- Kategoria: Wokół boiska
- gawin76
Warta - Legia 0-2: Rutyna
W meczu czwartej kolejki sezonu Legia zmierzyła się w wyjazdowym meczu z Wartą Poznań. Nasza drużyna odniosła pewne zwycięstwo. Bramkowym łupem podzieli się napastnicy, Lopes i Pekhart.
Skład Legii wyglądał następująco: Boruc – Jędrzejczyk, Wieteska, Nawrocki - Skibicki, Slisz, Martins, Hołownia - Muçi, Pekhart, Lopes. Warta rozpoczęła w składzie: Lis – Grzesik, Ivanov, Ławniczak, Matuszewski – Corryn, Trałka, Czyż, Kupczak, Jakóbowski – Zreľák.
W 2. minucie meczu zadrżeliśmy. Już pierwsze prostopadłe podanie na połowę Legii zupełnie zaskoczyło naszych obrońców. Wieteska wyszedł do Zreľáka, ale przegrał walkę o piłkę. Zabrakło asekuracji, słowacki napastnik znalazł się sam przed Borucem i umieścił piłkę w bramce. Na szczęście po analizie VAR bramka została anulowana z powodu spalonego. W kolejnych minutach z boiska wiało nudą. Strzałów na bramkę Lisa próbowali Muçi i Hołownia, ale były to całkowicie nieudane próby. W 29. minucie Muçi bardzo mocno uderzył z rzutu wolnego. Lis z dużym trudem wybił piłkę na rzut rożny. W 31. minucie Muçi przeprowadził wyśmienity rajd. Albańczyk mijał obrońców Warty niczym tyczki slalomowe, niestety trafił w słupek. W 34. minucie strzałem w słupek odpowiedzieli gospodarze. Centymetrów do szczęścia zabrakło Trałce. W 39. minucie Legia objęła prowadzenie. Po wymianie kilku podań piłka trafiła na lewe skrzydło do Hołowni. Hołownia dośrodkował na głowę Lopesa, który nie dał szans Lisowi. Było 0:1. W drugiej minucie doliczonego czasu Warta mogła wyrównać. Po rzucie rożnym Ławniczak trafił w słupek.
Do przerwy Legia prowadziła 1:0. Mecz był słaby, ale wynik po naszej myśli.
Na drugą połowę nie wyszedł Muçi. W jego miejsce na boisku pojawił się Luquinhas. W 49. minucie Legia podwyższyła prowadzenie. Po ładnej akcji Lopes miękko wrzucił piłkę w pole karne. Pekhart dołożył głowę i było 0:2. Legia kontrolowała grę, starając się utrzymywać piłkę daleko od bramki Boruca. W 72. minucie Lopes przerwał szybki atak gospodarzy i został ukarany żółtą kartką. W 74. minucie Lopes opuścił boisko. Jego miejsce zajął Emreli. W 78. minucie Emreli był blisko podwyższenia prowadzenia. Azerski napastnik minął Lisa, jednak nie zdołał trafić do bramki z ostrego kąta. W 82. minucie Boruc spokojnie obronił strzał Kuzimskiego. Minutę później Rosołek zastąpił Pekharta. W 87. minucie Wieteska niewiele pomylił się, oddając strzał głową po rzucie rożnym. Na ostatnie minuty na boisku pojawili się jeszcze Rose i Kisiel, którzy zluzowali Skibickiego i Martinsa.
Pierwsza połowa meczu kosztowała nas trochę nerwów, ale w drugiej połowie wyższość Legii nie podlegała żadnej wątpliwości. Nie tracimy dystansu w ligowej tabeli i czekamy na czwartkowy mecz ze Slavią w Pradze.
Teoria dysonansu społecznego w pierwotnym zarysie została sformułowana dopiero w 1973 roku , gdyż naukowcy nie potrafili wyjaśnić różnic percepcyjnych w stosunku do nieoczywistych zjawisk. W skrócie wyjaśnia ona sytuację człowieka rozdartego pomiędzy dwiema lub większą ilości sprzecznych myśli. Człowiek potrzebuje spójności logicznej i harmonii afektywnej, ale zdarza się ,że ten monizm zostaje zachwiany, lub zburzony. Aby przezwyciężyć ten dysonans trzeba wprowadzić dodatkowy element przywracający równowagę wewnętrzną. Można więc nie przyjąć do wiadomości otrzymanej informacji, można ją zbagatelizować. może zerwać stosunki z tym , który inaczej myśli, albo zmodyfikować własną pozycję. Przez lata dorobiła się ona wielu praktycznych zastosowań mimo, że jest szalenie trudna do przyjęcia jako często sprzeczna racjonalizmem. Przede wszystkim przy jej pomocy jesteśmy w stanie wyjaśnić i przewidzieć zjawiska nie dające się łatwo wyjaśnić w kategoriach zdrowego rozsądku. Jej zastosowanie może przynieść korzyści np. w procesie uczenia . gdyż potwierdza ona, że system kar jest przeciwskuteczny. Może stać się czynnikiem umożliwiającym zrozumienie zdarzeń, które wykraczają poza naszą wyobraźnię np. jak szarlatan czy inny pseudoprorok może zawładnąć umysłami ludzi. Można powiedzieć w uproszczeniu, że generalnie ludzie uważają, że ich pogląd na świat jest prawdziwy ,a inni są albo głupsi ,albo są wrogami. Klasycznym doświadczeniem było rozpytanie ludzi na jakie widowisko rozrywkowe przyjdzie ich najwięcej i będą się najlepiej bawili : czy jak wejdą za darmo, za zaproszeniami , za niewielką opłatą czy za słoną zapłatą za bilet wstępu. Badani uznali, że inni ludzi pójdą masowo i będą się świetnie bawili jak impreza będzie za darmochę. W kilku miastach USA zrobiono imprezy z tymi samymi zespołami i okazało się ,najwięcej ludzi przyszło ,a zabawa była przednia tam , gdzie trzeba było za bilet sporo zapłacić. Jednocześnie ten werdykt zmusza do refleksji, że jak ludzie płacą to domagają się niejako przez ten fakt szacunku dla nich poprzez dostarczenie im zabawy, lub emocji. Tak jak na stadionach , gdy kibice płacą, dopingują, ale wymagają zaangażowania i najlepiej wygrania meczu. Chętnym zgłębienia wiedzy w tym temacie polecam stosowny rozdział w kultowej książce " Człowiek istota społeczna". W wymiarze szerszym z brakiem znajomości i odrzuceniem dysonansu mamy do czynienia np. z tymi kretynami , którzy chcą poprzez drastyczne zaostrzenia kar wyeliminować przestępczość. Mimo, że doświadczenie powiada, że wraz ze wzrostem kar przestępczość, zwłaszcza najgroźniejsza rośnie.
Generalnie teoria dysonansu poucza nas, że nasze rozumowanie może być błędne , a zastosowanie w praktyce spekulacji myślowych szkodliwe i dlatego przed ich wdrożeniem na szerszą skałę trzeba przeprowadzić eksperymenty społeczne i dopiero na ich podstawie zmieniać rzeczywistość.
O tym, że nadmiar intelektu zabija odwagę czynu.
W wielu dziedzinach życia zbytnie zaufanie do wiedzy i sprawności intelektualnej prowadzi na manowce. Bowiem wiedza to stałe wątpliwości ( słynne "dubito" Kartezjusza). Nic nie wiemy na pewno , niczego z pewnością nie rozumiemy. Chcemy ogarnąć rozumem to czego rozumem ogarnąć się nie da. Czyli możemy rzec, że z jednej strony na szali stawiamy wiedzę, doświadczenie, autorytety ,a na drugiej entuzjazm, brak oporów i otwartą perspektywę. Logika dziejów wskazuje, że aby iść do przodu to trzeba rozstać się z tym co stare. I tu powstaje pytanie: czy czasami nie jest korzystniejsze dla rozwoju ,aby tego starego się nie uczyć ?. Gdyż jak się nauczymy to możemy zmieniać zastane albo ewolucyjnie ,albo rewolucyjnie. Jest to to prawdziwy dylemat. Nie jest to kategoria misji ,ale obowiązku, chyba, że obowiązek traktuje się jak misję. Piszę to słowa pod wrażeniem opracowania dokonanego na zlecenie Zarządu Legii odnośnie kierunków i zasad rozwoju klubu. Z jednej strony czuję ogromny opór, gdyż elaborat jest tak biurokratyczny, że trudno bardziej sobie wymyśleć i na dodatek rolę trenerów i szkoleniowców wszystkich szczebli i drużyn sprowadza do wykonywania poleceń decyzyjnej struktury d/s rozwoju .Z drugiej jednak wprowadza zasady oznaczające, że trenerzy się zmieniają. a drużyna pozostaje i ma się rozwijać. Czyli porządkuje i zmienia dowolność, żeby nie rzec woluntaryzm. Może wreszcie kategoria piłkarzy nie pasujących do koncepcji przejdzie do lamusa. Ja miałem jedną poważną uwagę, a mianowicie do systemu trzeba wprowadzić pewną dozę elastyczności , bowiem wielcy piłkarze jak wskazuje doświadczenie , nie byli prowadzeni za rączkę, ale ich sława wykuwała się w trudzie walki z przeciwnościami. To zawodnik utalentowany musi sam chcieć być gwiazdą. On sam jest sterem ,żeglarzem i okrętem. Twórcą i tworzywem.
Jednocześnie takie łatwe pozbywanie się czynnika intelektu sprowadza jednak rzecz całą do maszyny w której ludzie są tylko trybikami. Ktoś maszynę zaprojektował i zaprogramował do działania, a w niej tryby małe, duże i pośrednie są potrzebne ,ale tylko po to, aby maszyna funkcjonowała . Nie muszą ani myśleć, ani rozumieć do na piedestał wynosi bierność. W maszynie i korporacji się sprawdza, ale czy w sporcie niekoniecznie.
O tym, że uprawianie zawodowe sportu nie jest fanaberią, ale obowiązkiem.
Mnie wręcz przeraża takie poddawanie się banalizacji głupoty w postaci tych nastawień mentalnych czy innych motywacji. Nie jestem w stanie pojąć, że można wysoko opłacanych zawodników traktować jak uczniów szkole , których trzeba zachęcać do nauki. Zawodnikom po to i za to się płaci ,aby pracowali. a nie robili komuś łaskę. Toż to zwykły pracownik przychodzi do pracy, aby wykonywać określone czynności , bo za to mu płacą. Żadnemu przełożonemu nie przyjdzie do głowy, aby w normalnym trybie zachęcać pracownika, aby nie zechciał się obijać, a i pracownik wie, że po to przychodzi do pracy, aby pracować ,a nie udawać frajera. Dlatego nie dziwcie się, że jak oceniam postawę piłkarzy Legii, ale i reprezentacji niekoniecznie to czynię to niekoniecznie pod kątem wyniku ,lecz przede wszystkim na podstawie stopnia wywiązywanie się z obowiązków. Osobiście nigdy obiboków nie tolerowałem. Z tego też względu wczorajszy mecz oceniam pozytywnie. Gawin nazywa ten stan rutyną, które to słowo ma dla mnie leciutki odcień pejoratywny. Ja wolę bardziej pojemne słowo obowiązek.
O tym, że nauka taktyki idzie w las, a nie w nas.
Piłkarze Warty na początku meczu zdobyli bramkę, która co prawda nie została uznana, ale daje asumpt do zauważenia pewnego niebezpiecznego zjawiska. Tym bardziej, że nasi piłkarze nie wiedzieli, że sędzia zauważy spalonego. Otóż ta sytuacja unaoczniła jak wielu naszych zawodników nie ma ukształtowanych prawidłowych nawyków zachowań taktycznych. W wielu sytuacjach boiskowych zachowują się tak jak by ich w młodym wieku uczył nie nauczyciel ,ale ignorant i hochsztapler. Obecnie uczeni są organizacji gry wynikającej z systemu 3-4-2-1 i w normalnym stanie meczu jakoś przestrzegają zasad systemowych ,ale w sytuacji zagrożenia szkodliwe nawyki wyłażą na wierzch. Powinniśmy grać obroną strefową ,ale nie bronimy stref , lecz tylko w strefie. Przez takie zaniedbanie każde zagranie na wolne pole , a osobliwie na przecięciu stref jest dla nas szalenie groźne. To jest takie zastosowanie znanego prawa pierwszych połączeń znanego z przysłowia, że " Czego się Jaś nie nauczył, to tego Jan nie będzie umiał". Nieco odmienną kwestią są wadliwe nawyki takich zawodników jak Muci czy Emreli , którzy są nauczenie ,że otrzymują podania do nogi czyli do gry statycznej . Widać, że obaj byli bardziej utalentowani niż ich rówieśnicy , bo niezależnie od sytuacji boiskowej od razu po otrzymaniu piłki wchodzą w drybling. Trzeba przyznać, że "manianę " mają niezłą ,ale ich przydatność w grze kolektywnej jak na razie za duża nie jest.
O tym, że trzeba poprawić czas posiadania piłki na aktywniejszą grę w ataku.
Tym razem muszę pochwalić komentatora Grzegorza Mielcarskiego , który kilkakrotnie na ten mankament w grze Legi zwrócił uwagę. Po MŚ w 2018 roku powstało szereg raportów, takich jak naszego sztabu , które wskazywały na doraźne przyczyny porażek ,ale były i takie, które szerzej traktowały o tendencjach rozwojowych współczesnej piłki nożnej. W tym drugim wypadku na uwagę zasługują dwa opracowania : francuskie i niemieckie. Francuzi dowodzą dlaczego wygrali a Niemcy dlaczego przegrali .Ale oba wskazują na to, że podstawą sukcesu w piłce nożnej jest jak najbardziej efektywne zagospodarowanie czasu posiadania piłki na grę w ataku . Inne parametry takie jak : czas posiadania piłki, ilość podań, ich celność, a nawet kilometraż odgrywają znacznie mniejszą rolę. Na tym polu nasza drużyna ma jeszcze wiele do poprawienia.
O tym, że wczoraj nie mieliśmy ani prawej, ani lewej strony.
Nie usprawiedliwiam ,ale trochę rozumiem Michniewicza ,który uparł się grać systemem z trójką w obronie i pomimo ,że nie miał wczoraj właściwych wykonawców w osobach Juranovicza i Mladenovicza to sposobi do takiej organizacji gry innych zawodników. Tyle ,że te eksperymenty z Hołownią i Skibickim wczoraj trudno uznać za udane. Istotą gry ofensywnej w tym systemie jest zagęszczenie pola gry w jego środkowych rejonach ,aby pozostawić maksymalnie dużo wolnego miejsca wzdłuż linii bocznych. Zadaniem tzw. piłkarzy wahadłowych ma być optymalne wykorzystanie przestrzeni do napędzania ataku i nękania rywali zagraniami i dośrodkowaniami z bocznych rejonów ich pola karnego. Tylko, że obaj wystawieni gracze mają wady wykluczające, bo Skibicki fatalnie broni i niecelnie podaje, zaś Hołowni brakuje szybkości i dynamiki. Jedno znakomite dogranie Hołowni nie czyni wiosny, aczkolwiek rodzi pewne nadzieje, że może będzie z niego piłkarz.
O tym, że rejon przed naszym polem karnym pozostaje bezpański.
Każdy obserwator gry obronnej Legi z łatwością zauważy, że nikt z naszych zawodników nie raczy pilnować tego skrawka boiska przed naszym polem karnym w jego części środkowej. Rywale o tym wiedzą co widać po ich zagraniach ,a nasi zawodnicy stale robią tam dziurę. Nie wiem czemu tej szpary nie łatamy. Tak jak byśmy zapraszali przeciwnika ,aby tam wchodził i nam dokuczał. Na razie w lidze mieliśmy do czynienia z miernymirywalmi , którzy tej wady nie wykorzystywali należycie , poza Radomiakiem ,ale już niedługo czekają nas mecze z bardziej wymagającymi zespołami. Mówiąc wprost taka dziura musi był załatana, bo może nam szkodzić..
O tym, że poprawna organizacja gry może zrównoważyć mizerne umiejętności czysto piłkarskie.
Nie trzeba nikomu tłumaczyć, bo to widać, że zawodnicy mają różne umiejętności czysto piłkarskie ,zwłaszcza ujęciu technicznym. To te elementy sprawiają, że jedne drużyny uważamy za lepsze ,a inne za gorsze. Przez wiele lat tym czynnikiem ,który miał w jakimś stopniu równoważyć przewagę jednych, było przygotowanie fizyczne i oparta na nim waleczność , agresja , wybieganie oraz zaangażowanie. Obecnie rola czynnika fizyczności maleje, gdyż przygotowanie motoryczne wszystkich zawodników, wszystkich drużyn jest zbliżone do maksymalnego. Ta obserwacja spowodowała, że trenerzy mający raczej słabszych zawodników powodzenia w grze upatrują w jej organizacji ,zwłaszcza w defensywie i obronie. I nie chodzi tu wyłącznie o stosowanie takich działań jak : ustawianie się , krycie, skracanie i zawężanie pola gry, asekurację i przekazywanie, tworzenie równowagi i przewagi sił, grę aktywną strefę, podwajanie i potrajanie czy grę na spalonego - ale przede wszystkim o dyscyplinę taktyczną w wykonawstwie. Tą drogą poszli tacy trenerzy jak Mroczek w Warcie i Papszun w Rakowie i dobrze na tym wychodzą. Zwłaszcza Mroczek pokazuje, że mając bardzo marnych graczy można walczyć o wygrane ze znacznie teoretycznie lepszymi rywalami. Ja jestem pełen podziwu dla ofiarności graczy Warty. Ale z drugiej strony to tylko to im pozostało.
O tym ,że aby wygrać z drwalami to trzeba pokazać trochę finezji.
Wczoraj nasza drużyna pokazała spory repertuar rozwiązań w ataku, bez których wygranie meczu z tak zdeterminowanym i dobrze zorganizowanym rywalem byłoby niemożliwe. To co widzieliśmy w wykonaniu naszych graczy jeszcze nie jest doskonałe, ale nasza drużyna potrafiła pograć piłką na połowie rywala, wymienić kilka podań przy atakującym przeciwniku, rozszerzyć i pogłębić pole gry. Nasi zawodnicy z różnym skutkiem starali się pokazywać takie elementy sztuki piłkarskiej w ataku jak zmiany pozycji, wyjście na wolne pole, zmiana kierunku ataku, obiegnięcie, ścięcie , co świetnie wykonuje Luquinhas , gra jeden na jednego z próbami dryblingu wzdłużnego (Emreli) i poprzecznego ( Muci). Z grubsza te techniki ataku mają na celu takie ogłupienie rywali, aby nie wiedzieli w co się gra i takie ich rozproszenie, aby można było dojść do sytuacji strzeleckiej i ją skutecznie wykończyć. Zwracam uwagę na fakt, że po to są w drużynach napastnicy, aby strzelali bramki . Tak jak wczoraj Lopes i Pekhart.
O tym, że w takich meczach jak wczorajszy trzeba wystawiać młodych, pozyskanych zawodników.
Nie stwierdzę niczego odkrywczego jak napiszę, że nasza liga jest specyficzna i że gry w niej trzeba się uczyć. Zwłaszcza piłkarze z innego obszaru szkoleniowego mają problemy dostosowawcze. Oni są przyzwyczajeni do gry w piłkę, co wymaga pewnego marginesu swobody, a u nas gra sprowadzona jest do walki zawodników pomiędzy sobą i odbieraniu im miejsca . Takie podejście sprawia ,że pojęcie siły fizycznej staje się konstytutywną częścią samej gry i zawodnicy słabsi tracą bardzo szybko siły i chęci do walki. Oczekuję więc, że takich zawodników jak Abu Hanna, Maik Nawrocki, Mahir Emreli, Ernest Muci i Jasurek Yaxshiboyew będziemy częściej gościli na boisku. Przy czym Uzbek jawi się jako ten duch , bo wszyscy mówią, że jest ,a nikt go nie widział.
Pomimo wielu niedoróbek wynik meczu jest jak należy. Można zasadnie rzec, że my mieliśmy dziury, ale Warta jawiła się jako jedna wielka szpara.