja - Polska, albo nie obejrzę meczu Legia - Blackburn ze stadionu, a tylko w tv (co w tamtym czasie ocierało się dla mnie o traumę). Ostatecznie postanowiłem zrezygnować z Legii na stadionie, choć szanse awansu Polski do ME w Anglii były porównywalne z obecnymi, musielibyśmy wygrać dwa mecze i liczyć na stratę punktów przez Francję lub Rumunię. Wtedy reprezentacja stała dla mnie na tej samej półce co Legia. Dziś? Dziś w takiej sytuacji nie wahałbym się nawet przez moment, na to, żeby rezygnować z Legii w LM i oglądać prawie że towarzyski mecz Słowacja - Polska, w ogóle bym nie wpadł.

W tej przemianie, której zapewne nie jestem odosobnioną ofiarą, nie chodzi tylko o wyniki reprezentacji czy o Lewandowskiego (chociaż też, o czym za chwilę), raczej o całą otoczkę, o PZPN, o macdonaldyzację (właściwie - biedronkizację) kadry, o audiotele, o Szpakowskiego. To wszystko jest już cholernie męczące. Ślepe kibicowskie przywiązanie, niereformowalna wierność narodowym barwom rzecz jasna nie zanika, ale jednak ewoluuje. Określiłbym to mianem naturalnej reakcji obronnej organizmu.

Jeżeli natomiast chodzi o wyniki, mam do Ciebie pytanie, czy sądzisz Wallesie, że reprezentacja Polski osiąga takie wyniki, na jakie ją stać? Bo ja np. uważam, że absolutnie nie. Sądzę, że miewaliśmy już słabszych futbolistów niż obecnie, tworzących lepsze drużyny. A to, że ostatni mecz o punkty z dobrą drużyną wygraliśmy 5 lat temu, postrzegam jako powód do wstydu i nie widzę najmniejszych przeciwwskazań ku temu, żeby głośno i dosadnie o tym mówić. Krytyka, nawet ostra, nie musi oznaczać odwracania się od kadry.

Gest Lewandowskiego, w przeciwieństwie do Lasicy, zbywam wzruszeniem ramion, tutaj wart Pac pałaca, a pałac Paca. O gwizdach już się wypowiadałem po Danii, z kolei Lewy biorący osobisty 'rewanż' na publiczności po bramce na 1:1 w meczu z Czarnogórą u siebie... Śmiechu warte, i niczego więcej.

Oczywiście czasów Górskiego nie pamiętam, ale ze spisanych wspomnień Górskiego wnoszę, że pod względem atmosfery wokół tamtej kadry też bywało różnie. Trudno się zresztą dziwić, z jednej strony wspominane przez Ciebie pucharowe sukces Legii i Górnika, z drugiej strony reprezentacja nie potrafiąca zakwalifikować się do ME (ludzie z rewanżu z RFN podobno wychodzili po 30 minutach), a do IO awansująca w znacznej mierze dzięki hiszpańskim amatorom. Albo wspominany przez nas niedawno casus Bońska dekadę później. Łatwe krytykanctwo to nie jest ani wynalazek ostatnich czasów, ani nowatorskie dzieło Weszło Wink Rzecz w tym, że psy mogą sobie szczekać, ale karawana musi jechać dalej. Być może właśnie tutaj tkwi sedno problemu.
11niedziela, 08, wrzesień 2013 02:26
Walles
@Gawin
Prawdę mówiąc napisałeś coś co jednak w pełni w moim odczuciu popiera moje stanowisko. Wink

Krytyka, nawet ostra, nie musi oznaczać odwracania się od kadry.

Głównie o to chodzi natomiast nie moga byc przekraczane pewne granice bowiem wtedy to co dopuszczalne robi się po prostu niesmaczne.
Na pytanie czy reprezentacja Polski osiąga takie wyniki na jakie ją stać to odpowiem tak. W moim odczuciu awans do każdej dużej imprezy jest czymś co obecnie stanowi kres naszych możliwości. Nic ale to kompletnie nic nie przemawia za tym żebyśmy mogli oczekiwać więcej. I rozpatrując to wszystko bezuczuciowo to można być zawiedzionym remisem z Mołdawią. Cała reszta ma lepszych piłkarzy i często dodatkowo dużo lepsze ligi. No bo powiedz jakie racjonalne przesłanki stoja za tym że powinnismy ograć np. Ukrainę? Piłka bardzo się wyrównała, coraz częściej zdarzają się niespodzianki ale jednak nasza piłka i klubowa i reprezentacyjna jest jednak w tyle za czołówką. A to że człowiek liczy na trochę szczęścia to juz kibicowska dusza. Bo powiedzmy sobie szczerze ile my meczów możemy wygrać choćby z takim Spartakiem? A ile z Lazio? A jednak przy pełnej mobilizacji zawodników jakoś jest nadzieja że ten jeden z dziesięciu to będzie akurat ten. Wink Ale jeśli nie będzie to czy można wylewac tyle żółci?
A po meczu z Czarnogórą trudno mi jest miec pretensje czy do zawodników czy też do Fornalika. Zawodnicy dali z siebie ile im fabryka dała a zmiany pokazały, że jednak na boisko wyszli w podstawowej jedenastce ci najlepsi.
P.S. Nie piszmy o całej otoczce bowiem ja jestem kibicem zaczynającym jeszcze w PRL-u, kiedy piłka to też była swoistymi igrzyskami dla ludu, Wink Legią rządziły wojskowe trepy, telewizja nadawała relacje ze spotkań piłkarzy z Pierwszym Sekretarzem, nie było macdonadyzacji ale było rozsławienie socjalistycznej ojczyzny i niesienie radości klasie pracującej miast i wsi. Wink Tutaj chodzi o coś o czym napisał Senator. O pasję. O miłość do piłki. Są pewne granice i jakbym nie był zły to nigdy nie przyjdzie mi do głowy pisac np. o reprezentacji PZPN etc etc etc Natomiast cała otoczka irytuje mnie raczej ze strony mediów i części kibiców.
12niedziela, 08, wrzesień 2013 08:37
Zbyszek
@Walles.
Ja Ciebie proszę. Nie wchodż na grunt Tobie nie znany. W czasach o których piszesz byłeś oseskiem. Dla mnie to było jak wczoraj. Dla młodych ludzi, których większość jest na tym forum to jest epoka dinozaurów. Ja nie podaję żadnych nazwisk, bo one dzisiejszej młodzieży nic nie mówią. Polecam książki Pana Jucewicza i przede wszystkim dwie Pana Kazia: "Z ławki trenera" i "Pół wieku z piłką". Ergo: bezpłodnej dyskusji nie podejmę,bo musiałbym pisać kilka dni bez przerwy, a na to zbytniej ochoty nie mam. Mnie chodziło o pewne podobieństwa sytuacyjne. Mianowicie Pan Kazio przegrał w 1971 roku eliminacje do ME i nikt nie wpadał na pomysł, aby go zwolnić. Jego celem był awans na Olimpiadę i wbrew większości, awans do MŚ w 1974 roku. Tworzył zespół z ludzi mało znanych, w każdym razie nieuznawanych w większości za najlepszych na swoich pozycjach w Polsce. Można by powiedzięć, ze był to zespół autorski. Kryterium naboru była przydatność do określonego systemu gry jaki Pan Kazio proponował. Trener Fornalik wszedł na te drogę, tylko trochę za póżno i za mało zdecydowanie. Ale wszedł. Różni się tylko od Pana Kazia tym,ze ma dużo mniej szczęścia. W 1972 roku mieliśmy tyle samo punktów co Bułgarzy w drodze na IO w Monachium. I w ostatnim meczu w Saragossie potrzeby nam był remis do awansu i Hiszpańscy amatorzy zremisowali z Bułgarami 1:1. Na Wembley Angole mieli 13 dwustu procentowych sytuacji i nie wykorzystali żadnej. Dziś inaczej byśmy oceniali, gdyby Reprezentacja wygrała dwa mecze z Czarnogórą i z Mołdawią. Mieliśmy więcej sytuacji w tych meczach i zabrakło szczęścia. Ono w piłce pomaga.
13niedziela, 08, wrzesień 2013 08:50
Zbyszek
Oceniać piątkowy mecz jest bardzo trudno. A napisać coś oryginalnego jeszcze trudniej. W telewizjach grona fachowców, w sobotniej prasie pełno materiałów, internet aż trzeszczy od różnych opinii. Osobiście brzydzę się banałami, więc niech każdy sam ocenia. Mnie tylko zrobiło się tak trochę smutnawo, gdyż widziałem wreszcie tę chęć pokazania,ze jednak jesteśmy coś warci i tę niemożność i te błędy sędziego i tę publikę czekającą na kolejną porażkę, aby móc rzec, a nie mówiłem i wylać kubeł pomyj. I w takich razach ogarnia mnie taka jakaś chandra i taka nostalgia. I wtedy wracam do czasów w których byliśmy potęgą i miałem poczucie dumy i takiej jedności z "moimi" chłopcami.

I taka refleksja. Czy pokolenia po mnie też będą miały taki swój kącik szczęśliwości do którego, jak ich taka żałość ogarnie, będą mogły powracać?
14niedziela, 08, wrzesień 2013 11:37
gawin76
@ Walles

W moim odczuciu awans do każdej dużej imprezy jest czymś co obecnie stanowi kres naszych możliwości.

Tutaj Wallesie pełna zgoda. Oczywiście kiedy już taki awans się przydarzy, kibic w nieunikniony sposób będzie chciał czegoś więcej, ale patrząc na rzecz zdroworozsądkowo - jest właśnie tak jak piszesz. Każdą z reprezentacji, której w poprzedniej dekadzie udało się wywalczyć awans na mistrzowską imprezę, i tę Engela, i tę Janasa, i tę Beenhakkera, zachowuję we wdzięcznej pamięci, niezależnie od niepowodzenia podczas turnieju.

Natomiast trudno chyba zaprzeczyć, że od kilku lat mamy do czynienia w przypadku reprezentacji ze spiralą niemocy, która mocno utrudnia zbliżenie się do tego wyżej wskazanego pułapu naszych możliwości. Nie potrafię zgodzić się z uniwersalnym wyjaśnieniem zakładającym, że gramy na dokładnie tyle, na ile nas stać, a każde niepowodzenie należy przyjmować jako zrozumiałe i uzasadnione. Bo czy naszą reprezentację stać na dwa punkty w sześciu meczach ze Słowenią, Słowacją i Irlandią Północną? Czy naszej reprezentacji nie stać na to, żeby dowieźć zwycięstwo w meczu u siebie z Grecją, przy prowadzeniu 1:0 i przewadze jednego zawodnika? Czy naszej kadry nie stać na pokonanie Mołdawii w meczu, w którym po dwóch kwadransach powinno być 3:0 dla Polski? Czy nie stać nas na wbicie jednej bramki więcej Czarnogórze, która gra z nami bez Pavicevicia, Volkova, Delibasicia, Joveticia, a po 30 minutach także bez Vucinicia? Gdzie są ci lepsi piłkarze i lepsze ligi od nas?

To nie jest kwestia jednego meczu, który zawodnicy na pewno bardzo chcieli wygrać, tego im w żadnym wypadku nie odmawiam, ale potwierdzonej, regularnie powracającej boiskowej impotencji demonstrowanej przez naszą drużynę. Kiedy przypomnę sobie jak grali z Czarnogórą Błaszczykowski czy Mierzejewski to nie do końca satysfakcjonuje mnie wyjaśnienie, że 'dali z siebie wszystko'. Akurat od takich piłkarzy należy wymagać, żeby wzbogacili zespół o trochę jakości, doświadczenia, nie ograniczając się jedynie do biegania. Tak się tymczasem nie dzieje, nie pierwszy raz, nie tylko w przypadku wyżej wymienionych, pytanie dlaczego?

Zapewne wylewanie żółci z powodu frustracji wynikającej z wyników reprezentacji jest naganne, ale przyznam, że postawa z deterministycznym spokojem przyjmująca kolejne niepowodzenia reprezentacji jest dla mnie również szalenie trudna do zrozumienia.
15niedziela, 08, wrzesień 2013 13:23
Walles
@Gawin
To nie jest tak że ja przyjmuję to wszystko ze spokojem, że oglądam mecze bez odrobiny adrenaliny i że pewne sprawy i boiskowe wyniki spływaja po mnie jak po kaczce. Jednak jak popatrzymy wstecz to z łatwością zauważymy że każde eliminacje oprócz pewnej siły zespołu miały także indywidualnych bohaterów potrafiących przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Pamiętajmy także że choćby te nieszczęsne eliminacje o których wspominasz przegrał ten sam zespół i trener który chwilę wcześniej awansował do ME dystansując Portugalię. Że w tych przegranych eliminacjach pokonaliśmy u siebie Czechów 2:1 i w niewytłumaczalny sposób przegralismy na Słowacji 1:2 będąc zespołem lepszym, stwarzającym sobie sytuacje i prowadzącym chyba do 85 min 1:0. Coś potem pękło w tym zespole.
Jednak jak popatrzymy na okres o którym piszesz to zaczynaliśmy grać zawodnikami będącymi u szczytu formy, omawiając skłąd reprezentacji mieliśmy wątpliwości przy 2-3 pozycjach a cała reszta to byli pewniacy - Dudek, Hajto, Kłos, Żewłakow, Zieliński, Krzynówek, Krzyszałowicz, Olisadebe, Świerczewski, Koźmiński. Do tego dochodził drugi Żewłakow, Iwan, Kałużny, Karwan. Wielu niezłych zawodników, kupa walczaków i jeszcze to coś co dawał dodatkowo choćby Olisadebe czy Marcin Zewłakow czyli ważne bramki. Potem odchodzi część zawodników ale mamy kolejny wysyp Kosowaki, Żurawski, Frankowski, Smolarek, czy będący wówczas w szczytowej formie Niedzielan z Rasiakiem, czy też pojedyńcze wystrzały Matusiaka, łysego Lewandowskiego lub Golańskiego czy Bronowickiego. Mieliśmy także Wisłę które obecne eliminacje do Ligi Mistrzów wciągałaby nosem. I teraz odpowiedzmy sobie na pytanie, czy jesteśmy w stanie z zawodników polskiej ekstraklasy stworzyć taki zespół który miałby ze spokojem grać w eliminacjach LM? W moim odczuciu nie ma na to najmniejszych szans abyśmy się choć zbliżyli do siły ówczesnych krakusów. Więc oczywiście że mnie martwi to co obserwuję, że mimo wszystko oglądając mecz adrenalina skacze wysoko, miotam gromy i nie tylko Wink ale jak potem sobie porównam to co było i to co jest, jak jednak nasz poziom piłkarski powoli opada to trudni mi jechać z ta reprezentacją po bandzie. Jeśli dodamy do tego że w reprezentacji nie daje tyle co mógłby Lewandowski, że nie mamy wykrystalizowanej obrony i brakuje charyzmatycznych, twardych przywódców-walczaków, gotowych porwać czasami jednym słowem drużynę do walki to musze przyznać że cięzko mi przychodzi totalna krytyka kiedy widzę że brakuje po prostu pewnej jakości. Być może mniej bym się zamykał w swojej skorupie i nie stosował "syndromu oblężonej twierdzy" gdyby nie to że moja krytyka powodowałaby stawanie ramię w ramię z tymi którzy tylko czekają aby wylać wiadro pomyj na innych. Jestem na takim etapie reprezentacyjnego kibicowania jak w ciemnych czasach legijnego protestu, w których miałem problem z krytyką ówczesnych posunięć na Łazienkowskiej. Jak pomyślałem że moja krytyka będzie tylko woda na młyn pewnych grup to byłem cicho lub stawałem się adwokatem diabła. Tak już niestety lub stety mam. Lubię lub czuję potrzebę płynięcia pod prąd niektórym łajzom.

@Zbyszek
Nie wiem co w stosunku do tego co pisałeś wcześniej i do czego ja się odniosłem ma zmienić książka jedna czy druga. Odniosłem się do stwierdzenia że Pan Kazio wymienił 90% zawodników na takich którym się chciało oraz dalej bronię tezy że wszystko zaczęło się od silnych ligowych zespołów dochodzących w pucharach na szczebel wcześniej i później nieosiągalny. Ja mógłbym sie równie dobrze powoływać na encyklikę "Fides et ratio" o zależnościach między wiarą a rozumem ...
16niedziela, 08, wrzesień 2013 16:17
Zbyszek
@Walles.
Ja napisałem /chyba, ze znowu czegoś nie dopowiedziałem/ najpierw o okresie takim jaki miał trener Fornalik. Na Twego posta odpisałem o całym okresie tworzenia drużyny przez Pana Kazia, aż do MŚ w 1974 roku. Z okresu sprzed 1971 roku wśród 22 powołanych było tylko 3 /Deyna,Ćmikiewicz i Gadocha/ będących w miarę podstawowymi zawodnikami u Koncewicza. Co do składów to ja je znam na pamięć i reprezentacji i Legii od 1963 roku do ok.1982 roku. Pózniej już nie zaśmiecałem sobie tym głowy. Natomiast co do wartości i przydatności dla reprezentacji graczy Górnika czy Ruchu to Pan Kazio po objęciu kadry stwierdził, ze większość piłkarzy musi poprawić ogólną sprawność jako podstawę do doskonalenia techniki i taktyki. W proces ten włączył sztab medyczny. Mieli oni współtworzyć plan indywidualnych obciążeń treningowych kadrowiczów. Było to konieczne bo np.trener Antoni Brzeżańczyk /duża kariera na Zachodzie, większa znacznie niż Kasperczak/ po objęciu posady trenera Górnika stwierdził, ze wiekszość piłkarzy po wbiegnięciu po schodach na 2 piętro nadawała się do reanimacji, a Lubański nie był w stanie na drabince unieść do poziomu 2 kilogramowej piłki lekarskiej co w 7 klasie szkoły podstawowej było warunkiem otrzymania 3 z WF-u. Janek Tomaszewski sam się przyznał, że skłonu z palcami na ziemi to on w 1971 roku zrobić nie potrafił. Powtarzasz zasłyszane mity. Dlatego radzę sięgnąć do żródeł. Także do prasy sportowej z tamtego okresu. Tylko po co? Chyba, że dla własnej satysfakcji z prawdziwej wiedzy. Przy czym ja nie mam pretensji do tego pokolenia wychowanego na nibyfaktach. To jest już ponad nie tylko moje siły. To żyje swoim życiem. I jest rodzajem bajki o Kopciuszku co to nie wiadomo dlaczego stał się księciem.
17niedziela, 08, wrzesień 2013 23:08
Gambler
W sprawie tutaj omawianej wydaje sie ze pewne znaczenie ma fakt ze Lubanski debiutowal w reprezentacji w wieku 16lat w roku 1963, strzelajac przy okazji bramke. Moze potem cierpial na amiotrofie?
18poniedziałek, 09, wrzesień 2013 17:12
Zbyszek
@Gambler.
Tak.Lubański debiutował w wieku 16 lat w meczu z Norwegią 04.09.1963 roku w Szczecinie, gdzie wygraliśmy 9:0 i strzelił jedną z bramek.Został zastąpiony przez zawodnika Zagłębia Sosnowiec Gałeczkę. Wtedy jeszcze nasza reprezentacja grała systemem 1-3-2-5 z typowym środkowym napastnikiem. Pan Włodzimierz mimo młodego wieku w krótkim czasie uznawany był za jednego z najlepszych środkowych napastników w Europie. Za lepszego uznawano Gundiego Asparuchowa z Lewskiego Sofia i reprezentacji Bułgarii. W tym systemie graliśmy ostatni mecz reprezentacji w dniu 13.09.1964 roku na stadionie X lecia w Warszawie z ówczesnym V-ce Mistrzem Świata Czechosłowacją i wygraliśmy 2:1 /oglądałem,a jakże/. W następnym meczu z Turkami już graliśmy brazylianą czyli 4-2-4. W tym systemie Lubański jeszcze błyszczał. Ale w 1968 roku przeplataliśmy system 4-2-4 z 4-3-3, aby począwszy od meczu z Luksemburgiem 20.04.1969r /8:1/ przejść definitywnie na ten drugi. Pan Lubański był nadal najlepszym naszym grającym na środku ataku napastnikiem, ale w meczach z trudniejszymi rywalami i w klubie i reprezentacji radził sobie coraz gorzej. Zwiększone środki obronne rywali nie pozwalały mu na rozwinięcie skrzydeł. Już jego wbieganie z 30 metra na środek pola karnego w tzw. uliczkę nie dawało efektów, ale nadal był arcymistrzem w strzelaniu bramek z 0 kąta z końcowej linii boiska. Fenomenalne. No i był katem Legii. Nawet jak był bez formy i nikomu w lidze nie strzelał to nam zawsze. Przebrzydły Hanys Wink Na Olimpiadzie 1972 roku w finale Pan Kazio przesunął go do II linii, a Kakę do ataku i to Deyna zdobył 2 bramki i wygraliśmy z Madziarami, a Kazio był też królem strzelców turnieju olimpijskiego. Ale już w 1973 roku Pan Włodek zaczął narzekać na ból kolana. Jeszce go dociągnięto do meczu w Chorzowie 06.06.1973 roku kiedy wygraliśmy z Angolami 2:0, gdzie zdobył drugą bramkę po zaskoczeniu najlepszego stopera świata Bobbiego Moora. Już pod koniec meczu chciał ograć prawego obrońcę Anglików Mc Farlanda i nagle upadł. Kibice na stadionie w Chorzowie a, i ja przed telewizorem byliśmy przekonani, ze angielski obrońca zrobił mu krzywdę. Wtedy nie było riplejów i dopiero kiedy puszczono jeszcze raz nagranie w zwolnionym tempie to okazało się, że Mc Farland nawet go nie dotknął. Zrobiono badania i stwierdzono, ze to chyba łękotka w kolanie. Włodek wskazał na kolano lewe jako bolące i w Klinice w Piekarach Śląskich wykonano zabieg na tej łękotce w tym kolanie. Lubański zaczął przygotowania do MŚ w 1974 roku. I wtedy pan redaktor Dyja zrobił film o próbie heroicznego powrotu Włodka na boisko. Współczucie było powszechne i z lekka pogardzanego "białego anioła' /inni walczyli i mieli brudne stroje, a on nie/ stał się idolem. Okazało się wszakże, że łękotka była do regeneracji, ale w kolanie prawym /taki to był wtedy poziom medycyny/ i w Wiedniu u prof. /nie jest to wpis reklamowy/ zrobiono to co trzeba. Dziś to zabieg, po którym wraca się na boisko po 2-3 tygodniach. Włodek wrócił pod koniec 1975 roku, ale to była parodia gry. Obrońcy bali się w niego wchodzić,bo by kibice ich rozszarpali, a sam Włodek był bez tego luzu. Dostał zgodę i wyjechał do Belgii do Lokeren. Jeszce zagrał kilka razy w reprezentacji i nawet wygrał nam mecz z Duńczykami 2:1 w Kopenhadze 01.05.1977 roku /obie bramki jego/ w eliminacjach do MŚ w 1978 roku, ale tam pojechał głównie jako stabilizator szatni. Z tego zadanie się nie wywiązał. To tylko namiastka wiedzy o tamtych czasach. Konkluzja. Lubański urodził się o te 4-5 lat za wcześnie.
19poniedziałek, 09, wrzesień 2013 18:31
Gambler
Nie zarzucam tobie Zbyszku braku wiedzy tylko brak spojnosci. Albo jednak byl jednym z najlepszych i byl podpora kadry albo nie zaliczal lekcji wf na dostateczny i mimo ze gral w kadrze juz 7 lat to jednak warto wspominac tylko Deyne, Gadoche i Cmikiewicza. Dlatego pozwolilem sobie na ironie w sprawie zaniku miesni
20wtorek, 10, wrzesień 2013 16:14
Zbyszek
@Gambler.
Tacy zawodnicy do czasów Pana Kazia byli podporami reprezentacji. To on sporządził dla każdego kadrowicza indywidualne plany treningowe i to członkowie Wydziału Szkolenia PZPN sprawdzali ich realizację. Wcześniej zawodnicy grali na tzw. świeżości. Jeden mecz dobrze, a trzy następne żle bo sił było za mało. I trzeba wiedzieć, ze w tamtych latach piłkarz Polski grał w klubie /14 zespołów w lidze/ i reprezentacji ok. 40 meczów w roku. Więcej obijania niż grania i trenowania.

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1