A+ A A-

Legia - Lechia 2-1: Zwycięska końcówka

W ostatnim jesiennym meczu rozegranym na własnym boisku Legia pokonała Lechię Gdańsk 2:1. Był to trudny mecz, który na szczęście zakończył się po naszej myśli. Autorami bramek dla Legii byli Kapustka i Ribeiro.

 

W kadrze Legii na ten mecz zabrakło Carlitosa. Trener Runjaić postawił na następujących zawodników: Tobiasz - Rose, Augustyniak, Nawrocki - Wszołek, Josué, Slisz, Kapustka, Mladenović - Muçi, Rosołek. Goście rozpoczęli w składzie: Kuciak - Stec, Nalepa, Maloča, Pietrzak - Sezonienko, Tobers, Kałuziński, Kubicki, Durmuş – Zwoliński.

Pierwsza połowa meczu toczyła się w wolnym tempie. Legia miała optyczną przewagę, z której niewiele jednak wynikało. Nasza drużyna grała statycznie, cierpliwie czekając na swoją szansę, ta jednak nie nadchodziła, bo Lechia była skupiona na defensywie i udanie broniła dostępu do własnej bramki. W 10. minucie Kuciak nie miał problemu z obroną niezbyt mocnego strzału Josué. W 15. minucie po twardym starciu Mladenovicia z jednym z zawodników Lechii piłkę przejął Kapustka, oddał mocny strzał zza pola karnego, ale piłka odbiła się od spojenia i wyszła poza boisko. Po dwóch kwadransach odważniej ruszyli gości i w 32. minucie Tobiasz został zmuszony do interwencji po uderzeniu Steca. Legia najlepszą okazję strzelecką miała w 41. minucie. Płaskie podanie od Wszołka trafiło do Muçiego, niestety nasz napastnik poślizgnął się w pierwszym tempie, zdołał jeszcze podnieść się i oddać strzał, ale uderzenie było bardzo niecelne.

Do przerwy było 0:0. Pierwsza połowa nie była szczególnie interesującym widowiskiem.

Druga połowa nie rozpoczęła się dobrze dla Legii. Goście wybijali naszą drużynę z uderzenia, grali na czas, a coraz bardziej zniecierpliwieni legioniści popełniali błędy. W 58. minucie Lechia objęła prowadzenie. Zmiennik Conrado wywalczył piłkę na lewej stronie boiska i podał do Kałuzińskiego, który oddał ją Zwolińskiemu. Napastnik Lechii pokonał Tobiasza strzałem z kilku metrów. Ten zimny prysznic dobrze podziałał na legionistów, którzy wreszcie ruszyli do zdecydowanych ataków. Co prawda jeszcze w 61. minucie zadrżeliśmy po kontrze Lechii i akcji Durmuşa, ale potem na boisku istniała już tylko jedna drużyna. W 62. minucie dobrą okazję do oddania strzału miał Slisz, ale wyraźnie przestrzelił. W tej samej minucie Kramer zastąpił Muçiego. W 68. minucie szczęścia próbowali Kapustka i Slisz, jednak w obu przypadkach górą był Kuciak. W 71. minucie Kuciak obronił kolejny strzał Kapustki. Minutę później żółtą kartką upomniany został Mladenović. W 73. minucie Ribeiro zmienił Rose’a. Legia wyrównała w 74. minucie. Josué wystawił piłkę Kapustce, który oddał kolejny strzał zza pola karnego. Piłka odbiła się od poprzeczki, pleców Kuciaka i wpadła do bramki. Było 1:1. Niesieni dopingiem legioniści nadal nacierali i dopięli swego w 87. minucie meczu. Po dośrodkowaniu Mladenovicia strzał głową oddał Kramer. Kuciak odbił piłkę, a w polu karnym najszybszy okazał się Ribeiro, który precyzyjnym strzałem głową wyprowadził Legię na prowadzenie. Wynik meczu nie uległ już zmianie.

Ostatnie pół godziny piątkowego meczu wynagrodziło nam wcześniejszą apatię legionistów. Nasza drużyna zdołała odwrócić losy meczu i zapewnić sobie cenne trzy punkty, a pozytywna energia z boiska przełożyła się na doskonałą atmosferę na trybunach.

We wtorek Legia ponownie zmierzy się z Lechią, tym razem w Gdańsku w meczu pucharu Polski. Ostatni ligowy mecz tej jesieni czeka Legię w przyszła niedzielę we Wrocławiu.

Dyskusja (2)
1sobota, 05, listopada 2022 09:56
CTP
Jeśli toczą się teraz jakieś negocjacje pomiędzy dyrektorem Zielińskim a menadżerem Jarka Niezgody, to ten mecz chyba mocno je posunął naprzód. Wystarczyła lekka kontuzja Carlitosa i nagle w naszej ofensywie zrobiło się bardzo pod górkę. Teoretycznie, mamy Blaza Kramera ale na chwilę obecną ten piłkarz tak bardzo nie pasuje do układanki Runjaica, że wolał desygnować Muciego w wyjściowej 11-tce. Trochę się nie dziwię, bo nasz Słoweniec, to bardziej pasuje do klasycznego ustawienia, gdzie zespół pracuje na napastnika aniżeli do naszej gry kombinacyjnej. Poza tym, gdyby nam się udało w najbliższy wtorek powtórzyć wynik, to na wiosnę ten dodatkowy napastnik byłby bardzo potrzebny.
To już chyba trzeci mecz w obecnym sezonie, który wyciągamy na plus, mimo straconej bramki. Chyba można już powiedzieć, że demony przeszłości mamy już za sobą.
Nasza c-elka znowu popisała się mocą sprawczą: tydzień temu pisałem, że Kapi nie ma liczb - no i proszę! Smile Tak w ogóle, to bardzo dobry mecz Bartka. Widać, że forma idzie w górę i chyba szkoda, że to już ostatni tydzień w tym roku. Trochę gorzej zagrał jego imiennik: Sliszu parę razy niestety się zdrzemnął, dzięki czemu Lechii udało się przeprowadzić kontrataki. Moja ocena pewnie byłaby inna, gdyby miał lepszy celownik. Szkoda, bo 2 razy uderzał z dobrych pozycji i to powinno trafić w siatkę.
Tobiasz kolejny raz zaliczył kanał. Radziłbym mu popracować nad ustawieniem w takich sytuacjach, bo jak mu się przyklei taka łatka, to potem trudno to odkleić. A już najtrudniej bramkarzowi.
Reasumując: oglądaliśmy klasyk w wykonaniu Legii, czyli "stojanov" w I połowie, gówno-bramka w wykonaniu rywala i potem pogoń za wynikiem. Tym razem na szczęście z happy endem.
2sobota, 05, listopada 2022 13:36
Zbyszek
Przyznam się bez przymusu , że szalenie trudno przychodzi mi aprobata do posługiwania się kalkami i pojęciami z przeszłości do wyjaśnienia przez różnych komentatorów tego co się dzieje w teraźniejszości i snucie rozważań o przyszłości.
Jednym z takich pojęć z zamierzchłej przeszłości , bo sprzed ponad 70 lat jest drużynowość, nazywana także zespołowością lub kolektywem. Jest poza sporem ,że piłka nożna stanowi część istniejącej i rozwijającej się cywilizacji oraz, że jej przemiany są wtórne i przebiegają z opóźnieniem w stosunku do rozwoju tego co nazywamy nowoczesnością. Piłka nożna, która w formie zorganizowanego sportu istnieje od drugiej polowy XIX wieku powstała jako efekt kapitalizmu ,a konkretnie procesu industrializacji i tworzenia przemysłowej klasy robotniczej. To w środowisku robotników fabrycznych powstał futbol jako sport formalnie drużynowy, choć w istocie był zbiorem 11 indywidulanych zawodników zajmujących różne miejsca na boisku. Jednocześnie dramatyczne przemiany industrializacji , co znakomicie opisuje socjolog Emil Durkheim , a więc powstanie fabryk , specjalizacja , złożony podział pracy - zmieniały środowisko społeczne. Rozwijający się kapitalizm wskazywał z jednej strony ,że zaspokojenie potrzeb musi odbywać się w warunkach kolektywnego wysiłku , a z drugiej ,że ludzie mogą zostać zaspokojeni tylko przez masową produkcję. Jako pierwszy ten aksjomat wykorzystał Henry Ford produkując taśmowo model T. Szybko znalazł naśladowców, Do początku XX wieku życie ludzi było ściśle warunkowane przez narzucane "odgórnie " pochodzenie, geografię, płeć, pokrewieństwo, status i religię. Ludzkość dopiero po II wojnie światowej wkroczyła na ścieżkę nowoczesnego życia niezdeterminowanego międzypokoleniową spuścizną , zgodną z tradycją wioski, klanu czy plemienia. Poczucie, że istota ludzka jest osobną jednostką budowało się stopniowo i jest to proces jeszcze niezakończony. Tym samym nowe społeczeństwo industrialne zachowało wiele hierarchicznych motywów , dawnego feudalnego świata. Powstał tygiel nowego ,masowego porządku i jej logiki biurokratycznej koncentracji , centralizacji , standaryzacji i administrowania . W tym systemie każdy miał zapewniony solidny fundament i cel . Bożkiem stała się socjalizacja i adaptacja. Jako się rzekło piłki nożnej te procesy masowej schematyzacji dotknęły z opóźnieniem, bo dopiero kilka lat po zakończeniu II wojny światowej. Pierwszym zwiastunem nowego stał się szwajcarski trener Karl Rappan twórca tego co nazwano "szwajcarskim ryglem" , który z początkiem lat 60-tych urodził catenaccio, za którego animatora powszechnie uważa się Helenio Herrerę i Inter. Symptomatycznym było, że idea drużynowości objawiała się w preferowaniu gry obronnej. Takie podejście było skutkiem przede wszystkim pokonania w finale MŚ w 1954 roku "Złotej jedenastki" Węgier Gustawa Sebesa złożonej z wybitnych indywidualności przez reprezentację RFN pod wodzą Seppa Herbergera , która przeszkadzanie uczyniła zasadą taktyczną. W ten sposób idea zespołowości stała się symbolem dla taktycznej gry obronnej . Ten trend widać było w ewolucji systemów gry z 3 obrońców w systemie WM, poprzez 4 w systemach 4-3-3, 4-4-2 i 4-2-3-1 .aż do pięciu obecnie. W b. ZSRR drużynowość traktowana była jako przejaw wyższości kolektywizmu nad indywidualizmem, komunizmu nad liberalizmem.( vide dorobek Łobaniowskiego).
Oczywiście ludzie żyjący w drugiej połowie XIX wieku i pierwszych dziesięcioleciach XX wieku nie wiedzieli ,że uczestniczą w "rewolucji przemysłowej " , tak i my nie mamy świadomości ,że od drugiej polowy XX wieku bierzemy udział w "rewolucji informatycznej" . Ta nowa rewolta oznacza rozkwit nowego społeczeństwa ludzi urodzonych w środowisku przesiąkniętym psychologiczną indywidualnością , z nabytym przy urodzeniu prawem do wolności ,ale i konieczności. Przestajemy zadawalać się byciem anonimowymi członkami ludzkiej masy , bowiem czujemy swoje prawo do samostanowienia. Setki milionów i coraz więcej ludzi uzyskało dostęp do doświadczenia zarezerwowanego wcześniej dla nielicznych. Podporzadkowanie się hierarchicznej umowie społecznej przez masowe społeczeństwo ery industrializacji przyniosło obiecane nagrody w postaci wyższego standardu życia ,ale też na tej bazie poszybowaliśmy w kierunku indywidualizmu , który nie da się zamknąć w określonych rolach czy tożsamościach grupy. Osobista tożsamość staje się wartością nadrzędną w stosunku do a'priori przyjmowanych norm społecznych czy wręcz jest ich przeciwstawieństwem. Nawet jeżeli wracamy do tradycyjnych ról to z wyboru ,a nie z przymusu. Ukształtowani w obecnej epoce ludzie , w tym piłkarze, nie dadzą się już zamknąć w ciasnych ramach kolektywizmu, oni wymagają nowego podejścia, nowego otwarcia. Ta tendencja jest już od kilku lat obecna , a jej spektakularnym przejawem jest gigantyczna popularność medialna tzw. gwiazd. Ten kierunek rozwoju futbolu wspierają algorytmy matematycznie znane pod nazwami nadliniowości, liniowości i podliniowości. Okazuje się, że drużynowość rozumiana tak jak 70 lat temu jest znacznie mniej efektywna , niż rozumne zgromadzenie i zagospodarowanie indywidualności. Bowiem tylko wykorzystanie indywidualności sprawia ,że poziom efektywności jest wyższy, niż suma umiejętności poszczególnych członków zorganizowanej na zasadach kolektywu drużyny.
Zachowując wszelkie proporcje to we wczorajszym spotkaniu Legia przestrzegająca reguł zespołowości była zespołem przegrywającym, natomiast Legia będąca zlepkiem indywidualności okazała się zwycięska.

Przyznam ,że daleki jestem od apodyktycznego traktowania tzw. wiedzy naukowej jako jedynego kryterium ocennego . Nie chodzi o brak zaufania do takiej wiedzy, ale w jakimś sensie jestem zwolennikiem Georga Moore'a, uznawanego za twórcę utylitaryzmu , który w pracy " Zasady etyki" wskazywał na błędy matematyczne oraz logiczne i wedle niego jednym z takich błędów jest definiowanie niedefiniowalnych pojęć moralnych takich jak np. dobro. Bowiem dobrem może być to co korzystne co przyjemne ... tylko zależy dla kogo?. Więc kiedy piszemy, mówimy o takich pojęciach to musimy ściśle określać przedmiot i podmiot. Podobnie mamy do czynienia z błędami logicznymi takimi jak błąd formalny, gdy rozumujemy w nieprawidłowy sposób, albo od ogółu do szczegółu lub fałszywie uogólniając materiał analityczny . Błąd materialny zachodzi wówczas , gdy przyjmuje się nieprawdziwe przesłanki takie jak np. że wszyscy ludzie bogaci to złodzieje. Bo by to oznaczało, że wszyscy biedacy to anioły. Częstą przyczyna błędów jest wieloznaczność terminów, gdyż jeżeli znaczenie słów ulegnie zmianie to dedukcja nie nastąpi. Z kolei argument jest błędny wówczas , gdy w przesłance zakłada się to czego chce się dowieść. To tylko nieliczne przykłady błądzenia przez komentatorów i tzw. ekspertów ,a wynikające z nieuctwa , z braku elementarnej , a podstawowej wiedzy o przedmiocie rozważań. Ci sami ludzie są wstanie wykazać, że ten sam zawodnik, ten sam zespól raz jest znakomity, fenomenalny , a innym razem to dno pokryte brakiem umiejętności i zaangażowania. Dla nich jedynym bożkiem jest wyłącznie wynik. Nie należy się tym samym dziwić, że kibolstwo , które nie musi mieć i nie ma podstaw wiedzowych - podlega ogromnej huśtawce emocjonalnej, od noszenia po rękach do wieszania.

Analizy dokonywane przez amerykańskich teoretyków i praktyków zajmujących się zawodem trenera wykazały, że ten "nauczyciel" sportu to po części człowiek czynu, myśliciel, człowiek intuicji i baczny obserwator. Problem jest taki ,że każda z tych cech jest tak samo ważna, ale u każdego trenera proporcje tych cech są bardzo różne. Na decyzje trenera wpływ mają takie elementy jak : wiedza teoretyczna , rezultaty badań ( analizy) , własne obserwacje , a w końcu informacje uzyskane od sztabu oraz od zawodników. Wpływ każdego z podanych czynników na decyzje bywa też nierówny. Najlepiej by było, aby jeden człowiek mógł czerpać wiedzę i motywy decyzji z różnych źródeł, wszechstronnie i harmonijnie. Lecz taki wzorzec funkcjonuje tylko w teorii. I to z tego względu we współczesnym futbolu rację bytu mają zespoły trenujące złożone z fachowców z różnych dziedzin. Tym samym nadszedł czas, aby przyjrzeć się sztabowi Legii Warszawa.
Rozpocznę prezentację oczywiście od miłego, o gładkiej gadce trenera Kosty Runjaicza. Piął się on w Niemczech po szczeblach od trenera młodzieży , asystenta trenera zespołów niższych klas , aż kopnął go zaszczyt i objął stanowisko trenera w 1FC Kaiserlautern, aspirującego do awansu do Bundesligi. Runjaicz awansu nie osiągnął, choć był od celu o włos i system go wypluł na aut dużej piłki. Do trenerskiego żywota przywróciła go Pogoń, a Legia uznała za lepszego od Papszuna . Ja opowiem jakim trenerem był Runjaicz w Kaiserlautern na przykładzie dwóch Polaków , którzy byli w tamtej drużynie ,a mianowicie Ariela Borysiuka i Jakuba Świerczoka. Jak pamiętamy Borysiuk zapałał chcicą do zmiany klubu , kiedy to zainteresowanie nim wyraziły dwa kluby belgijskie ( Liege oraz Brugia) oraz wspomniany 1FC. Ariel najpierw pojechał do Belgii,lecz miasta były dla niego za małe i wylądował w Kaiserlautern. W okresie przygotowawczym trenował na takich samych zasadach jak inni ,ale w okresie bezpośrednio przed rozpoczęciem sezonu Runjaicz zarządził przez kilka dni gierki na skróconym polu gry , po których wybrał 17 zawodników z którymi pracował bezpośrednio i którzy stanowili trzon i prawdziwą kadrę I zespołu , a resztą zajmował się jeden z asystentów. Borysiuk znalazł się w tej drugiej grupie i na boisku się nie pojawił. Moim zdaniem to wówczas Ariel przegrał dużą karierę , bo chyba uświadomił sobie ( tak jak Szpilka po walce z Wilderem) jak daleko brakuje mu do średniej klasy piłkarzy niemieckich. Gdyby trafił do Belgii to byłby wypożyczony i grając rozwijał by się harmonijnie.
Natomiast Świerczok znalazł się w grupie uprzywilejowanej ,ale też się nie nagrał. Zaczął z przytupem , bo rozegrał całe pierwsze spotkanie ,ale podczas kolacji w klubie Runjaicz zauważył ,że Świerczok je "Nutellę" czego regulamin zabraniał . Więc został zesłany poza grę na miesiąc. W pierwszym spotkaniu po tym czasie trener wpuścił go na boisko w 55' jako zmiennika, ale po meczu Runjaicz uznał, że Jakub wykazał za mało entuzjazmu przy zmianie i tym razem przerwa w występach wyniosła 3 miesiące. Po niej zagrał cały wygrany mecz i do kolacji Runjaicz zezwolił na wypicie zawodnikom po jednym piwie. Świerczok zamiast piwa zażyczył sobie Coca Colę, bo piwa nie lubi i następnego dnia spakowany wylądował w Polsce. Więc co do Runjaicza to niech nas pozory nie zmylą.
Pierwszym asystentem Runjaicza i trenerem odpowiedzialnym za indywidualny rozwój zawodników jest 41-letni Serb Aleksandar Rogicz, wychowanek Jozaka z Wydziału Sportu i WF Uniwersytetu w Belgradzie. Pewne sukcesy trenerskie odniósł w znanej z wyeliminowania Wisły Kraków z LM Levadii i był trenerem U-19 i U-20 reprezentacji Serbii.
Kolejnym asystentem i jednocześnie analitykiem jest Przemysław Małecki , jeden z twórców sukcesów Akademii Lecha ściągnięty do Legii przez Michniewicza. Małecki to szkoleniowiec porządnie wykształcony, o otwartym umyśle, autor lansowanego przez PZPN " Treningu formacyjnego" .
Asystentem bez atrybutu jest Iniaki Astiz ( 39 lat) , w Legii od 2007 roku, z przerwą na lata 2015-2017. Do sztabu wziął go Michniewicz z uwagi na bardzo wysokie umiejętności pracy z młodymi piłkarzami.
Trenerem bramkarzy jest Krzysztof Dowhań nie wymagający rekomendacji oraz Arkadiusz Malarz i to ich zasługą jest wybór młodziutkiego Tobiasza na pierwszego bramkarza . Lecz łyżka dziegciu to sprowadzenie Hładuna.
Bardzo okazale i liczebnie i fachowo prezentuje się dział przygotowania motorycznego i medycznego składający się z szefa Bartosza Bibrowicza oraz Stergiosa Fotopoulosa i młodego Dawida Golińskiego. Bibrowicz to b.wyczynowy judoka , po kierunkowych studiach , którego dodatkowych specjalizacji nie zliczę. Jest prezesem Stowarzyszenia Treningu Motorycznego i był głównym trenerem polskiej ekipy na ostanie Igrzyska w Tokio. Autor kilku książek , w których prezentuje się jako zwolennik akumulacji wysiłkowej.
Natomiast Fotopoulos jest nie tylko świetnie przygotowany teoretycznie, bo oprócz studiów ( ukończony ten sam Wydział co Rogicz) skończył słynną niemiecką szkołę trenerów w Kolonii, ma też praktykę w pracy w tak znanych klubach jak Panathinaikos czy Spartak Moskwa. Zwolennik ciężkiej pracy i "zimnego wychowu" ,ale również tłumaczący zawodnikom sens wykonywanych ćwiczeń.
Najmłodszym z nich jest Dawid Goliński, i mnie wystarczy jako rekomendacja fakt, iż jest on wychowankiem prof. Jana Chmury z AWF we Wrocławiu, a więc animatora i admiratora treningu szybkościowego.
Sztab medyczny to cenieni ortopedzi dr Filip Latawiec ( mający też specjalizację z medycyny sportowej ) oraz dr Karol Malec - licencjonowany lekarz PZPN.
Wspomnę jeszcze o analityku Piotrze Parchanie , który awansował w ciągu 4 lat z Akademii do I drużyny, Jest on absolwentem Wyższej Szkoły Zarządzania we Wrocławiu, którą ukończył i na której wykładał Michniewicz.
Na końcu , ale nie uważam tej funkcji za mało ważną, wymienię dobrze wykształconą dietetyczkę panią Urszulę Somow. Jest to rozumna i rozsądna kobieta, która współpracuje także z PZLA , PZPS oraz kilkoma klubami siatkówki. A poświęcam sprawie odżywiania się zawodników sporo uwagi od czasu jak nawiedzony dietetyk pasł naszych zawodników jogurtem i miodem w czasie kiedy trenerem Legii był Urban , a co o mały włos nie spowodowało kalectwa połowy drużyny ( zerwane mięsnie) .
O ile można mieć uwagi do zmian w kadrze zawodniczej to zmiany w sztabie są niewątpliwie wielce korzystne.

Nie powiem, abym takich rywali jak Lechia Gdańsk lekceważył, ale subtelnie wyrażę swoje zdanie ,że jej wartości nie przeceniam. Ja w ogóle brzydzę się hipokryzją, takim zafajdanym udawaniem skromności, pokory, okazywaniem byle palantom szacunku. Cenię wiedzę, rozsądek , dokonania, pewność siebie, sukcesy i na tej podstawie ustalam hierarchię. Na tej drabince Lechia znajduje się znacznie poniżej stanów średnich i tuszę, że spadnie z ESy , tak jak spadła Wisła Kraków , która też psuła system i zasady równościowe. Lechia to sztuczny, propagandowy twór z Gdańska jako kolebki Solidarności , a w ostatnich latach jako uzasadnienie gigantycznej pomyłki czyli budowy w Gdańsku ogromnego stadionu na Euro 2012 . Lechia jest przyczepiona do tej Areny jak gówno do statku , które krzyczy "Płyniemy.". Lechia ma właściciela ,który nie ma pieniędzy i tak naprawdę to klub utrzymuje Miasto oraz wpływy z praw telewizyjnych. Mnie oburza ,że taka Legia płaci za stadion dla niej stanowczo za mały kilkanaście milionów rocznie ,a taka Lechia nic nie płaci za stadion dla niej stanowczo za wielki , a jeszcze corocznie dostaje miliony na pokrycie dziury w budżecie. Jej znaczenie wynika z zabiegów PR, w tym zakulisowo czynionych przez cwanego menedżera Mandziarę , który rządzi klubem. Lechia zatrudniała trenerów tanich, ale za to ambitnych oraz jeszcze tańszych , których mamiła szansą wybicia się na rynku. Jednocześnie stopniowo wyzbywano się zawodników umiejących więcej niż nic. W Lechii pozostały wybraki, którymi zainteresowanie jest zerowe.Z zawodników coś potrafiących można wymienić bramkarza Kuciaka , już 37-letniego, obu środkowych obronców Malocę ( 33 lata) i Nalepę ( 29 lat) . Reszta nawet nieźle się zapowiadających jak pomocnicy Biegański( 20 lat), Kałuziński ( 20 lat) czy Kubicki ( 27 lat) rozmienia się na drobne. Jedyny na którym warto oko zawiesić to Kacper Sezonienko( 19 lat) , który mimo wzrostu ( 190cm) imponuje sprawnością fizyczną. Po b. asystencie Runjaicza z Pogoni Tomaszu Kaczmarku jako trenera zatrudniono po raz enty syna "Boba" Marcina Kaczmarka, który wydaje się kotlecikiem nieco nieświeżym. Jego zadaniem jest uratować Lechię przed spadkiem, co graniczyć będzie z cudem . Bo nawet Legia wczoraj nie pomogła, mimo ,że przez większość meczu robiła za dostarczyciela punktów.

Legia staje się zespołem na tyle powtarzalnym, że z góry można przewidzieć kto zagra w I składzie , mało tego , tak samo można przewidzieć kto wejdzie do drużyny jako zmiennik w przypadku kontuzji lub kartek gracza podstawowego. Chyba nie dlatego ,że ławka Legii jest za krótka, ale dlatego ,że Runjaicz przejął niemiecką metodę stawiania na najbardziej pracowitych i zaangażowanych na treningu , którzy jednocześnie prezentują stabilną formę. Ta oczywista konstatacja nie sprawia niestety ,że zmiennicy dorównują przydatnością pierwowzorom tak jak wczoraj było z Mucim , który stał się nieudaną kalką Carlitosa z meczu z Jagą. Podobnie Augustyniakowi dużo do klasy Jędrzejczyka brakuje. Trener Runjaicz dostrzegł po kilkukrotnym obejrzeniu spotkania z Jagą wiele błędów w obronie i pewnikiem jak każdy krawiec pracował usilnie nad tym ,aby dziury załatać. Widać wyraźnie ,że organizacja gry obronnej to nie jest mocna strona sztabu i trenera i dziur nie załatali ,ale te starania czynili kosztem gry w ataku. Ja pewnikiem za głupi jestem, aby nadążyć za takim rozumowaniem ,aby psuć to co dobre po to ,aby naprawiać to czego naprawić się nie da. I to w celu zaspokojenia jakiejś obłędnej idei i rzekomo nadrzędnej wartości "Zera z tyłu". Wczoraj ,żeby zawodnicy nie wzięli sprawy w swoje ręce to byłoby zero z przodu ,a nie z tyłu i zerowy dorobek punktowy. Oczywiście ta reakcja zawodników nareszcie podniosła mnie na duchu , chociaż wolałbym ,aby ataki były lepiej przygotowane, mniej chaotyczne i jednak odbywały się na nieco wyższym poziomie własnego bezpieczeństwa.

Oglądałem wczorajsze spotkanie na Canale , bo już zdrowie nie to i z żalem ,ale coraz rzadziej odwiedzam Ł3.Dobrze chociaż, że syn z wnukiem byli i z huśtawki nerwów wyszli zwycięsko Smile. Jako skazany na komentatorów wczoraj nie tylko na nich nie narzekałem ,ale muszę ich pochwalić. Bowiem Robert Skrzyński i Michał Żewłakow swymi komentarzami ożywiali niemrawe o wątpliwej jakości widowisko . Michał mówił mniej ,ale każda jego wypowiedz świadczyła o dużym poziomie fachowości . Dzięki nim nie było mniej nerwowo, ale za to przyjemniej.

Szum medialny wokół sędziego Wojciecha Mycia powstał jak Przesmycki w wieku poniżej 30 lat przeMYCił go do ESy. Ja nie dostrzegłem w nim szczególnego talentu do sędziowania w odróżnieniu od kilku innych ,ale doceniam jego wyśmienitą znajomość przepisów i doskonałe przygotowanie fizyczne. Myć jest przy tym osobnikiem niewątpliwie kulturalnym, dobrze ułożonym i ogólnie sympatycznym . Wczoraj bardzo pozytywnie oceniłem fakt, że w sposób naturalny przywitał się przez podanie ręki przed wejściem na stadion z chłopcami wyprowadzającymi piłkarzy. Jak można nie lubić Mycia jak on był wczoraj odwrotnością Musiała , który w sytuacjach tzw. nieoczywistych zawsze gwizdał przeciwko Legii ,a Myć konsekwentnie przeciwpołożnie ,że przytoczę tylko parę przykładów :
-3' -w utracie przez nas bramki przeszkodził najpierw Mladenovicz , a w ostatecznym rozrachunku Myć, który uznał, że niezdecydowany Tobiasz był faulowany,
- 13' - nieodgwizdany ewidentny faul Mladenovicza ( wślizg z uniesioną nogą ) na Kubickim, po którym Kapustka oddał kąśliwy strzał,
- 46' - tylko zwrócenie uwagi Kapustce na uderzenie w twarz Zwolińskiego,
- 47' - nie było żadnych konsekwencji dla Nawrockiego za uderzenie głową Sezonienki . Sezonienko pewno wkurzony tym faktem sam postanowił "wymierzyć sprawiedliwość" ,ale uczynił to tak nieszczęśliwie , że sam sobie skręcił staw skokowy,
- 63'- sędzia w ogóle nie reaguje na uderzenie Nalepy w twarz przez Rosołka.
Oczywiście, że sędzia sam nam spotkania nie wygrał, ale na pewno nie był przeszkodą. Mecz wygrali nasi zawodnicy, którzy zrehabilitowali się w końcówce za marazm jaki prezentowali wcześniej.
Jednocześnie trzeba docenić takie wygrane, bo one budują wzajemne zaufanie i wiarę we własne siły. Moc była z nami !.

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1